Z lamusa

Tibor Jagielski

na razie internet znajduje się nadal w powijakach
ten oblepiony spamem bobasek wygraża nam piąstką hejtera
i oznajmia, że jak dorośnie, to nam dokopie,
bo nie ma większego filozofa niż google, a filozofki jak wikipedia
te dwie niańki to wektory w przyszłość kiedy to do okna zastuka drona,
uprzejmie ostrzeże, że w przypadku użycia fałszywej karty kredytowej zacznie natychmiast strzelać,
i uprzejmie zapyta
– kto zamówił pizzę, a kto fryty?

Wisława Szymborska

Der Hass

Schaut, wie er immer noch tüchtig,
wie gut er sich hält
in unserem Jahrhundert der Hass.
Wie leicht nimmt er die hohen Hindernisse.
Wie einfach für ihn – springen, zupacken.

Anders als die anderen Gefühle.
Gleichzeitig älter und jünger als sie.
Gebiert selbst Ursachen,
die ihn zum Leben erwecken.
Sein Schlaf wird nie Ewiger Schlaf.
Schlaflosigkeit nimmt ihm keine Kräfte,
sonern vermehrt sie.

Die Religion oder nicht
– in den Startlöchern zu knien, drauf kommt es an.
Die Heimat hin oder her
– Sturmlaufen, das ist es.
Und selbstgerecht von anfang an rennt er alleine.
Der Hass. Der Hass.
Sein Gesicht verzehrt durch Grimmase
einer Liebesekstaze.

Ah, diese anderen Gefühle
– schwächlich und lahmarschig.
Seit wann kann die Bruderschaft
auf die Menge rechnen?
Ist Mitleid jemals
als erstes ans Ziel angelangt?
Wieviele hat Zweifel mit sich gerissen?
Er reisst nur, der seins weiss.

Begabt, aufnahmefähig, emsig.
Braucht man darüber zu sprechen wieviele Lieder er schuf?
Wieviele Seiten der Geschichte er schrieb?
Wieviele Teppiche aus Menschen breitete er aus,
auf wievielen Plätzen und Stadien?

Belügen wir uns nicht:
er kann die Schönheit schaffen.
Prächtig sind seine Brände in der dunklen Nacht.
Ausgezeichnet das Gewimmel der Explosionen
in rostiger Morgendämmerung.
Es ist schwer den Trümmerrn das Pathos abzusprechen,
und den derben Witz, einer, ins Himmel ragenden, Kollonade.

Er ist ein Meister des Kontrasts
zwischen Lärm und Stille
zwischen rotem Blut und weissem Schnee.
Aber vor allem langweilt ihn nie
das Motiv der geplegten Häscher
mit seinen geschändeten Opfern.

Zu neuen Aufgaben immer bereit.
Wartet er mit Geduld.
Man sagt er sei Blind. Blind?
Er hat rege Augen eines Scharfschützen
und blickt brav in die Zukunft
– er allein.

aus dem Polnischen von Tibor Jagielski (1996)

 


Kongres owadów – W Francji nazywają nas Prusakami, w Prusach – Francuzami

naprawdę nie wiem, co mnie pozytywnie nastroi, może to, że żeby się zalogować tutaj, nie potrzebuję wieczności; może z tego powodu, że szelowska wieś (otoczona drutem z kolczastych bajkopisarzy – dorn 😉 ) pochrapuje nadal spokojnie (podczas gdy medialne haubice szeryfowej angeli po przeoraniu grecji, dobrały się do węgier), a jej prezydent czyta uśmiechając się łagodnie, a wręcz dziewiczo na tle zramolałej sceny politycznej zaścianka; polskiej lewicy nie pozostanie nic innego jak poprosić o azyl w chile

(chiny nie wchodzą w rachubę – nie ma gdzie się spowiadać), a najbardziej krewcy udadzą się, pod przywództwem millera, do boliwii, aby założyć tam rodziny z indiankami i plantacje koki

być moze dopiero tam, w cieniu andyjskich wulkanów i w słodkiej melodii fletów, narodzi się nowa lewica aby, najpóźniej za dwieście lat, obalić totalną dyktaturę happytalizmu; venceremos!

Tibor. Rysunki, wiersze, tłumaczenia

Tibor Jagielski

momente

leyla (azubi)
erzählt in der pause
über schönheit ihrer heimat kenia (gorillas im nebel u.s.w.)
– ich bin eine giraffe –  schaltet sich die  jackie (schichtleiterin) ein
– brauche nur 4 stunden schlaf!
– du blöde kuh – denke ich
beisse die zähne zusammen
und schweige

Walter Kempowski (spolszczył Tibor Jagielski)

Wdrapałeś się do ucha
a w oczach słyszysz,
co twoje uszy widzą.
Statek widzisz od dołu,
a ptaki z góry.
Stempel podsumował wszystko.
X
Ins Ohr hast du dich verkrochen,
und in den Augen hörst du,
was deine Ohren sehen.
Das Schiff siehst du von unten,
die Vögel von oben.
Das Stempel hat alles zusammengefaßt.
Ucho przy ścianie.
Usłyszałeś cień,
kiedy przemykał.
Czy to było westchnienie?
Czy to był daleki krzyk?
X
Das Ohr an der Wand.
Du hörtest den Schatten,
als er vorüberglitt.
War es ein Seufzer?
War es ein Schrei weit weg?
Rzadkie dni światła,
wiatr potrąca harfę krat:
aż do judasza w drzwiach!
Zimno go nie powstrzyma.
X
Seltene Tage des Lichts,
Wind streicht durch die Harfe des Gitters:
bis an die Lupe der Tür!
Kälte hält ihn nicht auf.
To były wakacje!
Krzyki ponad falami
i trawa na wydmach tnąca w stopy.
X
Chętnie wspominasz burze,
porwany brezent.
Piasek w oczach.
Synem i ojcem byłeś jednocześnie.
Trzymałeś się sam za rękę.
X
Das waren Ferien!
Das rufen über den Wellen,
und Strandhafer schnitt in die Füße.
X
An das Gewitter denkst du gern,
an die gerissenen Planen.
An Sand in den Augen.
Sohn warst du und Vater zugleich.
Du hieltest dich selbst an der Hand.
Nad tobą siorbią,
a pod tobą maszerują.
Raz zawołałeś.
ale odpowiedzi nie było.
X
Über dir schlurft es,
und unter dir wird marschiert.
Einmal hast du gerufen,
doch eine Antwort kam nie.
Walter Kempowski (1929 – 2007)

z cyklu: “Langmut (Wytrwałość)” (2009)

był czlonkiem niefomalnej grupy bedacej w opozycji do hitlerjugend i hitleryzmu w ogóle
nastepna zaraza wsadziła go tutaj
https://de.wikipedia.org/wiki/Justizvollzugsanstalt_Bautzen
na ćwierc wieku, ale trzy lata po śmierci bat’ki – jak wielu innych ułaskawiony; dyrygował chórem więziennym

Barataria na gobelinach

Dla Pana Wojciecha Charchalisa

Ewa Maria Slaska

Panie Wojciechu! Barataria to nie Bakszysz!

Z uporem maniaka wracam do tematu sprzed tygodnia, do pomysłu tłumacza, żeby inaczej nazwać wyspę Baratarię, którą Książę Pan i Księżna Pani  w przypływie złośliwej fantazji ofiarowali giermkowi Don Kichota. Przez całą pierwszą część Dzieła i spory kęs drugiej Sancho Pansa, przymierając głodem, marznąc po nocach i cierpiąc od upału w ciągu dnia, często gęsto zbierając cięgi za swojego pana, jechał wiernie na swoim osiołku, nie otrzymując w zamian żadnej nagrody. Jedynym jego wynagrodzeniem była obietnica, że kiedyś jego pan podaruje mu wyspę. Cóż to miała być za wyspa! Wyspa spełnienia życzeń, szczęścia, lenistwa, dobrobytu, czarodziejska wyspa, utkana ze wszystkich marzeń ciężko pracujących ludzi, którym obietnica cudu pomaga przetrwać udręki codzienności. Wyspa, na którą czekał Sancho Pansa, była w świecie maluczkich wyrazistsza i lepiej zrozumiała, niż religijna obietnica Raju. Raj to była abstrakcja, przeznaczona tylko dla tych, którzy nigdy nie zgrzeszyli, a któż z nas nigdy nie zgrzeszył? Być może po śmierci mieszkali tam bogaci, bo bogaty wszędzie wejdzie, a jak się nie da wejść czy wjechać, to wpełznie jak gąsienica, gdyż pieniądz toruje mu drogę. Biedny wie, że nie ma nawet prawa pomarzyć o raju. Tymczasem wyspa jest zarazem baśniowa i realna, leży niemal w zasięgu ręki, za lasem, za zakrętem drogi, na rzece, jeziorze, morzu, oceanie. Na wyspie jest realne jedzenie, kasza, cebula, kawał mięsa, bochen chleba, stągiew wina. Wyspa obiecywała, że raz wreszcie można najeść się do syta, napić do woli, wyspać godnie, może białkę przytulić, ale to akurat nie było najważniejsze. Bo wszystkiego mogło brakować w życiu biedaków, ale seks zawsze był, była to wszak najtańsza rozrywka, na jaką stać było biedaka.

Dlatego tak okropna była w opowieści Cervantesa ta przewrotność Księżnej i Księcia, którzy dali Sancho Pansie ową Wyspę tylko dla żartu i żeby z niego zakpić. Uprzedzili go nawet o tym.

Digo, pues, que con todo su acompañamiento llegó Sancho a un lugar de hasta mil vecinos, que era de los mejores que el duque tenía. Diéronle a entender que se llamaba la ínsula Barataria, o ya porque el lugar se llamaba Baratario, o ya por el barato con que se le había dado el gobierno. Al llegar a las puertas de la villa, que era cercada, salió el regimiento del pueblo a recebirle; tocaron las campanas, y todos los vecinos dieron muestras de general alegría, y con mucha pompa le llevaron a la iglesia mayor a dar gracias a Dios, y luego, con algunas ridículas ceremonias, le entregaron las llaves del pueblo, y le admitieron por perpetuo gobernador de la ínsula Barataria.

Wyspa nazywała się taniocha, bo za taniochę Sancho ją otrzymał.

Oczywiście artyści, którzy od lat przedstawiali Baratarię, zapominali o tym, że jej pierwociny były proste, przedstawiali ją po królewsku wspaniale.


U góry: Obraz (tzw karton) Charlesa Antoine’a Coypela, Sancho Pansa przybywa do Baratarii, stanowiący wzór dla gobelinu; poniżej ten sam temat oraz Uczta Sancho Pansy w Baratarii już jako gobeliny utkane wg obrazów Coypela i otoczone bogatymi rokokowymi bordiurami na modnym wówczas karmazynowym tle.

Mistrzami odpowiedzialnymi z przeniesienie wizji malarza na warsztat tkacki byli ojciec i  syn Michel i Jean Audranowie. Gobeliny zostały wykonane z wełny i jedwabiu, a znajdują się w Getty Museum w Malibu, California, USA. Coypel, nadworny malarz Ludwika XVI, przygotował 28 kartonów do produkcji gobelinów z serii o don Kichocie, która została w XVIII wieku w różnych wersjach wykonana dziewięciokrotnie i praktycznie rzecz biorąc zdominowała całą tekstylną produkcję Królewskiej Manufaktury Mebli i Gobelinów w Gobelin koło Paryża.

Gobeliny z pierwszej serii były przeznaczone na królewski podarunek dla Marii Krystyny i Alberta Kazimierza, księstwa Saxen-Teschen, którzy w owym czasie wspólnie zarządzali tzw. Niederlandami Austriackimi czyli dzisiejszą Belgią. Księżna Maria Krystyna była siostrą królowej Marii Antoniny. Książę Albert Sasko-Cieszyński – synem króla Polski, Augusta III i Marii Józefy Habsburżanki.

Przy okazji ciekawostki – Księstwo Maria Krystyna i Albert mieszkali w Cieszynie i znacznie przyczynili się rozkwitu gospodarczego księstwa Cieszyńskiego. Po śmierci żony pogrążony w smutku książę przeniósł się do Wiednia. Książę był kolekcjonerem sztuki, zgromadził największą na świecie kolekcję rysunków i grafik starych mistrzów. Kolekcja zgromadzona w pałacu Księcia dała początek muzeum, które od imienia księcia nazwane zostało Albertina. Jest to dziś jedno z najsłynniejszych muzeów na świecie.

Również gobeliny o Don Kichocie weszły w skład zbiorów Albertiny, wciąż jednocześnie pozostawały w posiadaniu członków dynastii Cieszyńskiej. Dopiero w roku 1936 jeden kolejnych właścicieli przeprowadził się do Londynu i zabrał ze sobą gobeliny. Ich losy przez następnych 30 lat były nieznane. Pojawiły się na rynku w roku 1967, kiedy to Alice Bucher ze Szwajcarii wystawiła je na sprzedaż w Domu Aukcyjnym Sotheby’s w Londynie. Muzeum Paula Getty’ego nabyło je tamże w roku 1982.

Muzeum Getty’ego nie podaje kim była Alice Bucher – dzięki informacjom znalezionym w internecie pozwalam tu więc sobie popuścić nieco wodze fantazji. Niejaka Alice Bucher ze Szwajcarii wystawiła gobeliny na sprzedaż w roku 1967. W tym samym roku w Adligenswil koło Lucerny niejaka Alice Bucher zbudowała największe i najnowocześniejsze na owe czasy przedsiębiorstwo drukarskie – Druckzentrum C. J. Bucher. Alice prowadziła tę skromną firmę rodzinną już od roku 1941, kiedy jej mąż ciężko zachorował. W roku 1967 firma zdobyła się na niebywały skok inwestycyjny, a w dziesięć lat pźźniej powołała do życia fundację wspierającą milionowymi dotacjami instytucje pedagogiczne, artystyczne i społeczne w Lucernie. Czyżby to gobeliny z Sancho Pansą, gubernatorem Baratarii, pozwoliły przedsiębiorstwu Bucherów tak świetnie się rozwinąć? Szkoda tylko, że nie wiemy, jak Alice weszła w ich posiadanie. W styczniu 2018 roku drukarnia Alice Bucher firma przestała istnieć. Do bankructwa doprowadził ją internet.

Tak bywa. Fortuna kołem się toczy.

Legenda głosi, że gobeliny otrzymały swoją nazwę od tak wysokiego kunsztu tkackiego, że zasadniczo nie mogły być dziełem rąk ludzkich i musiały powstać jako dzieło goblinów, utalentowanych baśniowych rzemieślników. Ale rzeczowa Wikipedia najwyraźniej nigdy nie słyszała o takiej wersji nazwy gobelin. Gobelin to Gobelin, mała miejscowość nieopodal Paryża, w której ulokowano manufakturę, a która wzięła swą nazwę od nazwiska słynnych farbiarzy, mieszkających tu od XV wieku. Czy to oni tak byli utalentowani? Może, w każdym razie to oni jako pierwsi uzyskali ów wspaniały karmazynowy kolor, dający się zastosować w arrasach. Farbiarstwo zapewniło rodzinie Gobelin nieprzebrany majątek, ten z kolei zapewnił im wejście do stanu szlacheckiego.

No tak. Fortuna gobelinem się toczy…

I jeszcze się potoczy. Za tydzień TU

Konwój

Sylwester Gołąb! autor przygotował ten wpis dla Ciebie w podziękowaniu za książkę Nomada!

Tibor Jagielski

Wiersze

jackowi kaczmarskiemu
in memoriam
I

obława na wilki okazała się być skuteczna
psy inkwizycji merdają ogonami, awansują i dostają ordery
powściągliwość, kochanie,
powściągliwość i praca

najpierw było powstanie helotów, pamiętasz?
anna walentynowicz na dźwigu
jak marusia na rudym
a anarchiści całego świata kupowali rozmówki polskie
i stali w kolejkach przed konsulatami w oczekiwaniu na wizy
do mekki zwanej gdańskiem
do nowej missolounghi

mamy misję, stara,
nareszcie ją mamy

a psy uwięzione na smyczy czekały

II

kiedy zaczął się ten powiew wolności?
latem roku siedemdziesiątegoósmego, nie?
a skończył dokładnie trzy lata później
jakiś pies strzelił nam w trzewia

nie bójcie się…

tak, tak, stanęliśmy znowu na nogi
jak ogłuszony po knockoucie bokser
ale to był dopiero początek
cóż, stara, potem ścieżka zdrowia, krypteia

III

wiesz, w gruncie rzeczy nie jesteśmy nikim innym
jak żydowską sektą
semiccy do szpiku kości,
który czasem buntuje się ponuro pogromem

modlimy się do chrystusa
a w skrytości duszy tęsknimy za mahometem
(harem, kredyt bez procentu, fatamorgana)
i boimy się
o jakże się boimy, kochanie,
rzuceni w głębiny kosmosu
w którym jedynym azymutem
jest samotna gwiazda serca

lato, 1988

brzydcy, szesnastoletni

dla romka i marka

czasami zazdroszczę wam
samobójstwa
poprosiliście o zwolnienie z lekcji historii
(niektórzy nazwą to dezercją)

pozostały nieme gitary
sztambuchy – niezapisane
nierozwiązane zadania maturalne

czasami zazdroszczę wam cholernie
że mieszkacie już na champs d´elysees
a nie na skrzyżowaniu
marszałkowskiej z wall street
albo wałów jagiellońskich z jp II

nigdy was nie zapomnę
brzydkich, szesnastoletnich…
a gdy nadejdzie mój kres
poproszę o rozgrzeszenie
ale bez spowiedzi.

10

Pamięci pokolenia staszka pyjasa

twoje pokolenie
spadło ze schodów
w wieku lat 24

wczoraj
– po wielokrotnych denuncjacjach i inwigilacjach,
wiwisekcjach i ekshumacjach –
ogloszono na fesjsbuku:

było pijane
i samo sobie winne.

xxxxxxxxxxxxxxxxxz cyklu: “wizje tylko lokalne”

11/2

haloween

nieciekawe czasy
nazwijmy je eufemistycznie
feministycznymi
ani wielkiej wojny, ani rewolucji,
tylko potyczki
przeważnie out of area

niekiedy eksploduje list
i urywa nos sekretarce
albo adjunkt dostaje amoku
i wbiega do auli z siekierą…

powiedzmy szczerze: jest nudno
bohaterem takich dni
jest akuszerka
no i sprzątaczka

gdy dochodzi do zmiany rekwizytów
(co czasami się zdarza)
to pierwsza odlatuje na miotle
a druga idzie z torbami.

X 10

do sindbada

świetny pomysł
poproś o azyl mocarstwo dobra
tam gdzie krawężniki ze złota, gołąbki do gąbki i zniewieściali mężczyzni
mdlejący na widok twoich obnażonych ramion

wypełniając wniosek
nie zapomnij wspomnieć o diable morskim
o tym
jak prześladował ciebie przez całe życie
(dzieki temu urzędnik przybije szkarłatną pieczątkę)

należy ci się willa w obrębie murów
i sto sztuk srebra miesięcznie
żyć nie umierać

spisz wspomnienia
wystąp z serią odczytów
ale tonuj twoje wypowiedzi o złym

mocarstwo dobra
pragnie obecnie
pokojowej koegzystencji

heroina alladyna

cios trafia w sklepienie nieba
mózgi chmur stają w ogniu jak sterowce
heroina alladyna

tych
którzy umarli ze śmiechu
przebija się osinowym kołkiem

przywala głazami na bagnach
lży się ich i nienawidzi
czosnek zdobi powały chat

heroina alladyna
przybywa do nas z orientu podświadomości
na grzbietach komet pędzonych batem przemytnika

jeżeli jej zażyjesz
nie podchodź do zwierciadła egzystencji
obudzisz śpiący w trzewiach śmiech

(z cyklu: „nowe bajki”, 1984)

noc listopadowa

szaleństwo jest naszym cicerone
mroczne labirynty ulic
larwy honoru w zgniłym mięsie listopada

nie istnieje toskania
nie ma łąk irlandzkich
metalowe oko satelity
ślizga się po stryczku równika

za rogiem rozdaje się karabiny
kobieta we frygijskiej czapce
woła nas na barykady

trzask zamykanych okiennic
bieg w samotności i osłupieniu
bieg do belwederu

reflektory unosza się nad planem
pijany jahwe z tubą w ręce
pałka księżyca uderza w gong nocy
– jeszcze tylko jedno ujęcie, ostatnia klatka –

kobieta we frygijskiej czapce
poprawia szybko i zręcznie makijaż
patrzymy na nią wstrzymując oddech

oto ona
nasza miłość
największa miłość statystów

(z cyklu: „nowe bajki”, 1984)

wilk

drapieżne godziny czają się na gzymsach
pojazdy mechaniczne wdzierają się do hal targowych
ambra, mirra i magiczny proszek padają ich łupem
oszołomione ptaki pożerają się wzajemnie

zapach rui w powietrzu
dziewczynka w kapturku
stoi w elektrycznym lesie
z łonem pełnym wiktuałów

podchodzisz powoli
na łapach obolałych od ucieczek i pogoni
rzucasz pytanie
ciężkie od tysiącletnich deszczów żądz
twoje wielkie oczy twoje długie zęby

uryna oznakowała terytorium
wyjesz u sinych zwłok poranka
znak dla twoich braci
jesteś i trwasz

(z cyklu: „nowe bajki”, 1984)

Tłumaczenia

Hans Magnus Enzensberger

Wskazówki dla Syzyfa

To co czynisz jest beznadziejne.
No dobrze:
pojąłeś to, przyznaj,
ale nie spocznij na laurach
mężczyzno z kamieniem.
Nikt
ci nie podziękuje. Kredowe linie,
deszcz je liże znudzony,
wyznaczają śmierć. Nie ciesz się
za wcześnie, beznadzieja
nie jest karierą. Z własną
tragiką witają się bękarci,
strachy na wróble, augurowie. Milcz,
wymień słowo ze słońcem,
w czas gdy toczy się kamień, lecz
nie rozstrząsaj twojej bezsilności,
tylko zwiększ o centnar
gniew w świecie tym, o gram.
Brakuje mężczyzn
co beznadziejne czynią milcząc,
rwąc nadzieję jak trawę,
ich śmiech, przyszłość toczący,
toczy ich gniew na szczyty.

Rose Ausländer

Zdziwieni

Kiedy stół pachnie chlebem
truskawki wino kryształ

myśl o przestrzeni z dymu
dymu bez ksztaltu

Jeszcze nie zrzucona
sukienka z getta

siedzimy wokół pachnącego stołu
zdziwieni
że tutaj siedzimy

Ewa Lipska

Die Sturzflut hat mich nicht gerettet
obwohl ich tief am Boden lag.

Die Feuersbrunst hat mich nicht gerettet
obwohl ich viele Jahre brannte.

Die Katastrophen haben mich nicht gerettet
obwohl Autos und Züge über mich hinrollten.

Die Flugzeuge, die mit mir in der Luft explodierten
haben mich nicht gerettet.

Es stürzten auf mich
Die Mauern großer Städte.

Die giftigen Pilze haben mich nicht gerettet
und auch nicht die Salven der Exekutionskommandos.

Der Weltuntergang hat mich nicht gerettet
dafür hatte er keine Zeit übrig.

Nichts hat mich gerettet.

ICH LEBE.

Julian Kornhauser

Eine Frau

Eine Frau gebiert
wird eine Blume
führt den Mann an der Hand

Eine Frau schließt die Augen
berstet explodiert

Frauenleib
empfängt
dürstet

Eine Frau geht nicht
sie schwebt

wenn sie spricht
sprechen ihre Augen und Brüste
Haut und Finger

Eine Frau liebt keinen
sie gib sich hin

Translator Workshop

Bulgarisch, Polnisch, Russisch und… Deutsch. Gemeinsam bereiten wir Texte unserer Geheimtipp-Autor*innen aus drei slawischen Sprachen für Präsentation dem Deutschen Publikum. Die Kenntnis der Ausgangssprachen ist für die Teilnahme am Workshop nicht relevant, da die Ursprungstexte als Roh-Übersetzung ins Deutsche vorliegen.

Wir laden alle Sprachinteressierte ein! Ob selbst Autor*in, Redakteur*in, Übersetzer*in, Lehrer*in oder auch Leser*in… Alle können bei diesem kreativen Prozess teilnehmen…

Dabei eröffnen wir uns selbst, aber auch dem deutschen Publikum neue Horizonte und lernen dabei, wie Literaturübersetzung funktioniert. An zwei Workshop-Tagen wird die Dichter*innen und Schriftsteller*innen Gruppe an diesen Übersetzungen in vier kleinen Gruppen gemeinsam arbeiten, um die richtige poetische Ausdrucksform der vorgelegten Texte zu erreichen. Die Schriftsteller*innen selbst nehmen am Workshop nicht teil. Sie warten auf Ergebnisse unseres Werkens 🙂

Die Arbeit während der Werkstatt erfolgt ehrenamtlich. Die Ergebnisse dieser Workshops wurden sowohl live als auch in der Druckform dem breiten multinationalen Publikum vorgestellt. Die Texte im Original und in Übersetzung (oder mehrere Versionen einer Übersetzung) als E-Book veröffentlicht, herausgegeben von stadtsprachen=PARATAXE: Berliner Literarische Aktion.

Termin:
Samstag 8. Juli 12:00 bis 16:00 Uhr
Sonntag 9. Juli 12:00 bis 16:00 Uhr
Öffentliche Lesung am Sonntag ab 16:00 Uhr

Ort: Lettretage, Mehringdamm 61, 10961 Berlin


Bearbeitet werden die Texte von Irena Ivanova (Bulgarien), Alexander Kazak (Russland)
Marek Maj und Joanna Rudniańska (Polen). Die Gedichte von Marek Maj sind zum Teil gesungen und wir werden versuchen, sie so zu bearbeiten, dass sie auch auf Deutsch fürs Singen taugen.

Leitung: Ewa Maria Slaska

Ewa Maria Slaska wurde 1949 geboren und wohnt seit 1985 in Berlin. Sie ist eine studierte Archäologin, arbeitet aber als Schriftstellerin, Journalistin, Projektleiterin und Bloggerin. Sie engagiert sich für Frauen, Kinder, Minderheiten und Flüchtlinge und ist ein aktives Mitglied der polnischen Community in Berlin (Freiwillige bei dem Büro der Polonia). Sie war Gründerin des Polnischen Fernsehmagazins Insel (1985-1986) und des Vereins zur Förderung der Deutsch-Polnischen Literatur e.V. (1994 – 2012). Seit 2006 arbeitet sie mit dem Städtepartner Stettin e.V. zusammen und ist seit 2014 dessen Vorsitzende. Sie hat mehrere Preise und Auszeichnungen im Bereich Literatur, Publizistik, soziales Engagement gewonnen.

Wir bedanken uns für die Zusammenarbeit bei unseren Partnern von Stadtsprachen und Lettrétage – das Literaturhaus in Berlin Kreuzberg
————————————————-
Das Projekt “Osteuropa-Tage Berlin 2017”
ist eine Initiative des Vereins “Städtepartner Stettin e.V.” und der Städtepartnerschaft Oborishte. Diese Veranstaltung ist unterstützt von Stadtsprachen und finanziert von Hauptstadtkulturfonds.

Jeszcze Sara Teasdale

Andrzej Rejman
i gościnnie Anna Ciciszwili

“Cała nadzieja w literaturze” – czytam w jednym z “dobrych” tygodników – to reklama Festiwalu “Stolica Języka Polskiego”, który odbędzie się w sierpniu b.r. w Szczebrzeszynie.

Tak. Cała nadzieja w literaturze, ale też w sztukach wizualnych, w muzyce i w poezji, cała nadzieja w kreatywności człowieka. To skuteczna przeciwwaga dla powierzchowności, zniechęcenia, monotonii, to skuteczna terapia dla społeczeństw ogarniętych rywalizacją, i dla jednostek dotkniętych depresją, wynikającą czasem z niemożności znalezienia swojego miejsca na świecie.

***

Anna Ciciszwili, poetka, tłumaczka, napisała kilka słów o Sarze Teasdale, jako kontynuację mojego poprzedniego wpisu.

Anna Ciciszwili

Z poezją Sary Teasdale, amerykańskiej poetki przełomu XIX i XX wieku, zetknęłam się dzięki mojemu przyjacielowi Andrzejowi Rejmanowi, który wyciągnął ja z mroków zapomnienia. Dziś zapomniana w Stanach Zjednoczonych, (była jedną z najpopularniejszych poetek w swojej epoce – w 1917 roku otrzymała Poetycką Nagrodę Pulitzera) – i prawie nieznana w Polsce.

Sara Teasdale pisała właściwie pieśni, wiersze znakomicie nadające się do ułożenia melodii, wiersze dla dzieci, teksty charakteryzujące się wyczuwalną melodyjnością, wiersze rymowane, samoistnie układające się w muzykę.

Andrzej Rejman skomponował w ciągu ostatnich kilkunastu lat wiele utworów do tekstów Sary Teasdale, część piosenek powstało we współautorstwie z Ewą Górską, Karoliną Jankowską, Rafałem Smolińskim i innymi.

Słuchając tej muzyki odkryłam Sarę…

W jej poezji – na pozór prostej, o nieskomplikowanych, wpadających w ucho rymach – odkryłam ponadczasowe przesłanie, głęboki mistycyzm i wolność. Sara doskonale odnajdywała siebie we wszechświecie, opisując to w prostych słowach wierszy.

Sara Teasdale

Thoughts

When I can make my thoughts come forth
To walk like ladies up and down,
Each one puts on before the glass
Her most becoming hat and gown.

But oh, the shy and eager thoughts
That hide and will not get them dressed,
Why is it that they always seem
So much more lovely than the rest?

z tomiku „ Rivers to the Sea” 1915

Myśli

Gdybym swoje myśli puściła z polotem,
Żeby jak modelki roztaczały wdzięki,
To każda z nich nosić miałaby ochotę,
Twarzowy kapelusz i modne sukienki.

Ale moje myśli ukrywają twarze,
Nie lubią się stroić w sukienki wspaniałe.
Dlaczego tak jest, że zdają się zawsze
O wiele wspanialsze, niż te pozostałe?

tłumaczenie Anna Ciciszwili

Autumn Dusk

I saw above a sea of hills
A solitary planet shine,
And there was no one, near or far,
to keep the world from being mine.

z tomiku „Dark of the Moon” 1926

Jesienny zmierzch

Widziałam ponad morzem wzgórz
Samotnych planet złoty rój,
Nie ma nikogo tam, czy tu,
Kto wstrzyma świat, by nie był mój.

tłumaczenie Anna Ciciszwili

Wiele wierszy Sara pisała pod wpływem wszechogarniającej ją miłości. Biegała w sandałach uszytych z wiatru i płomienia. Przeżywając rozczarowanie stawała się spokojnym jeziorem. Tak pisała o miłości.

Enough

It is enough for me by day
To walk the same bright earth with him;
Enough that over us by night
The same great roof of stars is dim.

I do not hope to bind the wind
Or set a fetter on the sea —
It is enough to feel his love
Blow by like music over me.

z tomiku „ Rivers to the Sea” 1915

Wystarczy

Dla mnie wystarczy, że w dzień
Stąpam z nim po tej samej ziemi:
Nocą wystarczy ten sam
Dach rozgwieżdżony nad nami.

Nie skuję wiatru w kajdany,
Nie zwiążę morza w rzemienie —
By czuć jego miłość wystarczy,
Że płynie muzyką przeze mnie.

tłumaczenie Anna Ciciszwili

Potrafiła cieszyć się życiem, wydobyć z każdej chwili piękno i ukryty sens, jednocześnie doskonale rozumiała przemijalność wszelkich ziemskich spraw i nieśmiertelność uczuć i duszy.

If I Must Go

If I must go to heaven’s end
Climbing the ages like a stair,
Be near me and forever bend
With the same eyes above me there;

Time will fly past us like leaves flying,
We shall not heed, for we shall be
Beyond living, beyond dying,
Knowing and known unchangeably.

z tomiku „Flame and Shadow” 1920

Jeśli mam iść

Jeśli mam iść na kraniec nieba,
Pokonując epoki jak schody,
Bądź zawsze przy mnie, nade mną,
Chcę widzieć wciąż twoje oczy;

Czas przemknie nad nami lekko
Jak liście – będziemy bowiem

Poza życiem i poza śmiercią
Wiedzący i wiecznie wiadomi.

tłumaczenie Anna Ciciszwili

W poezji Sary Teasdale wątki radości życia przeplatają się z projekcją śmierci, i zgody na nią.

W niektórych utworach Autorka wydaje się zapowiadać swą przedwczesną śmierć.

I Shall Not Care

When I am dead and over me bright April
Shakes out her rain-drenched hair,
Though you should lean above me broken-hearted,
I shall not care.

I shall have peace, as leafy trees are peaceful
When rain bends down the bough,
And I shall be more silent and cold-hearted
Than you are now.

z tomiku „ Rivers to the Sea” 1915

To nic

Gdy odejdę i jasny kwiecień nade mną
Potrząśnie włosy spływające deszczem,
Choć to ty łzę mógłbyś uronić niejedną
Ja się nie przejmę.

Będę spokojna jak drzewo, które nie drgnie
Kiedy deszcz do ziemi ugina gałęzie,
I będę bardziej milcząca zimnym sercem
Niż teraz jesteś.

Tłumaczenie Anna Ciciszwili

A Little While

A little while when I am gone
My life will live in music after me,
As spun foam lifted and borne on
After the wave is lost in the full sea.

A while these nights and days will burn
In song with the bright frailty of foam,
Living in light before they turn
Back to the nothingness that is their home.

z tomiku „Flame and Shadow” 1920

Krótka chwila

To krótka chwila i mnie już nie będzie,
Żyć będę tam, gdzie żyją pieśni moje,
Jak krucha piana wznosi się i przędzie
Z odejściem fali, która w morzu tonie.

Przez krótka chwilę jeszcze płonąć będą
Te dni i noce w pianie napuszonej,
Żyjąc światłością zanim nie odejdą,
By wrócić w nicość, która jest ich domem.

tłumaczenie Anna Ciciszwili

Mam nadzieję, ze wkrótce będę mogła udostępnić czytelnikom w Polsce tę wspaniałą poezję kobiecą w moim zbiorze przekładów, przygotowywanym do wydania.

Anna Ciciszwili, lipiec 2017

***

Dziękuję, Aniu – swą pracą przyczyniasz się do uspokojenia tego świata!
A to jedno z najważniejszych zadań człowieka.

A.R.

Rainbow Gold – wiersze dla chłopców i dziewcząt wybrane przez Sarę Teasdale, ilustracje Dugald Walker – Macmillan Company, New York, 1924

Sara Teasdale

Andrzej Rejman

Kobieta i Poetka

84 lata temu, w niedzielę 29 stycznia 1933 roku zmarła w swoim apartamencie w Greenwich Village przy Piątej Alei w Nowym Jorku poetka Sara Teasdale. Jak się potem okazało przyczyną śmierci mogło być przedawkowanie środków nasennych.

sara-teasdale1Jak podaje dzień później The New York Times Sara Teasdale wróciła do Nowego Jorku z podróży do Anglii już chora na zapalenie płuc, a jej stan nerwowy pozostawiał wiele do życzenia. Od dawna cierpiała na chroniczną depresję, i, mimo iż w tym okresie była jedną z najbardziej znanych amerykańskich poetek, jak podają jej biografowie – nie czuła się szczęśliwa.
“Woman and Poet” – taki tytuł ma książka Williama Drake’a wydana przez Harper & Row Publishers w San Francisco w 1979 roku.
Jest to jedna z dwu ważnych biografii książkowych Sary Teasdale, uzupełniająca niejako wcześniej wydaną biografię Margaret Haley Carpenter (Sara Teasdale, A Biography, M.H.Carpenter, Pentelic Press, Norfolk, Virginia, 1960)

sara-teasdale2
Sara Teasdale miała w swojej epoce rzesze wiernych czytelników, a jej impresyjna poezja była i jest wciąż źródłem wielu inspiracji dla twórców muzyki.
Z poezją Sary Teasdale zetknąłem się w roku 2004, poszukując materiału do nowego projektu poetycko muzycznego. Zajrzałem wówczas głębiej do zasobów amerykańskiej poezji kobiecej z wczesnych lat XX wieku. Nie chciałem ograniczać się jedynie do pięknych ale i trudnych wierszy Emily Dickinson, które ze względu na esencjonalny ładunek filozoficznej treści powinny być pozostawione niejako “samymi sobie”.

W tym czasie współpracowałem z Jerzym Menelem*, tłumaczem, poetą, twórcą piosenek.
Był to poliglota, człowiek barwny, niezwykle pracowity i aktywny. Wieczorami, po powrocie z całodziennych tłumaczeń w warszawskich korporacjach, zajmował się do późna w nocy pracą twórczą, tłumacząc, śpiewając i grając, nieustannie porządkując archiwa i tworząc następne…

Dla Ewy Górskiej, utalentowanej słuchaczki jednego z warszawskich studiów piosenki przetłumaczył dwa wiersze Sary.

NASTROJE
Przekład/adaptacja: Jerzy Menel

Deszczową jestem kroplą,
Zmęczoną zniżam skroń,
Bądź dla mnie kwietną łąką,
Zieloną ziemią bądź!

Stęsknionym jestem ptakiem,
W błękitu płynę toń,
Obłokiem stań się dla mnie,
Świetlistym niebem bądź!

tak śpiewa tę piosenkę Ewa Górska (muz. Andrzej Rejman)

https://www.reverbnation.com/widget_code/html_widget/artist_1513797?widget_id=55&pwc%5Bsong_ids%5D=8628124&context_type=song

MOODS

I am the still rain falling,
Too tired for singing mirth–
Oh, be the green fields calling,
Oh, be for me the earth!

I am the brown bird pining
To leave the nest and fly–
Oh, be the fresh cloud shining,
Oh, be for me the sky!

LEPIEJ TO ZAPOMNIEĆ
Przekład/adaptacja: Jerzy Menel

Lepiej to zapomnieć, ogień zwolna też zagaśnie,
Jak odchodzi w dal więdnący kwiat,
Lepiej to zapomnieć na dobre, na zawsze,
Czas – przyjaciel nasz, z nim przybywa lat.

I gdy spyta ktoś, mów: przeszło, minęło,
Skrył to deszcz i grad –
Jak kwiat, jak ogień, nad ziemią mgła,
Odbity w śniegu ślad…

LET IT BE FORGOTTEN

Let it be forgotten, as a flower is forgotten,
Forgotten as a fire that once was singing gold,
Let it be forgotten for ever and ever,
Time is a kind friend, he will make us old.

If anyone asks, say it was forgotten
Long and long ago,
As a flower, as a fire, as a hushed footfall
In a long forgotten snow.

Sarę Teasdale tłumaczyły potem także Maria Hoffman oraz Anna Ciciszwili.

KRÓTKA CHWILA
tłum. Anna Ciciszwili

To krótka chwila i mnie już nie będzie,
Lecz w moich pieśniach przetrwa życie moje,
Jak krucha piana wzdyma się i przędzie
Z odejściem fali, która w morzu tonie.

Te dni i noce w pieśni płonąć będą,
Jasną kruchością piany napuszonej,
Żyjąc światłością zanim nie odejdą,
By wrócić w nicość, która jest ich domem.

A LITTLE WHILE

A little while when I am gone
My life will live in music after me,
As spun foam lifted and borne on
After the wave is lost in the full sea.

A while these nights and days will burn
In song with the bright frailty of foam,
Living in light before they turn
Back to the nothingness that is their home.

TAM NA KOŃCU ŚWIATA
tłum. Maria Hoffman

Opustoszałe wybrzeża świata, to nasze samotnie
Plaże bez owoców, jałowe bez kwiatów
Tam z trawami morskimi, znękanymi od wiatrów,
Tam też godzin życia odmierzanie taktów..

Nikt nie będzie nam więcej zazdrościł bogactwa
Tam na końcu świata, nie zadba o resztę
Ślady stóp ostatnie, zagubione w piaskach
Niespokojne morze, pochłonie i zetrze.

WORLD’S END

The shores of the world are ours, the solitary
Beaches that bear no fruit, nor any flowers,
Only the harsh sea-grass that the wind harries
Hours on unbroken hours.

No one will envy us these empty reaches
At the world’s end, and none will care that we
Leave our lost footprints where the sand forever
Takes the unchanging passion of the sea.


* Jerzy Menel
Studiował chemię, mechanikę, aeronautykę, potem arabistykę, iberystykę, a ponadto ekonomię, handel zagraniczny, dziennikarstwo… Przede wszystkim jednak był tłumaczem. Potrafił przekładać niezwykle skomplikowane teksty techniczne, jak i poetyckie. Mówił biegle po francusku, angielsku, hiszpańsku, niemiecku, arabsku. Tłumaczył oczywiście z tych i na te języki, ale także z portugalskiego i włoskiego. Przełożył na polski dzieła wszystkie Brassensa i niezliczone piosenki Jacques’a Brela, Edith Piaf, Serge’a Gainsbourga, Charles’ a Treneta, Borisa Viana. Ale również Boba Dylana, Leonarda Cohena, Paula Simona, Jamesa Taylora, Paolo Conte. Był też autorem przekładów wielu polskich piosenek na francuski. Odszedł 30 listopada 2006 roku w Brukseli, skąd miał właśnie wracać do Polski po Międzynarodowym Kongresie Wynalazców, na którym pracował jako tłumacz.

Ta jedna w pamięci mej tkwi 4

Kinga Szpuler

ostatnia część pracy magisterskiej o tłumaczeniach Ireny Kuran-Boguckiej, napisanej w tym roku pod kierunkiem profesora Piotra Sawickiego w Wyższej Szkole Filologicznej we Wrocławiu. Również Memento ukazało się w obu językach, a po raz pierwszy po polsku w Polsko-Niemieckiej Edycji Literackiej WIR, w tomie Poetki z ciemności – Dichterinnen aus dem Dunkel (Berlin 1995). Wiersz został przez nas użyty, gdy publikowaliśmy w prasie nekrolog Mamy; został też umieszczony przez architekta Jacka Krenza na murze Cmentarza nieistniejących cmentarzy w Gdańsku, przywołuje go też stała wystawa w Ratuszu Schöneberg w Berlinie – Wir waren Nachbarn, o co zadbał księgarz i wydawca berliński Wojciech Drozdek.

Memento de Mascha Kaléko (1957)

Memento

Vor meinem eignen Tod ist mir nicht bang,
Nur vor dem Tode derer, die mir nah sind.
Wie soll ich leben, wenn sie nicht mehr da sind?

Allein im Nebel tast ich todentlang
Und laß mich willig in das Dunkel treiben.
Das Gehen schmerzt nicht halb so wie das Bleiben.

Der weiß es wohl, dem gleiches widerfuhr;
Und die es trugen, mögen mir vergeben.
Bedenkt: den eignen Tod, den stirbt man nur,
Doch mit dem Tod der andern muß man leben.

(Slaska 2013)

Memento

Ja mojej własnej śmierci wcale się nie boję,
A tylko śmierci ludzi, którzy są mi bliscy.
Jakże mam żyć, jeżeli porzucą mnie wszyscy?

We mgle, błądząc samotna, szukam śmierci swojej,
I chętnie w ciemny mrok przyjmę wygnanie.
Odejście boli dwakroć mniej, niż pozostanie.

Ci wiedzą to najlepiej, którzy to spotkali.
Ci, co to znieść umieli, niechże mi wybaczą.
Pomyślcie, jak dni własnej śmierci mało znaczą,
Lecz ze śmiercią najbliższych musimy żyć dalej.

(Slaska 2013)

El poema Memento, tan significativo y emocionante, no requiere mucho comentario. Cuenta las verdades las cuales compartimos todos, más tarde o más temprano, durante nuestra vida. Lo más doloroso de la existencia humana es tener que sobrevivir la muerte de las personas que amamos. Nos cae bastante difícil separar la voz de la autora del yo poético del texto: son las mismas personas. Kaléko describe lo todo con las palabras sencillas, anda sin rodeos.

El texto consta de tres estrofas, dos primeras de tres versos y la última de cuatro. Las rimas están situadas de manera interesante, se riman las palabras: “bang; todentlang”, que terminan los primeros versos de dos estrofas. Además hay rimas en el segundo y tercero verso: “sind; sind” y “treiben; Bleiben”. En la tercera estrofa las rimas se cruzan y tienen la estructura abab. En cada línea encontramos diez u once sílabas, por eso el texto parece bastante armonioso.

En la primera estrofa el sujeto lírico constata que no teme su propia muerte, solo la de las personas más cercanas; no se imagina su vida sin ellos. En la segunda parte dice que le gustaría morir, porque esto, le doliera menos que quedarse viva. En la tercera estrofa encontramos una moraleja muy sabia e irónica: “Bedenkt: den eignen Tod, den stirbt man nur,/ Doch mit dem Tod der andern muß man leben.; Pomyślcie, jak dni własnej śmierci mało znaczą, Lecz ze śmiercią najbliższych musimy żyć dalej.”. Es tan simple como eso.

La traductora no pretende decir más que la autora del poema, todo lo contrario, busca las palabras más naturales para guardar la sabíduria y la sencillez del texto original. Los versos son un poco más largos, de once o trece sílabas. Otra vez tuvo que buscar las soluciones para algunas expresiones, como p.ej.: “Allein im Nebel tast ich todentlang”, es un neologismo muy original pero también claro para una persona que habla alemán. Esto significaría “errar y palpar a lo largo de la muerte”, como si la muerte fuera un camino que sentimos pero no lo podemos ver. Bogucka tradujo la expresión con mucho ingenio: “ We mgle, błądząc samotna, szukam śmierci swojej”. En las formulaciones como la mencionada el traductor no solo tiene que entenderla, sino sentirla. La moraleja de la estrofa final suena muy bien en la lengua polaca, entendemos el mensaje principal y sentimos este matiz de ironía en el texto.

Para terminar el análisis de los poemas citamos el comentario del blog de Ewa Maria Slaska, la hija mayor de la traductora:

Mi madre murió en el agosto de 1995. Hace 20 años. Miro con recelo lo que he escrito. 20 años, pienso, 20 años. Hace 20 años hablé con mi hermana por teléfono. -Escribe una nota necrológica- me dice Kasia. No tengo ningún ejemplo de cómo se escribe las notas, no tengo ni idea de lo que tuviera escribir, pero no lo discuto. A distancia de decenas de años escucho la voz de mi Madre
-Cuando no sabes que escribir, sírvete de una cita- un consejo de una madre inteligente para su hija haciendo deberes. (…) Ya lo sé que lo que estoy buscando es el Memento de Mascha Kaléko. (…) Escribí la nota, todos la reimprimieron. El poema de Mascha en la traducción de mi Madre se encontró en la losa de su tumba. Despúes de 20 años no se ve nada, sin embargo, sabemos que está allí. Mi Padre, que le acompanía a mi Madre a la hora de traducir los poemas de Mascha, decía que estaba fascinada por ella, como si después de muchos años hubiera encontrado a su hermana que nunca tenía. (Slaska 2013) [traducción propia: KS]

Irena Kuran-Bogucka, Xilografía del ciclo “Metopy barbarzyńskie”, 1964

Ta jedna w pamięci mej tkwi 3

wir3bigKinga Szpuler o tłumaczeniach
Ireny Kuran Boguckiej (po hiszpańsku!)

O tym przejmującym wierszu był już wpis na tym blogu a też i na poprzednim; wiersz w oryginale i jego tłumaczenie na polski ukazał się (po raz pierwszy po polsku) w wydawanej przez Towarzystwo Literackie WIR (Verein zur Förderung der Deutsch-Polnischen Literatur) edycji literackiej (nr 2, 1995) Poetki z ciemności – Dichterinnen aus dem Dunkel.

Kaddisch (Kadish) de Mascha Kaléko (1942)

Kaddisch

Rot schreit der Mohn auf Polens grünen Feldern,
In Polens schwarzen Wäldern lauert Tod.
Verwest die gelben Garben,
die sie gesät, sie starben.
Die bleichen Mütter darben.
Die Kinder weinen: Brot.

Vom Nest verscheucht, die kleinen Vögel schweigen.
Die Bäume klagen mit erhobenen Zweigen,
Und wenn sie flüsternd sich zur Weichsel neigen,
Gen Osten wehen ihren trüben Psalm,
In bärtger Juden betender Gebärde,
Dann bebt die weite, blutgetränkte Erde,
Und Steine weinen.

Wer wird in diesem Jahr den Schofar blasen
den stummen Betern unterm fahlem Rasen,
Den Hunderttausenden, die kein Grabstein nennt,
Und die nur Gott allein bei Namen kennt.
Sass er doch wahrlich strenge zu Gericht,
Sie alle aus dem Lebensbuch zu streichen.
Herr, mög der Bäume Beten dich erreichen.
Wir zünden heute unser letztes Licht.

(books.google.de s.f.)

Kadisz

Krwawy krzyk wznoszą maki nad Polski zielony step,
W czerni leśnych ostępów Polski czai się śmierć.
Pożółkłe stogi gniją,
Ci, co je siali, nie żyją,
Bledną matki tułacze,
Dzieci wołają z płaczem
O chleb.

Ze swych gniazd wygnane ptaki umilkły, żaden nie śpiewa.
Wznosząc w górę gałęzie lamentują drzewa,
A gdy ku Wiśle się chylą z szeptem i szelestem
Na wschód wicher unosi ich rozpaczliwą pieśń,
Z brodatych żydów modlitewnym gestem.
Drżą rozległe, krwią nasiąkłe ziemie,
Płaczą kamienie.

Kto w tym roku dąć będzie w szofar, jak każe prawo,
Zamilkłym błagalnikom, pod zwiędłą murawą,
Setkom tysięcy, co imion nie mają na grobie,
A tylko Bóg jedyny wie, jak kto się zowie.
Siadłszy na sądzie, trwa z niezłomną mocą,
Aby każdego z Księgi Życia skreślić.
Panie, niech drzew wołanie do ciebie doleci.
Ostatnie światło zapalmy dziś nocą.

(archivo privado de Ewa Maria Slaska)

Mascha Kaléko fue una poestisa alemán-judía, muy apreciada en Alemania antes de la Segunda Guerra Mundial. En el año 1938 emigró con su familia a los Estados Unidos. Esto le ayudó a ella sobrevivir los tiempos difíciles. Sin embargo, el destino de los judíos y los horrores de la guerra influyeron enormemente en su obra. El tema está presente en muchos poemas suyas, como p.ej. en Kaddisch.

Las tres estrofas del poema poseen un diverso número de versos (seis, siete y ocho). Es una obra en versos libres, entonces, también el numero de las sílabas varía de cinco hasta once. El texto no está privado de rimas, aunque las encontramos dispersadas en orden irregular.

El tema del poema está relacionado con el rezo Kadish, que crea un elemento importante de varios oficios religiosos en la religión judia. También es una parte de las oraciones fúnebres. La poetisa se refiere a este motivo para subrayar el ambiente dramático y apocalíptico del poema. En las dos primeras estrofas se nos presenta el paisaje de guerra en Polonia. Todo está destruido y en estado de descomposición, en todas partes observamos las huellas de la muerte. Las madres no están en condiciones de cuidar a sus hijos que sufren hambre. Aún en la naturaleza se manifiesta la ansia de la guerra: las amapolas tienen el color de sangre, los pájaros están muertos, las piedras están llorando. Los árboles levantan sus ramas en el gesto de desesperación, pero también de oración; parecen los rabíes con las manos arriba. En la tercera estrofa el sujeto lírico pregunta por los muertos ¿que ocurrirá con ellos? Solo los árboles se han quedado para rezar por ellos, no lo pueden hacer otras personas. Ojalá, sus vocez lleguen al Dios, que los está tachando de la lista de los vivos.

En la traducción polaca del poema Kaddisch se refleja muy claramente el tono dramático y lúgubre. La traductora mantiene la estructura del poema, aunque con una pequeña exepción, o sea, divide el último verso de la primera estrofa en dos partes: “Die Kinder weinen: Brot.”; “Dzieci wołają z płaczem/ O chleb.” No es un cambio muy significativo, porque en la versión alemana hay dos puntos, un signo de puntuación que requiere una pausa en el momento de leerlo. La traductora lo cambia por dos versos, para que el lector haga la pausa necesaria y para acentuar la realidad del hambre. Asimismo, Bogucka pretende inventar las rimas. No siempre se encuentran exactamente en los mismos versos que en el texto original, sin embargo, su cantidad es silimar. Los versos son más largos de los en la versión original, esto procede de la particularidad del alemán, es decir, de los sustantivos, adjetivos incluso verbos formados de dos palabras: “blutgetränkte, Hunderttausenden, Lebensbuch; krwią nasiąkłe, setkom tysięcy, Księga Życia”. La traductora decide también extender algunas expresiones para que sean más transparentes para los lectores polacos, p.ej.: “Rot schreit der Mohn; Krwawy krzyk wznoszą maki”, “In Polens schwarzen Wäldern; W czerni leśnych ostępów Polski”, “schweigen; żaden nie śpiewa”, “Wer wird in diesem Jahr den Schofar blasen; Kto w tym roku dąć będzie w szofar, jak każe prawo”. En el último ejemplo vemos una parte adicional que no está en el texto original, la traductora la añadió para que se rimen los versos primero y segundo.

En general, en la traducción polaca sentimos muy intensivamente que la traductora comparte los sentimientos y experiencias de la autora del texto. Esto no nos extraña al darnos cuenta que ambas mujeres habían tenido que ser testigos de la guerra.

Irena Kuran-Bogucka Xilografía del ciclo “Lorca Romancero”, 1958

 

Ta jedna w pamięci mej tkwi 2

Kinga Szpuler

Die Nixen (Las ninfas), del poemario Neue Gedichte (Nuevos poemas), Heinrich Heine (1844)

Die Nixen

Am einsamen Strande plätschert die Flut,
Der Mond ist aufgegangen,
Auf weißer Düne der Ritter ruht,
Von bunten Träumen befangen.

Die schönen Nixen, im Schleiergewand,
Entsteigen der Meerestiefe.
Sie nahen sich leise dem jungen Fant,
Sie glaubten wahrhaftig, er schliefe.

Die Eine betastet mit Neubegier
Die Federn auf seinem Barette.
Die Andre nestelt am Bandelier
Und an der Waffenkette.

Die Dritte lacht, und ihr Auge blitzt,
Sie zieht das Schwert aus der Scheide,
Und auf dem blanken Schwert gestützt
Beschaut sie den Ritter mit Freude.

Die Vierte tänzelt wohl hin und her
Und flüstert aus tiefem Gemüte:
»O, daß ich doch dein Liebchen wär,
Du holde Menschenblüte!«

Die Fünfte küßt des Ritters Händ,
Mit Sehnsucht und Verlangen;
Die Sechste zögert und küßt am End
Die Lippen und die Wangen.

Der Ritter ist klug, es fällt ihm nicht ein,
Die Augen öffnen zu müssen;
Er läßt sich ruhig im Mondenschein
Von schönen Nixen küssen.

(Wikisource s.f.)

 Rusałki

Bezludny brzeg fala z pluskiem obmywa,
Księżyca wzeszła poświata,
Na białej wydmie rycerz spoczywa,
Marzenie go barwne oplata.

Piękne rusałki wychodzą z wody,
Ubrane w welony zwiewne,
Skradają się, gdzie leży junak młody,
Myślały, że usnął zapewne.

Więc jedna mieniące się pióra pawie
Głaszcze na jego birecie,
Druga zaś broni dotyka ciekawie
I dłubie przy bandolecie.

Trzecia ze śmiechem i błyskiem w oku
Wyciąga z pochwy miecz ostry
I wsparta na nim radośnie z boku
Ogląda rycerza i siostry.

Czwarta tu i tam stąpa tanecznie
I z serca szeptem rzecze:
»Rada bym twą kochanką być wiecznie,
Ty piękny kwiecie człowiecze.«

Piąta całuje rycerza dłonie
W pragnieniu tęsknym, a szósta
Waha się, potem całuje go w skronie,
Policzki i wreszcie w usta.

Rycerz jest mądry, leży na piasku
I mając zamknięte oczy
Spokojnie się daje w księżyca blasku
Całować rusałkom uroczym.

(archivo privado de K.Krenz)

El poema Die Nixen se refiere a la tradición de los medievales romaces ibéricos, sin embargo, es una versión moderna y un poco parodiadora de este género literario. Heine está mezclándolo con la estilística exaltada del romanticismo para obtener el efecto chistoso, si bien muy atrayente. Las siete estrofas, cada de cuatro versos, poseen un ritmo muy regular, por lo que parecen una balada. Las rimas se cruzan y tinenen la forma abab, casi todas son las rimas consonantes. El texto es muy melódico, por eso podemos declamar o cantarlo.

El narrador del poema nos cuenta una historia ligera y algo indecente sobre un encuentro de un caballero con cinco ninfas. En la primera estrofa vemos al hombre en la playa soñando en algo bonito. Es de noche, él tiene “bunte Träume” (sueños multicolor), la expresión es muy convincente y sugiere mucho al lector.

En la segunda estrofa del mar emergen las ninfas y se acercan a él, las chicas suponen que el hombre está durmiendo. En las tres estrofas siguientes, poco a poco, se atreven a tocar al caballero: la primera se interesa por su casco, la segunda por su carrillero, la tercera saca su espada de la funda, la cuarta baila y le susurra al oído sus deseos. En la penúltima estrofa la quinta ninfa besa su boca. Al final conocemos la moraleja graciosa del cuento, o sea, el caballero es tan ingenioso que no intenta abrir los ojos; sigue fingiendo dormir para que las ninfas no dejen de besarlo.

La figura de la ninfa aparece en muchas épocas y en varios géneros literarios, no obstante, en el romanticismo se hizo un motivo popular. Heine en su poesía se sirve de la figura muy a menudo. La ninfa encarna la belleza y el peligro del encuentro entre los amantes.

Como ya hemos mencionado, los poemas de Heine fueron las primeras traducciones de Irena Kuran-Bogucka. En la versión polaca del poema Die Nixen observamos la misma forma, coincide el número de estrofas y versos. Las rimas son muy bien logradas, poseen la misma estructura abab y son consonantes. Esto influye mucho en el ritmo del poema, podemos declamarlo en voz alta y la melódía del texto hace una impresión muy buena.

Nuestra atención la llama el lenguage polaco estilizado de la época medieval; evidentemente, la traductora tenía un vocabulario muy rico. Nos encantan las expresiones como: “marzenie go barwne oplata; z serca szeptem rzecze; rada bym twą kochanką być wiecznie; w pragnieniu tęsknym”. Sobresalta también lo que faltaba en el otro poema, Die Lorelei, es decir, la ironía y el gran sentido de humor. Bogucka sabe servirse de las mismas palabras con doble sentido, que Heine. El fragmento: “Die Dritte lacht, und ihr Auge blitzt,/ Sie zieht das Schwert aus der Scheide; Trzecia ze śmiechem i błyskiem w oku/ Wyciąga z pochwy miecz ostry“ suena muy divertido, tal en alemán como en polaco. La coronación de la traducción es la moraleja en la última estrofa; el texo parece como si fuera escrito en polaco y no traducido de otra lengua, porque las palabras suenan muy sencillas y acertadas: “Rycerz jest mądry, leży na piasku/ I mając zamknięte oczy/ Spokojnie się daje w księżyca blasku/ Całować rusałkom uroczym.”

Nauzykaa