Dorota Cygan
Usiądźmy sobie może tutaj, skoro się już tu znaleźliśmy, po wyjściu chyba należało pójść w prawo, ciekawe, jak to z biblioteki można niechcący zajść na koniec świata. A w ogóle gdzie my właściwie jesteśmy, ładnie tu nawet, wygląda na kąpielisko, ale swoją drogą to mamy ze 30 stopni, ściana gorąca. I to niby łagodne oko błękitu, ależ bezruch i żar. No, te zabudowania kąpielowe to mi wyglądają na lata dwudzieste, jak Pan myśli, klinkier, mury po łuku, dzielone okna, ciekawe, ciekawe, für uns zwei Kaffee bitte, no u nich ta kultura nagości jak widać żywa do dzisiaj, jakoś się nami nie krępują, i ten kult zdrowia oczywiście, jedno z drugim nieodłącznie sprzężone, widać, że przetrwało czasy faszystowskie i ma się całkiem dobrze. Ale żar, pozwoli pan, że zdejmę krawat i nogi trochę wyprostuję, coś mój kręgosłup ostatnio odmawia służby, jak posiedzę trochę w bibliotece, też by się przydało odrobinę sportu, ma pan rację, Niemcy nie byłyby sobą bez tej kultury FKK, co u nas nie do pomyślenia, wyobraża pan sobie to święte oburzenie? Ach, te sprężyste ciała i ta naturalność, nam to trochę mimo wszystko obce, pasjonujące owszem, jako zagadnienie socjologiczne, no i motyw literacki rzecz jasna. A czytał pan może Helmuta Ungera… taki tekst z lat dwudziestych… nie pamiętam tytułu… on tam właśnie opisuje konflikt międzygeneracyjny jako różnice w odniesieniu do ciała, z jednej strony kostyczny belfer zapięty pod szyję w czarnym surducie, z drugiej strony prowokacja w postaci nieskrępowanego młodego pokolenia: obnażony żywioł w pełnym słońcu nad wodą. A propos, może ja też sobie zdejmę marynarkę, pozwoli pan, czarne jednak grzeje, jak jechałem do Berlina, nic nie wskazywało…
No ale wracając do tego, o czym mówiliśmy jeszcze w holu, wie pan, ten mój autor miał dość poplątany życiorys, najpierw w najwcześniejszym dzieciństwie silny wpływ braci Grimm, można powiedzieć, że późniejsza trauma z tym się pośrednio wiąże, takie mroczne i krwawe fantazje. Potem, co jeszcze: mieszkanie w skrajnych warunkach, suterena, stąd późniejsze dążenie do światła, ta rozbudowana metaforyka świetlna we wczesnej liryce okresu szkolnego. Dalej, warunki, w jakich żył, raczej ponure, typowo miejskie otoczenie skąpane w stu odcieniach brązu, można się pokusić o tezę, że stąd potem jego niechęć do nazistów, tak to zupełnie nowa teza, jeszcze jej nie opublikowałem, potem w późniejszym dzieciństwie – no mniejsza o dokładną periodyzację – wakacyjny wyjazd studyjny do Polski, zetknięcie z obcą kulturą zabawy i trwały jej ślad w jednym wierszu, który pozostał fragmentem, może to zresztą zabieg celowy, tak jak fragmentaryczne pozostało to doświadczenie poety, potem, już po maturze, ponowny impuls interkulturowy, spotkanie z cyganką na ulicy w biały dzień, w pełnym słońcu, jej tajemnicza postać będzie się przewijać przez szereg wczesnych poematów, zawsze jako opozycja między ciemnością i światłem, powiedziałbym nawet walka między pierwiastkiem dobra i szatanem, pasjonujące, nikt tego proszę sobie wyobrazić jeszcze filologicznie nie zbadał, no umówmy się, to nie jest łatwe, trzeba by sięgnąć do manicheizmu, prześledzić może generalnie inklinacje jego pokolenia do…, no ale dużo by mówić, myślę, że to w sam raz temat na habilitacje, młode pokolenie w sumie…
Biblioteka czasopism, filia Staatsbibliothek w Getreidespeicher w Westhafen
…für uns noch zwei Kaffee bitte, ach, to pani mówi po polsku, studentka germanistyki, no proszę, proszę, polski Berlin, miło nam, tak, tak, my też studiujemy miasto, germaniści powinni, szlachectwo zobowiązuje, mówi pani, że to jest Plötzensee, a tośmy daleko doszli z tego Westhafen, ale zapewniam, wierzymy pani, że woda czysta i ciepła, ale może innym razem. A wie pan, nie myślałem, że to tutaj stracili tych chłopców od Stauffenberga, gdzieś tu musi być Gedenkstätte, nigdy bym nie pomyślał, że to faktycznie tak blisko jeziora. I teren w sumie ładny, zieleń jeszcze taka soczysta, wiem, wiem, też mam nieczyste sumienie siedząc w murach, chociaż my w sumie dbamy o takie rzeczy, w zeszłym roku byliśmy z żoną i dziećmi prawie tydzień na łonie natury, teraz też, w kwietniu jak było parę dni tak ładnie, poszliśmy się godzinę przejść tak dla zdrowia, trzeba, cóż, nie samym słowem żyje człowiek, hehe. No to jeszcze po małej kawce prosimy. Ależ upał.
Ale wracając do naszych wczorajszych rozmów, przesuńmy się trochę do cienia, to tak, z tymi wpływami heglowskimi na mojego autora to było tak, że widzi pan, najpierw Kaiserreich to jakby Teza, potem krótko znienawidzona Republika Weimarska – czysta Antyteza, nie wydaje się panu? – a na koniec przygoda z faszyzmem jawi mu się jako Synteza, proszę sobie wyobrazić, niezmiernie ciekawe, też niezły temat, gdyby go jeszcze rozszerzyć o wątki ideologiczne państw zaprzyjaźnionych plus recepcja Hegla, to by może nawet projekt europejski z tego wyszedł, praca przy projekcie zapewniona na trzy lata, na takie rzeczy dzisiaj jest popyt, kto ma dziś czas samemu przerobić tyle literatury, ma pan rację, archiwalia trzeba by koniecznie włączyć, ale na to to już by się przydało ze trzech doktorantów, kontakty do Francji pan ma, no czemu nie, to by się w przyszłości pomyślało o jakiejś Forschungsstelle, spuścizna Hegla nie wiem, całkiem możliwe, że w Berlinie, skoro i pochowany tutaj, rodzina już na szczęście się nie wtrąci, hehe. Odwiedzić grób, a czemu nie, może byśmy po drodze zahaczyli, Benna też bym chętnie zobaczył, dawno już miałem zamiar. Może poprosimy o rachunek. Mówi pani, żeby nad wodę, no, wie pani, na wodę to może popatrzymy jak pójdziemy na grób Kleista. Ależ upał nieziemski. A wie pan, rok temu mieli tu rok Kleista, parę monografii nawet wyszło, widziałem plakaty na FU, wisiały też w Stabi, a w ogóle to skoro już mamy być nad wodą, po drodze byśmy może tak na godzinę wrócili do Westhafen, dział gazet jeszcze czynny, a jakże, mają tu wszystko, Gazeta Wyborcza to nikogo nie dziwi, ale oni mają i Życie Warszawy i Trybunę Ludu, proszę sobie wyobrazić, w tych silosach na Westhafen, tak, tak, praktyczny naród. A pan z jakich bibliotek korzystał? Ta żółta przy filharmonii to właśnie Stabi, nie zauważył pan filharmonii, nie nie, nic nie mówię, ja też bardziej siedzę w tekstach, koncerty sind nicht Jedermanns Sache, osobiście wolę sobie w przerwie wyskoczyć do Gemäldegalerie naprzeciwko, no faktycznie ona jest trochę schowana, można jej nie zauważyć, przy okazji możemy zajrzeć, pokażę panu, może się przejdziemy na spacer, do Tiergarten, a nie, nie znam, wie pan, mało zawsze tego czasu, ach, to tam, gdzie kiedyś były te koncerty techno, czytałem. Może jak przyjedzie moja żona, kupię wcześniej jakiś przewodnik, obiecałem sobie, że jak tu będzie, to wreszcie się przejdziemy pod Reichstag i pod Bramę, od pięciu lat sobie obiecuję, od czasu jak robiliśmy ten projekt Literatura wobec upadku Muru, no mur to tam gdzieś w okolicy przebiegał, a przynajmniej powinien, ach, też pan jeszcze nie był, to się dobrze składa, przeszlibyśmy się i może omówili przyszły projekt, no cieszę się. To cóż, do widzenia, ja jeszcze trochę mam do kserowania, ależ gorąco okrutnie, a potem do pociągu, mam trochę do poczytania, znajomy mi polecił Spaziergänge in Berlin Franza Hessela, pan wie, rodowitego szczecinianina, niedawno wydane, takie impresje ze spacerów po mieście w latach 20, autor we wstępie poleca zabranie tej książeczki w letnią podróż, no więc zabrałem, a wie pan kiedy to pisał, w 1929 roku, hehe, choć oczywiście zgaduję, że niewielu pójdzie na Entdeckungsreise des Zufalls, prorocze słowa, hehe. Najbardziej mi się podobało jedno zdanie: Ihr habt keine Zeit? Dahinter steckt ein falscher Ehrgeiz, ihr Fleißigen. Dobre, nie?
Przy okazji sobie myślę, że może by tak wznowić Heinza Knoblocha, te jego opowiastki o Berlinie, ładne rzeczy i nieco bardziej współczesne, wypadałoby przypomnieć czytelnikowi, bo już ci nasi studenci nic zupełnie nie czytają, mówili mi ostatnio, że jeżdżą sobie na jeden dzień do Berlina, tak po prostu połazić po mieście, podobno w Berlinie jest z dziesięć jezior i ileś kąpielisk. A wie pan, że oni faktycznie znają tu powoli wszystko …
To poprosimy rachunek… Ach, pani już ma fajrant? I jak, co potem, aha, nad wodę, mówi pani, tak, my w przyszłym roku też planujemy, może gdzieś w ciepłych krajach, no niby racja, tu też można, oni tu w Berlinie mają wszystko… Gdzie, mówi pani? TUTAJ do wody…?! A to faktycznie ciekawa myśl, czytałem ostatnio w felietonie tego klasyka gatunku, jak on się nazywał…
Foto: Robin Avram (rbb)
Budynek biblioteki w głębi po lewej stronie – ten z wieżą
Nota bene Robin Avram twierdzi, że portowa idylla w Westhafen zaraz się skończy, bo właśnie powstaje tu Event Center, czyli jeżeli chcecie jeszcze zobaczyć to co widzieli obaj germaniści, autorka i ja, to pędźcie czym prędzej – dojazd do stacji Westhafen.