Osoby grające:
Rosław, grododzierżca – lat ok. 70, wysoki, b. tęgi
Dziwomir – wróż – lat ok. 70, chudy, zgarbiony
Warsz – młody łowca, rybak, dziesiętnik tarczowników
Dabor – stary rybak
Rada – jego żona
Bożenka – ich córka
Dagniew, Tur – druhowie Warsza, młodzi chłopcy
Żywia, Sława – drużki Bożenki, młode dziewczęta
Sułek, dowódca oddziału książęcego
Ryś – pachołek Rosława
Kyś – pachołek Dziwomira,
Tarczownicy, łucznicy
Prusowie – starszyzna i woje
Dzieci
Postacie bajeczne: Syrena – panna wodna, skrzaty, zjawy i duchy leśne
Ryk – pies Bożenki, wilczur
Wiktor Ostrowski
GRÒD NAD BZURĄ
(okolice dzisiejszego Ozorkowa)
Ogólny widok na gród zbudowany wysoko nad brzegiem rzeki. Od strony rzeki niewielkie podgrodzie z małą przystanią łodzi i tratew rybackich. Dalej błonia, dochodzące do puszczy, które otaczają rzekę, z drugiej strony okala gród, między puszczą a grodem uprawne pola. Od głównej bramy grodu – droga, idąca dalej przez przesíek, na zachód /na Gniezno i Poznań, rozgałęzienie – niewidoczne w filmie – na Płock/. Od strony podgrodzia druga brama, węższa.
Gród zabudowany dość ciasno małymi chatami, otoczonymi budynkami gospodarczymi. Większe są tylko chaty: Rosława – grododzierżcy, Dziwomira, wróża i paru komorników. Jeszcze mniejsze chaty i biedniejsze – to domostwa rybaków, zamieszkujących podgrodzie. Przy nich małe ogródeczki, szopy na sprzęt rybacki i charakterystyczne drągi, na których suszy się sieci.
Zapada wieczór. Z daleka płyną łodzie i tratwy. Rybacy wracają z całodziennego połowu. Widzimy po kolei kilka łodzi płynących “na pych”. Zatrzymuje się na łodzi starego Dabora. Odpoczywa on łodzi. Córka jego, Bożenka, ciężko pracuje, pchając łódź długą żerdzią. Tym razem połów był udany i w łodzi widać sieć pełną ryby. W pewnym miejscu Dabor i Bożenka wskakują do wody i przeciągają z wysiłkiem łódź przez płyciznę, potem dalej rybak siedzi a Bożenka pcha łódź i śpiewa:
Piosenka Bożenki:
Południce, południce
Dajcie: rybkę na sieć chwycę,
Południce, południce
Odwracajcie gniewne lice…
Dobre Dole, Dobre Dole,
Parę rybek wam pozwolę,
Dobre Dole, Dobre Dole
Ryby na zimę zasolę…
O Dadźboże, o Dadźboże
Proszę cię, proszę w pokorze
O Dadźboże, o Dadźboże,
Daj dostatek mej komorze…
Dobre skrzaty, dobre skrzaty
Strzeżcie mojej biednej chaty,
Dobre skrzaty, dobre skrzaty,
Niech Warsz do mnie pośle swaty…

Max Priesniakow. Daźbóg. 1998 (Wikipedia)
Grododzierżca Rosław kończy posiłek siedząc przed swym domostwem. Wyjada chciwie resztki z misy i zapija strawę łykami piwa czy miodu. Potem powoli wstaje i statecznie udaje się na obchód grodu. Po jego wyjściu zjawia się jego pachołek Ryś i wylizuje miskę sącząc ostatnie krople napoju. Nie wygląda on na głodnego, jest dobrze upasiony, niski i gruby.
Rosław idzie między chatami. Rozmawia łaskawie z rybakami i rolnikami, ogląda sprzęt, ale przede wszystkim łakomymi oczami taksuje młode dziewczęta. Nic dziwnego – pochował dwie żony, które nie mogły znieść poniewierki i ciągłych razów.
Jedne dziewczyny chowają się do chat, bojąc się nawet spojrzeć w stronę Rosława, inne, niepomne losu jego żon, patrzą nań przymilnie, myśląc o tym, że los żony grododzierżcy jest jednak lepszy niż ciągła ciężka praca i poniewierka przy rodzicach. Ale Rosław przeważnie patrzy na nie z pogardą – nie są dość dobre dla niego.
Tak rozmyślając, dochodzi do rzeki i patrzy na dopływające łodzie i tratwy. I właśnie widzi Dabora i Bożenkę, po kolana w wodzie, wyciągających łódź na ląd. Piękna, zgrabna i silna dziewczyna podoba się Daborowi. Wzrok jego z lubością zatrzymuje się na jej nagich ramionach i nogach. Tak! Taka niewolnica mu odpowiada. Toteż stary grododzierżca postanowił. Ale trzeba się naradzić.
Bożenka z Daborem niosą z wysiłkiem napełnioną i zawieszoną na drągach sieć do domu. Na progu chaty wita ich stara Rada. Teraz zaczyna się mozolne sortowanie ryb. Zaraz też nadchodzi komornik i on zabiera kilka najpiękniejszych sztuk do swojej sakwy. Prawie całą resztę oddaje się, a tylko małe, najgorsze sztuki to pożywienie dla rodziny rybackiej.
Bożenka, mimo zmęczenia całodzienną pracą, nie traci czasu. Szybko spożywa posiłek, myje się i wkłada nowe giezło. Rozczesuje jasne włosy i wplata w nie kwiaty. Dziś odbędą się sobótki, i tam czeka na nią jej miły – Warsz.
Na błoniach za podgrodziem jest wszystko gotowe do zabawy. Ułożono już stosy. Kilku starszych i młodszych mężczyzn to kapela, grająca na prymitywnych instrumentach, gęślach, piszczałkach, bębenkach. W gronie młodzieży rej wiedzie Warsz, rybak, łowca, wojownik i tancerz zawołany. Zbierają się chłopcy i dziewczęta, na razie trzymając się oddzielnie. Na zwalonych pniach drzew zasiadają godnie starsi mężczyźni i kobiety, statecznie pogwarzając. Zapalono już kilka ognisk. Warsz pierwszy wziął rozbieg i lekko przeskoczył przez płonące ognisko. Skaczą inni chłopcy. Już rozpoczynają się tańce. Starzy zachęcają młodzież okrzykami, klaszcząc w dłonie.
Bożenka biegnie po łące, z dala widzi ognie i słyszy muzykę i śpiewy. Biegnie lekko i wbiega w jasny krąg. Spotkanie Warsza i Bożenki i od razu – w tan.
Radość panuje wśród młodych. Późną nocą rozchodzą się stateczni starcy, a w ślad za nimi i młodzi. Jeszcze słychać gadki, jeszcze w cieniu chłopak ściska dziewczynę i w końcu wszystko cichnie – ogniska dogasają.
W grodzie chata wróża Dziwomira, otoczona jest przez ludzi. Wewnątrz dym się kłębi, widać przez otwarte drzwi od czasu do czasu błysk ognia i słychać odgłosy wielkiego bębna. Ludzie z zabobonną trwogą wsłuchują się w odgłosy zwiastujące Dadźboga. Wróżby się skończyły. Do Dziwomira podchodzą kolejno rybacy, każdy o coś czołobitnie prosi, przedkłada swoje sprawy i każdy składa wróżowi dar. Rybacy się rozchodzą, a wróż przechodzi do swej chaty, gdzie w komorze ogląda z sytym zadowoleniem zapasy żywności, futra i inny dostatek.
Wychodzi z chaty, siada na przyzbie, a pachołek jego, Kyś, przynosi mu dzban syty i dwa kubki. Dwa, bo oto, po chwili zjawia się Rosław. Dwaj druhowie, którym życie dostatnio płynie i z których każdy na swoją rękę bogaci się, obdzierając najbiedniejszych – szczerze i serdecznie rozmawiają ze sobą. Oni nie mają przed sobą tajemnic.
Rosław zwierza się ze swych zamiarów w stosunku do Bożenki. Wróż pochwala wybór druha. Cóż, dziewka jest i piękna, i silna, i robotna – żona z niej będzie doskonała, a przy tym zawsze pletnią można jej wybić głupstwa z głowy. Ale Rosław obawia się jednego. Wie, że Warsz i Bożenka kochają się. Warsz to młody i silny woj. Takiemu trudno jest przeciwstawić się. Może on ważyć się na wszystko. Wróż radzi czekać, bo może znajdzie się jakieś inne wyjście z sytuacji.
Ranek. Przesiek w lesie. Przesiekiem pędzi młody woj na koniu. Nie żałuje konia – sprawa widać jest pilne. Z dala widać już gród. Jeździec przyspiesza, wpada przez most zwodzony w bramę i woła Rosława. Straż grodowa doprowadza gońca do grododzierżcy. Rozkaz księcia, który goniec przywiózł, jest krótki i zaraz po otrzymaniu zlecenia, Rosław wysyła swego pachołka do Warsza, Dagniewa i Tura.
Wszyscy trzej stawiają się spiesznie. Rosław oznajmia Warszowi: “rozkaz księcia: weźmiesz dziesiątki Dagniewa i Tura i swoją dziesiątkę. Ruszysz dziś spiesznym marszem pod Płock. Goniec was poprowadzi. Zabierzcie łuki a szypy, sulice a tarcze, wyładujcie sakwy żywnością na trzy dni. Idziesz z księciem na Prusów”.
Żałość i rozpacz zapanowały w grodzic. Rodzice żegnają synów, dziewki z płaczem rozstają się ze swymi braćmí, narzeczonymi. Jednak nikt się nie buntuje – rozkaz księcia.
Warsz trzyma w objęciach Bożenkę, uspokaja ją. Bożenka przyrzeka mu: “nie dam się”. Ale jednak wie, że wola Rosława jest nie do pokonania… Odmarsz oddziału 30 ludzi pod dowództwem Warsza. Chłopcy nadrabiają minami, ale i im jest niewesoło. Zadowolony jest tylko Rosław. Przeszkoda – mówi Dziwomirowi – jest pokonana…
Dabor woła Bożenkę i oznajmia jej, że Wróż ma przyjść jako swat – prosić o Bożenkę na żonę dla Dziwomira. Dabor aż dmie się z dumy i zadowolenia. Jaki zaszczyt go spotyka. Skończy się ciężka praca. Wszyscy w grodzie będą go poważać. Dla Bożenki to wielkie szczęście. Toteż – mówi – jak swat przyjdzie – masz być wesoła, bo będziesz żyć w dostatku.
Bożenka pada przed ojcem na kolana. Prosi, błaga go o ratunek. Przerywanym głosem, płacząc wyznaje, że ona i Warsz kochają się. Warsz chce pojąć ją za żonę. Oni młodzi, a tu jej ojciec chce ją dać staremu. Chce dla niej źle.
Dabor aż zaniemówił ze złości. Jak to, dziewka chce swój rozum mieć? Nie rozumie swego szczęścia, chce, głupia, całe życie ciągnąć sieć. Oburzony uporem córki chwyta gruby sznur i z całych sił bije Bożenkę. Potem wpycha ją do komory i tam zamyka.
Bożenka płacze żałośnie, ale już w jej twarzy zjawia się wyraz uporu i buntu. Nie da się. Postanowiła!
W chacie Dabora zjawia się dostojny gość – Dziwomir. Chata pięknie wewnątrz wyprzątnięta. Dabor wita gościa czołobitnie, ale godnie. Dziwomir siadł, pyta o połów ryb. Wyjmuje spod skór piękny dzban i wiązkę chmielu. Rada podaje ozdobny kubek. Dziwomir mówi: Inny kubek chcę od ciebie, bracie, ten, co chowasz w swej komorze. Oddaj go. Rosław mnie przysłał, bym cię w pokorze prosił, byście waszą córkę, Bożenkę, zechcieli oddać mu za żonę. Jeśli zgoda – wypijemy miód – a chmiel tu na ławie leży. Potem omówimy, jak należy, wiano i posagę. A jeśli zgoda – zawołajcie dziewkę – niech wypije on miód z nami.
Dabor długo się zastanawiał, odpił połowę syty i rzucił kubek wprost w twarz wróżowi. Wróż – jak zwyczaj każe – schwycił kubek samymi zębami i przechylił go i wypił nie dotykając rękami.
Rada podała z pokłonem placki, sól, wędzone ryby i mięsiwo.
Przyprowadzono Bożenkę. Wróż napełnił kubek, podał dziewce z ukłonem. Dabor odebrał kubek i siłą wlał nieco w usta dziewki, oddał resztę Radzie, która wypiła miód i zaraz za obie ręce zaprowadziła Bożenkę do komory.
Dabor omawia wiano i posagę, targuje się – jak zwyczaj każe – wreszcie targi skończone. Dabor odprowadzając wróża, gnie pokłon, a wróż dostojnie chyli swą łysą czaszkę…
Ranek. W grodzie nikt się nie spieszy do codziennej pracy. Cały gród czysto uprzątnięty, domostwa przystraja się zielonymi gałęziami. Na grodowym rynku palą się ogniska i wyznaczeni ludzie pieką na rożnach sarnie udźce, całe tusze świńskie, gdzie indziej warzą ryby. Stoją wielkie kadzie z piwem i beczułkami syty. Rybacy i rybaczki myją się i czeszą – młode dziewczęta stroją się w odświętne giezła i wplatają kwiaty we włosy. Młodych chłopców jest niewielu, przecież 30 odeszło z Warszem na wojnę. Sporo jest jednak młodych nicponi, którym nigdy do pracy nieskoro, ale do wypitki i jadła są pierwsi.
U Dabora w odświętnie przystrojonej chacie Rada z kilkoma starymi kobietami czeszą i odziewają Bożenkę w godowe szaty, nie zwracając uwagi na rozpacz dziewczyny. Po skończonej robocie – matka zamyka Bożenkę w komorze i – na wszelki wypadek zamocowuje drzwi skoblem. Teraz czekają na “młodego”.
Rosław – w odświętnej szacie – czysto wygolony i – zda się – odmłodzony, wesoło rozmawia z równie uroczyście przyodzianym wróżem i kilkoma starszymi rybakami. Sprawdza on starannie wszystkie przygotowania. I jego domostwo jest uprzątnięte i ozdobione. Stoły i ławy gotowe. Rosław niecierpliwi się, chciałby prędzej zobaczyć Bożenkę, ale zwyczaj, któremu nawet on nie śmie się sprzeciwić, nie pozwala na to.
Zbiera się kapela. Kilka starców i starszych kobiet, tworzących jakby świtę – orszak weselny, gromadzi się przy Rosławie.
Wreszcie na dany przez Rosława znak orszak otoczony tłumem, przy dźwiękach kapeli i śpiewach weselnych – rusza od domostwa Rosława i kieruje się na podgrodzie, do chaty Dabora.
U progu obejścia dostojnych gości wita Dabor i Rada, częstując Rosława gościnnym miodem, a potem wchodzą do chaty i otwierają drzwi komory.
I Rosław, i rodzice Bożenki cofają się ze zdumieniem i zgrozą. Komora jest pusta. Dziewki nie ma. Uciekła, za nic mając posłuszeństwo wobec rodziców i świetną przyszłość małżonki Rosława. Tylko dół wykopany z miękkiej ziemi wskazuje drogę jej ucieczki.
Rosław, czerwony ze złości odwraca się do tłumu i lżąc go, rozkazuje przerwać nastrój świąteczny i natychmiast bieżyć do pracy. Słowa swe popiera uderzeniami drąga. Ludzie gromadnie uciekają przed wściekłością Rosława. Ten i ów z młodych nicponi spiesząc się skryć, chwyta po drodze sarni udziec, czy inne jadło i – po chwili – gród pustoszeje. Zostaje tylko Rosław i gromada pachołków, oczekująca teraz na dalsze rozkazy, które – domyślają się oni słusznie – muszą zaraz otrzymać. Niepodobieństwem jest przecież, żeby Rosław zrezygnował z przeprowadzenia swojej woli.
Tak też się staje. Rosław rozkazuje pachołkom chwytać sznury i kije, biec za uciekinierką i doprowadzić ją do niego. Obiecuje swą wdzięczność tym, którzy schwytają Bożenkę. Gromada ciurów uzbraja się i biegną szeroką nagonką w stronę puszczy, bo tylko w puszczy mogła się ukryć Bożenka.
Jeden z pachołków – po drodze – wbiega do obejścia Dabora i odwiązuje tam psa Bożenki, Ryka, przypuszczając, że zwolniony z linki pies pobiegnie za śladem Bożenki i doprowadzi do niej pogoń. Tak się i staje – pies biegnie w stronę puszczy.
Bożenka uciekła istotnie przez wykop, którego dokonała gołymi rękami i, po wydostaniu się z obejścia pustymi wówczas opłotkami pognała w stroju godowym w stronę puszczy. W puszczy odwaga ją opuściła. Coraz gęściej, z każdym krokiem otacza ją coraz gęściejsza i dziksza puszcza. Ale nie zatrzymując się biegnie dalej, chcąc przepłynąć rzekę i znaleźć się w bezpiecznej odległości od pogoni, która – dobrze się dziewczyna domyśla – musi nastąpić.
Dziewczyna dobiega do rzeki, chwilę zastanawia się, zrzuca godową szatę i w krótkim gieźle rzuca się do wody, chcąc przepłynąć rzekę. Na środku rzeki natrafia na mieliznę i w momencie jej przebywania, zostaje zauważona przez pogoń, słyszy okrzyki i nawoływania, dociera do głębszej wody i tu dopada ją Ryk. Młody pies, szczęśliwy, że dogonił swoją panią, łasi się do niej w wodzie, skacze i przeszkadza płynąć. W tym momencie pogoń ją naściga. Pachołkowie chwytają Bożenkę, która rozpaczliwie się broni. Pies na widok napaści wpada w szał i rzuca się na pierwszego napastnika. Pachołek sięga po broń, a inny grubą pałką z całej siły uderza psa po łbie. Pies spływa wodą – martwy, a Bożenka zostaje schwytana. Oprawcy wiążą jej ręce z tyłu, nie szczędząc jej obelg i razów. Płaczącą na głos dziewkę prowadzą do grodu, ponaglając ją szturchańcami i uderzeniami do szybszego chodu. Wpędzają ją do obejścia Rosława, który rozkazuje wprowadzić ją do komory i przywiązać do belki. Bożenka stoi zatem ze wzniesionymi ku górze rękami, związana. Pachołki nisko kłaniając się Rosławowi odchodzą. Rosław zostawia na straży Rysia i Kysia, polecając im dawać baczenie, aby nikt się nie odważył wejść do komory, a sam udaje się do domostwa Dziwomira i tam dwaj starcy – znów nad kubkami miodu – długo się naradzają.
Oddział Warsza, idąc ku północy, przedziera się przez puszczę. Ostrożnie badając teren, zwiadowcy odkrywają obozowiska Prusów. Warsz śle gońca do głównych sił księcia, a sam wysyła kilku chłopców polecając im z dala spenetrować teren i ustalić miejsca zasieków pruskich. Po kilku godzinach woje powracają. Jeden z nich jednak został. Oddziałek miał potyczkę z Prusami i Bień został raniony, a że nie mógł iść, więc go zostawili.
Warsz jest oburzony. Zostawić rannego towarzysza! Bierze dwóch dzielnych chłopców i sam dąży na pomoc Bieniowi. Idą ostrożnie, w dość dużej odległości jeden od drugiego. Warsz wpada w zasadzkę i – schwytany przez kilku Prusów – zostaje zawleczony do pruskiego obozu.
Ryś i Kyś wartujący przy domu Rosława spostrzegają grododzierżcę zbliżającego się z długą pletnią w ręku. Wchodzi on do chaty. Chłopcy podglądają przez szpary.
Rosław wchodzi do komory – w pierwszej chwili chce bić Bożenkę, przygląda się jej chwilę, lecz dziewczyna, stojąca przed nim w strzępach giezła, wygląda tak ponętnie, że Rosław zapomina o celu swego przyjście i chwyta przywiązaną dziewczynę w objęcia. Ale dzíewka broni się przed napawającym ją wstrętem starcem i, mając przywiązane ręce, nogą odpycha go z całej siły. Rosław zatacza się, pada i rozcina sobie czoło o jakiś ostry przedmiot. Teraz zrywa się, ociera krew z twarzy i, nieprzytomny z wściekłości, zaczyna smagać Bożenkę. Ta – mimo razów – nie krzyczy, tylko z cicha jęczy. Nagle Rosław zatrzymuje się i słucha uważnie – z dala słychać wrzawę, zbliżającą się coraz bardziej. Do komory wbiega Dziwomir, nie zwracając uwagi na Bożenkę – wyprowadza grododzierżcę z domu.
Okrzyki: gore, biada, pali się…
Pali się puszcza i ogień zbliża się i zagraża grodowi. W grodzie i na podgrodziu panika. Grododzierżca z wróżem szybko udają się na zwiady. Mimo swego wieku Rosław zwinnie wdrapuje się na drzewo, chcąc z góry ocenić zagrażające niebezpieczeństwo. Starcy stwierdzają, że pali się mały odcinek drzew, otoczony moczarami. Ogień musi wygasnąć sam, nie zagrozi grodowi.
Wracają spiesznie i Rosław oświadcza, iż wróż swą nadziemską siłą pokonał ogień. Każe wracać ludziom do pracy, a starcy na wiecu uchwalą dar dla Dadźboga za oszczędzanie grodu.
Bożenka stoi związana, zbita i cicho płacząc woła Warsza.