Barataria 58 Kuba (reblog)

Można by powiedzieć, że trochę sobie ułatwiam, dobrowolnie wszak przyjętą, rolę baratarystki, publikując od czasu do czasu reportaże z podróży na “zwykłe wyspy”. Pragnę więc zaznaczyć, że nigdy nie są to zwykłe wyspy! Zawsze jest w nich element szaleństwa, fantazji, a przede wszystkim utopii, atopii czy dystopii – a zatem prób stworzenia oderwanego od rzeczywistości świata idealnego, rządzonego przez… no… prawo i sprawiedliwość.

Piotr Beszczyński

Z – kubana dobra zmiana

…i nagle, nie pamiętam dokładnie w jaki sposób, znalazłem się twarzą w twarz z Kaczyńskim. No, niezupełnie, bo musiałem go w tym celu złapać za klapy i dość znacznie unieść, co nie było łatwym zadaniem. Wściekłość dodała jednak sił i krzyknąłem mu w oczy coś w rodzaju „co wyprawiasz z Polską, ty taki-owaki”. Zmieszał się i jąkając zaczął tłumaczyć, że wszystko idzie w dobrą stronę i niedługo już zakończymy wspólnie z Turcją i Arabią Saudyjską budowę promu kosmicznego…

…koszmar senny obudził mnie. Byłem w mieście Santa Clara, leżącym mniej więcej w centrum Kuby. Zwycięskie zbrojne starcie rewolucyjnej guerilli Che Guevary z niedobitkami wojsk Batisty pod Santa Clara przypieczętowało przed sześćdziesięciu laty zwycięstwo kubańskiej dobrej zmiany. Krótki pobyt na wyspie stał się niezłą okazją do obserwacji i refleksji na tematy związane z efektami nagłych (i oczywiście opiewanych przez ich animatorów jako dobre) zmian w biegu dziejów. Nie zrażajcie się jednak tą zapowiedzią, bo wspomnę też o milszych kubańskich klimatach.


No właśnie, kubańskie klimaty determinuje tamtejszy klimat; lutowe +26 stopni i słońce na niebie sprawiają, że ludziom łatwiej jest żyć mimo wszelkich opresji, że chce im się grać, śpiewać i tańczyć, a nie zatruwać myśli wielką polityką i mniejszymi kłopotami. Popatrzcie zatem, jak zapamiętała wizerunki wyspiarzy matryca mojego aparatu.

Na Kubie nie było ze mną niestety Ani, zatem nie znajdziecie w tej relacji jej rysunków, zazwyczaj zdobiących wpisy na tym blogu. Jedyny szkic (powyżej), mający przedstawiać autora relacji, wykonała w ulubionym hawańskim barze Hemingwaya „Bodeguita del Medio” miejscowa rysowniczka, na prośbę inspiratorów i dobrych towarzyszy kubańskiej eskapady, Inge i Jana. Zwabiła nas oczywiście muzyka, której kawałki stamtąd, jak też z ulic Hawany oraz knajpy w Santa Clara możecie posłuchać tutaj.


Mijają dwa lata od podjęcia prób zainteresowania (bądź znudzenia, uchowaj Panie) całkiem szerokiego grona PT Czytelników blogu opisami moich prawdziwych, bądź wirtualnych peregrynacji. Dość przypadkowo zbiegło się to z początkami tzw. „dobrej zmiany” w Polsce, co naturalnie zainspirowało obserwacje i porównania z tym, jak się sprawy mają w różnych opisywanych miejscach, ażeby próbować zrozumieć dziwne procesy dziejące się w kraju. Kuba, przy zachowaniu wszystkich geograficzno – historycznych proporcji, jest całkiem ciekawym poligonem dla takich obserwacji i porównań. Rewolucja tamtejsza rozegrała się na dobre sześćdziesiąt lat (bez mała trzy pokolenia) temu i jej efekty widoczne są wszędzie. Postaram się niektóre z nich pokazać lub opisać, dla ciekawości dokonując tu i ówdzie uproszczonych porównań.


Ruina

Hasło „Polska w ruinie” było jednym z wielu, które skutecznie otumaniły przeważającą część wyborców w 2015 roku. Od tego czasu udało się rządzącym zrujnować kruche podstawy demokratycznego ustroju państwa, a teraz zabierają się na dobre do rujnowania lokalnej samorządności, aby pomyślność obywateli dekretować centralnie, jak kiedyś tutaj, a ciągle jeszcze na Kubie.

Tamtejsze materialne rezultaty takiego stanu rzeczy – do obejrzenia poniżej:

Religia

  • Tutaj jest widoczna bodaj największa różnica między „dobrymi zmianami” – polską i kubańską.
  • U nas mianowicie gra na religijnych sentymentach i wykorzystanie wpływów katolickiego Kościoła było i jest jednym z najważniejszych instrumentów „urabiania” ludu w kierunku politycznie pożądanym dla partii i rządu. Na Kubie – Fidel i spółka po dojściu do władzy zabrali się energicznie do rugowania wszelkich przejawów życia religijnego.
  • Na szczęście nie zburzyli licznych pięknych kościołów, zaś ludzie, jak to z reguły bywa w takich okolicznościach, kultywowali swoją wiarę w sposób dyskretny. Wiara tamtejsza ma przeważnie ryt rzymsko – katolicki, czasem protestancki, ale jest też wielka liczba wyznawców santerii – unikalnej kompilacji katolicyzmu z przywiezionymi przez afrykańskich niewolników wierzeniami. Na jednym ze zdjęć – grupa wyznawców santerii na hawańskim cmentarzu, przed pogrzebem.
  • Wyraźne poluzowanie w antyreligijnej polityce reżimu nastąpiło po wizycie na Kubie w 1998 roku Jana Pawła II, dzięki czemu jest on tam, obok Roberta Lewandowskiego oczywiście, najpopularniejszym Polakiem.
  • A, przypomniała mi się a’propos Fidelowej walki z religią przypowiastka sprzed lat, łącząca ten epizod ze starym polskim powiedzeniem: nad wyspą ukazała się mianowicie spomiędzy chmur wielka d… Bo „jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”.

  • Złoty ołtarz kościoła w Remedios był przez stulecia zamalowany białą farbą w obawie przed piratami – oczyszczono go dopiero krótko przed rewolucją.

Różność, równość

  • Wspomniane wyżej różnice związane z dobrozmianową rolą i losami kościołów tu i tam ustępują jednak przy zewnętrznym oglądzie innemu zjawisku. To absolutna, niewyobrażalna w polskich warunkach (zwłaszcza obecnie) tolerancja rasowa, kulturowa i obyczajowa. Nie wiem, czy funkcjonowała wcześniej, czy też jest to zasługa rewolucyjnej „urawniłowki” (przeorania społeczeństwa, jak mówi nasz Zbawca Narodu, tylko w przeciwnym kierunku), ale budzi uznanie, szacunek i zazdrość, że jednak można. Nie dyskutuje się o tym, bo wszyscy uznają taki stan rzeczy za normalny.

Mocarstwa

  • Przez ponad pół wieku przed rewolucją, po wojnie hiszpańsko – amerykańskiej w 1898 roku , Kuba znajdowała się w orbicie wpływów USA. Trudno się zresztą dziwić, wszak do Florydy można stamtąd niemal kamieniem dorzucić. Był to czas całkiem przyzwoitego rozwoju gospodarczego wyspy, ale też typowo latynoskich nieładnych zabaw we władzę.
  • Jak zwykle w sytuacjach, gdy ekonomia się poprawia, to najpierw poprawia się status tych, którzy w poprawę ekonomii wkładają najwięcej inwencji i pracy (zdarza się też, niestety, że na granicy prawa). Z reguły u pozostałej części społeczeństwa rodzi to uczucia będące mieszaniną zawiści i zakompleksienia, przyprawione sentymentami o charakterze „godnościowym”. A zatem – tworzące bazę społeczną dla wszelkiej maści apostołów „dobrych zmian”.
  • W dodatku – i tu zadziwiające podobieństwo sytuacji kubańskiej sprzed sześćdziesięciu lat i polskiej obecnie – umiejętnie inspirowanych i wykorzystywanych przez sprawną politykę moskiewską.
  • Kuba w krótkim czasie po rewolucji stała się de facto sowiecką bazą wojskową, co na początku lat sześćdziesiątych XX wieku doprowadziło do największego po II wojnie światowej kryzysu w stosunkach między ówczesnymi supermocarstwami, z najwyższym trudem zażegnanego środkami politycznymi. Stany Zjednoczone na różne sposoby próbowały przyciągnąć Kubę z powrotem pod swój parasol – bez widocznego efektu, jak dotychczas.
  • Największą plamą na ich reputacji (obok blokady ekonomicznej) jest żywe wspomnienie fatalnie przygotowanej interwencji zbrojnej w postaci odpartego przez siły Fidela Castro desantu na Playa Giron w Zatoce Świń w 1961 roku. Dzisiaj w miejscu desantu stoi okazały hotel, (najwyraźniej dla aktywu partyjnego), zaś plaża chroniona jest przed ewentualnym kolejnym desantem betonowymi umocnieniami.
  • Sama zaś Zatoka Świń – to znakomity akwen nurkowy, z łatwym dostępem do efektownych ścian rafowych, świetnych jaskiń (jak jukatańskie cenoty) i tanimi wypożyczalniami sprzętu.
  • Najwyżej cenionym reliktem dawnej amerykańskiej obecności są tysiące ciągle działających krążowników szos z połowy XX wieku, pomiędzy którymi bez kompleksów pomykają trochę tylko młodsze polskie maluchy.

Spirytusy movensy d… zmian

  • Pokrótce: Rewolucję kubańską też rozkręcili bracia, jednak nie bliźniacy. Jeden już nie żyje, drugi (młodszy) zapowiedział oddanie w najbliższym czasie odziedziczonej po Fidelu władzy. Komu? Najchętniej własnemu synowi, co powinny potwierdzić wkrótce wolne, oczywiście, wybory. Znawcy sugerują jednak, że może dojść przy tej okazji do niespodzianek, zobaczymy. Póki co billboardowe konterfekty Raula, opatrzone jego złotymi maksymami – to jedyne reklamy widoczne przy kiepskich kubańskich drogach
  • Braciszkowie Castro mieli naturalnie szerokie grono pomocników, z których części udało się nawet dość długo utrzymywać przy życiu. Najbardziej znany to Ernesto „Che” Guevara, który eksportując rewolucję na różne strony „trzeciego świata” tak nadstawiał karku, że w końcu zginął podczas awantury boliwijskiej. I on właśnie, trafiając fartownie z terminem swojego zgonu w czas ogólnoświatowego młodzieżowego zamętu końca lat 60, stał się jego ikoną, po dzień dzisiejszy zdobiącą miliony T-shirtów na całym globie.
  • Jak naprawdę postrzegają Kubańczycy tę ferajnę i jej dzieło – nie udało nam się wprost dowiedzieć; instytucja „sygnalistów” funkcjonuje na wyspie najwyraźniej sprawnie i zbaczanie w rozmowach na tematy polityczne skutkuje, w najlepszym razie, deklaracjami typu „nie jesteśmy bogaci, ale mamy co jeść”. Ale wizerunkowo – przynajmniej z wierzchu – rewolucja jest dla nich ciągle na swój sposób „sexy”.

  • Tu krótka dykteryjka: latem zeszłego roku zobaczyłem na gdańskiej starówce sklep z wielkim szyldem „Odzież Patriotyczna”. Wiedziony ciekawością wszedłem i spytałem, czy dostanę koszulkę z wizerunkiem Prezesa. Trzej stosownie zbudowani i wytatuowani subiekci spojrzeli ze zdziwieniem, a najbardziej rozgarnięty wodząc ręką po ścianach zapełnionych husarskimi skrzydłami i kotwicami w różnych rozmiarach rzucił „Jest to, co widać!”. „A właściwie, to czemu koszulka z Prezesem?” – zainteresował się drugi. „No bo odzież patriotyczna tutaj…” odezwałem się z malejącą śmiałością. Na to trzeci: „Panie, co on tam za patriota!” Wychodzi na to, że biedny Prezes nie tylko nie przyozdobi niczyich piersi, ale wręcz może mieć problem (gdy przyjdzie czas…) z zachowaniem go we wdzięcznej pamięci, nawet przez jego obecnych pupilków.

Ekonomia

  • Wszyscy wiedzą, że podstawą kubańskiej gospodarki jest uprawa trzciny cukrowej. Powstaje z niej cukier, źródło cennych dewiz, ale przede wszystkim – rum, dzięki któremu lżej przeżywać rewolucyjne zamęty. Barmani tamtejsi mają miły zwyczaj dolewania rumu do koktajli na prośbę konsumenta w dowolnych ilościach, bez dopłaty.
  • Ale zanim do tego dojdzie – trzeba zebrać trzcinę, na tle której godnie prezentuje się nasz wypożyczony nie bez trudu chiński wehikuł, który wszakże dał radę i nie rozpadł się w trakcie dość forsownego objazdu zachodniej połowy wyspy.

  • Cygar tamtejszych nie trzeba zachwalać – nawet te ukręcone na miejscu przez gospodarza w tytoniowym zagłębiu Kuby, malowniczym Vina.
  • Do obserwacji związanych z kubańską ekonomią zaliczyć można bez wątpienia widoki mniejszych lub większych grup ludności, wyczekującej prawdopodobnie niedzieli, kiedy to będzie można spokojnie odpocząć:
  • Nowe technologie: sieci komórkowe funkcjonują poprawnie (aczkolwiek roaming jest zabójczo drogi), natomiast dostęp do internetu jest najwyraźniej kontrolowany i ograniczany do publicznych hot-spotów, gdzie licznie gromadzący się chętni mogą, po wykupieniu specjalnej jednorazowej karty, dostąpić łaski zalogowania do sieci:
  • Inwestycje w przemyśle wczasowym. Już samo sformułowanie „przemysł wczasowy” przyprawia o dreszcze, przywodząc wyobrażenie masy ludzkiej poddawanej obróbce solarno – futrującej w formacie all inclusive, w specjalnych ośrodkach koncentracyjnych. Socjalistyczne państwo kubańskie inwestuje w takie ośrodki, starając się izolować je najlepiej jak się da, od społeczeństwa.
  • Pojechaliśmy specjalnie obejrzeć efekty wielkiego projektu na Cayo Santa Maria – istny horror w klimatycznym raju. Archipelag dziewiczych wysepek połączono z północnym wybrzeżem blisko czterdziestokilometrową drogą na specjalnie usypanej grobli i upchnięto na nich dziesiątki hoteli. Wjazd na groblę – po okazaniu paszportu.
  • Oprócz autokarów wiozących wczasowiczów, wpuszczane są jedynie pojazdy związane z ciągle prowadzonymi budowami, z zaopatrzeniem dla hoteli, oraz z ich personelem mieszkającym na stałe w okolicznych miasteczkach, w obiektach nieco różniących się standardem od miejsc jego pracy:
  • Turystyka. Powyżej napomknąłem o „przemyśle wczasowym”, który do pewnego stopnia można kojarzyć z turystyką, a który generuje sporą część kubańskiego dochodu. Trwająca od kilku lat ograniczona odwilż gospodarcza poskutkowała natomiast szybkim zaistnieniem warunków także dla indywidualnego zwiedzania tego naprawdę ciekawego kraju.
  • Mam tu na myśli w pierwszym rzędzie umożliwienie prowadzenia kwater prywatnych (casas particulares), oraz prywatnej gastronomii. Podczas naszego objazdu korzystaliśmy wyłącznie z tych niepaństwowych placówek; było skromnie, ale zawsze czysto i smacznie (kubańska kuchnia – palce lizać!)

Na początku wpisu było trochę chwytanych w biegu kubańskich twarzy i postaci, na koniec zaś, jeśli mieliście cierpliwość dotrzeć do tego miejsca, obejrzyjcie porcyjkę tamtejszych malowniczych landszaftów.

Otwiera ten przegląd fotografia stojącego na dziedzińcu dawnego pałacu gubernatorskiego w Hawanie pomnika Krzysztofa Kolumba. Kuba była pierwszą dużą wyspą w pobliżu kontynentu amerykańskiego, odkrytą przez historyczną wyprawę w październiku 1492 roku.


Wydarzenie to zapoczątkowało epokę wielkich odkryć geograficznych, których kulminacją była wyprawa dookoła świata podjęta przez Magellana, a zakończona przez Elcano w trzydzieści lat po lądowaniu Kolumba na Kubie. Kontynuacją zaś tych dokonań jest niniejszy blog, o czym pamiętacie, mam nadzieję :-).


Jose Marti – taki trochę Piłsudski kubański

Kwartał domków w Hawanie przerobiony na przedziwną instalację przez mieszkającego tam od dawna niemieckiego artystę Fustera:

Adios!

Reblog z Jordanii

Piotr Beszczyński

10 listopada 2017

Miejsca, które dotychczas opisywałem obfitują w historyczne warstwy i krzyżujące się drogi ważnych wydarzeń z przeszłości, jednak udawało się to jakoś porządkować. Za dwa dni jednak wyruszamy do krajów Lewantu, gdzie ogarnięcie gęstwiny dziejów stanowi dla laika (choć entuzjasty) znacznie większe wyzwanie. To rejon, przez który ludzie wędrowali od najwcześniejszej prehistorii, gdy wyszedłszy z afrykańskiego matecznika zasiedlali coraz to nowe połacie naszej planety. Według obecnie przeważającego poglądu, wszyscy przodkowie Europejczyków, Azjatów, Amerykanów i ludów Oceanii, bez względu na preferencje wyborcze i sympatie polityczne, podążali od z górą stu tysięcy lat szlakiem wzdłuż doliny Jordanu, przekroczywszy wcześniej przesmyk sueski (tam, gdzie obecnie jest kanał).


  • Bing,com/images
  • A potem… jedni osiedlali się tam, gdzie lepsze pastwiska i więcej wody, inni usiłowali zająć ich miejsce, jeszcze inni prowadzili tranzytem swoje armie w jedną lub drugą stronę, ścierając się z którymś z akurat będących „na fali” lokalnych mocarstw. I tak przez tysiąclecia, po dziś dzień i zapewne do końca historii.
  • Babilończycy, Huryci, Amoryci, Elamici, Kasyci, Hetyci, Egipcjanie, Kanaanejczycy, Filistyni, Fenicjanie, Aramejczycy, Izraelici, Moabici, Edomici, Nabatejczycy, Grecy, Asyryjczycy, Arabowie, Persowie, Rzymianie, Bizantyjczycy, Wenecjanie, Frankowie (tak zwano krzyżowców wszelkich nacji), Francuzi, Anglicy; tych (a na pewno nie o wszystkich pamiętałem) odnotowała historia pisana, bądź wykopaliskowa.

  • Wikipedia – Lewant ok. 830 r p.n.e.
  • Zrozumiałe więc, że chcąc dołączyć do powyższej listy, musimy przedeptać kawałek Bliskiego Wschodu. Wychodząc naprzeciw naszemu zapotrzebowaniu, linie lotnicze jęły prześcigać się w uruchamianiu bezpośrednich, tanich połączeń z Gdańska w tamte strony, z czego skwapliwie skorzystamy.

(…) 12 listopada 2017 roku

  • Lot Gdańsk – Tel Awiw, nocleg w historycznej, uroczej Jaffie, następnego dnia szybka i wygodna podróż pociągiem przez Hajfę do Beit She’an (teraz pro-wincjonalnego miasteczka, ze wspaniałą przeszłością antycznego Scythopolis) , skąd już blisko do najbardziej na północ położonego przejścia granicznego Izrael – Jordania, na moście szejka Husseina. Gdy przekroczyliśmy Jordan, słońce właśnie zachodziło, a niesiony wschodnim wiatrem pustynny pył efektownie filtrował widoczny na tle jego tarczy obraz pozostawionego za rzeką Beit She’an.
  • Znaleźliśmy się w rejonie hellenistyczno – rzymskiego Decapolis, co od razu określiło historyczny przedział czasowy, z którego pozostałościami spotkaliśmy się na początku podróży po Jordanii.

  • Zacznijmy zatem przyjrzenie się historii regionu od środka, czyli od czasów spiętych klamrą obejmującą mniej więcej trzy stulecia przed, do trzech wieków po narodzeniu Chrystusa. Koniec IV wieku p.n.e. to czas wielkich podbojów Aleksandra Macedońskiego, po których nadeszły na zdobytych terenach rządy dynastii wywodzących się od imperatorskich generałów (diadochów).
  • Efektem był napływ osadników greckich, konstruujących sieci powiązań gospodarczych i handlowych w oparciu o wielowiekowe doświadczenia helleńskie i tak jak w rodzimej Grecji skupiających się w miastach (polis). Szereg takich ośrodków powstało na wschód od Jordanu, pomiędzy Damaszkiem (Damascus) a Ammanem (Filadelfia), zaś rozwinęły się one znacznie po aneksji regionu przez Rzym w latach siedemdziesiątych p.n.e., tworząc nieformalny związek (jak wieki później Hanza w naszych okolicach), zwany Decapolis.mapka z Wikipedii
  • Wydarzenia z czasu rzymskiego panowania w bliskowschodnich krainach odcisnęły swoje piętno nie tylko na lokalną, ale i na globalną skalę. Mam tu na myśli życie i śmierć Chrystusa, początki chrześcijaństwa, a także rozproszenie narodu żydowskiego po licznych przegranych powstaniach przeciwko Rzymowi.

  • Tu przychodzi czas na wyjaśnienie tytułu tego wpisu: Limes Arabicus to system umocnień (głównie fortów), stanowiących (podobnie jak inne rzymskie limesy) ufortyfikowaną granicę cesarstwa, w tym wypadku – wschodnią. Dla przypomnienia – limes zachodni (Wał Hadriana) odwiedziliśmy na początku tego roku. Łuk ku czci tegoż cesarza Hadriana piętrzy się przed wejściem na teren najlepiej zachowanego z miast Dekapolis, Gerazy (obecnie Jerash).


  • Istniało domniemanie, że tamtejszy hipodrom był miejscem wyścigów hipopotamów, jednak obecność końskich kup zweryfikowała ten pogląd:

  • Niezwykłe jest położenie innego z miast Decapolis, Gadary (obecnie Umm-Qais): niemal dokładnie u zbiegu obecnych granic Jordanii, Izraela i Syrii. Nie dopisała nam niestety widoczność, zatem panoramy były mocno przytłumione pustynnym pyłem   Pobyt w ruinach Gadary upamiętnił nam się również dlatego, że w lokalnej restauracji udało nam się wypić po kieliszku wina. Okazało się, że jordańskie wina są wyśmienite, natomiast uświadczenie ich (podobnie jak innych alkoholi) jest w tym muzułmańskim kraju niebywale trudne, co było istotnym utrapieniem naszej bardzo udanej poza tym podróży.

  • I w końcu Amman (antyczna Filadelfia), gdzie okna naszego hoteliku wychodziły wprost na rzymski amfiteatr, zaś z ruin rzymskiej cytadeli rozpościerał się rozległy widok na stolicę Jordanii.


  • Ochronę limesu stanowił rząd warowni położonych nieco na wschód od Ammanu, w późniejszych czasach wykorzystywanych przez Arabów jako tzw. zamki pustynne


  • Najdalej na wschód położony zamek Al Azraq jest odległy od brytyjskiego Wału Hadriana o 4 tysiące kilometrów w linii powietrznej, co daje pojęcie o ogromie imperium rzymskiego.

    Limes Arabicus (Bing.com) 


    Qasr al-Charana


  • Qasr Amra zadziwia głównie siódmowiecznymi freskami, na których dość swobodne odwzorowanie postaci ludzkich i zwierzęcych umknęło cenzorom kalifatu, gdy na początku VIII wieku ogłoszono zakaz wizerunkowania wszystkiego, co żyje, poza roślinami.
  • Nadłożyliśmy drogi, chcąc dotrzeć do miejsca, gdzie według przewodnika (bardzo przyzwoicie opracowane wydawnictwo Berlitza) miały się znajdować słupy milowe rzymskiej drogi (Via Traiana Nova). Obecności słupów nie stwierdziliśmy, a zapytany o nie właściciel knajpy ( zresztą o nazwie Traian) poinformował nas, że niedawno zostały wysadzone w powietrze, bo przeszkadzały w remoncie współczesnej szosy. Niefrasobliwość w podejściu do bogactwa spuścizny cywilizacyjnej w tym sympatycznym skądinąd kraju jest dla nas trudno zrozumiała.
  • Zakończmy więc na tym rzymską sekwencję naszych jordańskich peregrynacji i stojąc na krawędzi jednej z najpiękniejszych dolin – Wadi Mujib – pokażmy nieco przyrodniczych cudów Królestwa Haszymidzkiego.


    Struktury geologiczne w Jordanii są nie mniej zawiłe, jak jej historia cywilizacyjna. Oszczędzając Czytelnikom (i sobie też) cytowania fachowych informacji nadmienię tylko, że:

  • Kraj jest znacznie bardziej górzysty, niżby mogło się to kojarzyć z okolicami pustynnymi
  • Jak są góry, to oczywiście są i doliny. Dolinami na ogół płyną rzeki, ale w tamtejszym suchym klimacie płyną tylko wtedy, gdy popada deszcz. Są to zatem rzeki okresowe, bo napełnione wodą tylko od czasu do czasu. Arabowie nazywają te doliny wadi i są to niezwykle charakterystyczne elementy krajobrazu Bliskiego Wschodu i północnej Afryki, w oczywisty sposób stanowiące też siatkę szlaków komunikacyjnych.
  • Popatrzcie zatem na wybrane obrazki z kilku „zaliczonych ” przez nas wadi:
  • Wadi Mujib (tym razem przy ujściu do Morza Martwego, gdzie przenocowaliśmy w domkach nad brzegiem, a rano sprawdzaliśmy na własnych organizmach oddziaływanie prawa Archimedesa)




  • Wadi Dana = gdzie mieszkaliśmy w opuszczonej wiosce, na skraju przepięknego rezerwatu przyrodniczego:




  • Wadi Rum – góry, ostańce skalne i wąwozy wśród piaszczystej pustyni – jedna z najchętniej odwiedzanych atrakcji Jordanii





  • Wadi Araba łączy Zatokę Akaba (odnoga Morza Czerwonego) z Morzem Martwym. Jak wiadomo to ostatnie jest położone w przeszło 400 – metrowej depresji, zatem woda z Czerwonego nie wlewa się doń tylko dlatego, że Wadi Araba biegnąc na południe najpierw wspina się na wysokość 230 m n.p.m., tworzącą wododział, od którego łagodnie opada do Zatoki Akaba. Tam znajduje się też południowe przejście graniczne, przez które opuściliśmy Jordanię, kierując się na lotnisko pod izraelskim Eilatem. Wadi Araba jest ponoć niezwykle malownicza, ale trudno dostępna, bo pilnują jej pogranicznicy obu krajów. Pozostaje więc popatrzeć, jak zachodzi słońce nad Zatoką Akaba


  • Wadi Musa (dolina Mojżesza, którego muzułmanie – jako lud Księgi – wysoce poważają, a który ponoć w tej okolicy uderzeniem kija w skałę spowodował wytryśnięcie źródła) jest również nazwą miasta, leżącego obok wejścia do najsławniejszego miejsca w tych stronach. To oczywiście Petra, jeden z cudów świata, o którym opowiem w kolejnym odcinku. Tymczasem symbol Jordanii – owoc granatu (z ptaszkiem):


Reblog jesienny czyli…

Piotr Beszczyński

Reakcja pogańska

Widok z Gdańska na Hel. Hel niewidoczny, bo zamglony.
X Widok z Helu na Gdańsk. Gdańsk niewidoczny, bo zamglony.

  • Jak można wnioskować z powyższych zdjęć, koniec września upłynął nam między Gdańskiem a Helem. Cały łączący je pas wybrzeża, a zwłaszcza Półwysep Helski, staje się dostępny dla ludzi przedkładających nadmorskie klimaty nad otoczone tłumem budki z goframi dopiero wtedy, gdy skończą się wakacje.
  • Jak każde niemal miejsce, w którym postawi się stopę, również Półwysep odsłonił kawałek nieznanej nam (a wstyd!) historii: czcigodny Zygmunt Stary, zhołdowawszy Prusy Wschodnie po sekularyzacji Zakonu Krzyżackiego, zdecydował się oddać w 1526 roku końcówkę półwyspu zawsze mocnemu i mocno niezależnemu Gdańskowi, w zamian za nieuprzykrzanie życia konkurencyjnemu dla Gdańska portowi w pruskim Elblągu. Pomogło to niewiele, bo gdańszczanie umożliwili wprawdzie dostęp do Elbląga z Bałtyku, jednak poprzez hydrotechniczne sztuczki starali się ograniczyć ilość wód wiślanych, a przez to ilość towarów, dopływających do portu elbląskiego od polskiej strony. Tak czy owak, podział półwyspu zachował się przez ponad ćwierć tysiąclecia, do drugiego rozbioru Polski. Jastarnia zaś, gdzie ustalono granicę podziału, funkcjonowała przez ten czas jako dwie Jastarnie: jedną – Gdańską, i drugą – Pucką, przynależną do Polski.
    X
  • Dzisiejsi władcy Polski mają odmienną sytuację: aby przywrócić do życia portową aktywność Elbląga nie muszą już dzielić Półwyspu Helskiego, lecz Mierzeję Wiślaną. I nie administracyjnie, lecz fizycznie, za pomocą kanału przekopanego u jej nasady na złość Ruskim i ekologom, zaś ku uciesze żeglarzy. Kopać mają zacząć niebawem, więc postanowiliśmy jeszcze suchą nogą wybrać się do Piasków, położonej najdalej po polskiej stronie miłej wsi artystów, rybaków i dzików. Nawet latem nie docierają tu tłumy, osadzające się wcześniej, w Krynicy Morskiej.
    X
    Zalew Wiślany, przed tysiącem lat jeszcze bałtycka zatoka, nad którą Wikingowie usadowili swoje Truso, później bywał akwenem morskich bitew, a pod koniec II wojny światowej – niósł po swej zamarzniętej powierzchni tłumy mieszkańców Królewca, uciekających przed nacierającymi Sowietami. Pod wieloma lód się załamał.


    Wrzesień 2017 kipiał gorączką polityczną i artystyczną. Politycy rządzący coraz szerzej wymachiwali maczugami z obłudnym napisem „dobra zmiana”, politycy opozycyjni zaś z coraz większym trudem robili uniki, starając się znaleźć oręż do cywilizowanej kontrofensywy. Trwa to już ponad dwa lata i pewnie potrwa dość długo. Na szczęście artyści robią swoje, dostarczając publice chwil uśmiechu i wytchnienia. Zapamiętaliśmy kilka z licznych wydarzeń, a to:

  • „Wiedźmin” – nowy musical w gdyńskim Teatrze Muzycznym, w imponującej oprawie muzycznej, choreograficznej i scenograficznej, choć odrobinę może zbyt przegadany.
  • „Habit i zbroja” – doskonale zrobiony pełnometrażowy film o walorach edukacyjno – dokumentalnych, opisujący historię tak ciekawiącego nas Zakonu Krzyżackiego. Chyba tylko nas, bo na widowni byliśmy sami. Rzecz powinna być obowiązkowym uzupełnieniem lekcji historii w szkołach, ale niekoniecznie się nim stanie, bo brak tam jakiejkolwiek sekwencji związanej z żołnierzami wyklętymi. Może nie było ich pod Grunwaldem?
  • UCHOwaj nas od PREZESA, Panie! wznowiło się po wakacyjnej przerwie. Pokazują się w nim coraz bardziej znani aktorzy, bo trzeba naprawdę wielkich umiejętności, aby taktownie obśmiać pierwowzory.
  • „Twój Vincent” – absolutna rewelacja, niestety niedoceniona na gdyńskim festiwalu. Malarski film, który zbiegiem okoliczności przywołuje impresjonistyczną atmosferę obejrzanej kilka dni wcześniej wystawy autochromów, pierwszych kolorowych fotografii z początków XX wieku
  • Inauguracja artystycznej działalności Oliwskiego Ratusza Kultury, najbardziej wyczekiwanego dziecka (to metafora, ma się rozumieć…) Andrzeja Stelmasiewicza – postaci niestrudzenie oliwiącej tryby gdańskiej kultury pozaratuszowej.
    X
    Na początek -mocny akcent, bo Hamlet, jakiego świat nie widział – przedstawiony przez teatr jednego aktora (Adama Walnego) i wielu kukieł taplających się w krwawych akwariach (sanguariach?).
    X
  • Najsmakowitszym kąskiem wrześniowych wrażeń kulturalnych było spotkanie w kameralnej, gruzińskiej atmosferze ze Stanisławem Tymem. Tym Tymem. Nie zdołam należycie sprawy opisać, mogę tylko dziękować komu trzeba za taką okoliczność!!!

I na koniec : jeśli dziwi Was tytuł wpisu, to w największym skrócie przypomnę, że:

  • „reakcją pogańską” nazywają historycy fale odwrotu od chrześcijaństwa, które miewały miejsce wśród społeczeństw intensywnie chrystianizowanych, na ogół za polityczną (choć czasem też duchową) inspiracją, lub co najmniej przyzwoleniem ich władców.
  • na słowiańszczyźnie zjawisko to wystąpiło z dużą mocą w XI-XII wieku, zwłaszcza wśród plemion połabskich (na terenach obecnych północnych Niemiec), jak też w państwie Piastów. Wzmiankowałem o tym w dawniejszych wpisach i z pewnością nie raz powrócę do sprawy w przyszłości.
    X
  • dziś jednak ów historyczny termin nasuwa mi takie oto skojarzenia: chrześcijaństwo przed tysiącem z górą lat nadciągnęło, ze wszystkimi swoimi jasnymi i ciemnymi stronami, z zachodu Europy, zaś reakcja pogańska była emanacją „ludowego” sprzeciwu przeciw owej nie swojskiej doktrynie. Żywiła się hasłem powstania z kolan, dosłownego w tym przypadku, bo sprzeciwiającego się oddawania na klęczkach czci nowemu bogu.
  • społeczeństwa zachodniej Europy wykształcały przez ten tysiąc lat obecny model funkcjonowania – z pewnością daleki od doskonałości – jednak będący (przynajmniej jeszcze całkiem niedawno) przedmiotem westchnień społeczeństwa polskiego. Działo się to wśród potoków krwi wojen religijnych, swądu stosów inkwizycji i ogromu niegodziwości pokoleń kościelnych hierarchów, ale także wśród przebijającej się przez nie stopniowej humanizacji ludzkich relacji.
  • I co widzimy? Owe w miarę ucywilizowane wzorce, w ostatnich latach z ochotą przeszczepiane na polski grunt, nagle spotkały się z odporem. Katolicki naród zaczął kontestować owoce tysiącletniej ewolucji chrześcijańskiej Europy. Reakcja pogańska we współczesnym polskim wydaniu nacjonalistyczno – katolickim. Taki mam obraz.
  • No, może trochę się zagalopowałem. Jest bowiem rzymski katolicyzm (nie całkiem Franciszkowy, niestety), ale są też jego skrzywione odmiany, jak choćby rydzki kaczoliżyzm , skutecznie mobilizujący lud polski do wspomnianej pogańskiej reakcji.
  • Co do przyczyn tego stanu rzeczy – dziesiątki publicystów pochylają się, próbując je zdefiniować i szukać sposobów przeciwdziałania. Jedni bardziej, inni mniej sensownie. Jeśli przyjdzie mi do głowy jakiś pomysł – poinformuję o tym niezwłocznie na blogu; zachęcam też komentatorów!

Reblog: Minął sierpień, minął wrzesień

Piotr Beszczyński

    • To zdjęcie zrobiłem Wiesławowi Michnikowskiemu równo pół wieku temu, gdy podczas górskiej wędrówki spotkałem go na targu, w Krościenku bodajże. Artysta był wtedy u szczytu popularności, jako jedna z najjaśniejszych gwiazd Kabaretu Starszych Panów. Zdaje się, że chciał kupić pomidory. Umarł, gdy już prawie minął wrzesień.

Taka pora, że myśli się więcej niż zwykle o tych, co odeszli, jak też w ogóle o przemijaniu. Zachodzi się na cmentarze, które są różne: a to trwają setkami lat i pomnikami wysokiej rzeźbiarskiej próby, a to ledwie dają się rozpoznać wśród zarośli, lub też znikły w ogóle, czasem upamiętnione skromnym lapidarium.

  • Czynny przez zaledwie kilkanaście lat przed końcem II wojny światowej cmentarz krematoryjny we Wrzeszczu (niemal dokładnie w miejscu funkcjonującej przez kilka wieków gdańskiej szubienicy miejskiej) został ostatnio przez miasto nieco uporządkowany, jednak nagrobków zachowało się niewiele
    XXX
  • Po przeciwnej stronie Królewskiej Doliny tam, gdzie ulica Traugutta kończy się w lesie, dadzą się jeszcze z trudem rozpoznać resztki cmentarza żydowskiego który, jak czytamy w książce Ludwika Passarge’a, na pewno funkcjonował już w połowie XIX wieku
    XXX
  • Dla kontrastu – chyba najbardziej znany i największy cmentarz żydowski na Górze Oliwnej w Jerozolimie. Mimo bardzo wysokich cen pochówku cieszy się dużym wzięciem, bo ponoć jego lokatorzy mają być w pierwszej kolejności i szczególnie łaskawie potraktowani podczas Sądu Ostatecznego.
    XXX
  • Rejony dolnej Wisły, zwłaszcza Żuławy, zawdzięczają swój status najżyźniejszych i najlepiej zagospodarowanych rolniczo ziem wielowiekowej, uporczywej pracy ludu zwanego z polska Olędrami. Osiedlali się tu począwszy od XVI wieku, przybywając z Niderlandów w poszukiwaniu dogodnych włości, ale przede wszystkim – w ucieczce przed religijną nietolerancją, dotykającą tam chrześcijański odłam zwany mennonitami. Mennonitów nie ma już na Żuławach od dziesięcioleci (nie byli tu zbyt lubiani również za czasów pruskich), ale pozostałości ich cmentarzy można jeszcze gdzieniegdzie spotkać
    XXX


Innego rodzaju odczucia budzą stare, ciągle funkcjonujące cmentarze – galerie sztuki, jak choćby ten w Mediolanie:


  • Chwila zadumy nad sferą wiecznego odpoczywania jest o tej porze roku oczywista, jednak doczesność każe się z niej szybko otrząsnąć.
  • Dosyć niespodziewanie, wobec skutecznej – dla rosnącego ponoć elektoratu rządzącej partii – propagandy sukcesu, zbuntowali się młodzi lekarze. Poparli ich gremialnie przedstawiciele wszystkich fachów, trudniących się opóźnianiem procesu przechodzenia ludności na drugą stronę Styksu. Nie poparła ich znaczna część wzmiankowanego wyżej elektoratu dobrze pamiętająca, że wszystkim buntującym się przeciwko partii i rządowi należy się etykieta wichrzycieli i warchołów, będących na garnuszku amerykańskich imperialistów i zachodnioniemieckich rewizjonistów.
  • Jak się potoczą sprawy ochrony zdrowia – nie wiadomo, oczywiście. Pewne jest natomiast (i potwierdzają to ku mojemu żalowi największe medyczne autorytety), że koniec końców od dotknięcia kostuchy raczej się nie wywiniemy. A skoro tak, to próbujmy jak najmniej uprzykrzać życie sobie i innym!
    XXX

 

Barataria 28 Gotlandia (reblog)

Hanza, ukształtowany w XII wieku kartel skupionych wokół Bałtyku miast handlowych, powstała, gdy Arabowie zablokowali wszystkie drogi handlowe wiodące znad Morza Śródziemnego do dalekich krajów, oferujących skarby – porcelanę, jedwab, drogie kamienie, szlachetną stal i wonne przyprawy. Jednym z ważnych centrów Hanzy była Gotlandia. Ciekawe, że byłam przecież sama na tej wyspie i nawet o niej pisałam, ale gdy chcę o niej umieścić wpis w wyspiarskiej serii o Baratarii i innych wyspach, prawdziwych i zmyślonych, łatwiej mi sięgnąć po (w miarę) konkretną relację Piotra niż do moich własnych zapisów, w których ewidentnie nie odróżniam snu od jawy.

Dziękuję, Piotrze.

Piotr Beszczyński

Hanza i wyspy na północy

  • największymi problemami Hanzy w zapewnieniu swobody handlu i żeglugi na Bałtyku i Morzu Północnym były w pierwszych kilkunastu dekadach jej funkcjonowania: kontrola cieśnin łączących oba morza przez Danię, oraz rozpanoszone na wielką skalę piractwo.
  • Głównym centrum operacyjnym piratów była Gotlandia, na której zaistniał mocny związek tych złoczyńców, zwany Bractwem Witalijskim. Witalijczycy pod koniec XIV wieku niemal całkowicie sparaliżowali ruch handlowy Hanzy na Bałtyku, co na tyle zdenerwowało Wielkiego Mistrza Krzyżaków Konrada von Jungingena (brata niefortunnego dowódcy spod Grunwaldu, Ulryka), że w 1397 roku podjął inwazję na Gotlandię i radykalnie rozwiązał (na jakiś czas przynajmniej) problem.
  • (…) Włócząc się po wyspie znaleźliśmy tablicę dziękczynną ku czci Wielkiego Mistrza Konrada; przegnanie piratów i dziesięcioletnia zwierzchność lenna Krzyżaków dobrze widocznie zapisała się w pamięci Gotlandczyków.
    X
    • Niedobitki Bractwa Witalijskiego pod wodzą sławnego Klausa Stortebekera zdołały natomiast przedostać się na Morze Północne, gdzie chłopcy janosikowali przez kilka lat, aż ich złapano i poddano publicznej dekapitacji. Dobra zrabowane z kupieckich statków rozdawali ponoć ludziom ubogim, zyskując ich wdzięczność.Janosikowanie współczesne bywa bardziej wyrafinowane: tu i ówdzie ludzi obdarowuje się ich własnymi, ale też następnych pokoleń (bo z państwowego , zadłużającego się w tym celu budżetu) pieniędzmi, licząc na ich wdzięczność przy urnie wyborczej. I nikt tych obecnych Janosików nie obwiesi za pośrednie ziobro…Wzmiankę o krzyżackim śladzie na Gotlandii zakończę informacją, że w 1409 roku Ulrich von Jungingen, brat i następca Konrada na posadzie Wielkiego Mistrza Zakonu, odsprzedał zwierzchność nad wyspą regentce państw Unii Kalmarskiej (Danii, Szwecji i Norwegii) Małgorzacie (de facto królowej, lecz nie koronowanej), potwierdzając tym gestem pokojowe zamiary wobec Unii.
    • Wyspa znana jest dobrze żeglarzom, natomiast szczury lądowe zaglądają tam rzadziej, bo nie ma bezpośredniego połączenia z Polską (trzeba dostać się do Nyneshamn, a stamtąd promem do Visby). Owo utrudnienie komunikacyjne rekompensowane jest jednak podróżnikom z nawiązką na miejscu, zwłaszcza gdy trafią na dobrą pogodę i sezon kwitnienia bzów.
      X
    • Visby – główne i właściwie jedyne miasto na Gotlandii (reszta to – przynajmniej według polskiej skali – większe lub mniejsze wsie) prezentuje się wyjątkowo malowniczo, zaś swoją średniowieczno – knajpianą atmosferą przewyższa wyraźnie typowy skandynawski standard. Gotlandczycy posiedli umiejętność warzenia dobrego piwa, jednak żądają za ów smakołyk (czy raczej: łyk smaku) cen w prosty sposób nawiązujących do łupieskich tradycji ich przodków.
      X
    • Blisko czterokilometrowej długości mury opasujące stare miasto zachowały się niemal w całości.
      X

      Katedra (protestancka, ma się rozumieć) obsługiwana jest wyłącznie przez personel żeński. Można sobie wyobrazić wzrost zainteresowania aktywnością religijną w krajach katolickich, gdyby posługę przy ołtarzach zaczęły pełnić osoby o walorach urody, intelektu i charyzmy takich, jak prezentowała pani pastor z Visby
      X
    • (…) Katedra jest jedynym czynnym kościołem w Visby. Kilka pozostałych od paruset lat wygląda tak:
      X
    • Samo miasteczko to rynek i kręte zaułki (szkic akwarelowy wykonany przez Anię, żonę autora)
      X
    • Gotlandia zajmuje na Bałtyku równie strategiczne miejsce pod względem handlowym i militarnym, jak Malta na Morzu Śródziemnym. Dysponuje też sporymi obszarami dobrych ziem uprawnych oraz licznymi zatokami dogodnymi dla lokowania portów i przystani. Te walory sprawiły, że była pożądanym miejscem osiedlania się począwszy od epoki kamiennej, gdy tylko ustępowanie lodowca skandynawskiego zaczęło na to pozwalać. Stała się z czasem jedną z kolebek cywilizacji skandynawskiej; tu właśnie (choć niektórzy badacze wskazują na Szwecję kontynentalną) lokalizuje się ojczyznę Gotów, którzy tak wielką rolę odegrali w czasach wędrówek ludów, upadku cesarstwa zachodniorzymskiego i kształtowania postrzymskiej Europy. Tradycyjnie rządy na wyspie sprawowały, podobnie jak w reszcie Skandynawii, „tingi”, czyli  sejmiki lokalne, które pod koniec I tysiąclecia zdecydowały o zawiązaniu bliższych, lecz równoprawnych, związków z kształtującym się królestwem szwedzkim. Gotlandczycy zajmowali się rolnictwem, lecz równolegle także „wikingiem”, czyli pozyskiwaniem dóbr o wartości handlowej poprzez zamorską grabież, jak też – dzięki położeniu na szlakach – pośrednictwem handlowym. Właśnie położenie wyspy zaczęło przyciągać i skłaniać do osiedlania się kupców niemieckich, którzy koncentrowali się w okolicy Visby, lokując z czasem miasto. W XI i XII wieku tamtejsza gildia handlowa, znana jako Związek Gotlandzki (Zjednoczeni Gotlandzcy Kupcy Świętego Cesarstwa Rzymskiego), odgrywała główną rolę w wymianie bałtyckiej, zwłaszcza krain zachodnich z niedawno ukształtowaną (przez szwedzkich wikingów zresztą, o czym później) Rusią, zwłaszcza księstwem Nowogrodu. Później Visby stało się członkiem utworzonej przez Lubekę Hanzy, na rzecz której Związek Gotlandzki utracił w XIII wieku rolę wiodącego stowarzyszenia handlowego. Niemiecka ludność miasta odgrodziła się od reszty wyspy murami, co wzmocniło niechęć jaką żywili wobec niej rdzenni mieszkańcy Gotlandii.
      X
      To ślady działalności średniowiecznych mieszkańców wyspy. A to – klimatu:
      X

      Wapienne ostańce, zwane raukami, a są pozostałością koralowej genezy Gotlandii (…)
    • Mapka Gotlandii przygotowana przez Anię Beszczyńską

***
Całość tego wpisu i inne znakomite teksty Piotra o podróżach i świecie współczesnym TU

Barataria 27 Lindisfarne (Blog / Reblog)

Wyspa mnichów / Insel der Mönche

Today in one post you get two texts about North England, Celts and Monk Island Lindisfarne, one in Polish and underneath another one – in German. There are not translations, it simply happened that two “my authors” wrote about the same topic in the same time. But even if you shall not read both parts of this post, look at the pictures… 

Wpis po polsku. Piotr Beszczyński.

Z blogu Czas i przestrzeń

      • Szekspir, Beatlesi, imperium nad którym słońce nigdy nie zachodzi (nr 2, po hiszpańskim), fundamenty największych demokracji, język stający się światowym – to pierwsze z licznych skojarzeń łączących się z Wielką Brytanią. Status mocarstwa osiągnęła ona na przestrzeni ostatnich kilku stuleci i owa mocarstwowość w wymiarze oddziaływania cywilizacyjnego ciągle trwa.
      • Jak „ulepiło się” społeczeństwo, którego wpływ na losy świata był i jest tak znaczny? Uznaje się, że solidnym do tego podłożem stało się opanowanie Wysp Brytyjskich przez Celtów w VI-V wieku p.n.e. (…) ich wędrówka na zachód to jeden ze śladów łączących prehistorię naszych ziem z Wyspami. Potwierdza to zawartą w najnowszej podstawie programowej dla szkół prawdę, że praźródłem wszelkiej europejskiej cywilizacji jest Polska, od której inni czerpali sztukę jedzenia widelcem!
      • Celtowie okrzepli na Wyspach solidnie, ale w międzyczasie urosło w siłę Imperium Rzymskie, którego władcom zachciało się zapanować nad nieco mglistą, lecz przyjazną z uwagi na łagodny klimat i żyzne ziemie, oraz bogatą w cenne minerały krainą, obecnie określaną jako Anglia. Rzymianie rozpoczęli podbój wyspy w połowie I w. po Chrystusie od południa, powoli kolonizując ziemie w kierunku północnym, przy ciągłym oporze siedzących tam Piktów i Szkotów. Ażeby uchronić z trudem opanowane tereny od ciągłych ataków tych zasiedziałych już tubylców z północy, odgrodzili się na początku II w. n.e. imponującym łańcuchem fortyfikacji, Wałem (lub Murem) Hadriana (…). Miasteczko Corbridge leży na linii Wału Hadriana

      • Wał Hadriana zaczyna się od twierdzy Segedunum pod Newcastle i „ściska kibić” wyspy, dążąc do jej zachodniego wybrzeża w pobliżu Carlisle.
      • Przez pewien czas Rzymianie utrzymywali też położony bardziej na północ Wał Antonina, jednak zrezygnowali z tego pomysłu, bo tubylcy byli zbyt agresywni. Pozostali na linii Wału Hadriana przez blisko 300 lat, kiedy to kryzys w kontynentalnej części Cesarstwa zmusił ich w 410 r. n.e. do całkowitego wycofania się z Brytanii. Pozostawili po sobie znaczną ilość miast (w większości do dziś prosperujących, jak choćby Londinum), latyfundiów organizujących rolnictwo, ośrodków górnictwa i niezłej wytwórczości, a także – dobrą sieć dróg. I jeszcze jedno – ukorzeniające się chrześcijaństwo, które w międzyczasie stało się państwową religią Cesarstwa Rzymskiego. (…)
      • Historia ludzkości podlega prawom natury, a natura nie znosi próżni. Wobec tego w chwilę po opuszczeniu wyspy przez legiony rzymskie zjawili się tam kolejni chętni do zawojowania atrakcyjnych ziem: spowinowacone między sobą, pochodzące z rejonu pogranicza obecnych północnych Niemiec i Danii, germańskie plemiona Anglów, Sasów i Jutów (nazwanych później łącznie Anglosasami). Niektórzy historycy są zdania, że początkowo zostali oni zaproszeni przez nieźle prosperujących w czasach rzymskich Celtów, aby pomóc w obronie przed najazdami Piktów i Szkotów z północy (też zresztą mających celtyckie korzenie), ale szybko sami stali się najeźdźcami. Mówiąc w skrócie (i dużym uproszczeniu, oczywiście), Anglosasi zdominowali wyspę od połowy V wieku, dokładając swoją dawkę genów do tych przedceltyckich, celtyckich i rzymskich.
      • Wracamy do chrześcijaństwa, które w decydujący sposób zaczęło podówczas wpływać na losy Europy. W schyłkowym okresie rzymskiej Brytanii (przełom IV/V wieku) stało się tam religią przeważającą, aczkolwiek tradycyjne celtyckie wierzenia, podtrzymywane przez druidów, ciągle miały się nieźle. Napór pogańskich Anglosasów skutecznie powstrzymał, a nawet cofnął proces umacniania się Kościoła. Odwrót od chrześcijaństwa trwał blisko dwa wieki, w trakcie których po długiej, często bratobójczej kotłowaninie, wykształciło się siedem anglosaskich królestw, wśród nich Nortumbria, fragmentu której dotyczy ta relacja. (źródło:Wikipedia)
      • Anglosaskie królestewka trwały w większości w pogaństwie do czasu, kiedy za sprawę wzięli się misjonarze irlandzcy. Irlandia, mniejsza z dwóch głównych Wysp Brytyjskich, nie została opanowana przez Cesarstwo Rzymskie, tak jak przeważający obszar Wielkiej Brytanii (nazwa ta używana jest równolegle dla głównej wyspy, jak też dla Zjednoczonego Królestwa, obejmującego także Północną Irlandię). Ewangelizację rozpoczął tam św. Patryk na początku V wieku, przy czym oparła się ona głównie o licznie powstające klasztory, będące „wylęgarnią” niezwykle aktywnych w przyszłych stuleciach na terenie całej Europy (i dalej też) mnichów – misjonarzy.
      • Wracamy do VII wieku, kiedy to zaproszeni przez  rezydującego w zamku Bamburgh króla Oswalda (z czasem ogłoszonego świętym) Irlandczycy założyli na pływowej (czyli takiej, do której można dotrzeć suchą stopa tylko podczas odpływu morza) wysepce Lindisfarne pierwszy klasztor. Dokonał tego św. Aidan wraz z kolegami w 635 roku.
      • Kolejne ważne postaci misjonarskiego dzieła w Nortumbrii to (święci z reguły) m.in.: Beda Czcigodny (znamienity uczony i kronikarz, klasztor Jarrow),Kutbert ( Cuthbert) z Hexham i z Lindisfarne; jego ciało z czasem przeniesiono do Durham w trwającej 7 lat procesji.
      • (…) Podsumowując ten ważny historycznie wątek zaznaczę tylko, że wkład genetyczny mnichów w kształtowanie populacji brytyjskiej prawdopodobnie
        można pominąć w dotyczących tego tematu rozważaniach.
      • Kolejne natomiast fale nowych genów napłynęły w miarę mających miejsce najazdów: Wikingowie zaczęli od zniszczenia klasztoru Lindisfarne w 793 roku, po czym nękali Wyspy Brytyjskie przez z górą dwa wieki, opanowując znaczną ich część. Naukowe potwierdzenie ich wkładu w fundamenty społeczeństwa brytyjskiego (jak też innych europejskich nacji) znajdziemy w reprodukowanym obok “sztychu” Andrzeja Mleczki.thCL672SQ7
      • Kulminacją kariery Wikingów, którzy w międzyczasie ustanowili królestwa Norwegii i Danii, było sięgnięcie po koronę angielską. Udało się to duńskiemu królowi Swenowi Widłobrodemu, synowi Haralda Sinozębego (malownicze ksywy skądinąd!) w roku 1013. Królewska kariera Swena w Anglii potrwała ledwie kilka tygodni, ale z punktu widzenia polskiego wkładu w tę historię ważne jest to, że jego następcą został syn z małżeństwa z córką Mieszka I, siostrą Bolesława Chrobrego, Świetosławą, Kanut Wielki. Ponoć wojowie Bolesława (wkrótce króla polskiego) zjawili się także w Brytanii, aby wspomóc jego siostrzeńca, więc nie może być wątpliwości co do ich tamtejszej spuścizny, czy jak to tam nazwać.
      • Ostatnią ważną falą najeźdźców na Wielką Brytanię byli Normanowie (potomkowie Wikingów – zdobywców francuskiej Normandii), którzy ustanowili swoje rządy począwszy od roku 1066. To oni przywieźli sztukę budowy wielkich katedr, które od XI wieku stawiano w miejscach wcześniejszych świątyń.
      • Łatwo zauważyć, że począwszy od zapanowania nad Wielką Brytanią Anglosasów w V wieku, wszystkie kolejne na nią najazdy (w cyklach 300 – 400 letnich, odpowiadających z grubsza przepisowemu czasowi pielęgnacji porządnego angielskiego trawnika) miały miejsce w wykonaniu ludów spowinowaconych, kuzynów prawie, z Danii, Norwegii, północnych Niemiec i Normandii. Sumarycznie i skrótowo można nazwać ich wszystkich Normanami, zaś brytyjski pień genetyczny, oraz etnos, stanowią efekt wypracowanej w niezliczonych bojach mieszaniny celtycko – rzymsko – normańskiej, osadzonej w wyjątkowo sprzyjających warunkach geograficzno – klimatycznych.

    Beitrag auf Deutsch. Brigitte von Ungern-Sternberg.

    Großbritannien, in der Antike als Britannien bekannt, welches die Gebiete des heutigen Englands bis zum Hadrianswall, Cornwall und Wales umfasste, stand von 43 bis ca. 440 n. Chr. unter römischer Herrschaft. (Wikipedia)

    Das als Vorspann zur frühen Christianisierung Schottland und Irlands.

    England wurde in den vier Jahrhunderten römischer Herrschaft durchorganisiert, mit Straßen, Militärlagern, Städtegründungen, Bädern und Villen – aus römischer Sicht ‘zivilisiert’. Es gelang den Römern jedoch nicht, sich die ganze Insel einzuverleiben, bei Irland haben sie es gar nicht erst versucht. Daher bauten die römischen Besatzer gegen die von ihnen wegen ihrer Tätowierungen so bezeichneten ‘Pikten’ (die ‘Bemalten’) von Küste zu Küste eine Mauer (Hadrian’s Wall) – Trump hätte seine Freude dran. Die ‘Bemalten’ aus der schottischen Wildnis sollten ferngehalten, ihre Einfälle auf römisches Territorium unterbunden werden.

  • Die Insel Lindisfarne liegt nördlich dieser Mauer, außerhalb des ehemaligen römischen Territoriums.

  • Milecastle on Hadrians Wall

  • Was mit militärischer Gewalt nicht gelang, das vollbrachte das Christentum. Es war – außer Mauern, Städten, Straßen… – eine Hinterlassenschaft der römischen Ära. Das Christentum war grenzüberschreitend! Die entstehende irisch-schottische Kirche – sehr fern von Rom und dem Papst – war ausgesprochen eigenwillig, allerdings sehr bedeutend für die Entwicklung der kontinentalen Kulturgeschichte.

    Dazu ein Wikipedia Artikel:

    https://de.wikipedia.org/wiki/Iroschottische_Kirche

    Sonderentwicklungen lokaler Kirchen wurden in Rom nicht geschätzt!

    Zitat aus den Wiki-Artikel:

    Auf der Synode von Whitby (im Jahr 664) übernahm die englische Kirche das Osterdatum von Nizäa und den römischen Ritus. In der Bretagne wurde die Regel des hl. Columban erst im 9. Jahrhundert durch die Benediktusregel ersetzt. Die iroschottische Prägung wurde zu Beginn des 12. Jahrhunderts (Synode von Rathbreasail) sukzessiv angepasst und nach der Eroberung Irlands durch Heinrich II. 1172 vollendet…

    Und an dieser Schnittstelle befindet sich St. Cuthbert.

  • Vidoland auf dem Hadrians Wall

  • Hier seine Entwicklungslinie aus einem WIKIPEDIA Artikel:Prior in Ripon 658–661Als König Ealhfrith von Deira ein Kloster in Ripon gründete, folgte Cuthbert seinem Abt Eata und wurde dort praepositus hospitum (Prior). Nachdem Ealhfrith Anhänger des römischen Ritus wurde, mussten Eata und Cuthbert im Jahr 661 mit den anderen Anhängern des iro-schottischen Ritus nach Melrose zurückkehren.
  • Beda venerabilis

  • Mönch in Melrose 661–664Im Jahr 664 suchte eine Seuche Britannien heim. Cuthbert erkrankte schwer, doch genas er bald wieder, während sein Lehrer Boisil starb. Cuthbert übernahm darauf das Amt des Priors und missionierte auf teilweise mehrwöchigen Reisen im weiteren Umfeld des Klosters, da etliche Einwohner vom Glauben abgefallen waren.Prior in Lindisfarne 664–676Eata wurde 664 von den Mönchen zum Abt von Lindisfarne ernannt, nachdem Colman das Kloster verlassen hatte. Bald darauf wurde er auch Bischof von Lindisfarne und holte Cuthbert aus dem Kloster Melrose als Propst und Lehrer ins Kloster Lindisfarne. Cuthbert beugte sich den Beschlüssen der Synode von Whitby und führte mit Geduld und Nachsicht den römischen Ritus im bis dahin iro-schottischen Kloster ein. In späteren Jahren zog er sich in einen abgelegenen Teil des Klosters in die Einsamkeit zurück.
    17 Aug 1997, Northumberland, England, UK — Priory in foreground; castle in background. — Image by © Skyscan/Corbis

    Eremit auf Inner Farne 676–684

    676 zog er sich aus dem Kloster auf eine der unbewohnten Farne-Inseln, südöstlich von Lindisfarne, zurück. Dort errichtete er ein Grubenhaus als Einsiedelei und ein weiteres Gebäude als Gästehaus. In den folgenden Jahren lebte er dort allein, von seinen Klosterbrüdern mit Nahrung versorgt. Später baute er Gerste an, um sich selbst zu versorgen.

  • Im 7./8. Jahrhundert entstand das Evangeliar von Lindisfarne, reich geschmückt mit kunstvoller Buchmalerei – keltisches Design deutlich darin zu sehen

Reblog przedwielkanocny z Malty

Udało mi się nadzwyczajnie, bo na dziś i na jutro dosłownie w ostatniej chwili nadpłynęły wspaniałe teksty.

Piotr Beszczyński

Wszystko, co maltańskie…

Jak zapowiedziano w marcowym wpisie, tak zrobiono. Udano się mianowicie na Maltę, przy wykorzystaniu niedrogiego aeroplanu, łączącego dwa razy w tygodniu ten sławny archipelag z Gdańskiem.

Jak na dłoni widać, że wyspy (Malta jest główną i największą) ulokowały się pośrodku Morza Śródziemnego. A że przez tysiąclecia jego wybrzeża stanowiły pępek cywilizacji (przynajmniej z naszego, europejskiego punktu widzenia), to na Malcie siłą rzeczy krzyżowały się najważniejsze morskie szlaki śródziemnomorskiego świata, zaś ich kontrola poprzez panowanie nad wyspą nęciła wszystkie liczące się w historii Europy imperia. Rzucającym się dzisiaj w oczy tego efektem jest wymieszanie genetyczne nielicznej ludności państewka (niespełna pół miliona, tyle co Gdańsk), unikalny język, oraz ogromna ilość interesujących zabytków, z których najstarsze mają grubo ponad 5 tysięcy lat.

Nie chcąc zanudzać Czytelników opisem zawiłych losów historycznych, odsyłam zainteresowanych do nieocenionej Wikipedii, gdzie znajdą kompendium wiedzy o Malcie. Poniżej zaś dzielę się refleksjami z zaledwie dwudniowego pobytu wedle klucza, gdzie nazwa wyspy występuje w formie przymiotnikowej. Ilustracje to zdjęcia naszej roboty oraz szkice autorstwa Ani.

  • Maltańska artyleria i maltańska duma

Strzelająca raz dziennie na wiwat nadbrzeżna bateria jest jedyną aktywną (w widoczny sposób) pozostałością militarnej przeszłości Malty : niezliczonych bitew, oblężeń, ostrzałów i nalotów. Dramatyczne epizody trwają w pamięci, jednak prawdziwym powodem dumy Maltańczyków jest ich skok cywilizacyjny w ostatnich latach, wyraźnie związany z członkostwem w Unii Europejskiej. Duma narodowa może być, jak widać, radosna i optymistycznie skierowana ku przyszłości, zauważana i doceniana przez inne nacje. Bywa jednak również inna: pełna pretensji, obolała, konstruowana i dekretowana w myśl politycznych potrzeb rządzących, wykrzykiwana przez nich zdziwionemu światu. Wolę tę maltańską.

  • Maltańska prezydencja i maltańska „arogancja władzy”

Malta sprawuje aktualnie prezydencję Unii Europejskiej, stąd większa zapewne niż zazwyczaj ilość unijnych symboli w publicznych przestrzeniach.

Natomiast widoczne poniżej oznaczenia rezerwacji miejsc parkingowych na ulicy dla Urzędu Premiera, Prezydenta, Ministra Spraw Zagranicznych, Prokuratora Generalnego czy Rzecznika Praw Obywatelskich, to jedyne przejawy wynoszenia się władzy państwowej ponad ogół.

No, jeszcze warta przed Pałacem Prezydenckim (za czasów Kawalerów Maltańskich – siedzibą Wielkiego Mistrza)

  • Maltański krzyż, maltańska religijność i maltański język
    X

Charakterystyczny, o równych i rozdwajających się na końcach ramionach, wywodzi swój pierwowzór ponoć z italskiego Amalfi, gdzie były zaczątki działalności Joannitów – Szpitalników – Kawalerów Maltańskich (zarys dziejów tego zakonu można sobie także przypomnieć, wracając do marcowego wpisu tego blogu), których stał się znakiem rozpoznawczym. Do dzisiaj wszechobecny w maltańskim krajobrazie, nie mówiąc o kościelnych wnętrzach (na ostatnim zdjęciu poniżej nie ma wprawdzie krzyża, jest za to sugestywny, bardzo typowy fragment posadzki)


Malta to kraj niemal w całości katolicki, jednak frekwencja w kościołach nie jest duża (być może wynika to z wyjątkowo wysokiego wskaźnika świątynioosobowego, bo kościołów jest mnogość, a mieszkańców niewielu). Wrażenie robi natomiast liturgia sprawowana w unikalnym języku maltańskim, melodyką chyba najbardziej przypominającym arabski. Fachowcy zaliczają maltański do grupy języków semickich (podobnie jak hebrajski czy arabski), spośród których jako jedyny zapisywany jest alfabetem łacińskim.

Z językami spotykamy się na wyspie także w nieco innym znaczeniu; tak mianowicie (Langua) zwano grupy narodowościowe w strukturze Zakonu Maltańskiego. Każdy z „Języków” odpowiadał za obronę innego odcinka fortyfikacji i każdy posiadał swój okazały dom modlitwy (i nie tylko modlitwy zapewne), zwany po prostu oberżą.

Jak rycerz nie zdzierży, bieży do oberży! (chyba niezłe na dyktando!)

  • Maltańscy Kawalerowie, maltańskie panny, maltańska młodzież

O Kawalerach Maltańskich trochę już było; najbardziej czytelne ich wizerunki znaleźliśmy w sklepie z pamiątkami:

W centrum stolicy stoi natomiast okazały pomnik Wielkiego Mistrza Jeana de la Valette, który po odparciu tureckiego oblężenia w 1565 roku, kazał wybudować od podstaw miasto, nazwane jego imieniem (Valetta).

Raz Kawaler Maltański, obrońca Valetty,
w przerwach między wojnami jął szukać podniety.
Próbował budowy szańców i odmawiania różańców,
lecz w końcu grzeszne oko dojrzało… kobiety!

W odróżnieniu od Kawalerów, panny maltańskie spacerują po ulicach „na żywo”.

Maltańską młodzież szkolną oprócz daty urodzenia wyróżniają jednolite mundurki, co budzi zrozumiałe zainteresowanie uczestników studenckich wycieczek uniwersytetów trzeciego wieku.

  • Maltańska fauna

Maltański pies (maltańczyk) – podobnie jak w przypadku Kawalerów Maltańskich nie udało się zaobserwować żywego egzemplarza, dlatego przedstawiam wizerunek wiszący w pałacyku rodziny Piri (warto też zwrócić uwagę na twarze odbite w szybie chroniącej obraz:)

Maltański pies z importu (dostępny na dworcu autobusowym):
X

Maltański wieprzek (w towarzystwie):
X

Maltański królik (próbowaliśmy, niezły):
X

Maltański koń zaprzęgowy (z kuposprzątaczem):
X

Maltański sokół roczna zapłata wnoszona przez Wielkiego Mistrza cesarzowi Karolowi V za podarowanie Malty zakonowi Joannitów. Naturalnie cesarz kalkulował znacznie większe korzyści z transakcji, mające strategiczny charakter, w czym się nie zawiódł. Ptaszysko jednakowoż stało się znanym symbolem, a także pożywką dla twórczości literackiej i filmowej. Najłatwiej spotkać je dzisiaj tam, gdzie sprzedają souveniry:
X

Maltańska martwa natura – jak pewnie zauważyliście, większość przedstawionej tu maltańskiej natury wygląda na martwą. Dla uzupełnienia jeszcze jedna, nie wiadomo dlaczego – z Buddą:
X

    • Maltańskie Trójmiasto (10 minut promem z Valetty)
      X

      X
    • Maltańska bandera (tania) – chętnie wykorzystywana przez armatorów w zrozumiałym celu ograniczenia obciążeń podatkowych. Rodzimy ślad: maltańską banderę noszą statki Polskich Linii Oceanicznych.
      X

      X
    • Maltańskie balkony – zabudowane, stanowią bardzo charakterystyczny element miejscowej architektury (zwłaszcza w Valetcie):


      Maltańskie landszafty








      Zazwyczaj na zakończenie wpisu umieszczałem kilka słów komentarza do jakiegoś „świeżego” wydarzenia. Tym razem będzie inaczej, bo wpis powstawał w okolicy 10 kwietnia; wszystko zatem powyłączałem, aby odciąć się od medialnej tupolewizny. Wiem wszakże, że Wielkanoc nadchodzi i wkrótce dobiegnie końca niezwykły czas Wielkopostnego Zdziwienia Wątroby. Zalecam sobie i innym stopniowe oswajanie tego organu z okolicznościami świątecznymi, jak również zwrócenie uwagi na duchowy wymiar przeżyć najbliższych dni. Życzę spokoju, pogody, optymizmu mimo wszystko, no i zdrowia, ma się rozumieć. Alleluja!!!

Reblog: Zeppelin we Frankfurcie i Aleppo w Gdańsku Wrzeszczu

Piotr Beszczyński

Z blogu Czas i przestrzeń

Grudzień nazywa się tak, jak się nazywa, od słowa „gruda”, oznaczającego zmarzniętą ziemię. Nazwa wywodzi się z czasów, kiedy w grudniu ziemia bywała zmarznięta. Teraz, kiedy za oknem plucha, może nawiązywać najwyżej do tego, że pisanie idzie jak po grudzie. Mimo to nie ustaję w trudzie, Mili Ludzie!

  • Na początku grudnia są imieniny Barbary. Liczę w głowie znane mi Panie, noszące to klasyczne imię; jest ich znaczna ilość, a wszystkie – są uosobieniem samych zalet! Czy to jakaś astrologiczna zasada, czy też ja mam takie szczęście – nie wiem, ale cieszę się, że znam tyle fajnych Baś!
  • Wspomnę tu o jednej z nich, prawdziwej artystce sztuk pięknych, a zwłaszcza malarstwa i kuchni. Niedawno był w staromiejskim ratuszu wernisaż kulinarno – rysunkowej, świetnej wystawy Barbary K. Jak to na wernisażach bywa, goście zostali podjęci poczęstunkiem – w tym wypadku nie pozostawiającym wątpliwości co do kunsztu Autorki. 20161208_181752-2I jak to na wernisażach bywa, zjawili się tam również koneserzy, zainteresowani wyłącznie owym poczęstunkiem. Nasunęło to refleksję nawiązującą do głoszonych przez obecnie nam panujących, haseł o „wymianie elit”. W tym wypadku „łże – elity” są zastępowane przez „żre – elity”. I tak dobrze, że z wysoką kulturą w tle.

  • Krótki wyskok do Frankfurtu nad Menem na początku miesiąca, dał okazję do kolejnej w tym roku niemieckiej refleksji. O tym mianowicie, jak rządzone przez rozsądnych przywódców społeczeństwo potrafiło w ciągu kilku pokoleń przeistoczyć się ze sprawcy największych nieszczęść w dziejach ludzkości, w przyjazną światu zbiorowość.
  • Miasto o wielkim znaczeniu historycznym (w IX wieku stolica państwa wschodniofrankijskiego, będącego osnową kształtującej się Rzeszy niemieckiej), jak też współczesnym (finansowa stolica Europy, wielki węzeł komunikacyjny), jest dla przybysza zaskakująco kameralne i sympatyczne. Zwłaszcza, gdy grudniowe niebo jest pogodne, a wypełnione tłumem ulice spływają grzanym winem.
  • p1020902
  • p1020913
  • p1020932
  • p1020882
  • p1020942
  • Tłumacząc się sami przed sobą brakiem czasu, pominęliśmy szereg prestiżowych muzeów stojących przy nadrzecznym bulwarze, ograniczając aktywność w tym zakresie do odwiedzenia znajdującego się na przylotniskowych peryferiach muzeum Zeppelina. Zwiedzających niewielu, więc miła pani (nie wiedzieć czemu od wejścia proponująca mi zakup ulgowego biletu) z prowadzącego placówkę stowarzyszenia entuzjastów, mogła poświęcić nam sporo czasu objaśniając ciekawą ekspozycję, jak też dowiadując się od nas o polsko – litewskim modelu cepelina, nadziewanego mięsem.
  • p1020889
  • p1020894
  • Program budowy gigantycznych sterowców w pierwszych czterdziestu latach XX wieku, aczkolwiek absurdalny ekonomicznie, przyśpieszył jednak rozwój w wielu dziedzinach techniki i gospodarki
  • Stał się też elementem propagandy systemowej dla pewnego niewysokiego pana z wąsikiem.
  • Machina propagandowa innego niewysokiego pana, bez wąsika i całkiem nam współczesnego, postępuje inaczej: zamiast używać balonów, usiłuje robić lud w balona. W znacznej mierze skutecznie, aczkolwiek ma znacznie trudniej, bo lud rogaty i przekorny. Widać wyraźnie ożywienie młodzieży w sprawach publicznych, co niesie nadzieję na nieodległą w czasie, stopniową utylizację dewastatorów tego, co wspólne.
  • p1030004
  • Na takich zgromadzeniach coraz częściej słychać rozsądne głosy, wzywające do organicznej pracy, do cierpliwego objaśniania wszem i wobec sensu trzymania się zasad sprawdzonych w najmocniejszych demokracjach. I tego, że zgoda na odstępowanie od tych zasad przynosi efekt jak pęknięcie powłoki szamba; nieczystości zalewają nas w niekontrolowany sposób.
  • Jak może wyglądać pokłosie dyktatury widać choćby na tragicznym przykładzie Syrii. Perła Lewantu, Aleppo, leży w gruzach, tysiące ludzi zginęło. Poszliśmy pod nasz ulubiony bar, noszący nazwę tego miasta i zapaliliśmy przed nim znicze. Taki drobny gest solidarności z innymi i przestrogi dla nas.
  • p1030010
  • aleppo
  • Jakby mało było ponurych wieści z kraju i ze świata, to jeszcze ostatni dramat berliński. Na takim samym przedświątecznym jarmarku jak ten, który nieco wcześniej przemierzaliśmy wśród gęstego tłumu we Frankfurcie.Łapię się na refleksji, że być może zaczynam odbiegać od geograficzno – historycznego zamysłu tego blogu. Ale przecież historia kształtuje się w sposób nieprzerwany, zaś gdy proces tego kształtowania dotyczy nas samych, to trudno się do niego czasem nie odnieść.