Haseła

Wiem, mamy na głowie poważne sprawy i nie wiadomo, co będzie, nawet za 10 minut. Ale może, póki co, poświęćmy ten piątek na sprawy przyjemne.

Otóż…

Adam wymyślił polską wersję Wordle i nazwał ją Haseła. I nie próbujcie mi powiedzieć, że nie wiecie, co to jest wordle, bo się baaardzo zdziwię. Musieliście widzieć u znajomych na Facebooku albo Tweeterze takie obrazeczki.





To jest właśnie Wordle. Angielskie zasady są tu: https://www.nytimes.com/games/wordle/index.html

To nowa pasja dosłownie wszystkich. Tak jak kolorowanki, albo robienie spinaczem bransoletek z zaplecionych małych gumek. To były manie, które stosunkowo szybko mijały. Niewątpliwie królem takich zmieniających się pasji jest od lat Sudoku. No więc – zapomnijcie o Sudoku i wcale nie musicie znać angielskiego, żeby grać w wordle, bo Adam przygotował grę po polsku. Dziękujemy 🙂

Adam Slaski

Informacje o grze

Haseła to klon gry Wordle. Źródła dostępne są tutaj. W oryginalną wersję zagrasz tutaj.

Lista haseł została skompilowana w oparciu o słownik SJP.PL i korpus NKJP.

A tu (wreszcie) link do gry: https://adamslaski.github.io/haseła/

I gramy!

Jak? Można tak: https://adamslaski.github.io/how-to-play-hasela/

Ale nie trzeba się stosować do tych zasad. Ja gram po swojemu i całkiem dobrze mi idzie. Tylko uwaga, ja się uzależniłam. Dzień bez haseła to bardzo marny dzień.

Dla uzależnionych na zakończenie świetna nowina: w Wordle jest codziennie jedna gra! A w Hasełach – do woli! Można grać i grać.

Obrazki z Iranu 10

Dziś 13 grudnia. Gdy Generał Jaruzelski wprowadził stan wojenny, autora jeszcze nie było na świecie, nie ma więc wspomnień, jakie miały starsze od niego dzieci, które rozpoczęły przyspieszony kurs dorastania od okrzyku: Kto ukradł Teleranek?!!!

Adam Slaski

Wyspa Keszm

15 października

Dojechałem właśnie na Keszm (Qeshm), wyspę na zatoce perskiej. nie ma jeszcze 8, ale jest już bardzo gorąco, szczególnie daje mi się we znaki wysoka wilgotność. Miało być pięknie, a na razie wydaje mi się, że to takie rozpieprzone arabskie miasteczko (w tej części Iranu mieszkają Arabowie).

Aha, powiedziałem już, że w Iranie nikt nie nosi kwefu i masz ci los – w autokarze jedna pani zasłoniła wszystko, ze wyjątkiem oczu. Ale jak już mówiłem – w tych stronach mieszkają Arabowie.

Widziałem też dwie panie w tym, wyglądały jakby wybierały się na bal maskowy, ale ponoć ta batula to jedna z wersji okrycia świętobliwych kobiet.

keszm

Dzisiejszy dzień był pełen zwrotów akcji. Najpierw przyjechałem nocnym autobusem z jakimiś zagadkowymi przesiadkami i nie wiedziałem, o co chodzi. Potem się zastanawiałem, po jakiego grzyba mnie tu przywiało, na tę wyspę zapomnianą przez boga i ludzi, a w końcu spotkałem super fajnych ludzi i miałem fantastyczne popołudnie, a jutro też zapowiada się rewelacyjnie.

keszm2Miasto Keszm na wyspie Keszm budzi mieszane uczucia. Sporo się tam buduje, ale niewiele udało się na razie skończyć. Wygląda jak skrzyżowanie Dubaju z niewiadomo czym.

Spotkałem tu natomiast bardzo miłych ludzi. Na ulicy zaczepiła mnie para, Irańczyk i Niemka, którzy prowadzą tu restaurację. Korzystają też z workaway – serwisu przypominającego nieco couchsurfing, ale w zamian za wikt i opierunek trzeba trochę popracować. Aktualnie pracują dla nich dwaj Francuzi, gdy ich spotkałem malowali akurat płot.

A potem pojechaliśmy wykąpać się w zatoce perskiej.

keszmXyzMorze

Woda cudowna, jak w Cancun.

keszmXyzMorze2

Wysłałem wiadomości do lokalnych couch surferów i spotkałem się z Izadem, przemiłym człowiekiem, młodym biznesmenem, który jest na Keszmie dilerem samochodów. Sam jeździ wielkim terenowym land roverem, pojechaliśmy więc zwiedzać bezdroża Keszmu.

keszmXyzAdam keszmXy keszmX keszm3

Byłem też u Izada w domu. Mieszka nad swoim salonem samochodowym, bardzo stylowo, ma ogromną kolekcję filmów, wczoraj obejrzeliśmy Grawitację. Ponadto Izad gra na sazie (irańskiej lutni) i wczoraj urządził mały koncert. Bardzo pięknie gra.

keszmXyzMorze2-Adam

Jutro rano lecę do Teheranu, tam spędzam dzień i w nocy lecę do Aten. Kolejny dzień spędzam w Atenach i w niedzielę wieczorem (po najdłuższej podróży w życiu) ląduję w Warszawie.

PS 1. Z Aten: w czasie jednej wyprawy widziałem Persepolis o zachodzie słońca i Akropol o brzasku!

PS 2. Z Warszawy: dziękuje wszystkim wiernym czytelnikom!!!

Obrazki z Iranu 9

hidzab3Adam Slaski

Krótki przewodnik po hidżabach

14 października

Gdy Europejczyk myśli o muzułmankach zakrywających włosy, myśli o hidżabie, burce, kwefie itp. Ja sam zawsze je myliłem i nadal mi się to zdarza, więc spróbuję uporządkować te kwestie.

Po pierwsze hidżab to pojęcie z zakresu teologii, nie krawiectwa. Oznacza obowiązek zakrywania ciała, jaki spoczywa na pobożnej muzułmance.

Burka to odzienie zakrywające całe ciało, za wyjątkiem szparki na oczy. Kwef (inaczej nikab) to ta część burki, która zasłania twarz. W Iranie nikt nie nosi burki ani kwefu!

hidzab7   Irańskie dziewczyny noszą chustki, makne lub czador. Czym jest chustka nie będę tłumaczył. Makne (angielska pisownia maqnae lub maghnae, zapisuję po polsku, ale nie odmieniam, jako że wyraz kończy się dźwiękiem, który nie występuje w polszczyźnie) to kaptur z kołnierzem, który opina się pod szyją i zakrywa ramiona. Jest to strój oficjalny, obowiązkowy dla uczennic w szkołach i pracowniczek urzędów państwowych, więc na co dzień widzi się wiele kobiet, które go noszą. Makne jest popularne głównie w Iranie, ale nosi się je również w niektórych innych krajach muzułmańskich. Irańskim wynalazkiem jest czador, czyli okrycie w postaci półkola materiału noszonego otwarciem do przodu i sięgającego do ziemi. Czador nie ma rękawów ani zapięcia, kobiety zwykle przytrzymują go ręką pod szyją. Czador jest zawsze czarny, nosi go wiele kobiet, szczególnie tych starszych, ale również nastolatki. Ten rodzaj okrycia ma długą tradycję, bo pochodzi jeszcze z czasów przedmuzułmańskich.

hidzab8-2piony-2Ale hidżab to nie tylko nakrycie głowy. Obowiązkowe są również zakrycie nóg (długie spodnie lub szata do ziemi), długi rękaw i luźny krój, który nie będzie ujawniał kształtów ciała. W praktyce wszystkie Iranki noszą obcisłe dżinsy, widać więc, że poniżej kolan zasady się nie przyjęły. Długie rękawy obowiązują jednak bezwzględnie. Podobnie luźny krój, który zazwyczaj oznacza tunikę lub lekki płaszcz. Powinny one sięgać mniej więcej do kolan. Taki lekki płaszcz, bardzo tu popularny, nosi nazwę manto (z francuskiego manteau – płaszcz). Mimo tego, że manto jest cienkie, mi ten nakaz wydaje się bardzo uciążliwy, bo w Iranie jest przez większą część roku bardzo gorąco i człowiek noszący takie okrycie musi się okropnie grzać. Z drugiej jednak strony dziewczyna w dobrze skrojonym manto wygląda bardzo szykownie.

hidzab8-2pionyJeszcze kilka słów o lakierze do paznokci. Rzuca się w oczy, że w Iranie używa go bardzo niewiele kobiet i można znaleźć w internecie doniesienia o karach i aresztowaniach za pomalowane paznokcie. Jednak mój ekspert stwierdził autorytatywnie, że to bzdura. Islam nie zabrania malowania paznokci, zasady wymagają jedynie, by przed modlitwą dokonać ablucji, a to wiąże się ze zmyciem lakieru. Ale to już sprawa pobożności i szczerości przed bogiem, a nie policji. Zatem niewielka popularność lakieru do paznokci to wyłącznie sprawa mody.

Wróćmy do nakrycia głowy. O ile czador rzeczywiście zakrywa włosy, o tyle z makne i chustką sprawa ma się już bardzo różnie. Zdecydowana większość kobiet odsłania przynajmniej grzywkę. Okazuje się, że makne, które z definicji powinno być strojem bardzo skromnym, można założyć tak, by sporo odkryć. Co dopiero chustka, która często zaczyna się dopiero na szczycie głowy, a wiele dziewczyn posuwa się (o zgrozo!) do tego, że upinają włosy w kok i chustę przyczepiając do tego koku. Taki hidżab stanowi wymówkę wobec stróżów prawa i modny dodatek, ale z pobożnym strojem nie ma nic wspólnego.

hidzab8-2piony-3

Shayan opowiedział mi anegdotę o swojej koleżance, która wyszła za Turka. Porządna dziewczyna zawsze nosiła hidżab, który odsłaniał jedynie grzywkę, ale teściowa, gdy ją zobaczyła, była bardzo skonfundowana. “Zasłaniaj włosy, albo rzuć to w cholerę” – powiedziała, gdyż w Turcji podobnie jak w większości krajów muzułmańskich z hidżabem jest jak z celibatem, czyli nie można przestrzegać go prawie. W Iranie, jak widać, można. Można przestrzegać prawie, można też nie przestrzegać wcale. W górach, powyżej schronisk, dziewczyny chodzą z gołą głową, albo noszą czapkę z daszkiem.

hidzab4

Pisałem już, że widziałem raz lub dwa razy na ulicy dziewczyny bez hidżabu, ale było ciemno, pewnie liczyły, że nikt nie zauważy. Bezpiecznie można też zdjąć hidżab w autokarze, bo te w Iranie zawsze mają zaciągnięte zasłony. Podobno kobiety lubią także odkrywać głowę, gdy prowadzą samochód, ale tego akurat nigdy nie widziałem. Widziałem za to wiele dziewczyn, które zdjęły hidżab na spotkaniu couch surferów. Turystki prawie wszystkie, również kilka Iranek. Zapamiętałem też, że gdy ktoś wyciągnął aparat i zaczął robić zdjęcia, część Iranek założyła chustki z powrotem.

hidzab9-2Zastanawiało mnie, jak uprawia się sport w hidżabie. Sepidar wyjaśniła, że na fitnesie są same dziewczyny, więc nie trzeba nosić hidżabu, a gdy uprawia sport na powietrzu, to zakłada chustkę, ta chustka spada i kobieta się tym nie przejmuje. Dla pobożnych kobiet uprawianie sportu na dworze jest natomiast wykluczone.

Z ciekawostek, widziałem w kawiarni w Teheranie kelnerkę, typową pankówę, z włosami ściętymi na jeża i pofarbowanymi na pomarańczowo. I oczywiście w chuście. W Isfahanie widziałem za to hipsterki w okularach z grubymi oprawkami i w manke.

hidzab9

Jeszcze dwa słowa o męskich strojach. Nie ma tu ścisłych religijnych zasad, ale krótkie spodnie w Iranie nie uchodzą – ubierając się w coś takiego, człowiek zupełnie by się ośmieszył. Nie ma przeciwwskazań dla t-shirtu, ale zdecydowanie częściej widzi się Irańczyków w koszulach. Mało popularne są też sandały, choć nie ma w nich niczego nieodpowiedniego. Typowy Irańczyk nosi więc długie spodnie, koszulę z długim rękawem i buty. Wykluczony jest za to krawat – symbol zepsutego Zachodu!

Teraz najważniejsze pytanie – co ludzie o tym sądzą. Pytałem kilka osób, głównie turystki, ale też miejscowych. Trudno z tych odpowiedzi wyciągnąć średnią, bo były zupełnie różne. Pragmatyczne: zupełnie mi nie przeszkadza i okropieństwo, nie da się w tym wytrzymać. Ideologiczne: Nakaz noszenia hidżabu obraża zarówno mężczyzn, bo sugeruje, że nie są w stanie trzymać na wodzy swoich popędów, jak i kobiety, którym odbiera prawo decydowania za siebie. Nikogo nie zaskoczę, gdy napiszę, że jestem generalnie przeciwny takim ustawowym nakazom, religijnej dyktaturze i tak dalej ple ple ple. Powiem więc, że Iranki w chustach są moim zdaniem niesamowicie seksowne. Modne dziewczyny noszą często mocny makijaż, dobierają chustę do koloru szminki i razem wygląda to bardzo ładnie!

hidzab9-1

I na koniec zdjęcia. Większości ciekawych przypadków nie udało mi się sfotografować, bo niby jak miałbym usprawiedliwić robienie komuś zdjęć na ulicy. Wykorzystałem za to niecnie most Sa-o-se i plac Imama w Isfahanie oraz ogród Eram w Szirazie, by na ich tle robić zdjęcia przechodniom. W Teheranie nie było zabytków, które dawały by mi dobre usprawiedliwienie, więc udokumentowałem głównie modę isfahańską, ale różnice nie są duże. W Jazdzie jest za to zupełnie inaczej – praktycznie wszystkie kobiety noszą czador, w chustkach chodzą jedynie turystki.

Obrazki z Iranu 8

shirazBAdam Slaski

Sziraz wysycha

13 października

Chodziłem dziś pieszo po mieście i sam widziałem, wyschniętą rzekę, usychający ogród Eram. A ten ogród ma 1600 lat i dotąd jakoś udawało się go zawsze nawodnić, więc jeśli teraz uschnie do reszty, to będzie historyczna porażka. Na zdjęciach ogród nie wygląda tak źle, ale gdy się przyjrzeć glebie – spękana i złakniona wody.

Widziałem też fort Karim Khan. Za tymi potężnymi murami ukryty jest ogród – podoba mi się to, że Irańczycy wiedzą, co warto chronić. Niestety także tego ogrodu nie uchronili przed suszą.

shirazA

shirazcSpotkałem przyszłego irańskiego milionera. Zapytałem człowieka o drogę, okazało się, że on jest Irańczykiem, ale wychowanym w Londynie i nie zna miasta szczególnie dobrze. Zna się za to na biznesie i postanowił rozkręcić w Iranie coś w rodzaju hostel world. Był ciekaw mojej opinii, więc poszliśmy na kawę i przedyskutowaliśmy jego pomysły. Generalnie wiadomo, jaki model biznesowy przyjąć, wystarczy kopiować istniejące pomysły z Zachodu. Dokładnie tak powstały polskie fortuny w latach 90. I nie mam wątpliwości, że ten gość też ma szansę się wybić, przy odrobinie szczęścia oczywiście.

O zachodzie słońca poszedłem do meczetu posłuchać śpiewu muezina i zobaczyć muzułmanów gromadzących się na wieczornej modlitwie. Było to bardzo piękne, słuchałem w skupieniu, aż tu nagle podeszła do mnie rodzina Irańczyków i się zaczęło – where are you from, mister – lachestan good – volleyball, kurek – iran good? widać nie mieli potrzeby wysłuchiwać muezina w skupieniu

Poszedłem na kolację do okienka z zupami. Obok hotelu jest taki punkt, gdzie ustawia się zawsze długa kolejka, a facet nalewa do pojemników pyszną i pożywną zupkę.

shirazZ

Obrazki z Iranu 7

Adam Slaski

Stolice Persów

12 października

Poprzedniego dnia wieczorem wycieczka na pustynię, jeżdżenie na wielbłądach, zachód słońca, gwiazdy.

pustynia2 pustyniapustynia3Potem jazda nocnym autokarem do Szirazu. Jechałem niespokojny, bo byłem już wcześniej umówiony na nocleg na couchsurfingu, ale człowiek, który miał mnie gościć, odwołał. Jechałem więc bez zaklepanego noclegu. W autokarze spotkałem Francuzkę, która była w podobnej sytuacji, ale miała adres jakiegoś hostelu. Pojechaliśmy tam i zakwaterowaliśmy się. Następnie zwerbowaliśmy Niemca i jeszcze jednego Francuza i razem udaliśmy się na całodzienną wycieczkę do Pasargad i Persepolis.

przejechacprzezgoryPo drodze przejechaliśmy przez jakieś góry. “Przejechaliśmy przez góry” oznacza coś innego niż w Polsce. My mamy najpierw jakieś pogórze, wzgórze, potem małe górki i dopiero potem zaczynają się góry. W Iranie góry wyrastają wprost z płaskiej jak deska pustyni.

pasagradPasargad to starożytne miasto, z którego jednak niewiele do dziś przetrwało. Odwiedziliśmy grobowce królów.

W końcu, dotarliśmy do Persepolis, gdzie podziwialiśmy zachód słońca. Niestety w międzyczasie wyczerpała się bateria w aparacie, więc po zdjęcia odsyłam do wikipedii. Na przykład to poniżej:

persepolis-wikipediaObie starożytne stolice Persów Pasagard i Persepolis leżą w środku pustyni. Dookoła Persepolis coś jeszcze rośnie, w Pasagardach tylko osty. Zastanawiało nas, czy okolica wyglądała tak samo w czasach Cyrrusa, czy też wszystko się od tego czasu zmieniło.

Choć trzeba przyznać, że zachód słońca był w Persepolis spektakularny. Mogę zrozumieć Cyrrusa, że się tam pobudował.

A teraz jeszcze kilka słów o podróżnikach. W hotelu w Jazdzie spotkałem parę Szwajcarów i małżeństwo z Estonii. Obydwie pary ewidentnie dobrze sytuowane, sporo podróżują. Estończycy np. co roku jadą na narty do innego dziwnego kraju. Byli w Armenii, Uzbekistanie, Mongolii. Szczególnie chwalili Armenię, gdzie narciarstwo nie cieszy się popularnością, a na polecenie poprzedniego prezydenta wybudowano ogromny kurort z licznymi wyciągami. Gdy tam byli, tras było więcej niż narciarzy.

Wspomnieli też, że mają listę 60 krajów, które chcą odwiedzić, ale uznali, że jest trochę za długa, więc spisali także krótką listę – 25 krajów, która należy interpretować jako ich plan na następne 2-3 lata.

Podobnie Szwajcarzy, wymieniali kraje, w których byli. Lista była długa, szczególnie polecali Mjanmę (Birmę).

Dziś rozmawiałem z Francuzką. Jest nauczycielką, ale pracuje w systemie sześć miesięcy lekcji i drugie sześć miesięcy wakacji. W czasie wakacji podróżuje. Przyjechała do Iranu przez Gruzję i Armenię (przeważnie autostopem), dalej wybiera się (również stopem) do Turkmenistanu, Uzbekistanu i Kirgistanu.

O dziwo, mimo, że ma tak dużo czasu, jest w nieustannym pośpiechu. W Szirazie spędza tylko jedną noc, bo musi już pędzić do Kurdystanu na wiejskie wesele. A potem biegiem do Teheranu odebrać turkmeńską wizę i dalej na granicę, bo jest z kimś umówiona.

Obrazki z Iranu (6)

Adam Slaski

Zachód słońca

Przyjechałem do Jazdu i pozwolę sobie na krotochwilę: to znów ten sam stary dobry Iran. Ludzie są mili, pomocni, pozdrawiają mnie na ulicy, ale niczego ode mnie nie chcą. Hotel zabukowałem przez agencję, więc widziałem tylko, że ma to być w miarę porządny, chyba trzygwiazdkowy. Okazał się zupełnie wyjątkowy! Jest to hotel tradycyjny, czyli pokoje są w piwnicy, nie ma w nich okien. Jest za to przestronne lobby, w którym stoi samowar, jest sadzawka i takie krzesła-łóżka, na których można się rozwalić i sączyć herbatę.

Jazd-kanapa
jazd-sadzawkaHotelem jestem zachwycony, miasto zwiedzałem na razie po ciemku (podoba mi się), ale na zdjęcia i więcej szczegółów musicie poczekać do jutra. Albo i dłużej, bo jutro jadę na wycieczkę na pustynię. Jazd to pustynne miasto, więc chcę tę pustynię trochę zobaczyć.

Widziałem już nieco przez okno w autokarze, ale tylko trochę, bo dziś w podróży oglądałem filmy: “definitely, maybe”, “love and death”, “czas pijanych koni” i “20000 days on earth”. Strasznie smutne te pijane konie, a Iran, który widzę, nie ma z Iranem z filmu nic wspólnego

Jazd-papugaJeszcze śmiesznostka na temat papug w hotelu: one potrafią naśladować głosy (i odgłosy), szczególnie przekonująco mówią “salam” (cześć) i naśladują dzwonki telefonów i dźwięk przychodzącego smsa.

jazd-inny-meczetI ciekawostka na temat zachodu słońca. O zachodzie słońca rozlega się głos muezina nawołujący wiernych do modlitwy. Śpiew jest piękny, człowiek czuje się uduchowiony, gdy go słyszy, za chwilę dołącza kolejny muezin, ale oni nie koordynuję tego w żaden sposób, drugi muezin śpiewa swoje w zupełnie innej tonacji i tempie, za chwilę dołącza jeszcze 10 innych, niektórzy używają skrzeczących głośników, robi się straszna kakofonia, nastrój trafia szlag.

jazd-zachod-sloncaWybrałem się oglądać zachód słońca do kawiarni, która posiada na dachu taras z pięknym widokiem. O zachodzie słońca zupełnie zmieniła się widoczność i na horyzoncie ukazały się góry, których w ciągu dnia nie było widać. Patrzyliśmy zachwyceni. Poza mną były tam dwie dziewczyny, które rozmawiały między sobą po francusku. Zapytałem je, co sądzą o hidżabie i jedna z nich opowiedziała mi historię swojego życia:

jazd-zachod-slonca2Pochodzę z rodziny emigrantów politycznych z Iranu, moi rodzice nie byli w ojczyźnie od czasu rewolucji islamskiej, czyli od 35 lat. Urodziłam sie i wychowałam w Paryżu, ale mówię równie dobrze w farsi jak po francusku. Do Iranu pierwszy raz przyjechałam 2 lata temu, aby poznać moją liczną rodzinę i zobaczyć kraj przodków. Okazało się jednak, że krótki pobyt to zbyt mało, by odpowiedzieć sobie na podstawowe pytania: czy jestem Iranką czy Francuzką, co to znaczy być Iranką, gdzie chcę mieszkać w przyszłości itd. Osiem miesięcy temu przeprowadziłam się więc do Iranu na jeden rok, mieszkam ze swoją rodziną w Szirazie.

Jazd-zaulek-dzienHidżab to drobnostka, właściwie w ogóle mi nie przeszkadza. Już raczej zakaz odsłaniania nóg – w lecie nie wychodziłam z domu do zachodu słońca, bo nie dało się wytrzymać upału. Ale prawdziwym problemem są ludzie. Patrzą, przyglądają się, oceniają. Nie ma chwili spokoju, bo ciągle ktoś mnie zaczepia, pozdrawia, czegoś chce, np. podwieźć (ale wiadomo, że to tylko pretekst i chodzi o coś innego). Patrzą, czy się właściwie ubieram, a zazwyczaj ubieram się niewłaściwie, więc patrzą krzywo. Nie spotkałam nigdy policji, która robiła by mi na coś zwracała uwagę, ale spojrzenia przechodniów czuję na sobie ciągle. A załatwienie każdej sprawy jest bardzo trudne dla kogoś wychowanego w Europie. Na przykład w banku: nie ma żadnych reguł, wszystko trzeba sobie wywalczyć, wytargować. Taksówkarz zawsze spróbuje mnie naciągnąć. Chciałam pracować, ale okazało się, że w Szirazie (1,3 mln mieszkańców) nie potrzeba nauczycieli francuskiego, zaproponowano mi pracę w Isfahanie lub Teheranie, ale mi zależy właśnie na tym, żeby mieszkać w Szirazie. Więc obijam się, chodzę na jogę i zwiedzam kraj. I nie mam już żadnych wątpliwości: nie zostanę tu na stałe. Chętnie jeszcze kiedyś wpadnę na tydzień lub dwa, ale moje miejsce jest we Francji!

jazd-meczet

jazd-meczet3

Obrazki z Iranu (5)

Adam Slaski

Isfahan albo witajcie w Krakowie Wschodu

uliczkaIsfahanDo Isfahanu przyjechałem autobusem. Kierowca nie mówił oczywiście po angielsku, ale bardzo się cieszył, że ma na pokładzie obcokrajowca, tytułował mnie “mister Adam” i był bardzo miły. Miły był również pewien uchodźca z Syrii, który pomógł mi trafić do  hotelu.

Jeszcze tego samego wieczoru znalazłem się w zgoła odmiennych okolicznościach. Spotkałem się mianowicie z pewnym couch surferem, który zaproponował, że oprowadzi mnie trochę po mieście. Szybko dowiedziałem się, że ma głęboką depresję, gdyż nie ma przed nim żadnych perspektyw i w ogóle jego życie nie ma sensu oraz że wrogowie oskarżają go o paranoję lub schizofrenię. Gdy rozpoznał zagrożenie w chłopcach bawiących się w berka na ulicy, zrozumiałem, że wrogowie mają pełną rację. Oczywiście nie spotkało mnie nic złego z jego strony, ale nie czułem się w jego towarzystwie przyjemnie, a że okazał się bardzo opiekuńczy (nie chciał mnie zostawić samego, bo wszędzie widział niebezpieczeństwo), bardzo trudno było się od niego uwolnić. Niestety, couchsurfing ma w sobie coś z hazardu.

dorozkiIsfahanSam Isfahan wygląda jak Kraków przeniesiony na Bliski Wschód. Jest zauważalnie bardziej konserwatywny niż Teheran (widzi się więcej kobiet w nikabach), ale też ludzie mniej się tu spieszą, ruch dużo spokojniejszy, sporo rowerzystów. O ile Teheran jest miastem biznesowym, o tyle Isfahan jest bardzo turystyczny. Na tym analogie się nie kończą. W Isfahanie są planty (Hasht Behest), rynek z sukiennicami (Maydan-e Imam), na rynku dorożki. A przy rynku meczet z dwoma wieżami, z którymi wiąże się pewna legenda. Brzmi znajomo?

Isfahan-plantyLegenda głosi, że król zabronił muezinom wchodzić na minaret, bo mogliby zajrzeć do jego prywatnych ogrodów.

Isfahan-planty2Właśnie uciąłem sobie pogawędkę z recepcjonistą. Skarżył się, że jest z wykształcenia technologiem żywności, ale nie ma pracy w jego zawodzie, więc pracuje w hotelu za psie pieniądze. I bardzo mu to doskwiera, bo ciężko się uczył i guzik z tego ma. A potem zwierzył mi się, że jego dziewczyna jest od niego 11 lat młodsza (on ma lat 31, a ona 20) i nie wie czy ich związek ma szansę.

Widziałem dziś po raz pierwszy modlącego się Irańczyka. Wszedłem w boczną ulicę, był tam zakład samochodowy i mechanik rozłożył na ziemi swój dywanik i odprawiał modlitwę. Oczywiście wiem, że to nie jest jedyny praktykujący muzułmanin w Iranie, ale dotąd widywałem tylko ludzi wchodzących lub wychodzących z meczetu, a samą modlitwę widzę po raz pierwszy. Byłem też dziś w kilku meczetach, ale to wszystko zabytki i nikt się tam nie modlił.

mostIsfahan1 mostIsfahan3mostIsfahan2Isfahan nazywany był dawniej połową świata. Sympatyczny Syryjczyk podsumował dowcipnie, że odkąd rzeka wyschła, jest to już tylko ćwiartka świata. I rzeczywiście, koryto jest suche jak pieprz, a słynny most Se-o-se (o 33 przęsłach) wygląda kuriozalnie. Zobaczyłem dziś kilka muzeów, dwa pałace i jeden meczet. Wszystkie interesujące, ale żadne nie powaliło, być może ze względu na trwające remonty. Isfahan się intensywnie odnawia.

kopulaIsfahan2 kopulaIsfahanOdwiedziłem te miejsca, zjadłem obiad w porządnej restauracji i wreszcie zacząłem wydawać pieniądze, bo dotąd ta wycieczka odbywała się praktycznie za darmo. Wydawanie pieniędzy jest w Iranie szczególnie nieprzyjemne, bo wszystkie banknoty wyglądają dość podobnie i na każdym jest dużo zer. Za każdym razem, gdy płacę, zastanawiam się, czy przypadkiem nie dałem 10 razy za dużo.

wyrobyIsfahan1Nie kupiłem na razie żadnych suwenirów i chyba ich nie kupię, bo w plecaku nie mam zbyt wiele miejsca.

Muszę jednak przyznać, że sklepy z rękodziełem w Isfahanie nie sprzedają tandetnej cepelii. Niektóre z wystaw wprost zapierają dech w piersiach. I nie chodzi tylko o dywany, lecz także o porcelanę, biżuterię, wyroby blaszane.

Właściwie w sklepach widziałem więcej pięknych przedmiotów niż w tych muzeach.

wyrobyIsfahan2Na ulicy zaczepił mnie pewien dziadek, który opowiedział kilka ciekawostek o historii Isfahanu i zaprosił na wieczór na pokaz Irańskich zapasów. Oczywiście spodziewałem się, że w pewnym momencie każe mi za to wszystko zapłacić, ale i tak zrobiło mi się przykro. W Teheranie traktowano mnie jak gościa, a tu jestem tylko turystą.

meczet-zimowyIsfahanOpowiedziałem o tym Shayenowi i ani trochę nie był zdziwiony. Isfahańczycy mają w Iranie fatalną opinię ludzi skąpych i kłótliwych.

Obrazki z Iranu (4) – jeszcze Teheran

Adam Slaski

Z Teheranu do Isfahanu

7 października

Najbardziej zadziwiającą rzeczą w Teheranie było to, jak podobny był do Polski. Na pozór różnice są spore, bo ruch uliczny, bo toalety, bo hidżab, bo to ogromne miasto, 6 razy większe od Warszawy. Ten rozmiar właśnie sprawia wiele kłopotów w ruchu ulicznym i nadaje ulicom styl, który odpowiada stereotypom o Bliskim Wschodzie. Pisząc te słowa, zbliżam się do Isfahanu, niedługo przekonam się zatem, co było właściwością Teheranu, a co jest charakterystyczne dla Iranu w ogólności.

Jeśli chodzi o mieszkańców, to muszę przyznać, że Polak wyróżnia się na ulicy. Ale już w drugą stronę to nie działa, większość Irańczyków nie zwróciłaby na siebie uwagi w warszawskim metrze, ciemne włosy nikogo w Polsce nie dziwią, a teherańczycy mają w większości jasną karnację.

Uderzająca jest autentyczna życzliwość teherańczyków. To nie jest turystyczne miasto, nie ma więc polowania na nadzianych obcokrajowców, jeśli nie liczyć taksówkarzy na lotnisku, którzy bezczelnie próbowali naciągać podróżnych. Nie wszyscy, ale jednak sporo osób porozumiewa się po angielsku, a każdy chce pomóc, zaprowadzić, wskazać drogę. I robią to bezinteresownie, traktowali mnie jak gościa, o którego należy się zatroszczyć. Jednocześnie nie ma w tym natarczywości, której bardzo nie lubię. Zarówno couchsurfingowcy, jak i przypadkowo poznane osoby, wszyscy okazywali się bardzo mili.

Sądzę, że mało kto z nas zdaje sobie sprawę, że Teheran jest jednym z wielkich miast naszego świata. Myślimy raczej o Paryżu, Londynie i Nowym Jorku, a zapominamy o Kairze czy Teheranie. A te ogromne miasta mają swoją długą historię, własną kulturę, swój charakterystyczny rytm i własne zapachy. Zasługują na swoją miejska symfonię i poczesne miejsce na mapach.

teheran-skateparkWieczorem po powrocie z Tochal oznajmiłem Shayanowi, że wybieram się następnego dnia do Isfahanu, więc zabukowaliśmy szybko byle jaki hotel, żebym tylko miał gdzie spać. Hotel jest czysty i wifi działa, ale jest położony przy autostradzie, przy obwodnicy, trochę za miastem. Ma to jednak pewną zaletę. Chciałem zobaczyć pustynię i pustynia zaczyna się zaraz za moim oknem.

Obrazki z Iranu (3) – góry

Adam Slaski

Tochal

6 października

Teheran otaczają góry Alborz. Właściwie to jest górskie miasto, bo różnica wysokości między centrum a północnymi dzielnicami wynosi kilkaset metrów. Taka sytuacja powoduje oczywiście wiele zabawnych sytuacji, bo pogoda w centrum jest zupełnie inna niż odległych dzielnicach. Uniwersytet jest położony na północy i może tam szaleć burza śnieżna, a niefrasobliwi studenci przyjeżdżają w lekkich ubraniach, bo kilka stacji metra dalej trwa ciepła jesień.

tochalII (2)Udałem się więc na samą północ miasta, a następnie ruszyłem w góry. Początkowo szlak otaczały z obu stron restauracje, takie tradycyjne, w których herbatę pije się, półleżąc. Trwało to dość długo, zastanawiałem się, czy na pewno idę dobrą ścieżką, bo wcale nie wyglądało to na trasę wędrówkową. Z trasą w ogóle był problem, bo nie potrafiłem zlokalizować swojej pozycji na mapie. Ta z trudem zakupiona mapa pokazywała panoramę gór, nie jestem do takich map przyzwyczajony i słabo się w niej orientowałem, ale żadnej innej nie udało mi się dostać pomimo długich poszukiwań. Restauracje wreszcie się skończyły, ja natomiast zrobiłem się głodny. Doszedłem wreszcie, po jakichś 2,5 godzinach marszu, do schroniska, które okazało się zamknięte. Ten moment mógł być końcem wędrówki, gdyby nagle z za zakrętu nie wyłoniła się para turystów. Byli to, jak sądzę, dziewczyna i wynajęty przewodnik. Oboje Irańczycy, mówili bardzo dobrze po angielsku, wyjaśnili mi, gdzie na prawdę jestem i że schronisko jest godzinę drogi w górę i jest z całą pewnością otwarte.

tochalRuszyłem zatem w górę, a przede mną były liny i poręcze. Podejście było ciężkie, droga prowadziła przez skały, właściwie była to wspinaczka. Nie znam w polskich górach schroniska, do którego byłoby tak trudno dojść. Wreszcie dotarłem na miejsce, do schroniska Shirpala. Bardzo duży budynek, cztery piętra, nie widziałem wszystkich pokojów, ale zgaduję, że łóżek było ponad 50, być może koło setki. Kiedy przyszedłem wszystko poza jadalnią i meczetem było zamknięte, potem objawił się pracownik, otworzył mi sypialnię i powiedział, że restaurację otworzy o ósmej (była piąta).

tochalII (4)W międzyczasie zaprzyjaźniłem się z innymi podróżnymi. W jadalni poza mną siedziała para młodych Irańczyków i jeden samotnik. Para okazała się bardzo sympatyczna, poczęstowali mnie herbatą z termosu i pożartowaliśmy razem, nie mówili niestety ani słowa po angielsku. Samotnik znał angielski, ale nie był w najmniejszym stopniu skory do rozmowy.

Jak pożartowaliśmy, skoro nie znali anielskiego? Otóż w Iranie obowiązuje specjalny rodzaj etykiety, zwany tar’ouf. Działa to tak, że jeśli nie chcesz się czymś dzielić, to i tak musisz zaproponować, ale takiej propozycji nie wolno przyjąć. A jeśli czegoś oczekujesz, musisz odmawiać i ustąpić dopiero po dłuższych targach. To zdarza się podobno nawet w supermarketach: kasjerka mówi “proszę nie płacić, to drobnostka”, klient na to “ależ chętnie zapłacę” i tak się bawią. Ale spróbuj powiedzieć “zgoda” i wyjść nie płacąc – od razu wezwą policję.

A więc ja zacząłem odmawiać, jak gdybym sądził, że herbata, którą mnie częstują to tar’ouf, a ich ubawiło, że już poznałem zwyczaje ich kraju. Rzecz jasna nikt przy zdrowych zmysłach nie uprawia tar’ouf z turystami.

Rzeczą wartą wspomnienia jest, że powyżej schronisk hidżab nie obowiązuje. To znaczy obowiązuje, ale obowiązek ten jest powszechnie ignorowany. Dziewczyny, które spotkałem, nie udawały nawet, że mają jakiś symboliczny hidżab, chusteczkę, czy coś podobnego. Chodziły z gołą głową albo w czapce z daszkiem.

Otwarto wreszcie restaurację i okazało się, że na kolację można zamówić fasolę z puszki podgrzaną w mikrofalówce. Zjadłem z pokorą tę mało apetyczną potrawę, ale z trudem zachowałem powagę, gdy “kucharz” zapytał mnie na koniec “was it delicious?”

tochal (1)Rano po śniadaniu ruszyłem w drogę na szczyt. Według kucharza czekały mnie 3-4 godziny podejścia, według turysty-samotnika – pięć godzin. Na szlaku poza mną nie było zupełnie nikogo, Irańczycy tłumnie ruszają w góry w weekendy, ale w ciągu tygodnia nie spotkasz żywej duszy. Na trasie nie było już więcej skał, jedynie prosta droga przez kamienie i osty. Gdy ścieżka wyprowadziła mnie na grań zrobiło się chłodno i założyłem polar. Miałem ze sobą sporo ekwipunku: kurtkę przeciwdeszczową, śpiwór, matę samopompującą i płachtę biwakową. Oczywiście, żadna z tych rzeczy mi się nie przydała.

tochalII (3)Na szczyt dotarłem po 4 godzinach, co uznałem za niezły wynik. Szło mi się znakomicie, rozrzedzone powietrze tym razem w ogóle mi nie przeszkadzało – być może zaaklimatyzowałem się, śpiąć w Shirpali na wysokości około 2900 m n.p.m. Tochal liczy sobie 3962 m, czyli jest to kolejny prawieczterotysięcznik w mojej karierze.

tochal (2)Widoki na szczycie rozczarowały mnie, gdyż nad Teheranem unosił się smog, który ograniczał widoczność, a góry Alborz zasłaniała mgła. Gdy robiłem zdjęcia, objawił się nagle goprowiec, który bardzo się zdziwił, że ktoś wybrał się na Tochal w tygodniu i wyjaśnił mi, że dobra widoczność jest jedynie o świcie i musiałbym nocować na górze, żeby zobaczyć Damavand – najwyższy szczyt Iranu.

tochalII (1)Goprowiec posługiwał się perfekcyjną (na ile mogę ocenić) angielszczyzną i zupełnie nie miał irańskiego akcentu. Sądzę, że musiał wychować się w USA, albo pochodzi z zamożnej rodziny, która zapewniła mu bardzo staranne wykształcenie.

Na Tochalu wytyczone są trasy narciarskie, są tam liczne wyciągi i kolejka linowa. Goprowiec poradził mi, bym z niej korzystał, ale okazało się, że z powodu małego ruchu zamknięto dziś wcześniej. Czekały mnie więc 2000 metrów zejścia okrężną drogą, która omija skały, ale za to ciągnie się niemiłosiernie.

Po południu spotkałem bardzo miłego Irańczyka, z którym razem schodziliśmy przez kilka godzin, rozmawiając na migi. Pan znał tylko podstawowe zwroty po angielsku (mówił za to po francusku i arabsku, ale ja nie znam żadnego z tych języków). Dowiedziałem się jednak, że ma 44 lata, dwoje dzieci, jest prawnikiem, oraz że był gruby, ale schudł dzięki sportom. Razem zeszliśmy do dolnej stacji kolejki. Stamtąd metrem dojechałem zmordowany około 21 do mieszkania Shayena.

tochalII

Obrazki z Iranu (2) – Teheran

Adam Slaski

W Teheranie

3 października

A teraz seria obrazków zatytułowanych “Shayan robi abgusz”.

abgusz1abgusz2abgusz3abgusz4Idea jest zasadniczo następująca: gotujemy długo razem ciecierzycę, kurczaka i ziemniaki. Następnie odlewamy wodę do miseczek, dodajemy dużo chleba i powstaje zupa. Resztę rozgniatamy i powstaje drugie danie.

Jemy po persku, czyli rozkładamy na dywanie obrusik i siadamy przy nim po turecku.

Wieczorem poszliśmy na spotkanie couchsurferów. Było dość dziwnie. Najpierw każdy się przedstawiał niczym na spotkaniu anonimowych alkoholików. Potem chwila na swobodne rozmowy i wspólne śpiewy. Atmosfera dość hostelowa. Irańczycy są bardzo serdeczni, a w tej piwnicy poczuli się na tyle swobodnie, że niektóre dziewczyny pozdejmowały hidżaby.
Ale jak ktoś zaczął robić zdjęcia, część z nich założyła je z powrotem.

Teheran generalnie jest pochyły, na północ oznacza zawsze “pod górę”. Północne dzielnice są więc położone dużo wyżej, mają czystsze powietrze i bogatszych mieszkańców. Jeśli udać się odpowiednio daleko można dojść do końca miasta, dolnej stacji kolejki linowej itp. Trochę tak, jakby metro w Warszawie dojeżdżało do Kuźnic. Wieczorem pojechaliśmy do tych Kuźnic, czyli do Darbandu. W weekend był tam tłum, wszyscy chcieli pooddychać górskim powietrzem i zobaczyć panoramę Teheranu by night.

teheranocteheranoc3 teheranoc2Na tych zdjęciach widać wreszcie, jaki Teheran jest ogromniasty. A w praktyce objawia się to tak, że nikt nie zna ulic poza swoją najbliższą okolicą, ludzie ciągle pytają o drogę. W każdej dzielnicy operuje inna korporacja taksówkowa, więc jeśli nie jesteś u siebie, a chcesz zamówić taryfę, musisz dowiedzieć się lokalsów, na jaki numer dzwonić.

Na koniec jeszcze dwa zdjęcia z dziś. Nie ma na nich niczego specjalnego, bo chodziłem dziś po sklepach, kantorach i innych banalnych miejscach. Nie wiem nawet, co to za budynek, ale wydał mi się interesujący.

budynekinteresujacy

Przez 2-3 dni nic się tu nie pojawi, bo opuszczam Teheran i nie będę miał dostępu do Internetu.

Życzę wszystkim miłej niedzieli.