Maria Korzeń, która sama siebie nazywa Zielarką, od wielu miesięcy wiernie czyta wpisy na tym blogu, czasem, rzadko, je komentuje, ale często dodaje im lajki. Poprosiłam ją więc, żeby nam trochę opowiedziała o sobie i o tym, co robi.
„Wszystkie łąki i pastwiska,
Wszystkie lasy i góry-
– są aptekami”
Paracelsus
Chemioterapia i fitoterapia to jak dwie ręce – są sobie potrzebne i wzajemnie się uzupełniają.
Zioła towarzyszyły człowiekowi od zarania dziejów.
Do poznania działania roślin dochodził człowiek powoli, przez długie tysiąclecia, obserwując zwierzęta, które dzięki bardziej rozwiniętemu i wyczulonemu instynktowi unikały roślin trujących, a niekiedy umiały wyszukać odpowiednie rośliny lecznicze.
Jeszcze dziś możemy zaobserwować, jak na bardzo nawet ubogich pastwiskach górskich bydło i owce omijają niektóre rośliny.
W miarę gromadzenia z pokolenia na pokolenie doświadczeń powstawała wiedza o niezwykłych właściwościach roślin.
Wiedza ta przekazywana ustnie jedynie w bardzo wąskim gronie rodziny czy klanu, tworzyła krąg wtajemniczenia – stawała się atrybutem władzy, przedmiotem obrzędów, kultów religijnych bądź magii, obserwowanych do dziś wśród pierwotnych plemion.
Z czasem zaczęto spisywać wiadomości o ziołach i ich działaniu.
Najstarsze dokumenty pochodzą z Chin i Indii sprzed 3500 lat.
Wspaniale rozwinęła się nauka o ziołach w starożytnej Grecji.
Tu ziołami i lecznictwem zajmowali się nie tylko kapłani, lecz również filozofowie i uczeni, którzy zostawili w spuściznie wiele cennych dzieł.
Za ojca medycyny i farmacji uważa się greckiego uczonego Hipokratesa, żyjącego na wyspie Kos w V w p.n.e.
Jego dzieło Corpus Hippoccraticum zawiera opis około 300 leków pochodzenia roślinnego.
W okresie średniowiecza czerpano z tradycji starożytności.
Leczeniem zajmowały się głównie osoby duchowne, szczególnie zakonnicy, którzy interesowali się również uprawą i zbieraniem ziół, ale też aptekarze, którzy w ogródkach przyaptecznych uprawiali wiele roślin leczniczych, przygotowywali z nich leki i udzielali porad lekarskich .
Wypada w tym miejscu zastanowić się, dlaczego ziołolecznictwo, które przez długie wieki było stosowane i honorowane w końcu tak dalece utraciło swoją rangę, że obecnie z tak ogromnym trudem musi ją odzyskiwać.
Mianowicie: w drugiej połowie ubiegłego stulecia rozwinęła się nowa postać leczenia – chemioterapia.
Historyczną datą był rok 1874, w którym dokonano syntezy kwasu salicylowego.
Od tego momentu rozpoczęła się lawina różnych innych syntez chemicznych, które otworzyły erę leków syntetycznych.
Era ta trwa do dnia dzisiejszego. Ziołolecznictwo zostało zdegradowane i zepchnięte na plan dalszy.
Już w okresie międzywojennym skreślono z programu studiów lekarskich przedmioty przygotowujące do fitoterapii, uznając je za anachroniczne i zbyteczne.
Niestety stan taki trwa do czasów obecnych.
Tymczasem samo życie poucza nas wszystkich coraz wyraźniej, że chemioterapia i fitoterapia to jak dwie ręce – są sobie potrzebne i wzajemnie się uzupełniają.
Obydwie dziedziny powinny mieć jednakowe prawa.
Przyczyny preferowania chemioterapii początkowo były oczywiste i niekwestionowane.
Zachęcające było specyficzne i wąskie ukierunkowanie leków syntetycznych, wybiórcze ich działanie, szybka skuteczność leczenia oraz łatwość dozowania leku.
Nic więc dziwnego, że lekarze klinicyści i praktycy skierowali swoje działania terapeutyczne wyłącznie na leki chemiczne o określonej i dokładnie opisanej strukturze, szybkim specyficznym działaniu i bardzo wygodnym dawkowaniu.
Leczenie ziołami zaczęto uważać za przeżytek minionych czasów, a ludzi interesujących się ziołolecznictwem nazywano lekceważąco ludowymi zielarzami i znachorami.
Niedoceniana wręcz ośmieszana była medycyna ludowa, odwieczna skarbnica mądrości wzbogacanej z upływem wieków, przekazywanej z pokolenia na pokolenie.
I nic dziwnego, że potrzeba szukania w ziołach ratunku dla nadwyrężonego zdrowia doprowadziła do masowego samolecznictwa.
Nie ulega wątpliwości i nikt tego nie kwestionuje, że chemioterapia odnosiła i odnosi sukcesy, iż przynosi prędką ulgę w ludzkich cierpieniach, że bardzo szybko likwiduje choroby zakaźne.
Ale powoli, z roku na rok, dawała o sobie znać druga strona medalu, jaką jest szkodliwe działanie uboczne leków syntetycznych.
Ujawniło się szkodliwe i wtórne działanie leków chemicznych na delikatny i kruchy organizm ludzki, jak np. rakotwórcze, teratogenne, alergogenne, psychopatogenne a nawet mutagenne.
Odsetek leków farmakologicznych, które zabijają i poważnie szkodzą, nie jest wcale taki mały.
To, co pochodzi z przyrody powinno się traktować jak sprzymierzeńca a nie jak wroga.
Na szczęście zioła nie zmarły śmiercią naturalną.
Mądrzy ludzie szukają dla siebie ziołowego leku.
Gdyby lekarz powiedział pacjentowi uczciwie – ”pij pan napar z dziurawca trzy razy dziennie” oznaczałoby to stracić pacjenta dla siebie, dla apteki, dla koncernów farmaceutycznych.
Rokrocznie przemysł farmaceutyczny rzuca na rynek kilka tysięcy nowych środków, których kariera medyczna kończy się wielkim skandalem.
Dlaczego stare leki zastępuje się nowymi, czy dlatego, że przemysł chemiczny produkował lepsze leki? Czasami bywało i tak, ale przede wszystkim w ogromnej większości wypadków przyczyną usuwania tych środków z lekospisów było ich szkodliwe działania uboczne, które nie zawsze było łatwe do wykrycia nawet przy ścisłym porozumieniu pacjenta i lekarza.
Do wojny z ziołami wystąpił na szerokim froncie szczególnie niemiecki przemysł chemiczny.
Są to przecież potęgi finansowe, które narzucają światu także różnego rodzaju trucizny np. talidomid.
Wśród zalet ziołolecznictwa specjalnie akcentuje się jego przydatność w leczeniu chorób przewlekłych, bo pacjenci bardzo dobrze znoszą takie leki, które rzadko powodują odczyny alergiczne, są dobrze tolerowane i dlatego mogą być stosowane przez długi okres.
Godnym podkreślenia jest fakt, że leki ziołowe wcale nie powodują uzależnienia, co jest plagą wielu leków chemicznych, np. przypomnijmy dokuczliwe „małe narkomanie, od leków sedatywnych lub przeciwbólowych.
Nie bez znaczenia jest też argument ekonomiczny: leki ziołowe są wielokrotnie tańsze, ponieważ producentem leków syntetycznych są wielkie i kosztowne kombinaty fabryczne, natomiast producentem ziół jest Matka-Przyroda.
Organizmy współczesnych ludzi przesycone są różnymi chemikaliami pochodzącymi z przechemizowanych pokarmów.
Dlatego człowiek broni się przed środkami chemicznymi, w tym przed lekami syntetycznymi – są to substancje obce dla naszego organizmu, ciała sztuczne i słabo przyswajalne.
Rośliny lecznicze zawierają w sobie organiczne związki czynne, których organizm potrzebuje do których jest przyzwyczajony i zaadaptowany od tysięcy lat