Hiob / Auschwitz

Bogdan Twardochleb

Autor przysłał kilka dni temu takiego maila:

Kochani,

Gero Hellmuth, artysta z Singen, prawie znad jeziora Bodeńskiego, dziecko wojny (ur. w 1940 w Neustrelitz, Mecklenburg) przywiózł do Gdańska swoją wystawę, której otwarcie będzie w czwartek, czyli pojutrze, 14 lipca 2022 roku w Muzeum Drugiej Wojny Światowej. Termin otwarcia wystawy był z powodu pandemii kilkakrotnie przekładany. Hellmuth bardzo chciał tę wystawę w Gdańsku zorganizować. Początkowo była mowa o innym miejscu, ostatecznie jest Muzeum Drugiej Wojny. Nieważne. Bardzo ważne jest to, że postanowił przekazać Gdańskowi (Polsce) swą symboliczną rzeźbę – Tryptyk z Auschwitz.

Na wernisażu miałem wygłosić mowę, o którą Gero Hellmuth mnie prosił. Jestem po operacji i niestety nie mogę pojechać do Gdańska. O ile wiem, moją mowę przeczyta pani konsul generalna Cornelia Pieper. Przesyłam Wam tekst tej mowy i katalog wystawy.

Wydaje mi się, że to, co Gero Hellmuth postanowił zrobić, jest bardzo, bardzo ważne. A dziś, ze względu na to, co się w Polsce opowiada o Niemczech, jeszcze ważniejsze. Dlatego chciałem się z Wami podzielić tą ważną wiadomością. Może Was zainteresuje.

Serdecznie pozdrawiam

Bogdan


Bogdan Twardochleb

Otwierajmy drzwi

Gero Hellmuth urodził się w 1940 roku w urokliwym miasteczku Neustrelitz w Meklemburgii. Od ponad pięćdziesięciu lat mieszka w Singen am Hohentwiel blisko granicy niemiecko-szwajcarskiej. Maturę zdał w Stuttgarcie. Studiował w Akademii Sztuk Pięknych w Karlsruhe. Ukończył też historię sztuki i filozofię.

Cykl jego prac „Hiob” był w Niemczech prezentowany wielokrotnie. Przed czterema laty został po raz pierwszy pokazany w Polsce, w nowej filharmonii w Szczecinie. Muzeum Drugiej Wojny Światowej jest drugim w Polsce miejscem, gdzie można go zobaczyć. Przygotowując wystawę w Gdańsku autor poszerzył go o cykl „Auschwitz”. Dołączył też obrazy z cyklu „Dzieci wojny” w innym wyborze niż w Szczecinie, podkreślającym przerażenie jego dzisiejszą aktualnością.

Wystawa w Gdańsku ma znacznie symboliczne, bo tu, od napaści Niemiec na Polskę, wojna się zaczęła. Jest to również miasto, gdzie powstał ruch, kierowany ideą solidarności, jakże inną od wszystkiego, co niesie ze sobą wojna. Solidarność nie szuka wrogów, nie przynosi cierpienia, lecz przezwyciężając je przynosi nadzieję.

Dla Gero Hellmutha wystawa w Gdańsku jest szczególnie ważna. Sugeruje to jej nowy tytuł: „Hiob – lament i przezwyciężenie”.

W twórczość artysty z Siengen, która wynika z przemyśleń nad współczesnością, wpisane jest przekonanie o zanurzeniu człowieka w odwiecznym losie świata, rozpiętym między życiem a śmiercią, cierpieniem a nadzieją. Dlatego tak ważna jest dla niego Księga Hioba – dramat o cierpieniu i nadziei. Przeżycia i wątpliwości Hioba są w naszej kulturze doświadczeniem każdego człowieka, bo jego cierpienie jest wpisane w los każdego.

Ale jest też cierpienie, nie wynikające z losu. Cierpienie, jakie jeden człowiek świadomie zadaje drugiemu człowiekowi, decydując o jego bólu i śmierci. Lata drugiej wojny światowej były nabrzmiałe od takiego cierpienia. Jesteśmy jego dziedzicami.

Gero Hellmuth sięga po najbardziej bolesny czas w historii człowieka. Obrazuje to cykl „Auschwitz”, inspirowany filmem dokumentalnym, pokazującym więźniów tego obozu śmierci w dniu jego wyzwolenia. Na ręce jednego z nich artysta dostrzegł wytatuowany numer 19… Uznał go za symbol XX wieku, w którym ludzie zostali obrabowani przez innych ludzi z nazwisk i godności, sprowadzeni do kilkucyfrowego numeru.

Na wystawie jest też obraz „Straße der Trauer II – Weg zum Vernichtungslager“, w który wpisane są strzępy słów z Księgi Hioba, jakby wyryte na świadectwo w obozowej celi śmierci.

Częścią cyklu „Auschwitz” jest tryptyk „Auschwitz – Uwolnienie 1945”, przypominający krzyż. Powstał na 50. rocznicę wyzwolenia więźniów Auschwitz i końca wojny. Gdy był pokazywany w Berlinie, w znanym kościele św. Mateusza, został ustawiony na ołtarzu. Było to symboliczne utożsamienie ofiar Auschwitz z ukrzyżowaniem Chrystusa. Ludzie, którzy w Auschwitz decydowali o cierpieniu i śmierci innych, przywłaszczyli sobie prawo Boskie, bo nie Bóg przecież, a – jak napisała w 1946 roku polska pisarka Zofia Nałkowska – to „ludzie ludziom zgotowali ten los”. Nad sprawcami takich cierpień nie wolno roztaczać parasola milczenia. Poprzez swoje prace Gero Hellmuth, przenosząc w przyszłość ból i cierpienie więźniów Auschwitz, staje się świadkiem ich losu, a jednocześnie świadkiem czynów tych ludzi, którzy taki los im zgotowali. Napisał: „Tryptyk Auschwitz (…) ma przypominać barbarzyństwo niemieckiego narodowego socjalizmu, pod panowaniem którego Polacy i wiele innych narodowości doznało niewysłowionych cierpień, a poprzez to ma ożywiać potrzebę wyciągania nauk z przeszłości”.

Tryptyk przypomina krzyż. Jest symbolicznym przedstawieniem przejścia od mroków wojny do światła przyszłości. Jego lewa część to obraz zagłady, centrum to drzewce krzyża, zwieńczone symbolicznymi drzwiami z numerem 19, a część prawa, jasna, to obraz nowego życia, w które wpisana jest pamięć o zagładzie.

Prologiem do wystawy jest niewielka rzeźba „Znalezisko” – metalowa kołatka, ocalona z drzwi domu, który utracił swych mieszkańców. Na co dzień kołatka służy do tego, aby ktoś, kto chce wejść do domu, mógł zapukać do drzwi. Po drugiej ich stronie musi jednak być ktoś, kto zechce te drzwi otworzyć.

W latach 1939-1945 drzwi między Polakami a Niemcami były szczelnie zamknięte. Nikt do nich nie pukał – nikt nie otwierał. Kołatki i klucze do wielu domów były i pozostały bezdomne, niczyje. W tym sensie również są metaforą cierpienia.

Od wielu lat między Polakami i Niemcami jest inaczej. Drzwi są otwarte. Nie znaczy to jednak, że tak musi być zawsze. Gero Hellmuth podpowiada więc, aby korzystając z tego, co dobre w polsko-niemieckim sąsiedztwie, umacniając je, nie zapominać o czasach dla niego najgorszych. By przypominać drogę, jaką przeszliśmy od nich do wzajemnego zaufania, otwierania drzwi i symbolicznie ją powtarzać. Nie wolno nam zapomnieć, jak była trudna, bo tylko pamiętając, będziemy odczuwać, jak bezcenne jest to, co mamy dziś.

Takie przesłanie jest w pracach Gero Hellmutha. Ma wymiar ogólnoludzki, bo też w ogólnoludzkim wymiarze trzeba widzieć historyczne doświadczenie polsko-niemieckie. Wtedy będzie niczym Księga Nadziei.

W 2015 roku artysta pisał: „Kołatka wskazuje na niezwykłą wartość zaufania, jakie pomimo (…) nieszczęsnej przeszłości zrodziło się między naszymi narodami w ciągu ostatniego siedemdziesięciolecia. Częstokroć zaczynało się od tego, że ktoś pukał do czyjegoś domu”.

Wystawa Gero Hellmutha jest właśnie pukaniem do drzwi naszego domu. Zostały otwarte w Szczecinie, a teraz w Gdańsku. Dlatego tak symbolicznie ważna jest zarówno otwierana dziś wystawa, jak i jej przyjęcie.

Do wystawy artysta włączył obrazy, symbolizujące cierpienia dzieci wojny. W katalogu wystawy szczecińskiej pisał: „Dziecięce oczy (…) stawiają nieme, przeszywające pytania: Co myśmy wam zrobiły? Co skłania was do tego, by zabierać nam pokój, poczucie bezpieczeństwa, miłość, otaczające nas ramiona rodziców…”.

W 1945 roku Gero Hellmuth miał pięć lat, gdy musiał uciekać z rodzinnego domu w idyllicznym Neustrelitz. Jak wszystkie dzieci wszystkich wojen poznał niewysłowiony dziecięcy strach. Dzieci wojny, które na pewno nie się niczemu winne, doświadczają losu Hioba.

Gdy pokolenie niemieckich dzieci wojny zaczęło rozliczać się z pokoleniem swoich rodziców, wzięło na siebie odpowiedzialność za jego winy i cierpienia, jakie wyrządziło innym. Świadectw tej odpowiedzialności, której symbolem stała się Akcji Pokuty, jest w niemieckiej sztuce współczesnej i życiu społecznym bardzo wiele. Za mało je w Polsce znamy. Należą do nich prace Gero Hellmutha.

Na wystawę w Gdańsku artysta przygotował nowy obraz „Krzyk dzieci wojny”, który powstał niedawno, pod wpływem wiadomości o wojnie w Ukrainie. Los Hioba znów jest losem dzieci. Cierpią, uciekają z matkami ze swych domów, chronią się także u nas, w Polsce i Niemczech. Ich cierpienie nas łączy.

Jest też na wystawie obraz „Oczy”. Gero Hellmuth umieścił w nim fragment wiersza Hilde Domin, poetki bardzo znanej w Niemczech, zatytułowanego „Napalm-Lazarett” (1970). Wstrząsający jest opisany słowami jakby pokrewnymi stylistyce Tadeusza Różewicza obraz dziecięcego cierpienia.

„Hiob” Gero Hellmutha jest zmetaforyzowaną opowieścią o upadku ludzi i dźwiganiu się z upadku. W obrazy z tego cyklu wpisana jest sylwetka człowieka, uwikłanego w biel i czerń, odcienie szarości, wieloznaczność budzącej się czerwieni.

Po drugiej wojnie światowej ludzkość z trudem dźwigała się z upadku. Europejczycy zaczęli budować nowy dom na fundamentach obrony godności człowieka, jego praw, zgody narodów, pojednania, dialogu, solidarności, wzajemnej odpowiedzialności za świat – nasze dobro wspólne. Mimo to po drugiej wojnie światowej nie było na świecie dnia bez wojny. Dziś boleśnie uświadamia to agresja Rosji na Ukrainę. W tym kontekście wystawa Gero Hellmutha zmusza do przemyśleń, czy te wartości, w oparciu o które budujemy nasz dom, mogą zatrzymać morze zła i cierpienia? Czy są na tyle silne, by odebrać im siłę? Jak to zrobić?

Na te pytania wciąż nie ma odpowiedzi, której szuka także Gero Hellmuth. Nie zakończył swej pracy. W szkicu „Przekraczanie granic” Hans Gercke pisał, że punktem wyjścia dla jego sztuki jest „empatyczne cierpienie wobec cierpienia innych” oraz „ufność, że w tym wszystkim musi być (…) perspektywa światła i nadziei”.

Taka perspektywa jest także we wspólnych przedsięwzięciach artystów polskich i niemieckich. Przykładem tego jest dzisiejszy wernisaż, podczas którego prace Gero Hellmutha dopełniają utwory młodego polskiego kompozytora, Michała Dobrzyńskiego oraz improwizacje jego żony Ewy Gruszki-Dobrzyńskiej do Tryptyku Auschwitz, który artysta z Siengen postanowił podarować Polsce tu, w Gdańsku.

Gdańsk to miasto, gdzie od napadu Niemiec na Polskę zaczęła się druga wojna światowa, która przyniosła ludziom bezbrzeżne morze cierpień. Wciąż słychać bolesny lament, jaki spowodowała. Mocno wybrzmiewa on m.in. w słynnej „Symfonii pieśni żałosnych” Henryka Mikołaja Góreckiego.

Ideą Muzeum Drugiej Wojny Światowej jest dokumentować owo morze zła i cierpienia, a poprzez to uczyć i ostrzegać, że wojna to najwyższy przejaw zła.

Jest to tym bardziej ważne, że wciąż są ludzie, którzy uznając wojnę za metodę rozwiązywania problemów, pomnażają morze cierpień.

Gdańsk to również miasto idei solidarności. Ona wyrosła w Polsce, zrodziła się tu, w Gdańsku, i stąd rozlała się po Europie morzem nadziei, co dokumentuje Europejskie Centrum Solidarności. Przezwyciężając lament Hioba, obalając mury i kurtyny, dotarła także do Niemiec.

Rozważając to wszystko, wyraźniej możemy dostrzec głęboki sens gdańskiej wystawy Gero Hellmutha, mającej tytuł „Hiob. Lament i przezwyciężenie”. W darze artysty z Siengen widzę symbol osobiście doświadczanego przezwyciężania zła.

Gero Hellmuth puka do drzwi. Otwórzmy mu je.

Reblog: O muzyce i polityce

michalkurierBogdan Twardochleb i Michał Talma-Sutt

przedruk z Kuriera Szczecińskiego 13 lipca 2016

Debata o Polsce debatą o Europie

– NA RAZIE jest nas niewielu, ale zrobiliśmy już w Berlinie kilka dużych manifestacji, pierwszą – 19 grudnie ubiegłego roku. Otwarcie mówimy, co nam się w Polsce nie podoba i będziemy to robić nadal – zapewnia Michał Talma-Sutt, współtwórca Komitetu Obrony Demokracji w Berlinie.

Ma 47 lat, urodził się w Łodzi, jest kompozytorem. Studiował w rodzinnym mieście, potem w Paryżu, Stuttgarcie i Karlsruhe. Dwukrotnie zdobywał najwyższe nagrody w konkursach Międzynarodowej Trybuny Muzyki Elektronicznej, był stypendystą Fundacji Witolda Lutosławskiego, dyrektorem artystycznym II Międzynarodowego Festiwalu Musica Elektronica Nova we Wrocławiu. W Berlinie mieszka od 2001 roku. Jego utwory były wykonywane podczas Warszawskiej Jesieni, są prezentowane w Polsce, Niemczech, Austrii, w wielu innych krajach aż po Republikę Południowej Afryki.

***

Berliński KOD utrzymuje stałe kontakty z KOD-em w Warszawie. Jest częścią ruchu KOD-Polonia Niemcy. Polonijne KOD-y są też w Londynie, Paryżu, Nowym Jorku, tworzą się innych miastach.

– Bardzo aktywna jest grupa w Kolonii, ostatnio dołączył Heidelberg, grupa z uniwersytetu. Mamy swój newsletter, który prowadzą świetne dziewczyny z Kolonii – mówi Michał Talma-Sutt w kawiarence na Gendarmenmarkt w Berlinie.

Berliński KOD współpracuje ze stowarzyszeniem Mitte 21, którego prezesem jest Łukasz Szopa, 43-letni poeta urodzony w Tychach.Od 1987 roku mieszkał w Wiedniu, potem w USA, a od kilkunastu lat mieszka w Berlinie. Jest autorem tomów wierszy, antologii, esejów o m.in. o poezji i sztuce krajów dawnej Jugosławii. Publikował i publikuje w Polsce, Niemczech, Chorwacji, Bośni-Hercegowinie.

Michał Talma-Sutt jest w zarządzie stowarzyszenia Mitte 21, grupującego ludzi, którzy nie chcą być bierni wobec narastania w Europie nacjonalizmów i populizmów.

– Orientujemy się na środek XXI wieku, stąd nasza nazwa: Mitte 21. Gdy w Berlinie był prezydent Andrzej Duda, manifest stowarzyszenia wręczyliśmy jego małżonce – mówi Michał Talma-Sutt.

Podkreśla, że berlińscy KOD-erzy nie negują wyniku wyborów w Polsce. Czym innym jest jednak stosunek do sposobu sprawowania władzy przez parlamentarną większość.

– To możemy negować i negujemy. Jasno stoimy na stanowisku, że w państwie demokratycznym nie wolno łamać trójpodziału władz, poddawać Trybunału Konstytucyjnego kontroli polityków i skupiać nadmiaru władzy w rękach poszczególnych osób, na przykład ministra Ziobry, którego działania z poprzednich czasów dobrze pamiętamy. Jeśli dodać do tego zmiany w polskich mediach publicznych, zmiany w oświacie, czy uprawnienia, jakie ustawa antyterrorystyczna daje tajnym służbom, stawiając je poza kontrolą, to można mieć obawy, do czego to wszystko może prowadzić.

* * *

Berliński KOD zorganizował już kilka demonstracji przeciwko polityce Prawa i Sprawiedliwości, lecz – jak mówi Michał Talma-Sutt – nie chce jedynie krytykować, lecz chce rozszerzać zasięg debaty publicznej o sytuacji w Polsce.

– W samym KOD-zie w Warszawie ludzie nie zdają sobie sprawy, co zrobili. Jeśli opowiadam Niemcom, że na ulice Warszawy KOD wyprowadził 50 tysięcy ludzi, mówią, że to niemożliwe. Tu nikomu by się to nie udało. Dlatego uważam, że KOD mógłby być liderem ruchów demokratycznych w Europie, które muszą się obudzić. W przeciwnym razie ruchy narodowe i nacjonalistyczne nas zdominują.

W Berlinie jest sporo różnych organizacji i grup polskich, powstają nowe. Z reguły nie są wielkie. Od dawna działa Klub Gazety Polskiej, niedawno powstał Klub Tygodnika Powszechnego. Polacy uczestniczą m.in. w debatach, organizowanych w ramach tzw. Poli-Tisch, czyli „stolika politycznego”. Kilka tygodni temu była w Berlinie debata o Polsce, w której wzięli udział: publicysta „Polityki” Adam Krzemiński, Monika Sierdzka, była szefowa publicystyki w TVP 2 oraz prawicowy publicysta Cezary Gmyz.

– Powinniśmy zapraszać inne opcje, żeby nie było tak, że dyskutujemy tylko we własnym sosie, bo wtedy nic nie zmienimy. Trzeba zacząć walczyć o innych ludzi, chociaż z niektórymi nie ma rozmowy: powtarzają mantry, dyskusji nie da się prowadzić, ręce opadają. W Berlinie jest duża grupa zwolenników Prawa i Sprawiedliwości, przychodzą na otwarte spotkania, lecz są też tacy, którzy głosowali na PiS na znak protestu przeciwko polityce poprzedniej ekipy. Z nimi trzeba rozmawiać, można ich przekonywać – podkreśla Michał Talma-Sutt.

Dodaje, że zarówno berliński KOD, jak i stowarzyszenie Mitte 21 to ruch obywateli, którym nie podoba się to, co dzieje się w Polsce.

– Nie jestem malkontentem – mówi – bo cóż z tego, że będziemy tylko narzekać, to niczego nie zmieni. Jeśli chcemy coś zmienić, musimy prowadzić konkretne działania, szerzyć informacje o tym, co dzieje się w Polsce, próbować docierać do tutejszych Polaków. Jednocześnie trzeba myśleć o stworzeniu nowego systemu ekonomicznego dla Europy, bo dysproporcje między beneficjentami obecnego sytemu, których jest coraz mniej, a pozostałymi ludźmi, są coraz większe. Uważam, że trzeba pójść w stronę demokracji głębokiej, oddawać coraz więcej kompetencji jak najniżej, rozbudowywać społeczeństwo obywatelskie, które zmuszałoby ludzi do większej aktywności, bo wiedzieliby, że mogą więcej decydować o sobie. Brexit pokazał, że jeśli Europa chce przetrwać, musi zrobić reformy. Pokazał, że jeśli partie demokratyczne i ruchy obywatelskie nie zagospodarowują przestrzeni ludzi niezadowolonych, wtedy zagospodarowują je populiści. To stało się także w Polsce. Tylko że populiści, jak Prawo i Sprawiedliwość, nie mają żadnego pomysłu, co zrobić z władzą poza tym, żeby dojść do władzy. Dlatego robią z władzą, co chcą, co im się podoba. To są problemy, których łatwo się nie rozwiąże, ale trzeba próbować.

– Czy identyfikuje się pan z jakąś partią, która działa w Polsce?

– Mam z tym duży problem. Rozmawialiśmy o tym w Berlinie z Mateuszem Kijowskim. Główne partie w Niemczech są bardzo liczne, mocno zorganizowane, mają wielu członków, silne zaplecze, są stale obecne nie tylko w życiu politycznym, lecz w szeroko rozumianym codziennym życiu społecznym. W Polsce jest zupełnie inaczej, partie są kadrowe. Przez ćwierć wieku po przemianach demokratycznych peerelowska bierność nie została niestety zmieniona w aktywność. To było dobre dla kadrowych partii, ale teraz mamy tego skutki.

* * *

KOD w Berlinie dopiero się organizuje i we współpracy z Mitte 21 konstruuje projekty przyszłych działań.

– Na razie nie powiem więcej, żeby nie zapeszyć. Wszystko mocniej ruszy po wakacjach – zapewnia Michał Talma-Sutt.

***
O Michale i jego muzyce TU