Miłość jesienią

Andrzej Filet Fikus

butyMiłość siódmego października widziana z wychylenia przez okienną
framugę:
Ona i on
Liście dyktują im drogę
Chłód przyspiesza krok
To normalne, że ich dłonie jeszcze nie splecione
Jej i jego wychłodzone z wyczekiwania na tę ulgę, usta
Idą, nawet umyślnie błądzą aby w końcu się wdarzyło
Jesień tańczy, oni w sobie każde z osobna, wewnątrz pożar
Z jej włosów kapią krople podniecenia
Jest ci zimno? Bez jej przyzwolenia otula ją kurtką
?
Dziękuję jednak mi wciąż przenikliwie
Jej pierś czuje szalejące serce w kieszeni tego gestu
On się telepie, nigdy jeszcze nie był tak jesienny
Błagalny jego wzrok, ona rosą w oczach przychylna
Pocałuj mnie
Nie obchodzi nas w tej chwili ta kałuża
Zapomniane zimno staje się ich opiekunem
Ramiona jakby syjamskie nagle
Ich ciała bałwan z dwóch części
Kocham cię

07.10.2016

Gin

spiłem jałowiec z twoich ust
pożądałem ich
oddaliłaś się i umarłem
kiedy ranny znów się narodziłem
wycisnąłem z pamięci jego nektar
wciąż jesteś przy mnie
nasza bliskość zaś
pozostaje nierozebrana

***

dom który kocham
i nóż w jego macicę
wkładam
XXX
dom w którym kocham
zmywać swoje grzechy
XXX
dom który kocham
ściskając pięści by go nie zburzyć
XXX
dom który kocham
albowiem chroni szaleńców
XXX
17.06.2009
Das Haus, das ich liebe
Ein Messer stecke ich in seine Gebärmutter
XXX
Das Haus, in dem ich liebe
Abwaschen all meiner Sünden
XXX
Das Haus, das ich liebe
Fäuste ballend, um es nicht zu zerstören
XXX
Das Haus, das ich liebe
Da es die Wahnsinnigen beschützt
***

łzy są nieme
udają krzyk
miałem nadzieję kiedyś
wyskoczyć
z tego okna na drugim piętrze
i wpaść w jej dekolt
powiedziałem jej o tym

“…ty już śpisz
a ja chciałabym
upleść pelerynę z włosów
i odgrodzić cię
od świata”

melancholia nie zna litości

 

Tränen sind stumm
täuschen Schreie
voreinst verspürte ich den Wunsch
aus diesem Fenster vom zweiten Stock zu springen
und in ihr Dekolleté zu fallen
ich erzählte ihr davon

“…Du schläfst schon
und ich wollte so gerne
einen Umhang aus meinem Haar
Dir nähen
und Dich abschirmen von der Welt”

Melancholie kennt kein Erbarmen

***

Mówię Ci Pani Życie
kapituluję wobec Twojej dobroci
ja się nie prosiłem na Twoje łąki
ja Andrzej Fikus

nad krzypopem wśród kaczeńców wychowany
bo dawno już zamilkłem
i nie pojmuję
dlaczego tu jeszcze
przeszkadzam

I gdybym dzisiaj miał tę
tęsknotę co wtedy
boso bym do Ciebie wyruszył
gdybym ją miał
gdzie jesteś Miła?
mozolnie ściągam buty

I jest mi dziwnie Pani Życie
na Ciebie obrażać się
ale…

 

Frau Leben, ich sage Dir
ich kapituliere vor Deiner Güte
ich habe nicht darum gebeten,
Deine Wiesen zu betreten
ich Andrzej Fikus
aufgewachsen am Rande einer Abflussrinne
inmitten von Sumpfdotterblumen.
Längst bin ich schon verstummt und begreife nicht
warum ich hier noch stören muss

Und wenn ich heute noch diese
Sehnsucht spürte, die damals
barfuss zöge ich los –
wenn ich sie hätte
wo bist Du Liebes?
behäbig ziehe ich die Schuhe aus

Eigenartig ist mir zumute, Frau Leben
mich über Dich ärgern
aber…

buty2

Hans-Peter Meister

Przyszedł mail:

Drodzy,
proszę mnie rozumieć tak jak piszę w tym momecie i o tej sprawie. Ja nie mam pretensji do bycia literatem, poetą lub pisarzem. Od czasu do czasu szukam w formie pisemnej (w moim odczuciu osamotnionym dialogu ze sobą samym) uiszczenia emocji, uczucia, odczucia i ślepej kiszki itp i itd.
Nie o mnie tu się rozchodzi. Intensywnymi minutami się zastanawiałem jak prawie 20 lat temu widziałem, rozumiałem, słuchałem Hansa Petera…

Przepraszam Was, przepraszam za list otwarty i zaadresowany jednocześnie do Was wszystkich.

Ewo, Moniko, Sylwio, Witku i bliscy Hansowi Peterowi, Tomek zdeklarował się do przetłumaczenia tego tekstu na niemiecki. Proszę, sami oceńcie, czy taka jest potrzeba.

Jeśli tak to: człowieki,  ciężko dobrze, kurwa i kłamać są oryginalnymi zwrotami, zaczerpniętymi z przeszłości, z naszego prze/życia.

czuwaj

Filet

***
Też znałam Hansa-Petera od dawna, od zawsze. Mnóstwo robił i dużo wymagał od nas wszystkich. Opowiedział mi kiedyś historię, którą napisałam. Pierwsze opowiadanie, jakie napisałam po niemiecku. Nie podobało mu się. Trudno, czasem i tak bywa. Ja je do dziś lubię.

EMS

hanspeter

Andrzej Filet Fikus

„Człowieki są różnymi indywidualnościami“. Tak spuentowałeś ówczesne nasze spotkanie po latach, przy ponownej okoliczności w BuchBundzie. W moim odczuciu zwróciłeś tym uwagę na moje “noże” w morzu ludzkości i próbowałeś załagodzić mój gniew spowodowany kolejnym zdemaskowaniem jakiegoś oszustwa w socjalnej branży. Pokornie usprawiedliwiałeś się, że już nie jesteś aktywny w “Social-polit-arbeit“, bo przecież prozaiczne życie, utrzymywanie rodziny. Mówiłeś z zadowoleniem o córce przebywającej w Holandii. “Własna rodzina! Ja o tym marzyłem wiele lat i teraz jest ciężko dobrze”, podkreślałeś. Byłeś i pogodny, i zatroskany opowiadając o niej, o Karin i intensywnej własnej pracy.

Sobota, 02 października 2016, kolejna, dzięki również Twoim wieloletnim wysiłkom i postawionym również przez Ciebie pod nią fundamentom, impreza Polskiej Rady Społecznej w “Familien Garten“, Oranienstraße 34. Hans-Peter nie żyje!, rzucił Witek na powitanie. Jak nie żyje? No kurwa normalnie, zmarł, nie wiem, od Jacka wiem, dzwonił do niego, byle tam coś gadał, do Lutza, tamtej i tego też dzwonił, jakby się nudził, mieli niektórzy wrażenie. Ktoś powiedział, że skrzep na płucach, szybki rak. Poczułem nagle we wnętrzu ładunek wybuchowy z opóźnionym zapłonem lub może konia podkłutego kopnięciem w brzuch. Alarm! Co mam z tym wszystkim w brzuchomózgu teraz zrobić, gdy Cię niby już żywego nie ma? Tej samej nocy, czyli z soboty na niedzielę, śniłem o Tobie, bardzo realnie, w kolorach. Szybkim krokiem, w ortalionie, w zamglonych okularach przeskakiwałeś skrzyżowania, pędziłeś z torbą przewieszoną przez ramię, wchłaniając kolejne metry, do Rady oczywiście. W deszczu, ślisko i pod prąd; wtedy wiesz, że żyjesz. A pewno jak i w tym śnie, jak i wiele razy wcześniej, biegłeś, by komuś pomóc, niekoniecznie tylko Polakom. A w tym śnie, w barwach deszczu i Kreuzbergu, widząc Twoją postać: “Kurwa! Hans-Peter, przecież Ty żyjesz! Nie kłam, wczoraj mówili, że umarłeś!” Zerknąłeś w moją stronę i w typowym Ci rytmie: ”Tak, tak, potem, pogadamy, ja muszę, ważne sprawy“. I tyle Cię widziałem. Na moje szczęście znów.

Berlin 04.10.2016

Jestem uchodźcą / Ich bin ein Flüchtling

Für deutsche Version bitte nach unten scrollen

Andrzej filet Fikus

Jestem uchodźcą. Zapomniałem o tym, bo przestało boleć, bo zapomniałem, że bolało. A bolało z różnych przyczyn. Wtedy tego nie wiedziałem, tłumaczyłem sobie, że z tęsknoty boli. Bolał brak godziwego miejsca do mieszkania. Przemieszczałem bawarskie wioski i chodziłem ulicami Passau z wykręconymi jelitami wpatrując się w okna domów i kamienic, i najzwyczajniej w życiu zazdrościłem światła w tych oknach. Nie byłem głodny z niedożywienia, byłem głodny normalności. Wypatrywałem innego świata nie wiedząc jaki i gdzie ma on być. Widziałem się w tych mieszkaniach z moją dziewczyną, widziałem jak razem siedzimy w ciepłym, przytulnym kącie. Nie myślałem o dwudziestu metrach kwadratowych, nie myślałem wówczas w ogóle o metrach kwadratowych. Marzyłem o pokoju z łóżkiem dla dwóch osób, o małej kuchni, lampie i magnetofonie. Nie wiedziałem, co mówić, jak mówić, do kogo pójść, co zrobić, aby mieć taki kąt. Z bezsilności jakieś coś wyżerało mi wnętrze. Wpatrywałem się w gwiazdy i w milczeniu jęczałem. Żebrałem wzrokiem u ludzi o pomoc. Obcy skazany na przepisy, których nie rozumie. Obcy skazany na ludzką solidarność. Obcy wystawiony na powodzenie lub niepowodzenie własnego sprytu, siły przebicia, zapartości, samodyscypliny, właściwości dostosowywania się, naginania się, kłaniania się w pas, lizustwa, szerokich i mocnych łokci. Obcy wystawiony na powodzenie i niepowodzenie w handlu swoimi ideałami. A co z innymi i obcymi, którzy tych cech nie posiadają? Wciąż mam wrażenie, jak by mi ktoś pluł w twarz lub tępym nożem rozcinał skórę na plecach, słysząc głosy: po co tu przyjechałeś? Jak się nie podoba, to wracaj, skąd przybyłeś. To nie jest twój kraj, to nie twoja kultura, religia, mentalność, język i to nie twoje światło w oknach kamienic. Te głosy kojarzą mi się z ostrzegawczym warczeniem zwierzęcia broniącego swojego terytorium. Tych głosów wciąż się obawiam, ale już się ich nie boję, ponieważ po dwudziestu kilku latach, poznając i rozumiejąc już wiele przepisów oraz wystarczająco język, mogę się bronić. Jednak martwię się o siostry i braci, którzy przybywają z różnych stron i powodów na inne terytoria i nie rozumieją tego warczenia, i się nie potrafią bronić, i się boją. Mimo, że kiedyś nie musiałem się bać, że jakiś urząd wystawi mi decyzję pozwalającą lub zabraniającą mi pozostania na tym terenie, czułem wciąż jakbym stąpał po gorącym piasku, od czasu do czasu parząc sobie stopy. Być może stąpałem boso po lodzie, gdyż często odczuwałem strach i zimno, nie tylko wyłącznie w zimie. Nie musiałem udowadniać jak wielu przedtem, wielu wtedy, wielu potem i po dziś, że mam prawdziwy i poważny powód oddychania tym samym powietrzem co ci, którzy już tu są i uzurpują sobie wyłączność na to powietrze. I zadaję sobie pytanie, czy ktokolwiek musi uzasadniać swoją wolę bycia tam, gdzie jego zdaniem powietrze mu sprzyja? Przebywania tam, gdzie uważa, że szanowanie godności i inności jest istotą bycia w zgodzie, także ze sobą samym? Życia tam, gdzie nie brakuje wody i pożywienia? Życia tam gdzie pokój i wolność? Tam gdzie nie trzeba się bać.

***

Ich bin ein Flüchtling. Das habe ich vergessen, weil es nicht mehr wehtut, weil ich vergessen habe, dass es wehtat. Weh tat es aus verschiedenen Gründen. Damals war mir das nicht klar, ich sagte mir, es sei Heimweh. Es tat weh, keine angemessene Zuflucht zu haben. Ich durchstreifte bayrische Dörfer, lief mit verschnürten Gedärmen durch die Straßen von Passau, schaute durch die Fenster in die Häuser und war ganz einfach nur neidisch auf das Licht in diesen Fenstern. Ich war nicht hungrig nach Essen, ich war hungrig nach Normalität. Ich hielt nach einer anderen Welt Ausschau ohne zu wissen, wie und wo diese sein sollte. Ich sah mich in diesen Wohnungen mit meiner Freundin, ich sah, wie wir zusammen in einem warmen, kuscheligen Eckchen sitzen. Ich dachte nicht an zwanzig Quadratmeter, ich dachte damals überhaupt nicht an Quadratmeter. Ich träumte von einem Zimmer mit einem Bett für zwei Personen, von einer kleinen Küche, einer Lampe und einem Kassettenrekorder. Ich wusste nicht, was ich sagen sollte, wie ich es sagen sollte, zu wem ich gehen und was ich tun sollte, um einen solches Eckchen zu bekommen. Die Ohnmacht nagte an meinen Eingeweiden. Ich schaute in die Sterne und stöhnte schweigend. Mit dem Blick bettelte ich bei den Leuten um Hilfe. Ein Fremder, Gesetzen und Vorschriften unterworfen, die er nicht verstand. Ein Fremder, angewiesen auf menschliche Solidarität. Ein Fremder, dem Erfolg oder Misserfolg seiner eigene Gewitztheit überlassen, seiner Durchschlagskraft, seiner Hartnäckigkeit, seiner Selbstdisziplin, seiner Anpassungsfähigkeit, seiner Fähigkeit sich zu verbiegen, sich zu verbeugen, sich einzuschleimen, seine Ellenbogen zu benutzen. Ein Fremder, dem Erfolg und Misserfolg beim Handel mit seinen Idealen ausgesetzt. Und was ist mit den Anderen und den Fremden, die diese Eigenschaften nicht besitzen? Bis heute habe ich das Gefühl, man spuckt mir ins Gesicht oder zerschneidet mir mit einem stupfen Messer die Haut auf dem Rücken, wenn ich höre: Wozu bist du hergekommen? Wenn es dir hier nicht gefällt, dann geh doch zurück, wo du herkommst. Das ist nicht dein Land, das ist nicht deine Kultur, nicht deine Religion, nicht deine Mentalität, nicht deine Sprache und das ist nicht dein Licht in den Fenstern. Diese Stimmen verbinde ich mit dem warnenden Knurren eines Tieres, das sein Terrain verteidigt. Ich fürchte diese Stimmen noch immer, aber ich habe keine Angst mehr vor ihnen, weil ich nach mehr als zwanzig Jahren viele Vorschriften gelernt und verstanden habe, auch die Sprache gut genug kenne und mich zu wehren weiß. Doch ich mache mir Sorgen um die Schwestern und Brüder, die aus verschiedenen Himmelsrichtungen und Gründen in ein fremdes Terrain kommen und dieses Knurren nicht verstehen, sich nicht wehren können und sich fürchten. Auch wenn ich damals keine Angst haben musste, dass irgendein Amt mir einen Beschluss vorlegt, der mir verbietet oder erlaubt, auf diesem Terrain zu bleiben, hatte ich immer das Gefühl, als liefe ich auf heißem Sand, wobei ich mir ab und an die Füße verbrannte. Vielleicht lief ich barfuß über Eis, denn ich verspürte oft Angst und Kälte, nicht nur im Winter. Ich musste nicht beweisen, wie viele andere vor mir, damals, danach und bis heute, dass ich einen echten und ernsten Grund dafür habe, die gleiche Luft wie die zu atmen, die schon hier sind und sich anmaßen, das alleinige Recht auf diese Luft zu haben. Und ich frage mich, ob überhaupt irgendwer begründen muss, warum er gerade da sein will, wo ihm seiner Meinung nach die Luft guttut? Warum er sich dort aufhalten will, wo seiner Meinung nach die Achtung für Würde und Anderssein das Wesen des Friedens ausmacht, auch des inneren Friedens? Warum er dort leben will, wo es nicht an Wasser und Nahrung mangelt, wo Frieden und Freiheit herrschen? Wo man keine Angst haben muss.