Für deutsche Version bitte nach unten scrollen
Andrzej filet Fikus
Jestem uchodźcą. Zapomniałem o tym, bo przestało boleć, bo zapomniałem, że bolało. A bolało z różnych przyczyn. Wtedy tego nie wiedziałem, tłumaczyłem sobie, że z tęsknoty boli. Bolał brak godziwego miejsca do mieszkania. Przemieszczałem bawarskie wioski i chodziłem ulicami Passau z wykręconymi jelitami wpatrując się w okna domów i kamienic, i najzwyczajniej w życiu zazdrościłem światła w tych oknach. Nie byłem głodny z niedożywienia, byłem głodny normalności. Wypatrywałem innego świata nie wiedząc jaki i gdzie ma on być. Widziałem się w tych mieszkaniach z moją dziewczyną, widziałem jak razem siedzimy w ciepłym, przytulnym kącie. Nie myślałem o dwudziestu metrach kwadratowych, nie myślałem wówczas w ogóle o metrach kwadratowych. Marzyłem o pokoju z łóżkiem dla dwóch osób, o małej kuchni, lampie i magnetofonie. Nie wiedziałem, co mówić, jak mówić, do kogo pójść, co zrobić, aby mieć taki kąt. Z bezsilności jakieś coś wyżerało mi wnętrze. Wpatrywałem się w gwiazdy i w milczeniu jęczałem. Żebrałem wzrokiem u ludzi o pomoc. Obcy skazany na przepisy, których nie rozumie. Obcy skazany na ludzką solidarność. Obcy wystawiony na powodzenie lub niepowodzenie własnego sprytu, siły przebicia, zapartości, samodyscypliny, właściwości dostosowywania się, naginania się, kłaniania się w pas, lizustwa, szerokich i mocnych łokci. Obcy wystawiony na powodzenie i niepowodzenie w handlu swoimi ideałami. A co z innymi i obcymi, którzy tych cech nie posiadają? Wciąż mam wrażenie, jak by mi ktoś pluł w twarz lub tępym nożem rozcinał skórę na plecach, słysząc głosy: po co tu przyjechałeś? Jak się nie podoba, to wracaj, skąd przybyłeś. To nie jest twój kraj, to nie twoja kultura, religia, mentalność, język i to nie twoje światło w oknach kamienic. Te głosy kojarzą mi się z ostrzegawczym warczeniem zwierzęcia broniącego swojego terytorium. Tych głosów wciąż się obawiam, ale już się ich nie boję, ponieważ po dwudziestu kilku latach, poznając i rozumiejąc już wiele przepisów oraz wystarczająco język, mogę się bronić. Jednak martwię się o siostry i braci, którzy przybywają z różnych stron i powodów na inne terytoria i nie rozumieją tego warczenia, i się nie potrafią bronić, i się boją. Mimo, że kiedyś nie musiałem się bać, że jakiś urząd wystawi mi decyzję pozwalającą lub zabraniającą mi pozostania na tym terenie, czułem wciąż jakbym stąpał po gorącym piasku, od czasu do czasu parząc sobie stopy. Być może stąpałem boso po lodzie, gdyż często odczuwałem strach i zimno, nie tylko wyłącznie w zimie. Nie musiałem udowadniać jak wielu przedtem, wielu wtedy, wielu potem i po dziś, że mam prawdziwy i poważny powód oddychania tym samym powietrzem co ci, którzy już tu są i uzurpują sobie wyłączność na to powietrze. I zadaję sobie pytanie, czy ktokolwiek musi uzasadniać swoją wolę bycia tam, gdzie jego zdaniem powietrze mu sprzyja? Przebywania tam, gdzie uważa, że szanowanie godności i inności jest istotą bycia w zgodzie, także ze sobą samym? Życia tam, gdzie nie brakuje wody i pożywienia? Życia tam gdzie pokój i wolność? Tam gdzie nie trzeba się bać.
***
Ich bin ein Flüchtling. Das habe ich vergessen, weil es nicht mehr wehtut, weil ich vergessen habe, dass es wehtat. Weh tat es aus verschiedenen Gründen. Damals war mir das nicht klar, ich sagte mir, es sei Heimweh. Es tat weh, keine angemessene Zuflucht zu haben. Ich durchstreifte bayrische Dörfer, lief mit verschnürten Gedärmen durch die Straßen von Passau, schaute durch die Fenster in die Häuser und war ganz einfach nur neidisch auf das Licht in diesen Fenstern. Ich war nicht hungrig nach Essen, ich war hungrig nach Normalität. Ich hielt nach einer anderen Welt Ausschau ohne zu wissen, wie und wo diese sein sollte. Ich sah mich in diesen Wohnungen mit meiner Freundin, ich sah, wie wir zusammen in einem warmen, kuscheligen Eckchen sitzen. Ich dachte nicht an zwanzig Quadratmeter, ich dachte damals überhaupt nicht an Quadratmeter. Ich träumte von einem Zimmer mit einem Bett für zwei Personen, von einer kleinen Küche, einer Lampe und einem Kassettenrekorder. Ich wusste nicht, was ich sagen sollte, wie ich es sagen sollte, zu wem ich gehen und was ich tun sollte, um einen solches Eckchen zu bekommen. Die Ohnmacht nagte an meinen Eingeweiden. Ich schaute in die Sterne und stöhnte schweigend. Mit dem Blick bettelte ich bei den Leuten um Hilfe. Ein Fremder, Gesetzen und Vorschriften unterworfen, die er nicht verstand. Ein Fremder, angewiesen auf menschliche Solidarität. Ein Fremder, dem Erfolg oder Misserfolg seiner eigene Gewitztheit überlassen, seiner Durchschlagskraft, seiner Hartnäckigkeit, seiner Selbstdisziplin, seiner Anpassungsfähigkeit, seiner Fähigkeit sich zu verbiegen, sich zu verbeugen, sich einzuschleimen, seine Ellenbogen zu benutzen. Ein Fremder, dem Erfolg und Misserfolg beim Handel mit seinen Idealen ausgesetzt. Und was ist mit den Anderen und den Fremden, die diese Eigenschaften nicht besitzen? Bis heute habe ich das Gefühl, man spuckt mir ins Gesicht oder zerschneidet mir mit einem stupfen Messer die Haut auf dem Rücken, wenn ich höre: Wozu bist du hergekommen? Wenn es dir hier nicht gefällt, dann geh doch zurück, wo du herkommst. Das ist nicht dein Land, das ist nicht deine Kultur, nicht deine Religion, nicht deine Mentalität, nicht deine Sprache und das ist nicht dein Licht in den Fenstern. Diese Stimmen verbinde ich mit dem warnenden Knurren eines Tieres, das sein Terrain verteidigt. Ich fürchte diese Stimmen noch immer, aber ich habe keine Angst mehr vor ihnen, weil ich nach mehr als zwanzig Jahren viele Vorschriften gelernt und verstanden habe, auch die Sprache gut genug kenne und mich zu wehren weiß. Doch ich mache mir Sorgen um die Schwestern und Brüder, die aus verschiedenen Himmelsrichtungen und Gründen in ein fremdes Terrain kommen und dieses Knurren nicht verstehen, sich nicht wehren können und sich fürchten. Auch wenn ich damals keine Angst haben musste, dass irgendein Amt mir einen Beschluss vorlegt, der mir verbietet oder erlaubt, auf diesem Terrain zu bleiben, hatte ich immer das Gefühl, als liefe ich auf heißem Sand, wobei ich mir ab und an die Füße verbrannte. Vielleicht lief ich barfuß über Eis, denn ich verspürte oft Angst und Kälte, nicht nur im Winter. Ich musste nicht beweisen, wie viele andere vor mir, damals, danach und bis heute, dass ich einen echten und ernsten Grund dafür habe, die gleiche Luft wie die zu atmen, die schon hier sind und sich anmaßen, das alleinige Recht auf diese Luft zu haben. Und ich frage mich, ob überhaupt irgendwer begründen muss, warum er gerade da sein will, wo ihm seiner Meinung nach die Luft guttut? Warum er sich dort aufhalten will, wo seiner Meinung nach die Achtung für Würde und Anderssein das Wesen des Friedens ausmacht, auch des inneren Friedens? Warum er dort leben will, wo es nicht an Wasser und Nahrung mangelt, wo Frieden und Freiheit herrschen? Wo man keine Angst haben muss.