Permakultura

Adminka: Ludzie, których znam, muzycy, naukowcy, wędrowcy, autorzy kupili kiedyś kawałek ziemi gdzieś na Słowacji, potem nazwali go biotop, a potem zajęli się etnobotaniką i permakulturą. Pierwsza połowa zdania jest w pełni zrozumiała, drugiej nie rozumiem, ale bardzo mi się podoba. Przymierzam się myślowo do nieznanych mi wyrazów. Permakultura. Człowiek(a) z miasta nie skojarzy tego wyrazu z niczym. Archeolog/żka z wieczną zmarzliną na Syberii i tym, że w niej zamarzły mamuty, a jak zostały znalezione przez ludzi osadzonych w jednym ze stalinowskich łagrów, to zostały odmrożone, upieczone i zjedzone. Etnobotanika kojarzy mi się z tym, że Indianie suszą jagody na zimę. Biotop to zapewne ogród, w którym rośliny, płazy, gady, ślimaki, owady i gryzonie żyją wspólnie, a człowiek im w tym nie przeszkadza. Oczyma wyobraźni widzę staw, tatarak, żabę, konika polnego i poziomki. Kamień. Za kamieniem być może mieszka jeż.

Continue reading “Permakultura”

Reblog: Nieużytki sztuki

nieuzytki-banner

Marek Styczyński: Dlaczego ogrodniczy, w swej praktycznej istocie projekt, adresowałaś do środowisk związanych z upowszechnianiem sztuki? A może jest on adresowany raczej do stałych odbiorców działalności galerii sztuki? Nie jest chyba adresowany do artystów? Czy tytułowe “nieużytki” są wskazaniem na jakieś niezagospodarowane obszary działalności instytucji kultury, na ich zbyt słabe ugruntowanie w środowisku?

Elżbieta Jabłońska: Idea dzierżawy niezagospodarowanych terenów przyległych do galerii, muzeów i innych instytucji sztuki pojawiła się rok temu przy okazji opracowywania koncepcji mojego udziału w Zielonym Jazdowie. Teren parku przy warszawskim CSW, gdzie odbywały się wszystkie wydarzenia, jak również czas na nie zaplanowany, a więc okres między czerwcem a połową września stały się moją zasadniczą inspiracją. Planowałam 10 podwyższonych grządek usytuowanych przy ławach Jenny Holzer. To miejsce wydawało mi się idealne ze względu na cały szeroki kontekst. Jednak z dwóch przedstawionych przez mnie propozycji została wybrana ta druga, ta która nie wymagała zaangażowania widza, trwała krótko i nie budziła wątpliwości, a “nieużytki” siłą rzeczy musiały poczekać na następny sezon.

Jednak już jesienią zeszłego roku rozpowszechniłam ideę wśród kilku instytucji i jako zwrotną informację otrzymałam akceptację projektu.

Nieużytki wydają się być projektem przede wszystkim ogrodniczym, lecz jak większość moich realizacji kryją w sobie dodatkowe wątki. To co uważam za najistotniejsze w sztuce to kontakt z drugim człowiekiem, specyficzny rodzaj spotkania rozumianego bardzo szeroko, energia z niego wynikająca, a czasem potencjalna możliwość pewnego zdarzenia. To spotkanie jest w “Nieużytkach sztuki” bardzo ważne i rozgrywa się na wielu poziomach. Jest więc relacja odbiorcy z przedstawicielami instytucji, pracownikami, którzy są niejako “zmuszeni” do wyjścia poza znaną i przewidywalną przestrzeń biur czy ekspozycji na grunt najbardziej podstawowy, na ziemię i wobec ziemi. Pojawia się również rodzaj współpracy między osobami, które decydują się na dzierżawę, wspólnie pielęgnują swoje rośliny, bywa, że się nawzajem wspomagają radami, a czasem po prostu wspólnie przebywają w przygaleryjnych ogródkach.

Ten obszar bezpośredniego kontaktu, w zdecydowanie innym otoczeniu, wobec konieczności rozładowania ciężarówki z ziemią, przeniesienia drewnianych elementów, rozwiązania problemów z wodą, wreszcie złożenia przygrządkowej ławki to właśnie sugestia niezagospodarowanych obszarów działalności instytucji kultury. To realne problemy, które trzeba rozwiązać wspólnie z uczestnikiem ogrodniczych działań, tu i teraz.

MS: Dlaczego grządki i rośliny, a nie miejsca spotkań, parasole, leżaki, piaskownice i budki z kawą i lemoniadą?

EJ: Od kilku lat mieszkam na wsi. Chłonę rozległy nadwiślański krajobraz, próbuję nasycić się zielenią, powietrzem i głębią błękitu. Wiosną sadzę rośliny, doglądam te, które przetrwały zimę i znów zaczynają kiełkować. Grzebię rękami w ziemi, wyjątkowo u nas gliniastej, i co roku w kwietniu nie mogę się nadziwić że spod hałdy śniegu wypełzają maleńkie zielone źdźbła. Obserwowanie kiełkowania i wzrostu roślin jest dla mnie aktualnie niezwykle fascynujące, a czasem terapeutyczne. Dlatego rośliny i grządki.

Poza tym przy grządkach stoją stabilne i wygodne, drewniane ławki, a kawę i lemoniadę również można wypić. Tyle, że wobec konkretnej sytuacji, wobec własnych zasiewów, które trzeba podlewać, pielić, obserwować. I wówczas ta kawa o wiele lepiej smakuje, a my przywiązujemy się do miejsca, zaczynamy je postrzegać jako własne, czujemy się za nie współodpowiedzialni.

MS: Jaki zakładałaś zasięg Projektu, jaki jest obecnie; na wiosnę 2014 roku? Czy jego aktualna geografia jest dla Ciebie zaskoczeniem, czy raczej realizacją założonego w projekcie planu?

EJ: Tak jak wspominałam wcześniej, Nieużytki były pierwotnie opracowane jako realizacja na terenie parku przy Zamku Ujazdowskim. Nie doszło do tych działań i bardzo mnie to cieszy, bo ich zasięg tegoroczny jest nieporównywalnie większy, a zapał ogrodników i instytucji tylko to potwierdza. Mamy grządki przy 10 instytucjach, w 9 miastach. Oczywiście są to niewielkie tereny, ale to jest początek i wiele może się jeszcze wydarzyć. Zgłaszają się do nas kolejni chętni, czas pokaże co z tego wyniknie. Oprócz osób zaprzyjaźnionych z galeriami w projekcie uczestniczą również mieszkańcy sąsiadujący z instytucjami, z tej samej ulicy, czy osiedla. Nie jest ich może wielu, ale trudno jest przełamać utarte schematy i przyzwyczajenia. Myślę jednak, że warto podejmować różne kroki by oswoić ludzi z “przestrzenią” sztuki i nieużytki są jednym z nich.

MS: Z moich obserwacji wynika, że słabym punktem instalacji, obiektów i w dużym stopniu także myślenia o przestrzeni na styku biologii i sztuki jest etyka postępowania z żywymi organizmami. Te wszystkie paprotki podłączone do prądu, padłe papugi, świecące króliki i zamknięte w klatkach koguty… to jakby radosna wystawa rozmaitych ponurych tortur stosowanych przez służby specjalne… Czy nie boisz się, że zazielenione “nieużytki sztuki” skończą jako “pustynie sztuki (ogrodniczej)” z braku uwagi, troski i podlewania? Kto bierze odpowiedzialność za te uprawy, czy w Twoim projekcie przewidziałaś przyszłość czy jedynie pierwsze dwa wspaniałe, wiosenne miesiące po wysianiu i wysadzeniu roślin?

nieuzytki-pudelko
EJ:
Każda z osób, która zdecydowała się wziąć udział w projekcie podpisała specjalnie na tą okazję przygotowaną umowę dzierżawy. Termin rozpoczęcia działań był uzależniony od konkretnych instytucji i kalendarza ich działań, w większości był to kwiecień, natomiast koniec umowy jest wyznaczony na początek października. Średni okres trwania projektu to ok 7 miesięcy. A to z perspektywy dzierżawcy naprawdę dużo czasu. Wsparcie instytucji jest tu elementem zasadniczym, zwłaszcza w okresie letnim, kiedy planujemy wyjazdy wakacyjne.

Ryzyko porażki jest wpisane we wszystkie działania do których zapraszamy publiczność, reżyseria nie ma tu żadnych szans. Mam jednak do porażki swój indywidualny stosunek, pełen ciekawości, akceptacji i pokory. Wiem, że to specyficzna propozycja i zrozumiem również tych, którzy mimo chęci nie dotrwają do jesieni przy swoich roślinach.

MS: Czy miałaś wcześniej (lub zauważasz w miarę realizacji projektu) jakieś preferencje co do sadzonych gatunków roślin? Czy są jakieś gatunki roślin, które wydają się już dzisiaj lekiem na “nieużytki sztuki”. Mam na myśli zagadnienia etnobotaniki, którą się od lat zajmuję i w tym kontekście interesuje mnie, jakie rośliny pokonają “nieużytki sztuki”: stare, tradycyjne, nowinki na rynku ogrodniczym, a może szpalery tujowe w imię łączności z ludowymi trendami w polskim ogrodnictwie? Pytanie wiąże się też z metodą relaksacji, a nawet leczenia i wpływania na możliwości intelektualne nazywaną hortiterapią. Może drugim etapem Twojego Projektu mogło by być leczenie szeroko pojętego środowiska artystycznego z pomocą odpowiednio dobranych roślin i sposobów ich uprawy?

EJ: Jakiś czas temu zostałam zaproszona do wystawy w Wigierskim Domu Pracy Twórczej, która nosiła tytuł Flower Power. To była jedna z ostatnich wystaw w tym miejscu. W ramach tego wydarzenia rozesłałam z Wigier pocztę kwiatową, było to ponad sto przesyłek zawierających nasiona lub cebulki kwiatów wyhodowanych przez gospodynie z okolicy oraz podłoże do ich wysiania/wysadzenia. Te przesyłki dotarły również do osób z kręgu sztuki, myślę, że to mógł być początek ogrodniczej terapii. Reakcje adresatów były różne, byli tacy, którzy według otrzymanej instrukcji wyhodowali roślinkę na parapecie okna, a jako potwierdzenie przesłali mi dokumentację fotograficzną. Nie zawsze jednak trafia się na podatny “grunt”.

Wracając do uprawianych roślin, każda z instytucji otrzymała tzw pakiet aktywizujący składający się między innymi z nasion. Były to podstawowe i bardzo klasyczne propozycje, głównie warzywne, ale z moich obserwacji wpisów na naszej stronie internetowej wynika, że każdy z uczestników ma inne pomysły i preferencje. Na grządkach pojawiają się również kwiaty i zioła, wszystko w rękach właścicieli.

MS: Rośliny, uprawy, grządki i problem nieużytków to przestrzeń karmiąca się czasem. Pozostaje to w pewnej sprzeczności z działalnością galerii sztuki, które ścigają się w ilości i atrakcyjności proponowanych wystaw i akcji artystycznych, zazwyczaj krótkotrwałych. Czy Twój projekt ma być lekiem na tę pogoń za medialnym i środowiskowym uznaniem, czy może także jest krótkodystansowym wskazaniem na trendy, zainteresowania i możliwości starej, dobrej metody DIY?

EJ: Trudno mi przewidzieć jakie będą skutki Nieużytków sztuki. Aktualnie jestem pod wielkim wrażeniem, że to naprawdę się dzieje, że instytucje wykazały chęć współpracy, znając długoterminowość przedsięwzięcia i jego mało spektakularny charakter. Cieszy mnie liczba uczestników, ich aktywność ogrodnicza, którą czasem prezentują na stronie projektu. Wiele zależy teraz od relacji jaka nawiąże się między instytucjami i uczestnikami ogrodniczych działań.

Po cichu liczę, że galeryjne grządki przetrwają sezon w dobrej kondycji i wpiszą się na dłużej w krajobraz działań instytucji kultury.

MS: Bardzo dziękuję za świetny projekt i znalezienie czasu na naszą rozmowę!

Ten wywiad i inne interesujące teksty TU, a tu wkład czteroletniego Antosia w uprawianie własnych ogrodów kwiatowo-jarzynowych w środku miasta. Mam na balkonie osiem skrzynek lub doniczkowo-koszykowych odpowiedników skrzynek, w których Antoś posiał kwiaty i jarzyny. Już jemy rzodkiewki, a wśród kwitnących właśnie kwiatów typu chwasty rosną ziemniaki, zółta fasolka, buraki i marchewka. Zdjęcie – Honti.

Antosiowe male