Z archiwów Andrzeja Rejmana

Andrzej Rejman

Petersburski łącznik cz. II

Otrzymałem niedawno list od Andreja Frołowa, o którego zainteresowaniach pisałem już raz na tym blogu. Jako że stanowi on uzupełnienie wpisu sprzed dwóch lat, a odnosi się do prezentowanych zdjęć Petersburga sprzed ponad stu lat – publikuję go z małymi skrótami.

Andrej pisze:

“…Members of our group are still discussing your wonderful photos – we all admire them, without exaggeration. Some depicted locations were newly determined. So, we have amended our first suggestion that the picture

“Hrebnicki 3_Institutskiy shopping mall” (photo 1) had been taken on Malaja Spasskaja street. Instead,it was Institutskiy Prospekt, clearly visible signboards of various stores led us to this conclusion – all the stores are listed in the phone books of that time (they have been recently scanned by our Russian National Library website). At least one food store is still existing on this place:


HERE

The depicted shopping mall was very close to Institutskiy Pereulok (not Prospekt, these are two different streetnames), where the family of your grandfather probably used to live. You’ve sent two pictures that allow the suggestion about the photographer’s special relationship to the house with the current adress Institutskiy Pereulok 5-9. One of these photos was probably the view from the flat window of Institutskiy Pereulok in the south direction (fot. 2 ). The other photo depicts the house itself (fot 3). There is also a general view of Institutskiy Pereulok in the north direction (fot 4 ). Another picture (fot 5) shows how does it look like right now (was taken on 17th February 2018). The current general view of Institutskiy lane (south direction) should not be missed (fot 6).


The view from the photo “Kemeri_Villa Mitau” (fot 8 ) is not belonging to our neighborhood, it has been taken in the Latvian resort Kemeri (or Kemmern) near Jurmala. One member of our community managed to find an other photo of this marvellous building in the Internet (fot 7).

Oryginalne zdjęcie Hrebnickiego

The next photo (fot 9 ) grants us a rare view of the villa with an informal name “Three wells”. It was located approximately here:

HERE


Thank you very much again for the photos! It was a huge step forward for the local history of our district Lesnoy. I hope our correspondence will continue and I could provide you with the news about depicted locations. …”

Andrej Frolov, St. Petersburg

***
I ja dziękuję Andrejowi za szczegółowe opisy i pasję w kultywowaniu pamięci o jego mieście, które było też miastem młodości moich przodków…

Z archiwum Andrzeja Rejmana

Zawsze można dać nie publikowane wiersze Saliny Baniewiczowej, napisał Andrzej Rejman, gdy nie byliśmy pewni, czy uda mu się coś napisać na czas… Zawsze się jednak udawało, aż do dziś, gdy się nie udało, ale może dlatego, że mu wczoraj odebraliśmy z Tomaszem Fetzkim jego przynależny, pana-Rejmanowy co drugi wtorek… I teraz, tuż przed północą i środą, którą mu w tym tygodniu przeznaczyłam, stwierdzam, że nic mi Andrzej nie przysłał, sięgam więc po tego maila z sierpnia ubiegłego roku i czytam:

zawsze można dać nie publikowane wiersze Baniewiczowej, wiersze są w mojej gestii, maszynopis przekazała  sama autorka mojej babci w latach 60, nikt ich nie publikował, oprócz wybranych kilkunastu – na naszym blogu też było kilka, ale można zawsze kontynuować. Wiersze są może bardzo naiwne, ale są pewnym świadectwem kulturalno-historycznym

… Baniewiczowa (czyli Salina Baniewicz) – pisała do swojego syna Antosia (ps. Wilczyński), który zginął w Powstaniu Warszawskim na Żoliborzu, 29 września 1944 roku. Powstało ponad 70 wierszy, w dużej części trenów, wiele zawierało refleksje na temat powojennej budzącej się do nowego życia, lecz zniewolonej wciąż Ojczyzny –

JUŻ NIEDALEKO

Już niedaleko do końca podróży –
Zostało zaledwie kilkanaście kroków;
A potem spokój – cisza po burzy
I ciemność milcząca, bez cierpień, bez oków.

W ostatnich chwilach wędrówki tułaczej,
Gdy nogi się plączą z wielkiego zmęczenia,
Czuję wyraźnie, lecz jakoś inaczej
Daremnych wysiłków upokorzenia.

Widzę, jak człowiek w trudzie i znoju
Bezwiednie wypacza rolę człowieka
I jak na szczęście trwałego pokoju
Od wieków na próżno cierpliwie czeka

A życie tymczasem jest uciążliwa
Walką bezwzględną, powszechną, stałą,
Z której mocniejszy intrygą złośliwą
Wychodzi pozornie zwycięsko i cało.

Na krzywdzie wyrasta dobrobyt sąsiada;
Zachłanność wypala jego sumienie;
Aż wreszcie niezgoda, zawiść i zdrada
Zniweczą radość, wzbudzą zwątpienie.

W chaosie wielu powikłań tragicznych
Twórcze poczucie piękna ginie;
A wśród szamotań się ustawicznych
I kult dla czynu też się rozpłynie.

Dola biedaka – gorzka, surowa
Szyderstwem, zniewagą boleśnie smaga;
Wynurza się nagle sprzeciw od nowa,
Pod którym drzemie lęk i odwaga.

Nędza i wyzysk, udręka niewoli
Strącają w otchłanie złorzeczeń, załamań;
A niesprawiedliwość sączy powoli
Jad nienawiści, ohydę zakłamań.

Bywa jednakże, że wielkie cierpienie
wspaniałą twórczość czasami rodzi;
Z tęsknoty nieraz powstaje natchnienie,
W rozpaczy talent do szczytu dochodzi.

Sprzeczności niczym nie wytłumaczone
Wiodą do próżni i w próżni toną…
U kresu podróży – myśli zmęczone
Płyną bezładnie w dal nieskończoną…

1953 r.

***

Podczas długich, samotnych wieczorów

Szkoda trawy zdeptanej na łąkach;
szkoda kwiatów, zerwanych w pakach;
szkoda pieśni, skowytem rozdartych
i na grobach – napisów zatartych.

Szkoda modlitw niewysłuchanych;
szkoda wierszy nieprzeczytanych,
w których łkają najświętsze wspomnienia,
które żarzą się męką cierpienia.

Szkoda czynów niedokonanych;
szkoda twarzy nierozpoznanych;
bohaterów żal – bezimiennych,
ich daremnych ukochań – płomiennych.

Szkoda pragnień ze złudzeń odartych;
smutnych oczu, szeroko otwartych,
w niewyraźną dal zapatrzonych,
wizją krwawych walk przerażonych.

Szkoda serc w zniechęceniu ginących;
zwierzeń cichych, szczerych, gorących;
myśli – niedopowiedzianych
i krzywd – niepowetowanych.

Szkoda haseł, gdzieś zagubionych;
marzeń śmiałych, lecz niespełnionych;
prawd – na zagładę skazanych;
obietnic – niedotrzymanych.

Podczas długich, samotnych wieczorów
szkoda w mroku tonących kolorów
i dławionej największej rozpaczy,
której nawet nikt nie zobaczy…

szkoda małych, bezdomnych dzieci,
cennych książek, rzuconych do śmieci..
i tej trawy zdeptanej na łąkach,
i tych kwiatów, zerwanych w pąkach.

Warszawa, 1950 r.

CZY ZNASZ…?

Czy znasz te uderzenie
Wrażej przemocy piekielnej
I poniewieranie, niszczenie,
Idei nieśmiertelnej?

Czy znasz tę pracę podziemną,
Powstania czyn szaleńczy…
I siłę ducha tajemną,
I zapał – ten młodzieńczy?

Czy znasz te ciemne otchłanie
Walki i męstwa bez granic,
O pomoc daremne wołanie,
Ofiary złożone… na nic?

Czy znasz to straszne cierpienie,
Które przenika w głąb serca
I każde szlachetne dążenie –
Paraliżuje, uśmierca?

Czy znasz ten ból dotkliwy,
Gdy wróg nikczemnie gnębi,
I jego śmiech zjadliwy,
Gdy skon twe czoło ziębi?

Czy znasz te życie skrwawione,
Odarte z miłości i złudzeń,
W ojczystą ziemię rzucone
Bez blasków i bez przebudzeń?

Czy znasz ten bunt bezsilny
I to powolne konanie,
Gdy mrok osnuwa mogilny –
Twoje jedyne kochanie…?

Warszawa, 1948 r.

POWINIENEŚ ŻYĆ JESZCZE…

Wszystkie myśli moje, nabrzmiałe rozpaczą,
Synku mój jedyny – w dal ku Tobie płyną,
Wspomnieniami łkają, co nigdy nie miną,
Łzami bólu, buntu i tęsknoty płaczą.

Powinieneś żyć jeszcze, cieszyć się młodością,
Zapachem żółtych liści opadłych, jesiennych,
Co szeleszczą o minionych dniach letnich, promiennych,
Pulsujących rozkoszą, ciepłem i radością.
.
Powinieneś żyć jeszcze… chłopcze mój rodzony.
Lecz miejsca ci zabrakło, chociaż świat jest duży.
Tyś tak kochał piękno, marzył o podróży,
Żeby chłonąć oczami cały kraj zielony.

Powinieneś żyć jeszcze…po krwawych latach znoju
Należą ci przecież błogie szczęścia chwile;
Lecz przetrwałeś wojnę, niebezpieczeństw tyle,
By w ostatnim dniu polec, jak bohater, w boju!

A poszedłeś walczyć uzbrojony w męstwo;
Innej broni nie miałeś…ale młodość, siła..
Siła Twego ducha – przeszkody kruszyła
I zmuszała wierzyć w wyśnione zwycięstwo.

I, jak zwykle, podczas wrażego naporu,
Zmęczony, spragniony, wyczerpany, głodny,
Chwytając w ataku karabin przygodny,-
Broniłeś czci Polaka, Ojczyzny honoru!

Butelką z benzyna – czołgi paliłeś,
W przemoc piekielną rzucałeś się bez lęku;
Ściskając tylko dwa granaty w ręku,-
Od bomb i pocisków – Warszawy broniłeś!

Nierównym, niezwykłym był ten bój uliczny…
A świat się tymczasem przyglądał ciekawie
Tej dziwnej, tej strasznej, upiornej zabawie,
Czekając spokojnie na wynik tragiczny.

W przedostatnim dniu września,
W godzinach porannych
Konało serce twoje na warszawskim bruku,
Wśród morza płomieni, w niemilknącym huku,
Wśród dymu, zgrzytu i salw nieustannych…

I Ciebie, coś braci ginących ratował-
Porzucono samego na pastwę zbrodniarzy,
I nikt się nie schylił do twej twarzy
I krwi, płynącej z ran, nie zatamował.

Syneczku! – niepokój mnie szarpie na nowo,
Bo już się nie dowiem jak bardzo cierpiałeś
W skonania chwili; może próbowałeś
Przesłać mi ciche pożegnalne słowo…?

I teraz, chodząc po smutnych cmentarzach
Każdą mogiłę całuję oczami,
Bo szukam Ciebie i pytam czasami:
Gdzie jesteś Synku – tu, czy na ołtarzach?

27 października 1948 r.

Z Białorusi. Po białorusku. O polskiej wiosce.

Валерый Тухта / Walery Tuchta

Весялова. Польская вёска ў беларускай глыбінцы

Весялова – вёска ў складзе Валосавіцкага сельсавета Лепельскага раёна. Але на картах пачатку мінулага стагоддзя мы не знойдзем гэтага паселішча. Чаму? А таму што яго на той час не існавала. Калі і як узнікла Весялова? Каб даць адказ на гэтае пытанне, мала адшукаць патрэбную інфармацыю ў архівах. Варта зазірнуць у саму вёску, старажылы якой могуць распавесці шмат чаго цікавага пра тое месца, дзе лёсам было наканавана не толькі нарадзіцца, але і пражыць доўгае і багатае на ўспаміны жыццё.

Антаніна Кашко распавядае пра сваю сям’ю.

Таму чарговае краязнаўчае падарожжа даследчыкаў мінулага са Слабадской школы ў Весялова. Дабрацца сюды не так ужо і складана. З дзясятак кіламетраў лясной дарогі, якая бяжыць паўз Далікі, неіснуючую ўжо вёску Іван Бор, мінае Качаноўскі мост праз рэчку Свядзіцу, прывядзе ў патрэбнае месца.

Перадгісторыя.

Як ужо згадвалася вышэй, у пачатку мінулага стагоддзя вёскі Весялова не існавала. Па наваколлі было раскідана каля двух дзясяткаў хутароў. Фларэнцінава, Зафіеўка, Потак, Рамальдова, Стайск, Уладзіслава – толькі невялікі пералік з іх. На гэтых хутарах жылі этнічныя палякі, якія набылі землі ў валосавіцкага пана Зацвіліхоўскага на пачатку ХХ стагоддзя. Першапачаткова жыллём для перасяленцаў служылі зямлянкі, якія яны спехам выкопвалі на сваіх выкупленых надзелах.

Віктар Стажык і даследчыкі мінулага Слабадской школы.

У 1921 годзе Валосавіцкая воласць была падзелена на сельсаветы. Сярод іншых быў утвораны сельсавет з цэнтрам на хутары Белы клён. У яго склад увайшло шаснаццаць хутароў, дзе пераважна жылі колішнія польскія перасяленцы. Старшынёй прызначылі Ігната Кашко, сакратаром – Мікалая Кацылу.

Утварэнне вёскі

Пакуль застаецца невядомым паходжанне назвы Весялова. У пераліку населеных месцаў Валосавіцкай воласці ні хутара, ні вёскі з такой назвай не значылася. Першыя згадкі Весялова як цэнтра сельсавета адносяцца да 1926 года, калі праводзіўся першы ўсерасійскі перапіс несельніцтва. На той час у Весялоўскім сельсавеце, які лічыўся польскім, налічвалася 29 населеных пунктаў з агульнай колькасцю жыхароў 1003 чалавекі. І зноў ніводнага паселішча з аднайменнай назвай зафіксавана не было.

На картах пачатку 1930-х гадоў хутары падаюцца пад агульнай назвай – Польскія. На карце 1935 года яны аб’яднаныя пад назвай Пушча. Па выніках перапісу 1926 года насельніцтва Пушчы налічвала 576 чалавек.

Ганна Станіцкая (справа) падчас вучобы ў Віцебскім педвучылішчы. 1940 г.

У 1936 годзе пачалася кампанія па ліквідацыі хутароў. Не прамінула гэта падзея і хутаран-палякаў. На працягу пэўнага часу ўсе хаты былі сцягнуты ў адзіны населены пункт, які і атрымаў назву Весялова. Старажыл вёскі Віктар Стажык са слоў сваёй маці ведае, што вёску назвалі Весяловам у гонар “застройшчыка”, ці прараба, які кіраваў сцягваннем хутароў. Так гэта ці не, сцвярджаць не будзем. Косвенным пацвярджэннем таго, што ў аснову назвы лягло ўласнае імя, з’яўляецца назва мясцовага калгаса – імя Весялоўскага. Кім з’яўляўся насамрэч Весялоўскі, калі ўвогуле існаваў чалавек з такім прозвішчам, і якое дачыненне меў да палякаў, што імя яго ўвекавечылі ў назве паселішча? Пакуль адказу на гэтае пытанне няма.

Людзі і лёсы.

Сярод жыхароў новастворанага паселішча была сям’я Казіміра Цупрыняка родам з польскай вёскі Вулька Гастунская. У тутэйшыя мясціны ён патрапіў ужо падлеткам, калі бацькі прыехалі абжывацца на новым месцы. З цягам часу Казімір займеў уласную гаспадарку на хутары Зафіеўка, стварыў сям’ю, у якой было шасцёра дзяцей. Казімір не паспеў як след уладкавацца на новым месцы. У жніўні 1936 года быў абвінавачаны ў шпіянажы на карысць Польшчы і арыштаваны. Такі лёс напаткаў многіх весялоўскіх палякаў.

Дачка Казіміра Антаніна і сёння жыве ў Весялове. Перад самай вайной яна паспела скончыць першы клас. А пасля вучыцца дужа не было калі. З шаснаццаці год працавала ў калгасе, затым – у школе тэхнічкай і ў бальнічнай кацельні. Разам з мужам Казімірам Кашко жывуць у ладзе ды згодзе шэсцьдзясят два гады.

Бацькі Віктара Стажыка – таксама карэнныя палякі, але сябе ён лічыць беларусам. Яго жонка з прыгожым імем Жазэфіна паходзіць з мясцовага шляхецкага роду Кажарскіх. Віктар нарадзіўся ў тутэйшых мясцінах, на хутары Потак, незадоўга да таго, як сям’я перасялілася ў Весялова. Бацька працаваў кавалём, а ў 1937 быў рэпрэсаваны. Нічога не вядома і пра лёс бацькавых братоў. Пэўны час адзін з іх, Юзэф, працаваў старшынёй Весялоўскага польскага сельсавета.

Леанід Камінскі, вадзіцель Весялоўскага дзіцячага дома. На заднім плане
будынак Весялоўскай (колішняй польскай) школы. 1953 г.

Працоўная дзейнасць Віктара Васільевіча звязана з сельскай гаспадаркай. На пенсію пайшоў з пасады загадчыка свінафермы. За высокія вытворчыя паказчыкі двойчы ўзнагароджваўся ордэнамі – Кастрычніцкай рэвалюцыі і “Знак пашаны”.

Восіп і Соф’я Станіцкія прыехалі ў 1914 годзе. Пасяліліся на хутары Тоні, адкупіўшы ў пана дванаццаць дзесяцін зямлі. Сям’я была вялікая – восем дзяцей. Станіцкія шмат працавалі, нажываючы пакрысе дабра. Усё пайшло прахам у час калектывізацыі. З раскіданага бацькоўскага гнязда разляцеліся па свеце дзеці. Іван працаваў настаўнікам у Пухавіцкім раёне. У 1938 годзе быў рэпрэсаваны. У гэтым жа годзе былі арыштаваны мужы яго сёстраў Вікі і Веры. Другая сусветная вайна назаўсёды забрала Лявона і Болека. Ганна пасля заканчэння школы паступіла вучыцца ў Віцебскае педвучылішча, дзе і застала вайна. Дзяўчына вымушана была вярнуцца да-дому. Пасля вайны вучыцца магчымасці не было, так і засталася ў Весялове. Большую частку працоўнага стажу займае праца ў калгасе. У 2005 годзе Ганна адышла ў лепшы свет.

Вацлаў Лабода на фоне будынка Весялоўскай школы, які быў збудаваны ў
1960-я гг. Фота пачатку 1970-х гг.

Продкі Марыі Міцькінай па бацькоўскай і матчынай лініі таксама з’яўляюцца палякамі. Сем’і Вжос і Лабода былі ў пераліку тых, хто шукаў сялянскага шчасця на чужыне. Пра дзеда па бацькоўскай лініі, Баляслава Лабоду, жанчына амаль нічога не ведае. Нават ніякіх разгавораў пра яго лёс у сям’і не вялося. Як апынулася, Баляслаў Лабода таксама стаў ахвярай рэпрэсій. Яго сыны Баляслаў і Вацлаў, бацька Марыі, ваявалі ў Другую сусветную вайну. Вацлаў застаўся жывы, толькі пабываў у нямецкім палоне. Пасля вайны працаваў брыгадзірам у калгасе, затым у саўгасе “Валосавічы”. Быў камуністам. Баляслаў загінуў недзе ў Літве. Пра тое родзічы даведаліся з ліста, які ў пачатку 1970-х гадоў прыйшоў з Прыбалтыйскай рэспублікі. У ім юныя следапыты паведамлялі падрабязнасці гібелі і месца пахавання Баляслава.

“Польскія шпіёны”

У адкрытым доступе ў інтэрнэце маецца шэраг сайтаў, дзе размешчаны звесткі пра рэпрэсаваных. Ёсць там таксама звесткі і пра весялоўцаў. Нам удалося адшукаць імёны адзінаццаці чалавек. Але ўпэўнены, што пры больш пільным пошуку трагічны спіс ахвяр будзе нашмат даўжэйшы.

Будынак касцёла ў Весялове.

Па сведчанні старажылаў, не было сярод весялоўцаў ніводнай сям’і, якая б не пацярпела ад рэпрэсій. Амаль у кожнай сям’і быў арыштаваны нехта з дарослых мужчын. Усе яны абвінавачваліся ў шніянажы на карысць Польшчы. Асноўнай правінай весялоўцаў перад савецкай дзяржавай была іх этнічная прыналежнасць. Ужо гэта выклікала падазронасць з боку карных органаў НКВД, якім не было ніякіх цяжкасцей навесіць ярлык “польскага шпіёна” вяскоўцам, якія жылі з цяжкай сялянскай працы. Прысуд быў адзін – вышэйшая мера пакарання. Нямногія пазбеглі гэтага трагічнага лёсу. Ніводзін з асуджаных больш не вярнуўся ў тыя мясціны, якія за некалькі дзесяцігоддзяў паспелі стаць роднымі. Памяць аб іх жыве ва ўспамінах родзічаў.

Рэпрэсіі 1930-х гадоў пакінулі глыбокія раны ў свядомасці весялоўцаў, на доўгія дзесяцігоддзі пасялілі страх.

Школа

У 1924 годзе ў Пушчы ўжо існавала польская школа першай ступені. Два настаўнікі навучалі ў ёй сорак чатыры дзіцяці. У 1930-я гады новы будынак школы быў узведзены ў цэнтры нанава створанай вёскі. З пачатковай навучальная ўстанова была пераўтворана ў няпоўную сярэднюю. Павялічылася і колькасць настаўнікаў.

У другой палове 1930-х гадоў рэпрэсіі закранулі таксама настаўнікаў Весялоўскай школы. Нам сталі вядомы імёны чацвярых чалавек:

1. Германовіч Юзэфа Іванаўна 1915 г.н. Ураджэнка в. Акалова Плешчаніцкага р-на. Полька. Настаўніца Весялоўскай НСШ. У 1938 годзе асуджана на 10 гадоў ППЛ як агент польскай разведкі.

2. Віславух Антон Антонавіч 1915 г.н. Ураджэнец в. Кустаўніца Нараўлянскага р-на. Настаўнік Весялоўскай НСШ. У 1938 годзе арыштаваны як член контррэвалюцыйнай арганізацыі. Расстраляны.

3. Парахаўнік Сцяпан Іванавіч. Украінец. Настаўнік Весялоўскай НСШ. Абвінавачваўся ў дзейнасці ў складзе Польскай арганізацыі вайсковай. Расстраляны ў 1938 годзе.

4. Стэфановіч Франц Сцяпанавіч 1911 г.н. Паляк. Ураджэнец в. Шэпічы (?) Лепельскага р-на. Дырэктар Весялоўскай НСШ. Абвінавачваўся як член Польскай арганізацыі вайсковай. Расстраляны ў 1937 г.

Складваецца ўражанне, што ў школе была раскрыта цэлая шпіёнская арганізацыя. Арышт настаўнікаў стаўся моцным ударам па культурніцкім і асветніцкім асяродку Весялова і навакольных вёсак. А ў хуткім часе польскую школу ўвогуле ліквідавалі, пераўтварыўшы ў беларускую.

Весялоўская школа праіснавала да сярэдзіны да 1980-х. Год ад году скарачалася колькасць вучняў, рамонт карпусоў школы патрабаваў вялікіх капіталаўкладанняў. Паскорыла працэс закрыцця школы тое, што ў Новых Валосавічах была збудавана больш сучасная навучальная ўстанова, куды і перавялі весялоўскіх вучняў.

Зараз недалёка ад бальніцы, у зарасніках кустоўя і дрэў ад цікаўных вачэй схаваныя рэшткі той бетоннай, збудаванай “да вайны” школы. Цікавасць выклікае тэхналогія будаўніцтва. Звонку і знутры сцены атынкаваныя, там дзе ад даўнасці часу тынкоўка адвалілася, можна пабачыць, з чаго зроблены сцены. А зроблены яны з раствору цэмента з дамешкамі тоўчанай чырвонай цэглы. Час паказаў іх трываласць. Вось які парадокс. У пачатку 1960-х быў узведзены з цэглы яшчэ адзін корпус школы, але ён выпрабаванне часам не вытрымаў – засталіся адны разваліны.

Мясцовыя славутасці

У 1944 годзе, адразу пасля нямецкай акупацыі, у Весялове аднавіў працу калгас. На той час ён насіў назву імя Чапаева. У 1950 годзе гаспадаркі Весялова, Стайска і Валосавічаў аб’ядналі ў калгас імя Дзяржынскага. У 1959 ён змяніў статус і стаў называцца саўгасам “Валосавічы”. Да сённяшняга дня на ўскрайку вёскі захаваліся рэшткі фермы, будынак якой ужо працяглы час стаіць закінуты з-за непатрэбнасці.

Сямейнае пахаванне роду Радзішэўскіх – Галумбіцкіх.

Захавалася ў вёсцы алея з дрэў, пасаджаная выхаванцамі дзіцячага дома, які працаваў на працягу некалькіх дзесяцігоддзяў – у даваенны і пасляваенны перыяд. Потым у адным з карпусоў, які быў пабудаваны ў 1930-я гады, размясцілася Весялоўская ўчастковая бальніца. Прайшло ўжо колькі год, як зачынілі і бальніцу. Новы гаспадар будынка пакуль не знайшоўся і наўрад ці знойдзецца.

Ад блізкага лесу вёску аддзяляе невялікае азярцо, утворанае дамбай, якая перагароджвае рэчку Каменку. Вадаём надае пэўную прыгажосць і каларыт навакольным краявідам Весялова. Асабліва прыгожа глядзяцца вясковыя краявіды з “пятачка” – невялікай плошчы, ад якой у розныя бакі разыходзіцца некалькі вуліц. Месціцца на плошчы будынак каталіцкага касцёла, пад які вернікі прыстасавалі пустуючую пэўны час калгасную хату. Час ад часу правесці святую імшу прыязджае ксёндз лепельскага касцёла. Захаваўся будынак магазіна, стаіць зачыненым. Ля бетоннага прыпынка спыняецца рэйсавы аўтобус, што некалькі разоў на тыдзень заязджае ў вёску.

Капліца і могілкі.

Маюць весялоўцы ўласныя могілкі. Сюды вязуць памерлых сваякоў і жыхары суседняга Стайска, дзе таксама жывуць нашчадкі этнічных палякаў-перасяленцаў. На надмагільных плітах пераважна польскія прозвішчы. Здзіўляе тое, што надпісы зроблены на рускай мове, адзінкавыя – на польскай. У першую чаргу ўвагу прываблівае невялікае надмагілле, выкладзенае з камення, а звонку атынкаванае. На тынкоўцы з трох бакоў помніка нанесены надпісы, якія сведчаць пра тое, што гэта сямейнае пахаванне роду Радзішэўскіх – Галумбіцкіх датуецца першай паловай ХХ стагоддзя.


Старая каталіцкая капліца.

Крыху воддаль ад могілак ёсць невялікая драўляная каплічка. Усё яе начынне складаюць распяцце і тумбачка, дзе захоўваюцца рэлігійныя малітоўнікі на польскай мове. Бачна, што капліца даўно не выкарыстоўваецца па прызначэнні. Дах крыты дошкамі і толлю месцамі ўжо патрабуе рамонту. Самім вяскоўцам ужо не адолець яе рамонт.

Добра бачна, што каплічка знаходзіцца на штучным узвышэнні правільнай прамавугольнай формы, якое, магчыма, з’яўляецца месцам колішняга падмурка самай першай капліцы, збудаванай польскімі перасяленцамі. У трыццатых гадах капліцы ўжо не было. Людзі баяліся адкрыта праяўляць сваё стаўленне да рэлігіі. Маглі прылічыць “ да польскіх шпіёнаў”. Таму і маліліся ўпотай, па хатах. У гады Вялікай Айчыннай вайны, каб абараніць вёску ад бед і напасцяў, вырашылі весялоўцы аднавіць страчаную святыню. Мужчыны ўзяліся з дошак будаваць капліцу, а жанчыны наткалі палатна для ўнутранага ўбрання.

***

Змянілася не адно пакаленне весялоўцаў, і сёння яны захоўваюць памяць пра сваю этнічную радзіму – Польшчу. Памяць, якая жыве і перадаецца з пакалення ў пакаленне ў мове, звычаях і традыцыях. Але кожны з вяскоўцаў і іх нашчадкаў ведае, што сапраўдная радзіма – гэта невялікая лепельская вёсачка Весялова.

New York, New York

Andrzej Rejman

Nowy Jork śni mi się conajmniej kilka razy w roku…

Nie byłem tam i nie wiem, czy będę, ale związki czuję jakieś duchowe, nieokreślone, metafizyczne…

Własciwie jakbym tam był. W snach przechadzam się ulicami, wchodzę do mieszkań, spoglądam w górę na szczyty wieżowców, prowadzę samochód, dokądś się udaję, spotykam się z kimś… światło nieokreślone, czasem noc lub zmierzch, półmrok lub pełne słońce…

Wszystko tak realnie, że czasami wydaje mi się (we śnie), że tym razem już naprawdę nie śnię…

Jedną z moich ulubionych pocztówek (zbierałem pocztówki kiedyś…) jest ta, przedstawiająca Empire State Building o zmierzchu, (pewnie widok z Rockefeller Plaza).

Pocztówka przyszła pocztą lotniczą od ojca, który podróżował po USA latem 1966 roku, gdy miałem niespełna 10 lat.

Empire State Building ukończony w 1931 roku, był w 1966 roku wciąż najwyższym budynkiem na świecie. Dziś jest wciąż trzecim najwyższym budynkiem w Nowym Jorku.

Rozpoznawalna iglica budynku, w stylu art déco, pierwotnie była zaprojektowana jako punkt cumowania sterowców. Testy wykonane ze sterowcami dowiodły jednak, że jest to niepraktyczne i niebezpieczne ze względu na silne podmuchy wiatru oraz wielkość budynku.

Empire State Bulding stoi na roku Piątej Alei i 33 ulicy Zachodniej.

Adres budynku to 350, 5th Ave, New York, NY 10118.

W odległości dwóch mil na tej samej Piątej Alei jest budynek w którym do ostatnich chwil życia mieszkała Sara Teasdale, poetka, o której pisałem tu już kilkakrotnie.

To początek Piątej Alei – 1, 5th Ave, New York, NY 10003, czyli budynek nazywa się po prostu ONE Fifth Avenue…

Gdy Sara Teasdale tu zamieszkała, Empire State Building miał być zbudowany dopiero za kilka lat.

Widok obecny – apartamenty przy Piątej Alei, numer 1

Ten dwudziesto-siedmio-piętrowy budynek, ukończony w 1927 roku stoi do dziś.

Tu swoje atelier miał znany fotograf Robert Mapplethorpe.

Tu była restauracja “One Fifth” która występuje w filmie Woody Allena “Crimes and Misdemeanors” (“Zbrodnie i wykroczenia”, 1989) teraz o nazwie “Otto” .

http://ny.ottopizzeria.com

Przedtem stał tam elegancki czteropiętrowy dom, którego ciekawą historię można przeczytać tu:

http://daytoninmanhattan.blogspot.com/2015/02/the-lost-wm-butler-duncan-house-no-1.html

W domu tym mieściła się znana szkoła dla dziewcząt, prowadzona przez Lucy and Mary Green. W szkole wykładał współpracownik prezydenta Theodore Roosevelta, Sekretarz Stanu Elihu Root, laureat Pokojowej Nagrody Nobla, oraz uczęszczała Jennie Jerome (ur. w 1854 r. w N. Jorku) – matka Winstona Churchilla.

A jeden z wierszy Sary Teasdale o Nowym Jorku odnosi się w jakimś sensie do widoku ze wspomnianej na wstepie pocztówki…

Evening: New York (Sara Teasdale)

Blue dust of evening over my city,
Over the ocean of roofs and the tall towers
Where the window-lights, myriads and myriads,
Bloom from the walls like climbing flowers.

Wieczór: Nowy Jork

Niebieski kurz wieczoru ponad moim miastem,
Nad oceanem dachów i wysokich wież
Gdzie światła okien, miriady i miriady,
Oplatają ściany jak kwitnący rdest.

(tłum. Anna Ciciszwili)

Nowy Jork. Widok z Empire State Building w stronę East River, widoczny budynek ONZ; sierpień 1966 fot Aleksander Rejman (zeskanowane ze slajdu…);

grudzień 2017 fot Tomasz Rejman

Przedświąteczny groch z kapustą (2017)

Wtrącę się jako adminka pro domo sua: Blog wchodzi w szósty rok życia. Wczoraj skończył pięć lat. Przez pięć lat publikuję codziennie wpisy wielu autorów i własne, i jak dotąd ani razu się nie zdarzyło, żeby nie było wpisu!

Andrzej Rejman

Znajduję pocztówkę świąteczną wysłaną w 1929 roku przez dziadków do wnuka – Kazika Hrebnickiego (1922-1944).

“Kochany Kaziczku! Niech Ci te ptaszynki zaniosą od nas powinszowania Świąt i życzenia zdrowia, ślicznej choinki i wszelkich przyjemności.”

Pocztówka, jak pocztówka – dziś też podobne są w warszawskim Empiku. Niewiele się zmieniło… choć jakże wiele.

Na odwrocie pocztówki napisy: Import Printed in Germany, HWB Ser. 1116.
Sporo trwało (mimo internetu) ustalenie co to za wydawnictwo HWB. Dopiero w opisie książki (rozpowszechnianej tylko na CD) “Weihnachtskarten – Christmas Cards” (Rainer Kappe) Simon Verlag für Bibliothekswissen znajduję, że HWB to berlińskie wydawnictwo H. Wolff Verlag Berlin (HWB).

Die Weihnachtspostkarten mit der Signatur HP vom Pittius Verlag, Berlin, H. Wolff Verlag Berlin (HWB), Wiechmann Verlag, Starnberg vor München, und dem Verlag Artur F. Krueger, Hamburg, gehörten zu den erfolgreichsten Serien von den 20er bis in die 50er Jahre des letzten Jahrhunderts…

Alte Karten sind heute noch sehr gefragt. Dargestellt werden die heiligen Könige, das Christkind, Tannenzweige und Misteln, Schlitten, verschneite Landschaften und auch der Nikolaus oder Santa Claus.

***

Znajduję także w archiwach rodzinnych wycinek z gazety “Nowy Kurjer Warszawski” – wydanie świąteczne 1939 rok, a więc okupacyjna Warszawa…

Tekst pisany na zamówienie okupanta, być może przez jakiegoś kolaborującego warszawiaka, może po prostu przetłumaczony – podpisu nie ma… Obok tekstu – obrazek autorstwa Bolesława Surałło*, malarza, który już nie żył w okresie ukazania się gazety.

Surałło pewnie nie pozwoliłby na zamieszczenie swojego dziełka w tej gadzinówce, której kupienie było wtedy właściwie nieprzyzwoite, (jednak co tu kryć – ktoś z mojej rodziny kupił, pewnie głównie z powodu konieczności dostępu do informacji praktycznych… **)

Tak, czy owak gazeta taka po latach jest cennym źródłem historycznym.

Jak się przyjrzeć obrazkowi Surałły – to bardziej lament i krzyk rozpaczy, niż śpiew kolędników…. Czyżby Surałło przewidział?

Tekst jest znamienny – jest to głównie oskarżenie rządów sanacyjnych o dopuszczenie do wojny…

…Polska 1918-1939 r. daleka była od Polski, o której marzył Żeromski, a która śniła się Wyspiańskiemu.
Jakim prawem – zapyta dziś niejeden, snując refleksje przy choice, a tym bardziej, jeśli jej nie posiada – jakim prawem ci ludzie przywłaszczyli sobie monopol na sprawowanie rządów?
Ileż to razy zbijano argumenty opozycji domagającej się prawa głosu w sprawach publicznych:
– Nie można was dopuścić do władzy, bo doprowadzilibyście kraj do zguby!
Obecnie wiemy, że w tak rekordowo krótkim czasie nikt nie zaprzepaściłby chyba dzieła Pierwszego Marszałka…

______

A na koniec – akcent optymistyczny – jeszcze jedno piękne dzieło Surałły

Plakat reklamujący obóz żeglarski dla młodzieży nad jeziorem Narocz powstał na zlecenie Ligi Morskiej i Kolonialnej, z którą Surałło-Gajduczeni współpracował. Skomponowany z uproszczonych elementów przekaz oddaje malowniczy pejzaż pojezierza, zachęcający młodego odbiorcę do aktywnego wypoczynku.

(źródło: Muzeum Narodowe w W-wie, zasoby cyfrowe Muzeum Plakatu)

______________________________________________________________

* Bolesław Surałło-Gajduczeni (1906 Chersoń – 1939 Lublin) malarz, grafik, projektant wnętrz, scenografii filmowych i teatralnych. Studiował w Miejskiej Szkole Sztuk Zdobniczych i Malarstwa w Warszawie i w Szkole Sztuk Pięknych, był jednym z pierwszych uczniów wybitnego grafika Edmunda Bartłomiejczyka (1885–1950). Od 1936 r. kierował warsztatami w Państwowej Szkole Przemysłu Graficznego w Warszawie, kształcącej drukarzy i litografów, którzy podczas zajęć z Surałłą poznawali zasady kompozycji i projektowania, m.in. plakatów. W 1937 r. założył studio grafiki artystycznej AGAR. Surałło-Gajduczeni zmarł tragicznie w Lublinie w pierwszych dniach wojny – podczas transportu obrazu Bitwa pod Grunwaldem Jana Matejki. Dorobek artysty w większości uległ zniszczeniu.

** …Polska prasa konspiracyjna wielokrotnie wzywała do bojkotu prasy gadzinowej, przede wszystkim w dniach ważnych rocznic (po raz pierwszy 15 lipca 1940). 1 września 1940 sprzedano tylko 50% nakładu „Kuriera”. Gazeta była jednak kupowana, przede wszystkim z powodu ogromnego niedosytu informacji i ograniczonego dostępu do polskiej prasy konspiracyjnej. Zawierała ona także wiele istotnych i przydatnych na co dzień informacji, m.in. zarządzenia władz Generalnego Gubernatorstwa, komunikaty dotyczące racji żywieniowych i produktów na kartki, sprawozdania władz i instytucji miejskich, ogłoszenia o poszukiwaniu pracy, repertuar kin i teatrzyków, recenzje z premier, przepisy kulinarne, porady prawne oraz nekrologi (w tym dotyczące osób, które zostały zamordowane przez Niemców). W grudniu 1940 wprowadzono jednak zakaz używania w nekrologach publikowanych w „Kurierze” określenia „zmarł nieoczekiwanie”, a w lutym 1941 – słowa „prochy”. „Nowy Kurier Warszawski” był kupowany także z powodów bardzo prozaicznych – trudności z zaopatrzeniem się w okresie okupacji w papier higieniczny i papier do pakowania…. źródło: Wikipedia

Dacany

Andrzej Rejman

Aga Kaniewska, która prowadzi piękny blog i działalność społeczną między innymi w rejonie Zabajkala (Syberia Wschodnia)

https://agakaniewska.wordpress.com/fotografie/

zwróciła moją uwagę na zdjęcie autorstwa Stanisława Hrebnickiego, przedstawiające jeden z dacanów* w Buriacji.

Zdjęcie nie jest podpisane, ale szybko znaleźliśmy obecne zdjęcie tego dacana – jest to dacan Tamczyński, (Гусиноозёрский-Тамчинский дацан), znajdujący się w rejonie Jeziora Gęsiego.

Dacan Tamczyński – fot 1913 St. Hrebnicki

Dacan Tamczyński – lipiec 2017, fot Aldar Badmaev

Aga Kaniewska zamieszcza też na swym blogu piękne zdjęcia wsi Tarbagataj (wsi staroobrzędowców), oraz okolicznych krajobrazów.

Poniżej ten rejon w fotografii z przed ponad wieku:

__________________

*Dacan – termin oznaczający buddyjskie uczelnie-klasztory w tybetańskiej tradycji Gelugpy (jedna z głównych szkół buddyzmu tybetańskiego, do której należy m.in. Dalajlama) położone w Rosji, szczególnie w Syberii Wschodniej. Z zasady, dacan posiada wydział filozoficzny oraz medyczny. Przed XX w. dacany istniały tylko w Buriacji i na Zabajkalu.

Na przełomie

Andrzej Rejman

Dziś, na przełomie października i listopada, kilka wersów pełnych treści aktualnych o każdej porze roku. Ostatnio może nawet bardziej aktualnych – o każdej porze roku, każdego dnia, w każdej godzinie…

Tadeusz Sadowski

Droga

Dokąd prowadzisz nas, drogo błotnista?
Jaką przeszkodę kryjesz za zakrętem?
Czemu twe brzegi ostem porośnięte?
Czy kresem twoim jest bezpieczna przystań?

I jak daleko do kresu owego?
Jakie przed nami jary, bagna, strugi?
Jak poznać liczbę kilometrów długich
Z potłuczonego głazu milowego?

Chociaż nas zwodzą liczne mylne szlaki,
Brniemy przez gąszcze lepką mgłą zasnute
– Z obojętnością miażdżąc ciężkim butem
Konwalie białe i czerwone maki.

***
wersja muzyczna tego wiersza:

***

Mgły poranne – Józef Rapacki, Wydawnictwo “Galerja Polska” Kraków, przed r. 1938

Pole maków – Edmund Cieczkiewicz, Wydawnictwo Salonu Malarzy Polskich w Krakowie, przed r. 1938

Trzeba pisać o Rosji

Andrzej Rejman

Okruchy Rosji

Trzeba pisać o Rosji. Trzeba badać Rosję i starać się ją zrozumieć. Zainspirował mnie m.in. Lech Milewski swoimi wpisami “Wśród przyjaciół Moskali”. A także Agnieszka Kaniewska swoim pięknym blogiem “Słowa i Obrazy” https://agakaniewska.wordpress.com.

Rosję jako taką (chodzi o obecny teren Federacji Rosyjskiej) znam mało. Byłem tam właściwie tylko kilka razy przejazdem i to dawno, jeszcze za czasów Leonida Breżniewa.

W 1981 roku pojechałem jako student warszawskiej SGGW na Międzynarodowy Obóz Pracy do Armenii.

Z moskiewskiego lotniska Szeremietiewo, gdzie wylądowaliśmy lecąc z Warszawy, trzeba było przejechać na Domodiedowo, lotnisko lokalne znajdujące się na drugim krańcu miasta.

Na grupy takie jak nasza czekały wysłużone, ale pojemne ciężarówki do przewozu osób, spełniające rolę autobusów. Był to z pewnością przejazd półlegalny, ciężarówka wyglądała na pożyczoną z jakiejś budowy, a kierowca zachowywał się nieco nerwowo, gdy mijaliśmy posterunki GAI (Gosudarstwiennaja Awtomobilnaja Inspekcja) na obwodnicy Moskwy.

Na lotnisku Domodiedowo zdążyłem przed odlotem zjeść olbrzymi, chyba największy jaki widziałem, kotlet schabowy, większy od talerza, na którym spoczywał.

W Erewaniu (dzisiejszy Erywań – czemu ta zmiana nazwy?) po wyjściu z samolotu odurzyły nas suche, bardzo ciepłe fale powietrza…

Armenia to nie Rosja, jednak wszystkie kraje pod kontrolą Rosji Sowieckiej miały wiele wspólnego.

Podczas pobytu w Armenii i pracy w Zakładach Melioracyjnych i Produkcji Rur w Erewaniu, oddalonych kilkanaście kilometrów od granicy tureckiej, skąd góra Ararat wydawała się najpotężniejszą górą świata – doświadczyliśmy wielu sytuacji typowych dla cudzoziemców przebywających wtedy w ZSRR.

Miejsca zgrupowania nie można było opuszczać bez opieki ormiańskiego “przewodnika”, który z pewnością był funkcjonariuszem odpowiednich służb.

Z akademika, gdzie mieszkaliśmy, wychodziliśmy więc przez okno, żeby samemu poznać życie nocne miasta. Gdy podczas jednej z takich eskapad zgubiłem portfel, w którym były dokumenty i pieniądze, zwrócono mi go po dwóch godzinach w obecności oficerów lokalnego KGB, którzy przyjechali nieoznakowanym samochodem. Oficerów ugościliśmy polską wódką.

Był to okres już po Sierpniu 1980. Byliśmy już odważni – postanowiliśmy więc zastrajkować! Powód? Brak ubrań roboczych.

Po ogłoszeniu strajku przez grupę studentów z Polski w breżniewowskiej Armenii nastąpiła delikatnie mówiąc panika wśród władz zakładu i partii. Nowiutkie ubrania robocze dostarczono natychmiast.

Potrzebę zrozumienia i dalszego poznawania Rosji odziedziczyłem pewnie po mojej mamie, która urodziła się w Petersburgu i spędziła tam kilka pierwszych lat swojego życia. Jej rodzice, a moi dziadkowie pobrali się w Moskwie jeszcze przed rewolucją 1917 roku.

Babcia uwielbiała Lermontowa, Jesienina, malarstwo Ajwazowskiego i Szyszkina.

Wyciągam z szuflady kilka notesów, zdjęcia i ryciny.

Babcia przepisywała ulubione wiersze poetów rosyjskich do zeszytów lektur. Kolekcjonowała wycinki z prasy rosyjskiej – znajduję oryginalne kartki z Artystyczno-Pedagicznego Żurnala – (Художественно-педагогический журнал) z 1914 roku – dobry, błyszczący papier, dobrze zachowany przez te ponad sto lat.

Są to reprodukcje dwóch obrazów A.I.Kuindżi * zatytułowane: “Na Wyspie Wałaam” i “Ukraińska Noc”.

Archip Kuindżi malował przede wszystkim pejzaże, utrzymane w duchu romantycznym. W swoich obrazach ukazywał sposób wpływania światła na rzeczywistość – wg niego gra światła była w stanie zmienić każde, nawet najmniej interesujące miejsce, w obiekt wart uwiecznienia na płótnie.

Mimo czarno-białej reprodukcji, widać wyraźnie piękną grę świateł na obu pejzażach.

Przy okazji czytam, że wyspa Wałaam należy do archipelagu wysp Wałaamskich i leży na Jeziorze Ładoga. Archipelag należy do Karelii, republiki autonomicznej, mającej obszar połowy Polski.

Na koniec tego odcinka kilka pocztówek z lat 1903-1907 ze zbiorów rodzinnych.

Moskwa, Płac Łubiański 1903
Plac Łubiański (ros. Лубянская площадь) – plac w centrum Moskwy. Znany przede wszystkim z budynku stanowiącego od 1917 siedzibę służb specjalnych (obecnie FSB, wcześniej KGB i NKWD oraz Czeka) i nazywanego od nazwy placu Łubianką.

Moskwa, Brama Warwarska 1907 (Варва́рские воро́та)
jedna z bram fortyfikacji średniowiecznej Moskwy, rozebrana w 1934 roku.

Moskwa, “Car Puszka” (ros. Царь-пушка) – największa (pod względem kalibru) na świecie armata spośród ładowanych od przodu. Eksponowana obecnie na Kremlu w Moskwie.

c.d.n.
_____________________________________

* Archip Iwanowicz Kuindży (ros. Архип Иванович Куинджи, ur. w 1841 w Mariupolu, zm. w 1910 w Petersburgu) – rosyjski malarz greckiego pochodzenia, realista, tworzył głównie pejzaże.

Ludzie, których już nie ma…

Andrzej Rejman

Odwiedziliśmy z rodziną Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.

Wystawa zrobiona świetnie, wielokrotnie opisywana i chwalona.

Oby nikt jej nie zepsuł!

Przerażające i silne wrażenie robią wielkie plansze z dziesiątkami portretów – ludzi, którzy zginęli.

(Podobnie wygląda wystawa w muzeum w Waszyngtonie, United States Holocaust Memorial Museum, Washington. Też setki twarzy ludzi z obozu w Terezinie/ Getto Theresienstadt)

Niektóre postacie są tak wyraziste, fizjonomia tak żywa i współczesna, że miałem wrażenie, że widziałem tych ludzi niedawno na ulicy, w autobusie, w metrze, w Warszawie… w Berlinie…

Z przedwojennych zdjęć spoglądały wprost na mnie oczy spokojne, ufne, zdradzające siłę, a może i jakieś słabości charakteru, lecz oczy ludzi pewnych siebie i swojej przyszłości, gotowych żyć długo i intensywnie, ludzi nie przeczuwających niczego złego.

Postanowiłem wracać do nich, lub im podobnych, i jakoś połączyć się z nimi myślą, gdziekolwiek by nie byli… No i w końcu kiedyś zrobić coś pozytywnego, “dla nich”, “za nich”… …

Na stronie ofiar deportacji wojennych z Francji są setki takich zdjęć …

https://phdn.org/archives/holocaust-history.org/klarsfeld/French%20Children/html&graphics/T0433.shtml

Jedno z nich, zrobione w październiku 1943, przedstawia dzieci z ochronki dla dzieci żydowskich w Saint-Mandé, prowadzonej przez UGIF ( l’Union générale des israélites de France), organizacji powołanej przez rząd Vichy.

Tylko jedna z dziewczynek – pierwsza z lewej w drugim rzędzie – trzynastoletnia Rose (Rosette) przetrwała…

http://www.convoi77.org/pl/deporte_bio/korman-henriette/

Przypomniałem sobie opowieść mego ojca, o przedwojennej Polsce, o szkole, o ludziach, o społeczności żydowskiej z regionu z którego pochodził – z Łańcuta.

W Łańcucie przed wojną było co najmniej 30% Żydów.

Podobne zdjęcie z Łańcuta, ale wcześniejsze – dziewczynki również uśmiechnięte nie mają jeszcze przyszytych Gwiazd Dawida na sukienkach…

http://shtetlroutes.eu/pl/yizkor-book-of-lancut/

Ojciec sporo mówił o swojej klasie w Gimnazjum im. Henryka Sienkiewicza w Łańcucie. Nie zapisałem wielu ciekawych faktów, sięgam jednak do zdjęcia tej klasy – rocznik maturalny 1933/34.

Wiele osób z tej klasy zginęło podczas wojny.

 

Wśród nich był także Emanuel Mechlowicz, kolega szkolny mojego ojca. Z tego co pamiętam, został rozstrzelany zaraz po wkroczeniu Niemców do Łańcuta.

A Scott Mechlowicz, młody, ale już dosyć znany aktor amerykański (m.in. Dr House, Czekając na wieczność, Droga donikąd) pewnie jest jakimś jego kuzynem, bo, jak czytam, jego babcia pochodziła z rejonu Przemyśla.

c.d.n.

Jak to wszystko nicią powiązać?

Andrzej Rejman

Powiązania

Antoni Bogusławski             Nić
(o Teresie, fragmenty)

Moja mała córeczka, poetka,
wątły promyk na mrocznym Pawiaku,
wije rymy w półsłowach, pólszeptach,
łuska perły w więziennym przetaku…

Co to będzie? Hymn buntu i burzy?
Co to będzie? Stęskniona śpiewanka?
– Bóg ze słońca wieczystej podróży
złotą nitkę daj jej tego ranka.

***
Jak to wszystko nicią powiązać?
Dwoje młodych, niewiele różniących się wiekiem, Teresa Bogusławska i Antoni Baniewicz żyli obok siebie w przedwojennej i okupacyjnej Warszawie.
W ostatnich latach swego krótkiego życia zostali wystawieni na ciężką próbę walki za Ojczyznę.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Jakże podobni byli do siebie…

Teresa Bogusławska, (rocznik 1929) wstąpiła do tajnego harcerstwa w 1941 roku. Zbiórki odbywały się w mieszkaniach, a także “w terenie”, gdzie dziewczęta ćwiczono w orientowaniu się w mieście, uczono zapamiętywać szlaki ewentualnej ucieczki, wysyłano z przesyłkami do nieznanych osób.
Młode harcerki patrzyły zazdrośnie na chłopców, których – jak podejrzewały – włączano do ciekawszych i bardziej odpowiedzialnych zadań. Postanowiły ich naśladować, wykonując różne akcje “małego sabotażu”. Nie zawsze o akcjach wiedzała drużynowa. A tymczasem dziewczęta, wymknąwszy się z domów przed godziną policyjną, tłukły gdzie trzeba szyby, rozrzucały ulotki, ochlapywały farbą lub jajkami szyldy, wypisywały hasła. Jesienią 1943 roku, zapragnęły dokonać czegoś szczególnego z okazji przyrzeczenia, które właśnie złożyły przed komendantką hufca, Anną Zawadzką. 17 października idąc na imieniny koleżanki natknęły się na kordony policyjne w okolicy skrzyżowania ulic Piusa XI (dziś Piękna) i Kruczej. Usłyszały salwę, jedną, drugą… Tamtego dnia Niemcy rozstrzelali na Piusa dwudziestu zakładników. Dziewczęta były wstrząśnięte. Zamierzały postawić tam krzyż, ale odradzono im to ze względu na zbyt duże niebezpieczeństwo. Zdołały wszakże położyć przed murem kwiaty. Teresa napisała potem tren poświęcony rozstrzelanym, który zatytułowany jest po prostu “17.X.”

Teresa Bogusławska                   17. X.

Stanęli już szeregiem. Jeszcze czas. Za chwilę.
Głowa pęka od myśli natłoczonych huku…
Jakże drogie są płyty warszawskiego bruku
I jakie o tej porze dziwnie lśniące w pyle…
Po kamiennych kwadratach cień wieczoru kroczy…
Kontur płyt pamięć chłonie, bezwolnie, uparcie…
Ot, tak by dobrze było stać tutaj na warcie
W wygodnej rogatywce zsuniętej na oczy…
Lęk…
Lęk zdradziecki, upiorny, nikczemny,
Wewnętrzną, a żelazną przytłaczany wolą
Nagle wypełza zewsząd nieujęty, ciemny…
Jakże drżą nogi, jak ciążą i bolą…
Już czas…
Jak dobrze by zobaczyć tej chwili ostatniej
Jakiś znak siły własnej i pamięci bratniej,
Choćby maleńki skrawek purpurowo-biały…
Już czas…
Stłum, o miasto, codzienną swą wrzawę,
Stań zamarłe w tę chwilę jedyną…
Wszak za Ciebie, za Ciebie to giną!…
Oni giną za Ciebie, Warszawo…
Czy już?…
………………………………………………………
Miota się oficerek, komendant eskorty,
Zapieniony wściekłością, w chodnik wali nogą:
„Ulica obstawiona!? Nie puszczać nikogo!
Stać tu równo! Warować! Warszawskie wy czorty!”
………………………………………………………
Już czas…
Nie myśleć…
Gdyby tak można skłuć bagnetami,
Bić w gotowe do strzału czarne karabiny
I nie czuć w sobie grozy, lęku przed kulami,
Ani bezsiły strasznej jako tej godziny
Już czas…
Daj Matko Boża, polskiemu ludowi
Przeświętą moc wytrwania na płonące dni,
Daj, niechaj się duch jego wzmocni i odnowi,
I niechaj serce jego czystym ogniem lśni…
Już czas …
Śmierć tuż… przebiega tuż…
…………………………………………………………
Salwa …
Warszawo święta! Warszawo…
… to już …

22.X.1943
Dokładnie tego samego dnia moja babcia, Małgorzata Doktorowicz-Hrebnicka pisze w swoim dzienniku czasu wojny:

Cudne, pogodne, ciepłe dnie październikowe. Zazłociły się liście, rzeźwiący wietrzyk niesie ostry zapach jesieni. Liście zaczynają opadać… Swoich kartofli wyrosło u nas 6 i pół metra, na kartki dali 2 x 80. Na mieście psy gonią zające. Już od tygodnia tak. Blady strach pełznie po ulicach. Jeżdżą budy. To tu, to tam padają strzały. Nie chybione, o nie!… Co to będzie? W głowie zamęt i rozpacz. Tyle co dzień trwogi i obawy o istoty najdroższe. A polowanie wciąż trwa… Jesienne złote pogodne barwy plami czerwień krwi… Bo liście jesienne bywają też czerwone… Boże, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią!
Tak się niepokoję o Kazika, bo wyszedł na miasto. A tu patrzę na ławeczce w ogródku Kazik siedzi. Już wrócił, a ja nie wiedziałam, bo dopiero co też przyszłam. Nie posiadam się z radości. „Chodź pić mleko” wołam. …

Były to najcięższe miesiące okupacji w Warszawie.
W masowych egzekucjach okupanta ginie w samym mieście co najmniej 1200 niewinnych osób, a w całym dystrykcie – co najmniej kilka tysięcy.

Teresa Bogusławska mieszkała z matką podczas okupacji na Mazowieckiej 19.
W tym samym okresie w odległości kilku minut pieszo od Mazowieckiej pracował na Wareckiej* starszy od niej o sześć lat Antoś Baniewicz – potem Powstaniec Warszawski, ps. “Wilczyński”, uczestnik walk na Żoliborzu, poległy w ostatnim dniu Powstania na Placu Henkla.

Matka Antoniego – Salina Baniewicz tak pisze o synu, we wspomnieniach wydanych w 1948 roku nakładem własnym:

…W nocy w niewielkim dwupokojowym mieszkaniu, gdzie nie można było ani ukryć nikogo, ani nic schować – uczył się, przygotowując do egzaminów w podchorążówce, albo powielał odezwy, ulotki, zarządzenia, biuletyny. A w dzień i wieczorami odbywały się także komplety tajnego nauczania oraz zbiórki kolegów z konspiracji. Dla uzyskania niezbędnego wówczas świadectwa, rzekomo gwarantującego pewne bezpieczeństwo, – pracował ostatnio w biurze Związku Rewizyjnego Spółdzielni (ul. Warecka 11) pośród grona rodaków, gorąco popierających bohaterskie czyny młodzieży polskiej. Cieszył się Antoś wśród nich, jak i przed tym wszędzie, sympatią ogólną i zaufaniem. Lubiono jego dowcip zdrowy, pogodny, wesoły, szczery, jednocześnie wyczuwając w nim powagę i stanowczość przedwcześnie dojrzałego i zahartowanego moralnie człowieka…

(Salina Baniewicz, “Na wołanie moje – nie odzywasz się…” Warszawa 1948)

Taka sama była Tereska Bogusławska:

… odznaczała się żywym temperamentem, energią, śmiałością, nawet zuchwalstwem. Lubiła się bawić i żartować. Jako uczennica gimnazjum im. Cecylii Plater-Zyberk (które w czasie wojny oficjalnie występowało pod szyldem szkoły krawiecko-bieliźniarskiej), była duszą klasy. Zdolna, o wyraźnie określonych zainteresowaniach humanistycznych, a przy tym wrażliwa i delikatna, zwróciła na siebie uwagę polonistki prof. Heleny Młynarskiej. Stale otaczało ją grono koleżanek i był ktoś, kto wzbudził jej pierwsze, młodzieńcze uczucie…

Może się znali…
Jest prawdopodobne, że wielokrotnie przechodzili koło siebie…
Salina Baniewicz po wojnie stara się ocalić od zapomnienia pamięć o synu.
Pisze do niego kilkadziesiąt wzruszających, smutnych wierszy-listów, które już tu kilkakrotnie publikowałem.

Salina Baniewicz          Czy jesteś?

Nie trzeba się spieszyć do obcego domu,
W którym od dawna nikt na mnie nie czeka.
Już niepotrzebna jestem nikomu…
Myśl w przeszłość bezładnie ucieka.
Nie trzeba się martwić, że słota na dworze,
Ani się cieszyć z pięknej pogody.
Obojętnością tęsknotę zamrożę..
Gdzie jesteś – Syneczku młody?
Nie trzeba opieką otaczać Twej doli,
troszcząc się wiernie o Twoje zdrowie.
Jakże tu pusto i serce tak boli…
Gdzie jesteś – kto mi odpowie?
Nie trzeba, jak dawniej, z zapałem się trudzić…
Wolno, bez celu idę przed siebie.
O, jakże ciężko codziennie się budzić,
By stwierdzić, że nie ma Ciebie.
Nie trzeba się dziwić, że w wielkim zamęcie.
Z pamięci rodaków zastałeś skreślony;
Wszak oni o własny dobrobyt zawzięcie
Walczą…, Syneczku rodzony.
Za świętą sprawę zginąłeś w męce,
Lecz Twe marzenia sie nie ziściły.
Nie można tej rany dotykać więcej…
Synku, – tak malo mam siły.
Poległeś w ostatnim, nierównym boju;
Konaleś może długie godziny…
Moja samotność – nie zazna spokoju,
Gdyż nie wiem, czy jesteś, jedyny
Na Twojej nieznanej mogile złożę
Z naszego ogrodu kwiaty pachnąc
I jeszcze raz wówczas zapytam w pokorze –
– gdzie serce jest Twoje…płonące?
1951

A Teresa Bogusławska pisze tego samego roku w którym poległ Antoni – wiersz o Matce:

Teresa Bogusławska           Matce

Spłynie ku Tobie jego Anioł Stróż,
By Ci powiadać o wieczornej porze,
Że mu jest dobrze wśród niebieskich zórz,
Gdzie go uśmiechy błogosławią Boże…
A kiedy zaśniesz, da Ci jasne sny,
I nad Twą głową skrzydła swe roztoczy,
I tchnie synowskim pocałunkiem z mgły…
Na Twe matczyne wypłakane oczy…

Wiersz zatytułowany “Matce” wydany przez ojca autorki Antoniego Bogusławskiego po raz pierwszy tuż po wojnie w Londynie, przetłumaczony został także na język angielski przez L.E.Gielguda (First and Last Poems, Frederick Muller, London 1947)
Wiersze T. Bogusławskiej i inne fakty – na podstawie książki “Wołanie z nocy” –
T. Bogusławska, PAX 1979, wstęp Józef Szczypka