Spotkania z Księciem Ciemności 27

Ksawery Kopański

Jam jest Książę Ciemności!

Tydzień temu Kapłan z Ryżej Tafli w Brabancji Walońskiej wyjechał na zasłużony urlop. I opuścił z bólem serca swą Śnieżynkę, zostawiając ją jednakże w najlepszych możliwych rękach. Ręce te, z tego co wiem, prawie codziennie nagrywają krótkie filmiki przedstawiające nadobną Kotkę, aby zacny Prezbiter nie usechł z tęsknoty.

Teraz przyszła pora na nas. My też wyjeżdżamy, na kilka tygodni. Jednak nam nikt nie nagra filmów z Księciem, aby ukoić ból naszej nostalgii. Musimy z nią żyć.

A Książę? Czy on będzie tęsknił? Trudno orzec: wszak to typ (typek raczej!) włóczęgi, wszędzie jest u siebie i każdy z sąsiadów się nim chętnie zajmie – w końcu, jak powtarzam od początku tej opowieści, to przecież nie nasz kot!

Ostatnio nie rozpieszczał nas nadmiernie swymi względami: przychodził, zjadł, wyspał się, trochę pobaraszkował z Kropką. Ale Żonę i mnie raczej ignorował. Jednak w przeddzień wyjazdu… Został dłużej, był nieco bardziej wylewny. Chyba czuł, co się święci: wyjątkową uwagę poświęcił naszej walizce. Czemu?

Już on dobrze wie, czemu! Ale co będzie, kiedy wrócimy? Pozna nas? Przyjmie po rozłące? Jestem dobrej myśli, choć pewności, rzecz jasna, nie mam. Ale to już, jak mawiał Kipling, zupełnie inna historia.

Kończy się nasza opowieść o Księciu Ciemności. Dwadzieścia siedem odcinków to i tak za wiele: tym bardziej, że konia z rzędem temu, kto mi pokaże odcinek siedemnasty. Ja tego nie zauważyłem, Adminka nie zwróciła uwagi, nikt z Czytelników nie wyłapał. Czary. Kocia magia. Ona trwa, choć opowieść dobiegła kresu.

Spotkania z Księciem Ciemności 26

Ksawery Kopański

Jam jest Książę Ciemności!

Dziś powalczymy, Książę, ze stereotypami. Z którymi, jak wiadomo, wygrać się nie da. Przeto walka będzie gwałtowna, ale krótka.

Mówią ludziska, że koty to mistrzowie manipulacji. Prawda to li, czy nieprawda? Pozornie cóż bardziej mylnego, niż hurtowo przypisywać temu lub innemu gatunkowi stworzeń bożych tę albo tamtą cechę charakteru. Jednak wystarczy zerknąć na to akurat stworzonko: małe, czarne, miękko-puszyste i rozkosznie bezradne leży sobie pod liściem orchidei. Takie przynajmniej sprawia wrażenie, póki mu się zajrzy w oczy. Oczy? Nie! Oczyska!!!

W wypadku Księcia Ciemności szekspirowska fraza Potwór Zielonooki nabiera nowego znaczenia. Już nie o zazdrość idzie, lecz o manipulację. Tylko potwór pozostaje potworem: z tak głęboką zielenią pięknych tęczówek i z tak intensywnie magnetycznym świdrowaniem źrenic zawsze osiągnie, co chce i zawsze dopnie celu. No… powiedzmy – prawie zawsze. Bez przesady: żaden z niego Rasputin, ani ze mnie caryca Aleksandra Fiodorowna. Jednak trzeba przyznać, że skuteczność ma drań wysoką i niejednokrotnie znajdowaliśmy się o krok od samodzierżawia.

Wspomniałem tydzień temu, że spojrzenie Księcia staje się coraz bardziej rozumne. I nie ma w tym sprzeczności: wszak umiejętność manipulacji to jeden z symptomów inteligencji. Niestety! No to są te koty inteligentne czy nie? Manipulują? Eeech…

Mówią ludziska, że kobiety to mistrzynie szantażu emocjonalnego. I że w ogóle świetnie wyczuwają emocje. Prawda to li, czy nieprawda? Na przykład moja Żona… Ciiicho! Jeszcze mi życie miłe!

A co, jeżeli mamy do czynienia z inteligentnym kotem płci żeńskiej? Na przykład ze Śnieżynką? Coś takiego, kochane dzieci, określamy zazwyczaj mianem kumulacji.

Mój przyjaciel Ksiądz z Brabancji Walońskiej, korzystając z sezonu urlopowego, postanowił odwiedzić Ojczyznę. Śnieżynki zabrać ze sobą nie mógł, ale na szczęście miał ją komu powierzyć w pełnej ufności.
I oto nadszedł dzień wyjazdu. Krzątanina, przygotowania. I nagle co? Ano – to:

Nie pokuszę się o rozstrzygnięcie dylematu, nie będę stawiał sprawy na ostrzu noża. Lecz na zgodę dodajmy: stereotypy biorą się skądś.

Spotkania z Księciem Ciemności 25

Ksawery Kopański

Jam jest Książę Ciemności!

Kropka, jakkolwiek niewielka i krótkonoga, uwielbia długie spacery. Kondycję ma wyborną i mogłaby się godzinami bujać po polach-lasach, byle bez smyczy. Toteż przynajmniej raz na kilka dni wyruszamy na półtoragodzinną przechadzkę, gdzieś daleko od szos i samochodów. Zazwyczaj wieczorem, około dziewiętnastej. Kropka biega szczęśliwa i swobodna, sika co sto metrów, obwąchuje każdą trawkę i krzaczek oraz – co lubi chyba najbardziej – obszczekuje rowerzystów, którzy odważyli się zapuścić się na ten sam leśny dukt, po którym my akurat wędrujemy.

Kropka robi swoje, a ja swoje: zakładam słuchawki i, z pomocą smartfonu, wyszukuję audycję drugiego programu polskiego radia. To ostatni kanał mediów publicznych, którego słucham. I to bez wyrzutów sumienia! Tutaj miłościwie nam panujący się nie „wtranżalają”: raz, że za małe grono słuchaczy, więc nie warto. A dwa – nie warto tym bardziej, iż nikt spośród tych słuchaczy nie łyknie tępej propagandy.

Około dziewiętnastej, rzekłem. Nie bez przyczyny – wszak wtedy nadawana jest audycja Książka do słuchania – najlepsi aktorzy interpretują najlepszą literaturę. Akurat od kilku dni Szymon Kuśmider czyta fragmenty Kalendarza i klepsydry. Jeśli o tym wspominam, to dlatego, że jeden z odcinków niemal w całości poświęcony był najsłynniejszemu kotu polskiej literatury, czyli Iwanowi, synowi Bazylego.

Cykl opowieści o Księciu Ciemności po trosze narodził się dzięki prozie mistrza Konwickiego: chciałem stworzyć coś – choćby w przybliżeniu – podobnego. Dzięki Konwickiemu się narodził i dzięki Konwickiemu umrze: już wiem, że nie sprostałem swemu własnemu marzeniu.

Jeszcze nie dziś. Ani nie za tydzień. Ale już niedługo. Cykl zmierza ku nieuchronnemu końcowi. Nie umiem znieść napięcia między ideałem a realizacją,

Żeby to chodziło tylko o warsztat! Ten zawsze jakoś da się wypracować. Lecz braku zmysłu spostrzegawczości nic nie zastąpi: nie ma takiej protezy.

Ot, choćby ostatnio: nie ja to zauważyłem, niestety, tylko moja Żona. Co mianowicie? Ano to, że Książę przeszedł przemianę. Kiedyś w jego oczach można było dostrzec tylko piękno głębokiej zieleni, przenikliwość oraz spryt. Od pewnego czasu pojawiło się w nich coś innego. Nowego. Zaskakującego. W ślepiach Księcia zagościła mądrość. Sierściuch… myśli. Nie tylko, jak dotąd, kombinuje, cwaniaczkuje czy manipuluje. On naprawdę zaczął myśleć. Nie ja to zauważyłem – cała zasługa i chwała należy się mojej Żonie. Ja to tylko zaafirmowałem… i zarejestrowałem.

A że Moja Lepsza Połowa nie kwapi się do przejęcia dzieła, do którego ja się zniechęciłem, przeto już wkrótce, Czytelniku, pożegnasz się z Księciem. Ale chyba warto było go poznać?

Spotkania z Księciem Ciemności 24

Ksawery Kopański

Jam jest Książę Ciemności!
Wiele razy zastanawiałem się nad tą zagadką, ale – jak dotąd przynajmniej – nie potrafię bodaj przybliżyć się do jej rozwiązania.
Jak on to robi? Drań, mała menda tudzież samolub. A próżny taki, że ja ze swoim egocentryzmem, wcale nie małym, jawię się przy nim jako wzór skromności. Nawet nie próbuje udawać, że się czemuś lub komuś podporządkuje, coś tam uwzględni, czy choćby zauważy. Słowem: charakterek, nie charakter. Przyszedł niezapowiedziany. Z długiej nieobecności ani myśli się tłumaczyć. Wskoczył na stół, zignorował fakt, że ja tu właśnie zarabiam na swój chleb oraz na jego karmę. Leży jakby nigdy nic.

Niedawno kupiłem nową lampkę. Myślałem, naiwny, że dla siebie…
Włączam ją, bo zmrok już zapadł za oknem: co prawda chwilowo Książę uniemożliwia mi pracę, ale może to się zmieni.
Tylko tego mu było trzeba! Scenografii oraz reflektorów mu brakowało! Zaczyna mistyczno-szatańsko-artystyczny pokaz. Oczu nie mogę oderwać.



A potem, jakby nigdy nic, zabiera się za lizanie łapki, jakby chciał powiedzieć: Popatrz: jaki mały jestem i bezbronny. Opiekuj się mną, dobrze?


I co z takim zrobić? Da się go nie lubić? Pytania z gatunku retorycznych.
Ale przynajmniej coś zaczynam rozumieć. Jego tajemniczy, koci zmysł polega na tym – między innymi, rzecz jasna, bo nie tylko na tym – że skubaniec zawsze wie, gdzie i kiedy się pojawić. Tylko i aż. Też bym tak chciał.

Spotkania z Księciem Ciemności 23

Ksawery Kopański

Jam jest Książę Ciemności!

Można powiedzieć Książę, że sam sobie strzeliłem w stopę. W poprzednim wpisie zawiesiłem poprzeczkę wysoko: świat uczuć, dusza, eschatologia niemalże. O czym napisać dziś, aby nie obniżyć lotów? Mam pewną ideę, ale grozi nam banał. I to taki, że aż zębami zazgrzytamy z zażenowania. Cóż jednak czynić – innych pomysłów brak! Trzeba spróbować…

Ludzie zastanawiają się – od kiedy tylko sięgnęli po umiejętność autorefleksji – dlaczego jest tak, jak jest: czemu jeden rodzi się w czepku, a innemu ktoś do kołyski napluł złośliwie. Czemu jednym życie układa się jak po maśle i jak pączki w masełku żyją, a inni „bez masełka po stópki” muszą ciągle włazić, upokarzać się, by na kromkę suchego chleba zarobić. Czemu jedni są wysocy, szczupli i z męską kwadratową szczęką, emanują urokiem i czar roztaczają, a inni… co dzień rano gapią się na mnie złośliwie z lustra w łazience. Czemu jednym zdrowie dopisuje, a po latach hulaszczo spędzonych gasną cicho i bez turbulencji po dziewięćdziesiątce, zaś inni cierpieniem okupując każdy oddech, umierają w męczarniach mając lat zaledwie kilka lub kilkanaście. Et caetera, et caetera, et caetera

Każdy o tym myśli, najtęższe łby parują, by zagadnienie rozkminić. I nic. Są pomysły, aby rzecz powiązać z pracowitością, zasługami, moralnym prowadzeniem się. Lecz to raczej ślepy zaułek. Los. Fortuna. Przeznaczenie. Tyche. Fatum. Karma. Ananke. Od czego zależy? Nikt nie wie. I się nie dowie.

Banał, aż zęby zgrzytają! Ale prawdziwy. Ludzie tak mają. Koty też. Od czego zależy, że jedne kocięta – ślepe i gołe – nie dostają szansy, by przeżyć kilka bodaj godzin na tym łez padole, inne są skazane na całe lata egzystencji śmietnikowej, w głodzie i strachu, a jeszcze inne…

Zaczęło się może nieszczególnie. Przypominam: przypałętało się toto niemal rok temu, małe, chude, wystraszone, wypłoszone, z wielką blizną na boku. Ale, jakimś zrządzeniem owego tajemniczego nieznanego, trafiło właśnie tu, do naszego domu. I teraz? Śpi codziennie gdzie indziej, u kogo zechce, a ma do dyspozycji kilka mieszkań: każdy z sąsiadów go lubi. Stołuje się, gdzie akurat lepiej dają jeść. Ten pogłaska, ów pomizia. Dobrobyt taki, że grozi małemu baszy kompletną demoralizacją. Naje się, pośpi w puchach, a jeszcze zacna Kropka czuwać będzie nad jego snem.

I dlaczego? Ani rasowy. Ani wybitnie piękny: owszem, bardzo ładny, lecz ileż równie uroczych kocurków i kici snuje się po wysypiskach! Charakter też nieszczególny: chimeryk i – po troszę – samolubek.

Ale pies mu mordę lizał! Niech ma! Niech korzysta. Nie warto odrzucać uśmiechów losu. Bo one się mogą nie powtórzyć.

Spotkania z Księciem Ciemności 22

Ksawery Kopański

Jam jest Książę Ciemności!

Wspomniałem swego czasu, że Książę jest chimerycznym łazęgą. To prawda, ale nie cała: ON W OGÓLE JEST CHIMERYCZNY.

Od kilku dni znów dość regularnie przychodzi do nas z rana. By zjeść śniadanie, pomiziać się z moją Żoną oraz pobrykać z Kropką. I zostać na kilka minut… albo na kilka godzin. Niemal codziennie pojawia się w innym nastroju, czego nawet nie próbuje ukrywać. Czasem odprężony. Nieraz zaaferowany. Kiedy indziej podenerwowany. Innym razem rozmarzony. Albo wystraszony. Lub umordowany całonocną pracą. Domagający się czułości. Oschły. Zależy – żadnych reguł w tym zakresie wyznaczyć się nie da.

Książę to uczuciowy gość. Pewnie, że zwykle za jego aktualną aurę emocjonalną odpowiadają jakieś okoliczności zewnętrzne, ale gdyby nie był wrażliwcem, nie znalazłyby one odzwierciedlenia w jego afektach.

Tak, Sierściuch ma swój sekretny świat uczuć. Bo też obdarzony jest subtelną duszą, która unosi się, jako dym kadzidła, gdzieś tam ku górze. Ja, ateusz, wam to mówię!

Jeśli któryś z Czytelników (raczej przypadkowych, niż stałych, jak mniemam) żachnie się na stwierdzenie, iż zwierzęta posiadają duszę, to uprzedzam: nie dam się wciągnąć w żadną dyskusję. Ja jestem Ksawery, nie Tomasz! Akwin znam tylko z opisów. I, jako niewiarek zatwardziały, choć praktyczny, nie potrzebuję niczego teoretycznie uzasadniać. Nie dorobiłem się, jak dotąd, systemu swej ateuszowskiej scholastyki; co więcej, nie odczuwam nawet takiej potrzeby. Tym bardziej, iż niedouk ze mnie okropny! Jeśli ktoś zechce, bez trudu wyłapie logiczne niekonsekwencje w moich dociekaniach. No i co? No i nic! I tak wiem, że zwierzęta, nie tylko koty, kryją w swym wątłym korpusie ducha niezłomnego, a wrażliwego. Czym on jest? Nie wiem. Jaka jego natura? Nawet nie próbuję zgadywać. Jak długie jego trwanie? Nie mam pojęcia! Ale że jest – to rzecz pewna.

Nie da się istnienia Księcia sprowadzić do jedzenia, marcowych manewrów i rozkoszy drapania za uszkiem! Weź go na ręce, pogłaskaj, spójrz w zielone oczy. No i…?

*

A na drugim końcu Europy, pod błękitnym niebem Brabancji Walońskiej i pod dachem plebanii w Ryżej Tafli – jak pozwalam sobie z niewinną i życzliwą złośliwością tłumaczyć nazwę miejscowości, w której rezyduje mój Przyjaciel ksiądz – spokojny żywot wiedzie Neige, czyli Śnieżynka. Czy dla owego zacnego duchownego uznanie, że ją również obdarzono duszą, stanowi jakiś problem? Myślę, że nie. Tym bardziej, iż kapłan ten od wielu dziesięcioleci przesiąknięty jest na wskroś franciszkańską miłością do wszystkich stworzeń bożych, a więc i braci oraz sióstr zwierząt. Nawet dla mnie – zatwardziałego ateusza – znajduje miejsce w swym wielkim sercu!

Fascynujący to temat: dociekać, jak rozwija się życie duchowe kotki Śnieżynki w domu duchownego! Jakich iluminacji doznaje tam owa ślicznotka!

Co prawda Przyjaciel zarzekał się, że ta fotografia wyszła mu przypadkowo, bez interwencji z góry, ale kto go tam wie… Kocia dusza. Tajemnica. Taką niech pozostanie.

Spotkania z Księciem Ciemności 21

Ksawery Kopański

Jam jest Książę Ciemności!

O czemże pisać, gdy nie bardzo jest o czym pisać? – to, jak mniemam, kluczowy problem każdego stałego felietonisty. Coś na blogu umieścić trzeba – no, w każdym razie wypada – a tu nie bardzo jest co, bo nic szczególnego się nie wydarza: dni mijają, wiosennej (czy właściwie już prawie letniej) pogody brak, kwarantanna trwa, a Książę całe dnie spędza „w terenie”. Oczywiście: wciąż przychodzi najeść się i wyspać, pobawić z Kropką i odrobinę pomiziać z moją Żoną, ale są to wizyty sporadyczne. Wszak tyle jest do zrobienia wszędzie gdzie indziej!

Może więc właśnie o tej nieobecności?

Często zastanawiam się, co On wówczas robi, gdzie się szlaja, dokąd go nosi. Właściwie już się przestałem o Niego bać: wszak złego diabli nie biorą, a to przecież Książę Ciemności! Ale ciekawość pozostała: na co też Sierściuch mitręży tak wiele czasu?

Pozostanie to zapewne tajemnicą. Przecież, jak się już kiedyś zdeklarowałem, szanuję jego wolność i śledzić go nie będę. Inwigilować tym bardziej nie. Trochę szkoda, ale słowo się rzekło…

To już dorosły mężczyzna. Ma swój koci świat, do którego nigdy nie będę miał wstępu. Lecz nie mam wątpliwości, iż jest to świat fascynujący: domyślam się tego z migawek, które incydentalnie przemkną przed mymi oczyma.

I niech tak zostanie. Korzystaj z życia, Książę. Tylko proszę, uważaj na siebie! Bo my tu na Ciebie czekamy z Kropką.

Spotkania z Księciem Ciemności 20

Ksawery Kopański

Jam jest Książę Ciemności!

Popatrz Książę, jak to życie się plecie… Trwamy sobie cicho i na uboczu, ciesząc się nawzajem swą obecnością – to znaczy ja cieszę się Twoją, bo Ty mnie traktujesz instrumentalnie; za to jednak, ile radości dajesz Kropce i mojej Żonie, jestem Ci w stanie wszystko wybaczyć – słowem, żyjemy sobie na uboczu, marząc, by świat o nas zapomniał, ale gdzie tam. Drań jest pamiętliwy, że hej! Z zasady i konsekwentnie omijamy aktualia, lecz one nachalnie pchają się na karty naszej opowieści. A kto temu winien? Wiadomo – Adminka! Podobnie jak Ty wyczuła, iż serce mam miękkie i pomocy nie odmówię. No i obciążyła mnie pewnymi aktualiami, wartymi przywołania. Inna sprawa, że chyba faktycznie warto je wspomnieć, bo są, co by nie mówić, dość nietypowe i w sumie miłe.

Pierwsze primo: dziś Dzień Dziecka. Ciebie on nie dotyczy: Ty wyrosłeś, nie wiadomo jak i kiedy, gdzieś w trakcie snucia się naszej opowieści, na prawdziwego i dorodnego mężczyznę. Po wypłoszonej, włochatej kuleczce, z oczyskami wielkimi na pół twarzy, nie pozostało ani śladu!

Ale za to ja mogę się cieszyć jak dziecko, patrząc na Twoje zabawy z Kropką, te zapasy lub gonitwy, które urządzacie po całym domu. Skoro dotąd – a stoję wszak na progu starości – nie spoważniałem, to chyba już nigdy się to nie stanie. Może i dobrze. Owszem: jestem jak dziecko bezbronny wobec świata, ale za to dziecięcej radości nikt mi nie zabierze. Chwilo trwaj, jesteś taka piękna! A ona trwa… już kilkadziesiąt lat. Między innymi dzięki Tobie, Książę. Dziękuję.

Ale co tam doktor Faust, gdy na karty naszej opowieści pcha się inny niemiecki bohater literacki! I to jest drugie primo, to są te drugie „aktualia”: świeżutka, bo trzechsetna, rocznica urodzin! Po prawdzie wypadła ona dwadzieścia dni temu, ale cóż znaczy marne dwadzieścia dni obsuwy wobec trzech wieków! Zresztą zawsze możemy, powołując się na klasyka, stwierdzić, iż oto brygada młodzieżowa zobowiązuje się zaciągnąć wartę młodzieżową przy nowo zakupionych parówkach, dla uczczenia trzydziestej pierwszej okrągłej rocznicy… lub coś równie absurdalnego. Bowiem kto jak kto, ale nasz Jubilat miał – do czego jak do czego, ale do prawdy – stosunek wyjątkowo swobodny i niefrasobliwy: oto 11 maja 1720 na świat przyszedł Hieronymus Carl Friedrich, Freiherr von Münchhausen!

No dobrze, to wielka uroczystość. Tylko jak zlepić tę rocznicę z opowiastką o Tobie, Czarnuszku? Nie będzie to chyba zbyt trudne. Wszak Ty jesteś poniekąd Prinz von Münchhausen. Prawdziwy Prinz!

Tylko może trochę mniej świadomy tego faktu. Baron manipulował, zmyślał, mistyfikował co się da i ile wlezie. Ty Książę czynisz to samo. Intencje, trzeba przyznać, macie odmienne. Baron robił to, aby życie było ciekawsze, piękniejsze, by miało smak i aromat. Ty Książę postępujesz tak, by nas wykiwać i wykorzystać, ale efekt osiągasz odwrotny do zamierzonego: masz się za króla oszustów, lecz jedynie wzruszasz i bawisz.

Obaj, czy to świadomie, czy też w sposób niezamierzony, dajecie innym radość oraz szczęście. I tego się trzymajmy. Macieju Kocie, idź tą drogą!

Zakończę dzisiejsze obchody wniesieniem drobnego protestu. Kto wpadł na głupi pomysł, aby zaburzenie psychiczne, polegające na wywoływaniu u siebie objawów somatycznych, nazwać Zespołem Münchhausena!? Zespół Münchhausena tyle ma wspólnego z Baronem Münchhausenem, co, nie przymierzając, marksiści z Marksem, a kanciarze z Kantem, jak mawiało się za nieboszczki Komuny; trochę już żyję, stoję na progu starości, więc pamiętam takie sentencje. Wszak, jako się rzekło, Baron robił to, co robił, dla zabawy. By łatwiej było znosić przykrości życia. Zaś ktoś dotknięty Zespołem sobie i innym robi jedynie krzywdę. Czyż nie?

Mój Ty Książę von Münchhausen, cieszę się, że jesteś!

Spotkania z Księciem Ciemności 19

Ksawery Kopański

Jam jest Książę Ciemności!

Najpierw Czarnuch marcował. Myślałem, że na tym skończy. Gdzie tam! Potem było kwietniowanie. A teraz majuje: romansuje i poluje. To już rzecz do tego stopnia intensywna oraz długotrwała, że musiała się jakoś odbić na jego kondycji. W rzeczy samej: odbiła się – na psychicznej.

Książę jest ostatnio nakręcony jak propeller na haju. Wszystko właściwie robi w biegu: w biegu łaskawie przyjmuje pieszczoty…

… w biegu się bawi…

… nawet odpoczywa w biegu. Ostatnio na przykład wykręcił numer, jaki dotąd mu się nie zdarzył. Idę oto z Kropką na spacer. Otwieram drzwi. Sierściuch wpada do środka, jakby go stado ogarów goniło. Po dziesięciu minutach wracamy z Sunią. Wchodzę – Drań wyskakuje na korytarz, jak z pożaru! Żona zapewnia, że podczas pobytu w mieszkaniu ani nie przekąsił, ani nie przysiadł. Kręcił się tylko niespokojnie.

Pamiętajcie dziateczki: takie spustoszenia powoduje hulaszczy styl życia!

Aparat jest zbyt powolny, by wizerunek Księcia porządnie zarejestrować. Proza nie nadąża z opisem.

Kot iskra
Kot mgnienie
Płomyczek
Zalśnienie
Kot chwila
Błyśnięcie
Kot refleks
Mrugnięcie
Kot…
Po prostu Kot

Ejże! Chyba jednak się w końcu zmęczył. Układa wygodnie ciałko w bezpiecznym kącie. Ma ciało – czyli nie duch to! Nie zjawa upadła. Nie diabeł.

Śpij sobie spokojnie. Aaa, kotki dwa…

Spotkania z Księciem Ciemności 18

Ksawery Kopański

Jam jest Książę Ciemności!

Mój Ty koci arystokrato – arystokrato ducha, nie krwi – boś ostatecznie dachowiec z urodzenia, nie zaś pers czy inny syjam! Żyjesz jak pączek w maśle. A ja? Z każdej strony ciosy, zewsząd upokorzenia! Już to Twoja Książęca Mość ignoruje mnie, traktując jak nadwornego podstolego, już to znowu jeden z mych przyjaciół pokazuje swemu koledze teksty o Naszych spotkaniach, reklamując je jako ciekawe próbki literackie. I otrzymuje cierpką odpowiedź, iż ma to tyle wspólnego z literaturą, co… no może pomińmy, ze względów estetycznych, dosłowne przytoczenie tego porównania. Jak żyć, Książę, jak żyć?!

Dość kabotyństwa! Powiedzmy szczerze: złośliwa uwaga wygłoszona przez kolegę kolegi trafiła w próżnię. Nie mam ambicji tworzenia literatury – moje miniaturki są li i jedynie impresjami z doznanych „chwil piękna ulotnych” – toteż i surowa ocena tych essays mnie nie obeszła. Piszę dla własnej przyjemności: jeśli ktoś odnajdzie podobną przyjemność w czytaniu, to cała przyjemność po mojej stronie. Jeśli zaś nie, to… ze względów estetycznych pomińmy określenie miejsce, do którego tego kogoś z przyjemnością bym skierował.

Słowa „przyjemność” z rozmysłem używam tak natrętnie, bo o nią właśnie tu idzie. Książę, wydaje Ci się, iż panujesz nad sytuacją. I zasadniczo masz rację. Ale nie do końca. Ty wykorzystujesz mnie, lecz ja Ciebie także: nikt nie odbierze mi przyjemności płynącej z Twego widoku.

Nie pretenduję, jako się rzekło, do miana literata. Toteż jestem zwolniony z konieczności starań o twórcze i oryginalne opisanie kociego piękna. Nie potrafiłbym tego uczynić, ale też i nie muszę. Mogę się zadowolić wyświechtanymi słowami-wytrychami: mistyka, tajemnica, klimat. I to wszystko prawda – odnajduję te cechy, patrząc na Twą miękką, proporcjonalnie zbudowaną, gibką – i silną jednocześnie – sylwetkę. Zwłaszcza, od kiedy utraciłeś zimową nadwagę, prezentujesz się naprawdę męsko i olśniewająco!

Jednak, żeby Ci się w czarnej dupce nie poprzewracało od nadmiaru uwielbienia, muszę Cię przestrzec, iż masz konkurencję.

Nie wiem, jak się nazywa ta czarująca panienka, która od czasu do czasu pojawia się na naszym podwórku. Gdym ostatnio wyszedł był na krótki spacer i rozpoczął z długiego dystansu sesję zdjęciową, pewność miałem, iż Ciebie fotografuję.

Jednak, w miarę zbliżania, dość szybko stwierdziłem, że tkwię w „mylnym błędzie”: te oczy! Mniejsze, bardziej skośne i zdecydowanie intensywniej zielone, niż Twoje, Książę. Głębsze skrywają tajemnice.

A z bliska da się dostrzec wyraźnie, iż Księżniczka figurkę też ma bardziej miękką i gibką, niż Twoja. Z nieporównanie większą gracją przeciąga się, by następnie czmychnąć w okoliczne zarośla.

Mam przeto dla Ciebie, Książę, dwie wiadomości: dobrą i złą. Zła jest taka, że nie możesz się czuć zbyt pewnie: są mistyczniejsi(sze) od Ciebie. A dobra? Nie przejmuj się, bo i ja się nie przejmuję. Nie warto: z Kobietą i tak nigdy nie wygrasz!