Kot, tulipany i dwie panny

Zaczęło się od tego zdjęcia:

To mój stół wielkanocny. Kot siedzi na krześle pod stołem i czai się, żebym się obróciła,
a on (ona) wtedy wskoczy na stół i dopadnie białych papuzich tulipanów.

Okazało się, że… Zresztą czytajcie.

Dziś Wielkanoc prawosławna, jest to więc nadal wpis świąteczny z cyklu o wyższości świąt Wielkiejnocy… I najserdeczniejsze życzenia świąteczne.

Maria Szewczyk

Jej brat ożenił się z moją siostrą. A może byśmy się tak pobrali? – zapytał między jednym
a drugim robrem brydża w sanatorium, gdzie grali we trójkę „z dziadkiem”, bo czwarty do brydża właśnie zmarł. – Potem, to już będziemy całkiem starzy i chorzy, i kto nas będzie chciał? Moja siostra chciała. Po powstaniu i powrocie z obozu tułała się po obcych kątach
i właśnie po stalinowskiej przerwie skończyła medycynę zaczętą jeszcze na tajnych kompletach w czasie okupacji. Teraz będzie nareszcie miała swój kąt, męża… i jego siostrę. No więc jadę na ich ślub autostopem z wakacji z Mazur do miasteczka S. na Pomorzu Zachodnim przez pół Polski, z nocowaniem po drodze w stodole u sołtysa na sianie.
W podwórzu, przy poniemieckiej zszarzałej willi, pompuje wodę ze studni kulawy mężczyna „z plerezą” czarnych włosów i szerokim uśmiechem, istny Mastroianni z Wołkowyska. Pan młody! Pół miasteczka S., prawie wszyscy tam „ź Wilna”.
Ich ślubu ani wesela nie pamiętam, poza radosnym śmiechem, opowieściami i otwartą serdecznością jego przyjaciół Wilniuków. Wieczorem jego siostra woła mnie konspiracyjnie do pokoju, otwiera ciężki dębowy kredens, pokazuje schowaną „większą połowę” tortu, mówiąc: my jutro wychodzimy do pracy, ale ty sobie weź kawałek.
– Jak nie zapomnę, to wezmę.
Na to ona z ogromnym zdumieniem w głosie: – I ty mogłabyś zapomnieć o torcie??? Następnego dnia po przyjściu z pracy otworzyła kredens i wymruczała zawiedziona:
– Jednak nie zapomniała?! Faktycznie, zjadłam kawałek, jak mogłabym po takim pytaniu zapomnieć?

Po latach napisała kronikę swojej rodziny, w której sama o tym nie wspomina, każdy ma inny raster pamięci, bo pisze w skrócie tak: „Ślub i uczta weselna były skromne, ale wzruszające… Natomiast pamiętam pyszny tort, który nie wychodził mi z głowy przez cały następny dzień w pracy. Czy jeszcze coś dla mnie zostanie. Zostało w całości, czemu nie mogłam się nadziwić. Okazało się, że ja jedna z rodziny mam taką słabość do słodyczy”.

Natomiast ja całkowicie, jakby powiedział Freud, wyparłam z pamięci inny epizod, dla niej traumatyczny, który wspomina tak: „ Na Wielkanoc przyjechała Marysia (tzn.ja, MS). Przeniosłam się na kanapę, gościowi ustępując wygodny tapczan. W Wielką Sobotę Basia (moja siostra, a jej bratowa, MS) w pracy dostała od kogoś kilka sadzonek tulipanów (tulipan w doniczce to była wtedy rzadkość, MS). Zaraz po ustawieniu przy kuchennym oknie, najbardziej słonecznym, dopadł do nich kot i kilka pędów zżarł. Basia wymierzyła sprawiedliwość (taki eufemizm: kot dostał za swoje, MS) i nas poprosiła, żeby uważać na kwiatki i kota. Wieczorem nakazała mi spać przy zamkniętych drzwiach, a kota przydzieliła Marysi, żeby spał z nią. W nocy jak przez mgłę widziałam Marysię, która otworzyła drzwi, wrzuciła kota, zamknęła drzwi, oczywiście, skoro miały być zamknięte! Zasnęłam natychmiast twardym snem. Rano do kuchni zajrzała Basia. I w krzyk! Na parapecie siedział kot, czyścioszek, mył zadowolony pyszczek, a po kwiatach ani śladu”…

„Eta była dawno”, jak śpiewała Żanna Biczewska. Czasy były twarde, dlaczego nikt nie płakał nad kotem? I nikt go o zdrowie nie pytał? Jak kilka dni temu u Ewy na FB przeczytałam, że i jej kot wcina tulipany na wielkanocnym stole, pomyślałam, że może to potajemna namiętność kotów, koci narkotyk, jak waleriana, po kropli której, jeśli spadła na podłogę, kot rzucał się w to miejsce i wylizywał je do białości. Ponieważ nikt, łącznie z Ewą, nie był w stanie wyjaśnić tej kwestii, wyruszyłam na poszukiwania i, zgodnie z zasadą „Czego nie wiecie, szukajcie w internecie!”, pod hasłem „kot zjadł tulipany” znalazłam setki stron, forów dyskusyjnych, dobrych rad i zaleceń i drżeń o zdrowie i życie kota. Tu choć kilka z nich:

– Jeśli w twoim domu mieszka kot, to dbając o jego zdrowie i życie, powinieneś zrobić uważny przegląd hodowanych roślinek. Teza o tym, że kot nie zje tego, co mogłoby mu zaszkodzić, nie jest wcale prawdziwa… Szczególnie narażone na toksyny są małe kotki.

– By ustrzec się kłopotów, najlepiej usunąć z domu wszystkie rośliny trujące dla kota!

I tu następują długie listy roślinnych trucizn. Oczywiście są wśród nich i tulipany, choć na innych stronach, chyba na miau.pl, i w sprzecznych komentarzach znajdziesz zdanie, że kwiaty tulipanów – nie, natomiast liście, jak najbardziej. Powiało zewsząd grozą, zwłaszcze że w litaniach roślin dekoracyjnych, doniczkowych, ogrodowych i dziko rosnących znajdziesz też szalej jadowity – Cicuta virosa, który nawet takiego mędrca jak Sokrates, doprowadził do śmierci, skazano go przecież na wypicie cykuty.

No i jeszcze parę komentarzy:

– To co można posadzić na balkonie, jakie rośliny domowe są nieszkodliwe?

– Wszystkie pozostałe 🙂

– No niewiele tego zostało.

– Nie ma na liście, ale się upewnię: mieczyk nie jest szkodliwy? A pytanie numer dwa: moje koty namiętnie obgryzają melisę, czy ma ona na nie również działanie uspokajające?

– Mój 18-letni kotek pił wodę spod melisy.

– Mam wrażenie, że te wasze koty są mądrzejsze od właścicieli!

– Mój kot zatruł się lobelią… Jest aktualnie u weterynarza… Trzymajcie wszyscy kciuki 😭❤
– Może ktoś podałby listę roślin bezpiecznych dla kociaków?

I tym rozsądnym apelem kończę, nadal, po tylu latach, nie wiedząc, co kota tak bardzo ciągnie do tulipanów! Może to się wyjaśni do następnych Świąt?


Dzisiejsze zdjęcie kota i tulipanów:

Nasz rok Leśmianowski (16) / Unser Leśmian-Jahr (16)

Maria Szewczyk

informuje / informiert:

heute dzisiaj heute dzisiaj heute dzisiaj

Freitag 22.09.2017 um 18.30 Uhr entgeltfrei
VHS, Antonstr. 37
Raum 207

Leśmian – Lust und Lyrik / Leśmian – Rozkosz poezji!

Die polnische Autorin und Literaturwissenschaftlerin, Prof. Dr. Brigida Helbig wird uns in das Leben und die Poesie des polnischen Poeten der Spät-Moderne, Boleslaw Leśmian (1877 – 1937), einführen. In seinem doppeltem Jubiläums-Jahr lassen wir uns von der Magie der Poesie verzaubern.

Administratorin des Blogs fügt dazu: Leśmian ist bis heute, 80 Jahre nach seinem Tode, in Polen einer der meist gelesenen polnischen Dichter. 2016 stellten mehrere Kultureinrichtungen Polens einen Antrag an den polnischen Sejm, das Jahr 2017 zu dem Leśmian-Jahr zu berufen. Der Antrag wurde von der  polnischen PiS-Regierung abgelehnt. Infolge dessen feiern verschiedene kulturelle Einrichtungen in Polen sowie Polen im Ausland, unabhängig von offiziellen Feierlichkeiten oder deren Nicht-Existenz, diesen magischen Dichter. Auch auf diesem Blog gab es schon mehrere Beiträge über Leśmian und es wird noch mehrere geben.

Polska pisarka, poetka i literaturoznawczyni, prof. dr Brigida Helbig, zaprasza na spotkanie z poezją Bolesława Leśmiana. Wykładowczyni i organizatorka przypominsają, że rok 2017 jest prokiem podwójnie jubileuszowym, Leśmian urodził się bowiem w roku 1877 i zmarł w roku 1937.


Dazu noch ein Gedicht in der Maniere von Leśmian, geschrieben von Julian Tuwim (1894 – 1953), einen anderen wichtigen Dichter der polnischen Moderne. Er war berühmt aber auch berüchtigt für seine bissige Ironie. 1931 verfasste er eine Reihe der Parodien, die alle Vermutungen anstellten, wie der eine oder andere zeitgenössiche polnische Dichter das allgegenwärtiges Kinderliedchen “Wlazł kotek na płotek” (“Bestieg eine Katze einen Zaun”) geschrieben hätte. Auf polnisch kann man all diese Parodien HIER lesen. Das Liedchen war (und ist bis heute) sehr populär so etwa wie “Alle meine Entchen” im deutschen Sprachraum.

Wlazł kotek na płotek                          Die Katze bestieg den Zaun
i mruga,                                               und blinzelt,
ładna to piosenka,                               es ist ein schönes Liedchen,
nie długa.                                             nicht lang.
Nie długa, nie krótka,                          Nicht zu lang, nicht zu kurz,
lecz w sam raz,                                    nur richtig,
zaśpiewaj koteczku,                            singe mir, mein Kätzchen,
jeszcze raz.                                          noch einmal.

Leider sind wir nicht imstande, die Tuwims kunstvolle Parodie des kunstvollen Stils von Leśmian zu übersetzen.

Jak Bolesław Leśmian napisałby wierszyk „Wlazł kotek na płotek”

Na płot, co własnym swoim płoctwem przerażony,
Wyziorne szczerzy dziury w sen o niedopłocie,
Kot, kocurzak miauczurny, wlazł w psocie-łaskocie
I podwójnym niekotem ściga cień zielony.

A ty płotem, kociugo, chwiej,
A ty kotem, płociugo, hej!

Bezślepia, których nie ma, mrużąc w nieistowia
Wikłające się w plątwie śpiewnego mruczywa,
Dziewczynę-rozbiodrzynę pod pierzynę wzywa
Na bezdosyt całunków i mękę ustowia.

A ty płotem, kociugo, chwiej,
A ty kotem, płociugo, hej!

Nasz rok leśmianowski 11

Maria Szewczyk

Ewo, czyżbyśmy w to deszczowe lato zapomniały o tym, jakie niosły maliny smaki i pieszczoty? 

A tu dla nastroju Jan Stanisławski: Malwy, Polska Jesień

Bolesław Leśmian

W malinowym chruśniaku

W malinowym chruśniaku, przed ciekawych wzrokiem
Zapodziani po głowy, przez długie godziny
Zrywaliśmy przybyłe tej nocy maliny.
Palce miałaś na oślep skrwawione ich sokiem.

Bąk złośnik huczał basem, jakby straszył kwiaty,
Rdzawe guzy na słońcu wygrzewał liść chory,
Złachmaniałych pajęczyn skrzyły się wisiory
I szedł tyłem na grzbiecie jakiś żuk kosmaty.

Duszno było od malin, któreś, szapcząc, rwała,
A szept nasz tylko wówczas nacichał w ich woni,
Gdym wargami wygarniał z podanej mi dłoni
Owoce, przepojone wonią twego ciała.

I stały się maliny narzędziem pieszczoty
Tej pierwszej, tej zdziwionej, która w całym niebie
Nie zna innych upojeń, oprócz samej siebie,
I chce się wciąż powtarzać dla własnej dziwoty.

I nie wiem, jak się stało, w którym okamgnieniu,
Żeś dotknęła mi wargą spoconego czoła,
Porwałem twoje dłonie – oddałaś w skupieniu,
A chruśniak malinowy trwał wciąż dookoła.

Jan Stanisławski, czołowy reprezentant symbolizmu w polskim malarstwie pejzażowym. Urodzony w 1860 w Olszanie na Ukrainie, zmarł w 1907 w Krakowie. 

Ule, 1895


Malwy, 1905

620 lat i miesiąc

Maria Szewczyk

Paolo Uccello i smok nad Wisłą

Konia z rzędem temu, kto w czwartek, 15 czerwca 2017 świętował 620 urodziny Paolo di Dono, zwanego Uccello (15.06.1397 – 15.12. 1475). Ten jeden z najwybitniejszych artystów florenckiego Quattrocenta, twórca obrazów i fresków religijnych, kompozycji batalistycznych, portretów i mozaik był uważany za prekursora malarstwa perspektywicznego. Uczczę Uccello tym tekstem w miesięcznicę jego 620 urodzin (Uccello – Uczczę, taki jest sens jego przydomku), bo jak dotąd nie doczekał się nawet wpisu w polskiej wersji Wikipedii.

Z pięknym albumem o Uccello – Paolo d’Ancona: Paolo Uccello, Verlag Anton Schroll, Wien/München 1960, zetknęłam się w późnych latach 60. To, że wymieniam tu wydanie niemieckie, a nie rok wcześniejsze wydanie włoskie, Wien/Milano, ma swoje uzasadnienie. Tu ten obraz Uccello, o który właśnie chodzi. Resztę opiszę poniżej.

W latach 60 i 70 uczyłam języka polskiego na kursach dla slawistów, studentów przyjeżdżających na Uniwersytet Warszawski. Czasami zgłaszali się do mnie także pracownicy ambasad lub ich żony chcące się nauczyć mówić po polsku. Jedną z nich była Laura Feira, która skracała sobie czas pobytu w Polsce lekcjami, kupowaniem antyków, wyjazdami do Wiednia po najnowsze modele sukienek, kosmetyki itp. Nie pmiętam, czy to z jednej z takich wypraw czy z Międzynarodowych Targów Książki w PKiN przyniosła ten album o Paolo Uccello. Album był okazały, zachwycał wspaniałymi reprodukcjami tego mistrza wczesnego renesansu włoskiego. Laura miała z nim tylko jeden problem. Wielostronicowy wstęp i komentarze do obrazów były w języku niemieckim, którego nie znała. Jako żona brazylijskiego dyplomaty spędziła już cztery lata w USA i taki sam okres we Francji, i oprócz portugalskiego w jego wydaniu brazylijskim mówiła biegle po angielsku i francusku, i chciała się koniecznie dowiedzieć czegoś bliższego o Paolo Uccello. A tu cały wstęp po niemiecku, którego ja też wtedy jeszcze nie znałam. Prosiła mnie, bym znalazła kogoś, kto przetłumaczyłby ten tekst z niemieckiego na francuski. W siermiężnej atmosferze PRL lat 60 znalezienie kogoś takiego graniczyło prawie z cudem. A jednak udało mi się taką osobę „upolować”.

Paolo Uccello, Polowanie w lesie, ok. 1470, Ashmolean Museum, Oxford

I kimś takim była Maria, hrabina de Lavaux. Ta leciwa dama, bibliotekarka w bibliotece Związku Łowieckiego, która w latach 20 zdobywała nagrody w wyścigach samochodowych, a w latach 30 była redaktorką czasopism motoryzacyjnych, w latach 60 uczyła prywatnie języków różnych, od angielskiego, przez francuski, do niemieckiego. Ona też podjęła się przetłumaczyć ten tekst w stosunkowo krótkim czasie, bo nie sprawiało jej problemu tłumaczenie wprost z niemieckiego na francuski, i to bez korzystania ze słowników. Za ten przekład miała dostać niebagatelną wówczas sumę 3 tysięcy złotych (przeciętna miesięczna pensja wynosiła wtedy 1200 złotych, co w niedopuszczonym przez cenzurę zakończeniu piosenki Osieckiej o „Okularnikach” brzmiało: „Potem żyją w małym mieście za te polskie tysiąc dwieście itp., itd., itp.” I tylko dlatego znamy złagodzoną wersję z podwyżką: „Potem wiążą koniec z końcem za te polskie dwa tysiące itp.itd.,itp.”), ale z kolei te trzy tysiące za tłumaczenie nie były żadnym problemem dla żony dyplomaty z Brazylii.

Tak więc przekład byłby skończony w terminie ku zadowoleniu obu stron. Byłby… gdyby nie wypadek! Hrabina, która dobrze się czuła za potężnym biurkiem w Bibliotece Łowieckiej, poruszała się po Warszawie już mniej pewnym krokiem. Przechodząc pospiesznie przez tory tramwajowe przy Placu Narutowicza, dostała się nagle pod ruszający tramwaj, który na szczęście w porę wyhamował.

Paolo Uccello, Bitwa pod San Romano, ok. 1435-55, Galleria degli Uffizi, Florencja

Leżę ja tu pod tym tramwajem – opowiada Hrabina, gdy odwiedzam ją w szpitalu – a tu jakaś dama „z Waszecia”, pyta mnie: A ile to pani ma lat? Byłam połamana i wściekła – dziewięścset – odpowiadam jej. – A kto to puszcza taką staruszeczkę samą z domu? – Potem gazety pisały, że dostała się pod tramwaj 90-letnia staruszka!

Hrabina ma nogę na wyciągu, a rękę aż po ramię w gipsie. – Na szczęście lewa! – mówi. Obok niej leży wielki i ciężki album oraz plik notatek. – Na szczęście mam godne towarzystwo. Paolo Uccello leży tu razem ze mną – dodaje. – Tłumaczy pani dalej? Bez słownika? – Inaczej umarłabym z nudów! Raz tylko nie mogłam sobie za nic przypomnieć… on maluje smoki, a ja się męczę, bo na śmierć zapomniałam, jak się nazywa smok po francusku??? Nagle, drzwi się otwierają z hukiem i do sali wkroczyła pielęgniara, nie weszła, tylko wkroczyła, jak dragon!…O, mon Dieu, le dragon!!! Le dragon, toć to smok po francusku!

Tak to francuski smok, le dragon, niemiecki der Drache, z obrazu Paolo Uccello, włoskiego mistrza wczesnego Quattrocento, zawitał (na krótko) w latach 60 nad Wisłę. No cóż, nawet Lem podejrzewał, że jeśli się dostatecznie zagęści prawdopodobieństwo, to zaczynają się pojawiać smoki!

Berlin, 15.06.2017

PS.

Refleksja o relacji smoka i kobiety: wg legendy smok więził księżniczkę, a na obrazku wygląda to trochę, jakby go ona wyprowadziła na spacer na smyczy. Niewykluczone, że rycerz projektuje swoją dzikość na kobietę i wiąże z nią jej wyobrażenie w postaci smoka, którego zwalcza. Ona jest łagodna, on waleczny, a między nimi smok “ofiarny”. I ideał spełniony!

Paolo Uccello, Św. Jerzy i smok, ok. 1470, National Gallery, London

Nasz prywatny rok Leśmiana

PiS odmówił uznania, że Bolesław Leśmian jest godnym Bohaterem Roku. Poecie nie jest z tym chyba źle, w końcu Tuwim też nie dostał się do pisowskiego panteonu Twórców Narodowych. Widocznie są obaj gorszego sortu, uczcimy go zatem w tym roku jak najbardziej prywatnie my – obywatele gorszego sortu. Dziś rocznica urodzin poety (22 stycznia 1877 w Warszawie, zm. 5 listopada 1937). Zaczynamy zatem!

Na urodziny Leśmiana, 22. 01. 1877 Maria Szewczyk proponuje:

Bolesław Leśmian – “Szewczyk”

W mgłach daleczeje sierp księżyca,
Zatkwiony ostrzem w czub komina,
Latarnia się na palcach wspina
W mrok, gdzie już kończy się ulica.
Obłędny szewczyk – kuternoga
Szyje, wpatrzony w zmór odmęty,
Buty na miarę stopy Boga,
Co mu na imię – Nieobjęty!
Błogosławiony trud,
Z którego twórczej mocy
Powstaje taki but
Wśród takiej srebrnej nocy!

(…)

Wśród takiej srebrnej nocy!
Dałeś mi, Boże, kęs istnienia,
Co mi na całą starczy drogę –
Przebacz, że wpośród nędzy cienia
Nic ci, prócz butów, dać nie mogę.
W szyciu nic nie ma, oprócz szycia,
Więc szyjmy, póki starczy siły!
W życiu nic nie ma, oprócz życia,
Więc żyjmy aż po kres mogiły!


Tadeusz Makowski (1882-1932), Szewc 1930, Muzeum Narodowe w Warszawie