Sigil of Scream, którego poznaliśmy już tu jako tajemniczego poetę i pełnego fantazji prozaika, tym razem w roli archeologa wartości kulturalnych.
Wiersze babci
Poniższe wiersze to swego rodzaju białe kruki. Są zapomnianymi perłami polszczyzny – ich szczególne piękno i liryzm nie pozwalają przejść obok nich obojętnie. Postanowiłem opublikować je tutaj, aby uchronić je od zaginięcia, albowiem sądzę, iż znane są aktualnie bardzo niewielu osobom. Wszystkie przedstawione tu wiersze zostały przeze mnie spisane z pamięci, tak jak przedstawiła je mi moja babka, Halina. Pochodzą one z czasów przedwojennych, przynajmniej część z nich znajdowała się wtedy w podręcznikach szkolnych. Dokładne datowanie, czy nazwiska autorów nie są mi jednak, niestety, znane – choć ostatni utwór, jak wierzę, jest autorstwa mojej babci. Sam staram się od kilku lat odnaleźć źródła tych tekstów, lub jakiekolwiek informacje związane z ich genezą – dotychczas jednak nie było mi to dane. W związku z powyższym, prosiłbym każdego z czytelników, który mógłby pomóc w ustaleniu tych informacji, o kontakt.
Przystępując do lektury, warto mieć na uwadze, iż wiele elementów tworzących formę tych utworów, mogło zaniknąć lub ulec przekształceniu w przekazie ustnym. Z tego powodu cała interpunkcja i wersyfikacja zostały przeze mnie powtórnie stworzone, dla potrzeb tego zapisu. Tytuły utworów mają także często charakter roboczy, ponieważ nie wiem, jak brzmiały w rzeczywistości. Miejscami teksty zostały zrekonstruowane, co zostało zaznaczone w nich przy pomocy nawiasów kwadratowych. Utwór Głód nastręczał w tej mierze największych trudności, z uwagi na swą nieharmonijną budowę – możliwe więc, iż nie udało mi się w nim zachować oryginalnego układu wersyfikacji. Moje wątpliwości dotyczą tutaj głównie budowy i położenia szóstej zwrotki. Przy wprowadzaniu własnych poprawek kierowała mną chęć podtrzymania unikalnego charakteru każdego z wierszy. Mam nadzieje, iż udało mi się to osiągnąć, właściwa ocena mych wysiłków należy jednak do czytelnika.
[Wiosna]
Ukołysałaś mnie, wiosno cicha,
Ukołysałaś…
Jestem jak lilia, co w polu wzdycha,
W zadumie cała.
W blaskach się słońca kąpię co rano,
W rosie przejrzystej.
I patrzę w przestrzeń
Łzami zalaną,
Lub w błękit czysty.
Z dala dochodzi cicha muzyka
Brzóz i topoli.
I cichy spokój duszę przenika,
Serce mniej boli.
Nad wodą zwiesza srebrzyste puchy
Wierzba płacząca
I senne brzozy – stoją jak duchy
W blaskach miesiąca.
A nad [głębiami], na ciemnym stawie
Łódź się kołysze.
Sen to, czy jawa?
Nie wiem już prawie
Idąc w tę ciszę…
Opale
Na wyświetlone poświatą dale
Kładą się złudnych blasków opale.
Przed ścichłym sercem kraina czarów
Urokiem błyska z nocnych oparów,
Ach, iść tak ciągle przed siebie nocą,
Kiedy na niebie gwiazdy się złocą!
W duszy nie zgasić swojej tęsknoty
I ukraść gwiazdom ich uśmiech złoty.
Marzenia swoje w blaskach zanurzyć
I nie dać szczęścia swojego zburzyć!
Uściskiem objąć ziemię ojczystą,
W błękitach przetrwać modlitwą czystą.
Rozmawiać nocą mową bez słowa,
Gdy księżyc swoją tarczę już schowa.
I oczy wysłać na senne dale
Gdzie świecą złudnych blasków opale.
Głód
Przyszedł…
Na progu chaty przywarował,
Ostatnie kęsy z ust wyjmował,
Przyszedł do naszej chaty głód.
I z każdym dniem,
I z każdą chwilką
Niedola w sercu jak płomień wzrasta.
Nie czas rozpaczać,
Trudno!
Trzeba iść do miasta…
Raz jeszcze wierzbę przytulić przed chatą
Jak za dawnych dni…
Jak za dawnych, minionych
I słonecznych dni…
A potem? Cóż potem
W świat…
Przestańcież płynąć z oczu
[Natrętne], nieznośne łzy!
Coraz dalej i dalej,
I sad czerniejący,
I ostre kolce przydrożnego głogu,
I dach słomiany, złotogłowy,
I matka stojąca jak posąg na progu…
Coraz dalej i dalej…
A w sercu ostał się jeno ten zagon ojcowy.
Nie moje ręce będą go orały,
W świat mnie wygnano,
Mnie, tej ziemi syna…
Więc nie bądź [mi gniewny] zagonie ojcowy,
Że ja, choć cię tak kocham, jednak odejść muszę.
Hej, przylecą z wiosną marcową bociany,
Radośnie w gnieździe swoim z rana zaklekocą!
Sroczka płochliwie na płocie zakracze,
Rozkołysze się sad [upojną] wonią wśród nocy!
Tylko ja tego nie będę już widział,
Tylko ja tego już nigdy nie zobaczę…
O ziemio, która byłaś dla duszy mej chłopskiej
Jedyną prawdziwą i bliską kołyską!
Zostawiam tobie serce,
Proste i uczciwe,
Zostawiam tobie, ziemio moja, wszystko!
I może kiedyś ciężar z ramion moich zrzucę,
Na złoto się zmieni ma dola i praca –
A wtedy, jak bóg na niebie, do ciebie powrócę,
Ziemio matko, do której się zawsze powraca.
Artur Grottger, Głód (rysunek z cyklu Wojna, 1866-1867)
Halina Solska
Zima
Teraz, kiedy już pola bieleją,
Jak dobrze jest marzyć o wiośnie!
O łąkach zalanych słońcem,
O kwiatach pachnących radośnie.
I o tym wszystkim dalekim,
Co gdzieś za nami zostało.
Teraz, kiedy na ziemi
Tak cicho,
Tak pusto,
Tak biało…
PS.Bóg nie mógł być wszędzie, więc stworzył babcię.Autor nieznany |