Wspomnienia o Maryli (20)

Tadeusz Ciechomski

Boże Narodzenie 1981 roku Maryla spędziła wraz z innymi kobietami podziemia antykomunistycznego w celi aresztu śledczego w Warszawie – Olszynce Grochowskiej. Przebywały tam około trzech tygodni. Chyba w styczniu 1982 roku zostały wywiezione do miejsca internowania , Ośrodka Wypoczynkowego Pracowników Radia i Telewizji w Gołdapi. Maryla opowiadała, że podczas podróży traktowano je po ludzku, co jakiś czas autokar zajeżdżał pod najbliższą komendę MO, żeby umożliwić im skorzystanie z toalety. Przeżyły jednakowoż chwile grozy, gdy po dłuższym czasie podróży zorientowały się , że jadą w kierunku północnego wschodu. W głowach wszystkich pojawił się stary, koszmarny archetyp: SYBIR! Jedna ze strażniczek, widząc ich zdenerwowanie, po cichu wyjawiła prawdziwy cel podróży, co zostało przyjęte z ulgą.

W listach, które Maryla pisała do rodziny, nazywała ośrodek odosobnienia „złota klatką’. Warunki lokalowe były bardzo dobre, tyle że nie wolno było opuścić budynku. Po raz pierwszy Tadeusz z mamą odwiedzili ją w marcu 1982. Tadeusz wspomina, że kiedy dochodzili do ośrodka, usłyszeli z daleka śpiew. To był dzień odwiedzin, wszystkie kobiety stały na balkonach i na powitanie śpiewały „Niech się junta wystrzela, trafi szlag Jaruzela…” Później kilka razy przyjeżdżał tam także ojciec. Wspominał, że w latach 50 odbywał zasadniczą służbę wojskową właśnie w Gołdapi. Z lasu otaczającego ośrodek przywiózł dwie pamiątki. Raz wykopał mały świerk , który zasadził w ogrodzie. Innym razem uciął dwa patyki, zrobił z nich krzyż, a na nim przypiął znaczek z herbem Gołdapi, kupiony w kiosku znajdującym się w ośrodku. Ten krzyż wisiał później w pokoju Maryli nad drzwiami (teraz znajduje się, wraz z całym Archiwum Maryli, w Archiwum Forschungsstelle Osteuropa Uniwersytetu w Bremie).

W kiosku w ośrodku można było zaopatrzyć się m.in. w widokówki. Największym powodzeniem cieszyły się te przedstawiające sam ośrodek, położony malowniczo w głębi lasu. Każda z internowanych chciała wysłać taka kartkę rodzinie… Prawie jak z wakacji…

Kobiety miały przemyconą gitarę i magnetofon kasetowy. Wspólny śpiew, a także tworzenie i nagrywanie piosenek było ważnym czynnikiem integrującym wspólnotę internowanych i namiastką życia kulturalnego. Bardzo dokuczała im nuda. Życie w ośrodku cechowała monotonia, kobiety szukały więc różnych aktywności, które mogły ją przerwać. Regularnie odprawiane były msze święte , na które chodziły wszystkie, zarówno wierzące jak i niewierzące. Korzystały ze znajdującej się w ośrodku biblioteki. Całe godziny spędzały na robótkach ręcznych, dziergały swetry, a także długie węże z kolorowych resztek wełny. Na piękny las otaczający ośrodek mogły tylko popatrzeć przez okna. Maryla opowiadała, jak obserwowały biegające po konarach drzew wiewiórki, kiedyś widziała mamę-wiewiórkę przenoszącą w pyszczku swoje młode…

Internowanych pilnowali milicjanci, z reguły zachowujący się przyzwoicie. Wartę na zewnątrz pełnili młodzi żołnierze, z którymi, jak twierdziła Maryla, relacje były pozytywne. W zimowe, mroźne noce kobiety robiły im kawę, którą następnie w słoikach uwiązanych na sznurkach spuszczały przez okno.

Gdy Maryla i jeszcze jedna z kobiet zachorowały, zezwolono im na pobyt w pobliskim szpitalu, na czas potrzebny do wyleczenia. Tu, w szpitalu nie pilnowali ich strażnicy, można było nawet na krótki czas wyjść na zewnątrz.

30 czerwca 1982 roku Maryla otrzymała miesięczną przepustkę z internowania. Maryla nie wróciła już do ośrodka odosobnienia, ponieważ generał Jaruzelski wydał decyzję o zwolnieniu z internowania wszystkich kobiet z dniem 22 lipca. Było to wówczas święto o nazwie „Odrodzenia Polski”, symboliczna data przejęcia władzy przez komunistów w 1944 roku.

Listopad 1982 roku był miesiącem szczególnym. Dziesiątego tego miesiąca zmarł Leonid Breżniew. W tym dniu przypadała rocznica rejestracji NSZZ Solidarność, planowana była manifestacja. Zapewne dlatego o śmierci Breżniewa oficjalnie poinformowano dopiero następnego dnia. Maryla w tym czasie znów przebywała w szpitalu z powodu planowanej wcześniej operacji laryngologicznej. Termin wybrała chyba też dlatego, że obawiała się ewentualnych prewencyjnych aresztowań związanych z rocznicą.

Wspomnienia o Maryli (19)

Magdalena (i Tadeusz) Ciechomscy

Ze wspomnień Tadeusza

Ostatnio pisałam o dzieciństwie Tadeusza i Maryli, dlatego pomyślałam sobie, że byłoby dobrze przywołać tu również wspomnienia mojego męża o jego siostrze. Będzie to zapis jego opowieści.

Prababka Tadeusza i Maryli ze strony matki była z pochodzenia Węgierką, jej rodowe nazwisko w wersji spolszczonej brzmiało – Samoraj. Przekazała swojej córce i trzem wnuczkom piękne, czarne włosy i zgoła nie słowiańską, nietuzinkową urodę. Przyciągała ona uwagę nie tylko adoratorów. Najmłodszą z sióstr, Aleksandrę, zaatakował raz w szkole jakiś chłopak, nazwał ją Żydówką i uderzył. Najstarsza, Henryka, została aktorką. Były utalentowane artystycznie, wszystkie – po matce – muzykalne, oprócz tego, Aleksandra i Henryka malowały. Mój mąż wspomina, że babcia Jędrzejewska kochała muzykę, niestety, nie miała warunków, żeby uczyć się gry na jakimś instrumencie. Tadeusz zresztą też jest muzykalny, uczęszczał nawet do szkoły muzycznej, ale chyba zabrakło determinacji, a może niełatwe życie całej rodziny spowodowało, że przerwał naukę.

Tadek i Maryla także mieli czarne włosy, które zawdzięczali węgierskiej prababce. W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku modne były wyjazdy turystyczne do tzw. „demoludów”. Dużym powodzeniem cieszyły się wycieczki na Węgry, jako że „Polak, Węgier – dwa bratanki i do szabli, i do szklanki.” Oboje, Tadek i Maryla, postanowili nauczyć się węgierskiego, języka swoich przodków. Zapisali się na kurs w Węgierskim Instytucie Kultury, wówczas przy ulicy Marszałkowskiej. Już w czasach licealnych zaczęli jeździć na Węgry, podróżowali ze znajomymi, autostopem, później z Uniwersyteckim Klubem Turystycznym UNIKAT. Maryla po maturze miała zamiar studiować hungarystykę na Uniwersytecie Warszawskim. Znakomicie zdała egzamin wstępny z języka polskiego, nawet dostała wyrazy uznania za „filologiczny talent” od jednego z egzaminatorów. Niestety, egzamin z języka niemieckiego, wymagany wówczas na ten wydział, okazał się porażką. Egzaminatorka zapytała o mało znanych pianistów z NRD, Maryla nic o nich nie potrafiła powiedzieć. Po tym niepowodzeniu cały rok poświęciła na prywatne lekcje niemieckiego. Tym razem złożyła papiery na wydział germanistyki i egzaminy zdała pomyślnie. To był rok 1978. Dwa lata później zaczął się „karnawał Solidarności”. Zaangażowała się w działalność opozycji antykomunistycznej. Była członkinią Zarządu Uczelnianego NZS UW. Redagowała „SUMIENIE” – pismo Regionalnego Komitetu Obrony Więzionych za Przekonania przy Regionie Mazowsze Solidarności.

13 grudnia 1981 roku pojechali oboje z bratem do siedziby Regionu Mazowsze na ulice Mokotowską. Miała zabrać stamtąd jakie ważne dokumenty. Nie wiedzieli, że milicja urządziła tego dnia w siedzibie regionu tak zwany „kocioł” – co jakiś czas oddział MO wkraczał do budynku i „wygarniał” wszystkich, którzy tam właśnie przyszli. Szczęśliwie Maryla i Tadek trafili na moment pomiędzy tymi łapankami. Zabrali dokumenty i spokojnie wrócili do domu. Mieszkańcem tegoż lokalu, zajmowanego przez Solidarność, był kot. Z przekazów wiadomo, że po opanowaniu budynku przez milicję i SB „ubecy” zaopiekowali się zwierzakiem, a on przyzwyczaił się do nowych gospodarzy, „zdradzając” tym samym ideały Solidarności…

Noc z 13 na 14 grudnia 1981 roku Maryla spędziła u koleżanki. Wróciła do domu rano, 14 grudnia. Zdążyła wziąć prysznic i właśnie suszyła włosy, kiedy przed bramą pojawiło się trzech smutnych panów. Jeden milicjant w mundurze i dwóch w kurtkach moro. Milicjant nie odzywał się w ogóle, widać było, że nie on tu podejmuje decyzje… Poczekali, aż Maryla wysuszy włosy. Zabrali ją najpierw do Komendy Stołecznej MO w Pałacu Mostowskich. Podczas przesłuchania najpierw krzyczeli i grozili. Potem przychodził tak zwany „życzliwy ubek”, częstował papierosem, zdarzyło się, że był młody i przystojny, próbował umawiać się na randkę… Maryla później, z właściwym sobie poczuciem humoru, stwierdziła, że ten przystojniak „byłby nawet niczego sobie, gdyby nie to piętno ubectwa na twarzy.” Konsekwentnie trzymała się zasady, żeby nie podejmować z nimi rozmowy. Milczała.

Jednym z zarzutów, jakie stawiano jej podczas przesłuchania, było to, że chodziła na procesy członków KPN (Konfederacji Polski Niepodległej), a potem pisała z nich relacje do “SUMIENIA”. Jej teksty, według ubeków, były „tendencyjne i złośliwe”. Często cytowała tę opinię, podkreślając, że uważa to za jeden z największych komplementów, jakie zdarzyło jej się usłyszeć na temat tego, co pisała…

Po dwóch dniach z Mostowskich została przewieziona do aresztu śledczego dla kobiet w Warszawie – Olszynce Grochowskiej. Tam znalazła się śmietanka warszawskiego podziemia antykomunistycznego. Maryla wspominała, że w Wigilię Bożego Narodzenia ’81 łamała się opłatkiem z „Korówami” (kobietami z KOR – Komitetu Obrony Robotników).