Nasz autor co roku jeździ na narty, a ja od jakiegoś czasu publikuję tu jego zimowe relacje i refleksje (TU, TU)

RD
hallo,
pozdrowienia z urlopu, po urlopie.
w austrii na nartach. po raz 31 w tej samej miejscowości, w tym samym pensjonacie, w tym samym apartamencie (nr 7).
przed naszym przyjazdem do nauders, na drodze łączącej tę wioskę z austrią, zeszła kamienna lawina i musieliśmy tam jechać przez szwajcarię.
na granicy szwajcarskiej przywitał nas na czarno ubrany ludzik z ogromnym karabinem maszynowym przewieszonym przez piersi. chciał nas od razu zaaresztować lub przynajmniej rozstrzelać. rzucił się do auta aby znaleźć jakąś bombę lub granaty co umożliwiło by mu wykonanie powyższego. (w tym czasie w pobliskim davos odbywał się spęd światowych macherów wszechświata). gdy zobaczył we wnętrzu auta nasze narty przepuścił nas bez dalszej kontroli. (tu wskazówka dla terrorystów – udawać narciarzy.)
nauders leży na wysokości 1.400 m. szrenica kolo szklarskiej poręby, z której, mieszkając w polsce, wraz z g. szusowaliśmy na nartach, ma tylko 1.360 metrów. w nauders jedzie się gondolą na wysokość 2.200 metrów (trwa to 15 minut), a później można jechać w dół, lub innymi wyciągami na wysokości 2.600. 2.700 oraz 2.850 (dwa razy wyżej niż szrenica).
jednak te lata na szrenicy (koniec sześćdziesiątych, początek siedemdziesiątych) wspominam do dzisiaj z nutką roztkliwienia i nostalgii.
jako młody student waletowałem na obozach narciarskich, spałem na materacu dmuchanym w śpiworze na korytarzu schroniska na szrenicy i odżywiałem się “na sępa”, czyli tym co zostało w kuchni.
ha … to były czasy. byliśmy młodzi, mieliśmy kondycję, nie miewaliśmy kaca i mogliśmy trzy razy dziennie…
teraz z g. wypijaliśmy w nauders dziennie litr mleka na osobę, prosto od krowy, kupowanego codziennie u znajomych rolników.
ale było także piwo czeskie i austriackie, wina francuskie, polskie wino miodowe oraz austriacka wódka 35% z szyszek limby.
teraz nasze zawiasy “kwiczą” i skrzypią, i mogliśmy już tylko raz dziennie…
za 40 – 50 lat to i nauders będziemy wspominać z nostalgią.

podczas tej 15-minutowej jazdy gondolą, jako socjolog amator, miewałem wielce interesujące rozmowy:
– dwie studentki z finlandii – o finlandii – gdzie jeszcze nigdy nie byłem,
– małżeństwo z ukrainy – o kryzysie na ukrainie, oraz jak sobie radzą z niemieckim – nie znają, z angielskim – nie znają, no ale jakoś trafili aż do austrii,
– słowak z synem – milczał jak zaklęty, może mu polak odbił żonę,
– dwie dzierlatki z lublina – o pierdołach,
– małżeństwo (40 letnie) z warszawy – całkowite “desinteresse” do polityki,
– dwie pary małżeńskie piechurów z belgii (dziadków i babć w moim wieku) – żartowaliśmy i śmieliśmy się całe 15 minut, ja na początku rozmowy pochwaliłem liczne gatunki belgijskich piw i ogromną ilość knajp i piwiarni tamże, moja uwaga została przyjęta z dumą, gdy (z jakichś technicznych powodów) gondola zatrzymała się na moment, belgowie zagrozili mi, że jak to dłużej potrwa to zostanę zjedzony, ja zaoponowałem proponując, że zjemy najgrubszego,
– 78 letni dziadeczek z niemiec (obiecująca perspektywa) – gdy go spytałem jak mu idzie jeżdżenie na nartach, dziadeczek odpowiedział: ja już jestem w tym wieku, że nie muszę zdobywać żadnych sportowych sprawności, a wieczorem nie muszę się nikomu tłumaczyć ile razy i jak szybko zjeżdżałem, a żona?, ona już tylko spaceruje,

– młoda dziewczyna z austrii z dwójką dzieci – przedstawiłem się tym dzieciom jako mikołaj, który jest teraz na urlopie i zgolił dla niepoznaki brodę, następnie spytałem, jak się nazywają (johannes i mathilde) i ile mają lat (chłopiec pokazał 3 palce a dziewczynka 4), spytałem też, kim chcą być w przyszłości jak dorosną, chłopiec bez zastanowienia odpowiedział rolnikiem, a dziewczynka nie wiedziała. na moje konkretne zapytania: weterynariuszką, gospodynią domową, walczącą feministką; odpowiadała konsekwentnie nein. zaapelowałem do dzieci aby cały rok były grzeczne, to przyjdę do nich w grudniu z prezentami. obiecały mi to skwapliwie. ich mama uśmiechała się cały czas,
– młody 25 letni student z ju-es-ej (!!!) – jechaliśmy tylko we dwóch, miał na plecach przewieszoną amerykańską flagę (tak na oko – 70 cm x 150 cm), która powiewała mu później jak skrzydła u “batmana”, zabawna rozmowa: on student chemii – “tramp is krejzi”, o polskim nazwisku (jego przodkowie wyemigrowali w XVIII wieku z polskich terenów i pracowali w hucie szkła), podzielił i zaplanował swoje życie w przedziałach co 25 lat, po studiach chce iść na zawodowca do wojska, moją ironiczną uwagę “i produkować gazy bojowe” odebrał nie jako żart, a jako konstruktywną propozycję
– oraz wiele, wiele innych rozmów, ale już bardziej banalnych i zdawkowych.
no to, miejmy nadzieję, do następnego roku w nauders.
g.& r.
