13 grudnia 2020, Berlin (nadal podzielony?)

Ela Kargol

Wybrałam się z mojej zachodniej części Berlina w kierunku wschodnim do dzielnicy, która po ponownym zjednoczeniu miasta połączyła się z dzielnicą zachodnią i teraz razem nazywają się Friedrichshain-Kreuzberg. Friedrichshain od Kreuzbergu dzieli Szprewa, a most Oberbaumbrücke kiedyś dzielący miasto, państwo i Europę połączył obie dzielnice i stał się ich herbem.

Volkspark Friedrichshain jest najstarszym parkiem publicznym w Berlinie, drugim co do wielkości po Parku Tiergarten, a początek dał mu Peter Joseph Lenné w setną rocznicę koronacji Fryderyka Wielkiego. Zaprojektowany przez Johanna Heinricha Gustava Meyera rozciąga się na powierzchni ponad 52 hektarów.

Nigdy tu nie byłam. A dzisiaj jest 13 grudnia, data dla każdego Polaka bardzo ważna, bo jak powiedział szczeciński poeta Marek Maj: „Wszyscy jesteśmy trochę grudniowi…” Przyjechałam wcześniej, żeby się rozglądnąć. Chciałam koniecznie zobaczyć te baśniowe rzeźby przy baśniowej fontannie. Märchenbrunnen, fontanna zaprojektowana została przez Ludwiga Hoffmanna, a postaci z baśni braci Grimm są dłuta przede wszystkim Ignatiusa Taschnera. Nie pomyślałam, że to nie ta pora roku, że grudzień, a do tego 13. Czerwonego Kapturka, Śpiącą Królewnę, Kopciuszka i inne baśniowe figury internowano. Wsadzono do pudeł i muszą czekać do wiosny. Ja też muszę poczekać.

Z drugiej strony parku inne postaci, już nie z bajki, stoją w braterskim uścisku i stoją na straży pamięci o radzieckim wyzwolicielu, jego polskim pomocniku i dobrym Niemcu antyfaszście. Pomnik Żołnierza Polskiego i Niemieckiego Antyfaszysty pojawił się w Parku Friedrichshain w 1972 roku. Szumnie i dumnie został odsłonięty przez ówczesne władze obu krajów. W centrum pomnika stoją dwie wysokie betonowe kolumny, które u góry otacza powiewająca na wietrze flaga. Flaga jest z brązu, ale patrząc na godła państw zamieszczone poniżej, możemy się domyślać, jakie ustroje państwowe reprezentuje. Dalej, z tyłu pomnika na poziomej ścianie wykuty jest napis w dwóch językach: „Za wolność naszą i waszą”.

Zawsze ktoś będzie za naszą wolność walczył, od powstania listopadowego, kiedy te słowa Lelewela (też w dwóch językach, tym drugim był rosyjski) pojawiły się na sztandarch, aż do dzisiaj, cały czas są aktualne.
W 39 rocznicę wprowadzenia stanu wojennego w Polsce na ulicę nie tylko polskich miast wyszły Kobiety i to one dzisiaj stają do walki. „Dziewuchy Berlin” były inicjatorkami spotkania przy pomniku, spotkania rocznicowego z błyskawicą w tle. Brawo Dziewuchy Berlin!!!

Nad pomnikiem zagrzmiało.

Tuż za pomnikiem, jednak mocno męskim, zadbanym, wyeksponowanym jest bardzo zaniedbany ogród „Duft- und Behindertengarten“ (ogród zapachowy dla niepełnosprawnych!?!?). Od razu poczułam zapach pewnego ziela i zobaczyłam grupę młodych ludzi, którzy choć nielegalnie ze względu na pandemię i to drugie dbają o to, żeby korzystać z ogrodu zgodnie z jego przeznaczeniem, mając na uwadze pierwszą część nazwy ogrodu. Mnie zainteresowało coś innego, a mianowicie rzeźba w podobnym jak ogród zaniedbanym stanie, rzeźba kobiety z dzieckiem „Mutter mit Kind”. Autorem rzeźby jest urodzony w Szczecinie Edmund Gomanski (1854-1930, Gomanski jest też twórcą Fontanny Ceres w Opolu). Szkoda, że o matce z dzieckiem nikt nie pamięta. Nie spodziewałam się takiego zakończenia mojej wyprawy na drugi koniec Berlina. 30 lat po upadku muru odczułam, że to miasto jest ciągle podzielone.

Ale od początku. Zamawiając taksówkę we Friedrichshainie nie pomyślałam, że taksówkarz będzie też z tego fyrtla. Jechaliśmy w moim kierunku do Berlina Zachodniego, do Wilmersdorfu. Wsiadałam do taksówki tuż pod pomnikiem, z daleka słychać było głośną muzykę. Dziewuchy biły piorunami. Grzmiało. Taksówkarz zbulwersowany zapytał, czy tam odbywa się jakieś party. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że nie, że jest to impreza okolicznościowo-rocznicowa, nie wyjaśniając niczego.

Dojechaliśmy do Schönebergu i dalej ani rusz.
„Pani to chyba często nie jeździ taksówkami?”
„Dopiero się uczę”, odpowiadam.
„No bo takiemu taksówkarzowi z ostu trzeba chociaż w przybliżeniu dać jakiś punkt zaczepienia, gdzie ma jechać, sam adres nie wystarczy.”
Pan kierowca nie korzystał, zresztą tak samo jak ja, z najnowszych osiągnięć techniki.
„Tu już każdą ścieżkę znam, poprowadzę.”
Nie pomyślałam tylko, że znam każdą ścieżkę, ale rowerową. Pokluczyliśmy znowu trochę, szukając
drogi do domu, mojego.
„Co pani robiła w tej części miasta?”
Więc opowiadam, że najpierw chciałam zobaczyć te baśniowe figury przy Baśniowej Fontannie, że nigdy tam nie byłam, a potem poszłam pod pomnik, który znam tylko ze zdjęć i opowieści, że dzisiaj 13 grudnia, rocznica wprowadzenia stanu wojennego, że pod pomnikiem, „Dziewuchy Berlin“ (tu wyjaśniłam, co to za grupa) zorganizowały performance i rocznicowe obchody.
Chyba nie był zachwycony, w dalszym ciągu był zbulwersowany głośną muzyką, którą słyszał. Znał na pewno inne ceremonie obchodzenia rocznic.
„Żołnierze obracają się chyba w grobie. Tak nie można”, ja na to, że pod pomnikiem raczej nie jest nikt pochowany.
„Oni są wszędzie, wszędzie są ich kości, w całych Niemczech”, po chwili uściśla, „w całych wschodnich Niemczech“.
Jedziemy dalej w milczeniu, drogą główną, co by już nie błądzić.
I nagle „wschodni taksówkarz” znowu przerywa milczenie,
„Vier Panzersoldaten und ein Hund“.
Chwilę nie wiem, o co chodzi, czy znowu pogubił drogę. Nie, to przecież czterej pancerni, on ich kojarzy z tym pomnikiem.
„Skąd pan to zna?”
„To że znam, jest odpowiedzią. Myśmy ten serial bardzo chętnie oglądali.”
„My też, my chyba chętniej. Jak można oglądać chętnie film, o swoich ziomkach, którzy przegrywają wojnę, są mordercami i jakby tego było za mało na każdym kroku są wyśmiewani?”, pytam odważnie.
On na to, że w Niemczech byli też niemieccy antyfaszyści:
„Zna pani chyba historię?”
„Historią można łatwo manipulować”, odpowiadam.
Milczymy, czuję, że stąpam po kruchym lodzie, ale on też jest ostrożny.
Nagle taksówkarz zaczyna nucić, po chwili ja z nim. Mówi, że słów nie pamięta, ale to piękna piosenka. Więc zaczynam śpiewać po polsku, „Deszcze niespokojne potargały sad…”
Niemieckiej wersji nie znam, dopiero w domu znajduję.

Stürmisch ziehen Wolken
Bis zum Horizont
Und wir werden folgen
Wir ziehen an die Front.
Wird der Feind bezwungen
Ist der Sieg errungen

Und der Krieg ist aus.
Und die Welt wird schön sein
Und der Mensch wird frei sein.
Kehren wir nach Haus.

Polskie Odziały Wartownicze przy Armii Amerykańskiej

Tadeusz Rogala

W Niemczech i w Europie

Przy okazji 75 rocznicy zakończenia II wojny światowej warto przypomnieć los Polaków po zakończeniu wojny i ich udział w odbudowywaniu zniszczonej Europy.

Po zakończeniu działań wojennych w strefach zachodnich Niemiec przebywało około półtora miliona Polaków. Byli to więźniowie obozów koncentracyjnych, obozów jenieckich oraz osoby przebywające na robotach przymusowych. Były też ludzie, którzy z różnych względów znaleźli się na tym terenie, jak np. Brygada Świętokrzyska, która w liczbie ponad tysiąca osób przeszła przez front do strefy amerykańskiej – w obawie przed represjami ze stony Sowietów – wyzwalając po drodze kobiecy obóz koncentracyjny w Holiszowie (Czechy), uwalniając około 700 więźniarek, w tym 167 Polek oraz ponad 200 Żydówek.

Wielu Polaków z terenów wschodnich Niemiec przedzierało się na Zachód, mając nadzieję na spotkanie się z Polskimi Siłami Zbrojnymi, będącymi pod władzą Rządu Rzeczypospolitej w Londynie i możliwość wstąpienia do tej formacji wojskowej. Ludzie liczyli, że istniejący stan rzeczy na ziemiach polskich ulegnie zmianie i wkrótce te ziemie będą wolne od okupacji radzieckiej. Inni Polacy przesuwali się na Wschód pragnąc jak najszybciej wrócić do domu. Wielu Polaków z kresów wschodnich nie miało jednak dokąd wracać.

Mocarstwa zachodnie uważały, że z chwilą przeprowadzenia w Polsce wolnych wyborów, także reszta Polsków wróci do kraju. Większość Polsków jednak takiej nadziei nie miała, wielu liczyło się niebezpieczeństwem nowych prześladowań ze strony władzy narzuconej przez Związek Radziecki.

Już w roku 1944 zawarta została między Główną Kwaterą Dowództwa Frontu Europejskiego SHAEF i polskimi władzami wojskowymi ogólnikowa umowa na temat użycia wyzwalanych jeńców Polaków i wyzwolonych robotników przymusowych w oddziałach Labor Service (służba pracy). Już wtedy brano pod uwagę, że w wyzwalanych stopniowo Niemczech mogą powstać zadania techniczne i wartownicze dla większej ilości ludzi godnych zaufania, a nie przygotowanych do objęcia służby wojskowej.

Wladze okupacyjne w Niemczech kierowały się tym, aby wszystkich uchodzców skierować do krajów pochodzenie, czyli ich repatriację. Nie przewidywano, aby taka ilość osób wysiedlonych (displaced persons, w skrócie DP, w powszechnym użyciu dipisi) miała możliwość pozostania. Dipisów umieszczono bądź to w dawnych obozach lub byłych niemieckich koszarach wojskowych. I tak np. w Ludwigsburgu w koszarach niemieckich i budynkach obozowych przebywało, w pewnych okresach do 14 tysięcy Polaków. Obóz ten istniał do początku lat pięćdziesiątych. Obozy były prowadzone przez UNRA, potem przez IRO. Wiele osób wróciło do kraju, czy poprzez repatriacje, czy też na własną rękę, jednakże duża część Polaków pozostała ze względu na sytuację politycznąj.

W pierwszych trzech latach po zakończeniu wojny praktycznie nie było możliwości pracy dla osób wysiedlonych. W tych niezwykle trudnych wyrunkach życia uchodzców i ich bezczynności należało czymś zająć dziesiątki tysięcy mężczyzn, zdolnych do pracy. Taką możliwość pracy dały im Oddziały Wartownicze. A wartownicy byli potrzebni, wojska okupacyjne wyjeżdzały z terenu Niemiec, natomiast pozostało dużo obiektów do strzeżenia, jak składy, lotniska, obozy internowanych. Koncepcja wojsk wartowniczych odpowiadała tradycjom Armii Amerykańskiej, która nie miała przymusowej służby wojskowej i chętnie posługiwała się personelem pomocniczym innej narodowości.

Podpisana wcześniej umowa przewidywała wypłatę wynagrodzeń dla Labor Service według skali dla Polskich Sił Zbrojnych w Anglii. Na podstawie tej umowy dowódcy armii amerykańskiej, 7 Armii w Heidelbergu i 3 Armii w Monachium,wydali rozkazy upoważniające do tworzenia oddziałów wartowniczych. Pierwsze kompanie wartownicze powstały już w maju 1945 roku. W praktyce odbywało się to w ten sposób, że dowódcy jednostek amerykańskich, którzy nie mogli wykonać zadań ze względu braki w ludziach, zwracali się do najbliższego ośrodka byłych jeńców polskich, wyszukiwali w nim oficera i zlecali mu formowanie kompanii wartowniczej, nie dając żadnych regulaminów i wskazówek co do zasad organizacji. Oficerowie dobierali sobie młodszych oficerów i podoficerów, i opierając się na znanych sobie regulaminach i wzorach organizacyjnych polskich, formowali od dołu formację typu wojskowego polskiego, a podlegającą dowództwu amerykańskiemu, które jednak nie wtrącało się do szczegółów i pozostawiało dużą swobodę dowódcom polskim.

Ponieważ sprawa uzupełnień i organizacowania nowych jedynostek nastręczała dużo trudności, z projektem powołania Głównej Sekcji Łącznikowej polskiej, wystąpił mjr Leopold Koziebrodzki, oficer łącznikowy przy dowództwie 7 Armii. Rozkazem z 3 listopada 1945 roku powołano do życia Polską Sekcję Łącznikową pod nazwą 8th Labor Supervision Area, na czele której stanął płk. Franciszek Sobolta. Podstawy regulaminowe dla Oddziałów Wartowniczych zostały ustalone dopiero w maju 1946 roku, zaś ostatecznie ujednolicone dla wszystkich jedynostek dopiero w maju 1947 roku.

Część jednostek pełniła służbę przy lotnictwie amerykańskich, jednostki te przemianowano na szwadrony wartownicze (Labor Service Squadron). W ramach Labor Service obok kompanii wartowniczych istniały kompanie pracy, wykonujące różne zadania techniczne oraz kompanie transportowe (Truck Co), szczególnie popularne, ponieważ dawały sposobność zdobywania umiejętności kierowania samochodami, a także ich konserwacji i naprawy. Istniały także kobiece Oddziały Wartownicze. W Käfertal utworzono pluton kobiet pod dowódctwem por. Ireny Markiewicz, zapoczątkowany przez 22 byłe członkinie AK, przybyłe z obozu w Burg. Liczebność tego plutonu dochodziła do 140 osób.

Pod koniec roku 1945 władze amerykańskie podały zapotrzebowanie na 25 tysięcy nowych wartowników. Oddziały wartownicze pilnowały obozów jenieckich, gdzie tylko w strefie amerykańskiej przeszło przez nie ponad dwa miliony jeńców niemieckich. Drugą kategorią były obozy dla przestępców wojennych. Poza tym istniały więzienia dla skazanych przestępców wojennych oraz więźniów śledczych, czekających na rozprawę przed sądem norymberskim. W procesie głównych przestępców wojennych służbę pełniła amerykańska policja wojskowa, która później została zastąpiona przez kompanie wartownicze bałtyckie i polskie. Niekiedy można było na kronikach filmowych zobaczyć naszywkę Poland na mundurach eskorty przestępców wojennych.

Innym ważnym zadaniem wartowników było strzeżenie obiektów wojskowych i mienia armii amerykańskiej. Nie było to zadanie wdzięczne. Z chwilą zakończenia wojny prawie wszystkie magazyny armii niemieckiej, wszystkie wojskowe i cywilne ładunki towarów kolejowych zostały przez miejscową ludność rozgrabione. Prawie cały przemysł niemiecki stanął, a dla ludności głównym źródłem zdobycia niezbędnych artykułów była grabież. Na wyprawy do amerykańskich magazynów szły całe zorganizowane bandy, nieraz bardzo dobrze uzbrojone. Obok rabunku występowały kradzieże dokonywane przez liczny personel lokalny, zatrudniony przy transportach, magazynowaniu, w warsztatach wojskowych itd. Musiały być też strzeżone obiekty wojskowe, mieszkania wojskowych i cywilnych przedstawicieli mocarstw okupacyjnych, parkingi, biura itp. Zamiarem władz okupacyjnych było ograniczenie armii okupacyjnej do możliwego minimum, a wszystkie zadania wartownicze miały przejąć nowo tworzone formacje wartownicze.

Zarówno polscy jeńcy wojenni, jak i byli robotnicy przymusowi, którzy nie decydowali się na powrót do kraju, chętnie zgłaszali się do Oddziałów Wartowniczych. Do roku 1950 nie było problemów z rekrutacją szeregowców i podoficerów. Dużą rolę odgrywało przywiązanie do munduru, ale motywowały też na ogół lepsze warunki bytu w kompaniach w porównaniu do życia obozowego.

W roku 1946 roku powołanow w Käfertal, w byłym obozie jenieckim, obóz jednolitego szkolenia dla Oddziałów Wartowniczych pod nazwą „Polskie Zgrupowanie Wojskowe” – Polish PWX-Camp Nr 1, który następnie przekształcono na „RAMP (recovered allied military personnel) Replacement Guard Center”. Do roku 1955 w obozie Käfertal uformowano ogółem 133 kompanie, wyszkolono 842 oficerów Oddziałów Wartowniczych, 3787 podoficerów i 26087 szeregowych. Ogółem przez szkolenie w obozie Käfertal przeszło 39 294 wartowników. Dowódcą obozu był ppłk. Juliusz Filipkowski. W okresach szczytowych ogólna liczebność kompanii wartowniczych dochodziła do 40 000 wartowników.

Cały czas po roku 1945 następowała emigracja Polaków do Anglii, Ameryki, Australii nie tylko z obozów przejściowych, ale także z Oddziałów Wartowniczych. Tylko od września 1948 roku do września 1950 roku z Odziałów Wartowniczych wyemigrowało ponad 10 000 Polaków. Ponieważ żołnierzom z Oddziałów Wartowniczych można było wypowiedzieć służbę natychmiastowo, a także wystąpić z nich bez wypowiedzienia, występowała cały czas rotacja. Przyjmuje się, że poprzez Oddziały Wartownicze przeszło około 200 tysięcy Polaków.

Szczególnie po reformie waluty w roku 1949 mieszkańcy obozów cywilnych patrzyli z zazdrością na wartowników, uważając, że mają dobre zarobki. Przed reformą waluty pracowano nie tylko w Oddziałach Wartowniczych, ale w ogóle w Niemczech nie dla uposażenia, ale dla otrzymania lepszych przydziałów żywności. Bolączką Oddziałów Wartowniczych było zagadnienie ubezpieczeń społecznych, początkowo sprawa ta nie była uregulowana. W końcu sprawę ubezpieczeń załatwiona została drogą objęcia wartowników jak i innych pracujących „osób wysiedlonych”, także tych przebywających w obozach dla wysiedlonych, przez niemieckie ubezpieczenia społeczne.

W latach 1945-1947 około 50% wartowników było zakwaterowanych w koszarach murowanych, 30% w budynkach cywilnych, a 20 – w barakach drewnianych. Zdarzało się, że zakwaterowani byli w namiotach.

Jak pisał w „Ostatnich Wiadomościach” z 1 stycznia 1949 roku płk. F. Sobolta:

Służba w Oddziałach Wartowniczych nie jest celem – jest środkiem do osiągnięcia celu. Oddziały Wartownicze składają się z ludzi, którzy powzięli indywidualną, nieskrępowaną żadnym naciskiem z zewnątrz decyzję pozostania poza krajem. W wyniku tej decyzji wstąpili oni dobrowolnie do organizacji, która umożliwiła im przetrwanie i przygotowanie się do właściwej emigracji w warunkach znacznie lepszych, niż te jakie miała pozostała część społeczności polskiej w Niemczech (…).
Podstawą tego zbiorowego wysiłku jest dobra służba wartownika stojącego na posterunku, wzorowa praca robotnika w kompanii pracy, sumienna jazda kierowcy w kompanii samochodowej. Tylko i wyłącznie tej uczciwej codziennej bezimiennej pracy Oddziały Wartownicze zawdzięczają dobre imię u swych pracodawców, wśród społeczności polskiej i u Niemców, w których kraju żyją.

Na egzystencję Oddziałów Watrowniczych wpływały dwa warunki. Z jednej strony rząd amerykański dążył do ograniczenia stanów liczbowym Armii Amerykańskiej, co przemawiało za tworzeniem i zwiększaniem Oddziałów Wartowniczych, a z drugiej – dążenie Rosji Sowieckiej do zlikwidowania za wszelką cenę polskich formacji w wolnym świecie, jeśli miały nawet w najmniejszym stopniu charakter wojskowy. W marcu 1946 roku warszawska misja wojskowa w Berlinie złożyła w Najwyższej Radzie Kontroli notę protestującą przeciw tworzeniu „oddziałów wojskowych”, które miały być podstawą dla „działalności emigracyjnych elementów faszystowskich”. W rezultacie Sowiety domagały się w tej nocie rozwiązania Oddziałów Wartowniczych.

Efektem tego był wydany w kwietniu 1946 roku zakaz noszenia jakichkolwiek odznak, uwidaczniających stopień oficerski lub podoficerski, a także zakaz salutowania. W praktyce zarządzenie okazało się niepraktyczne, dlatego już w czerwcu wprowadzono osobne oznaki oficerskie i podoficerskie. Istnienie umundurowanych i uzbrojonych formacji polskich nie podovało się też niektórym instytucjom niemieckim. Pod wpływem akcji sowieckiej, w pewnej mierze popartej przez instytucje niemieckie, doszło do przemundurowania Oddziałów Wartowniczych, a ściślej – przefarbowania zielonych mundurów amerykańskich na kolor granatowy.

Sprawowanie służby wartowniczej przez Polaków w Niemczech na terenie strefy amerykańskiej, a później także angielskiej miał różnorodny wpływ na stosunki polsko-niemieckie. Wartownicy byli częścią sił okupacyjnych. Polacy z różnej kategorii niewolników stali się współokupantami, a niejako częścią aparatu, sprawującego w Niemczech władzę. Polacy mieli to samo poczucie wartości i swojej władzy co armie okupacyjne, jednak nie było jej nadużywania. Pełnienie służby wartowniczej na terenie Niemiec podniosło w tutejszym społeczeństwie wartość Polaków. Jednakże były akcje i intrygi przeciw wartownikom, wychodzące od miejscowego społeczeństwa. Po okresie, gdy  ludność miejscowa biernie poddawała się okupacji aliantów, przyszedł okres reakcji, co skierowane zostało również przeciw polskim wartownikom. Najbardziej uwydatniło się to w roku 1947. Potem akcje przeciw wartownikom polskim ucichły. W Niemczech powojennych było dużo biedy, zwłaszcza w pierwszych latach. Nieraz można było widzieć czy to zbiegów ze Wschodu, czy inwalidów wojennych wyciągającego rękę do polskiego wartownika, a także znane były opinię, że od Polaka otrzymał prędzej jałmużnę niż od tubylca. Tam, gdzie wartownik w służbie czy poza nią spotykał się z ludnością miejscową, następowała poprawa stosunków.

Kompanie Wartownicze były dla Polaków nie tylko możliwością przetrwania trudnego okresu powojnennego, ale stanowiły swojego rodzaju szkołę życia. Trzeba przypomnieć, że na obczyżnie w Niemczech znalazło się wiele tysięcy polskiej młodzieży. Na roboty przymusowe wywożono osoby od czternastego roku życia. Przebywały na robotach przymusowych także całe rodziny.

Jeżeli kompanie wartownicze (…) nie są organizacjami, której byt zależy od takich czy innych ram formalnych – to tylko i jedynie dzięki temu, że stanowią one przede wszystkim szkołę wychowania. Kompanie wartownicze od początku swego istnienia mają równocześnie ambicję kształtowania poglądów wartownika oraz jego stosunku do ciążących na nim zadań i obowiązków człowieka i Polaka.

– pisały „Ostatnie Wiadomości” nr 2 z 6 stycznia 1948 roku.

W numerze 255 z 11 września 1946 roku czytamy

Dowódca każdej kompanii w obecnych warunkach życia na obczyźnie (…) posiada zwiększone obowiązki. Wynikają one z faktu, że podporządkowani mu ludzie są oderwani od ziemi ojczystej, że pozbawieni są nie tylko domu rodzinnego, ale i opieki oraz kierownictwa ze strony rodziców (…). Dowódca kompanii ludziom tym musi zastąpić ojca. W ten zaś sposób ponosi faktyczną odpowiedzialność za należyty rozwój duchowy i umysłowy powierzonej mu kompanii.

A z okazji obchodów Święta Żołnierza w 1946 roku „Ostatnie Wiadomości” piszą znowu:

Jesteśmy niejako przedstawicielami Polski na obczyźnie, a to zobowiązuje. Pracą i wzorowym postępowaniem winniśmy udowodnić, że w pełni zdajemy sobie sprawę z odpowiedzialności, jaka na nas ciąży. W tym leży sens emigracji, aby tu, na obczyźnie, jedynością woli i czynów, zdyscyplinowaniem i wysiłkiem utorować sobie i krajowi drogę do nowej, lepszej przyszłości.

Polacy skupieni w Oddziałach Wartowniczych starali się uzupełniać swoje wykształcenie, przerwane przez wojnnę, i rozwijać się intelektualnie. W Käfertal ukazywała się prasa, organizowano różne kursy dokształcające, nawet zorganizowano teatr. Dzięki życzyliwości dowódctwa amerykańskiego poza zwykłym szkoleniem wartowników, organizowano na dużą skalę kształcenie zawodowe, przekraczające wymagania i potrzeby kompanii. Przygotowywano kadry oficerów oświatowych, instruktorów, i pracowników świetlic.

Ważną rolę w pracy ogólno-oświatowej odegrała prasa. Na początku ukazywało się wiele pism. Po likwidacji obozu szkoleniowego w Käfertal jedynym pismem wartowniczym stały się „Ostatnie Wiadomości”. Poza tym istniał jeszcze specjalny dodatek dla wartowników w katolickim tygodniku „Słowo Polskie”, wydawanym w Monachium.

Ważnym elemenen wychowawczym było wpajanie wartownikom idei spółdzielczości. Na bazie tego powstał Fundusz Kulturalno-Oświatowy Kompanii Wartowniczych przemianowany później na Fundusz Społeczny O.W. Przy jego pomocy realizowano zakrojoną na szeroką skalę pomoc charytatywną. Watrownicy poddali się dobrowolnie opodatkowaniu na Fundusz w wysokości 2% swoich poborów. Czy to z incjatywy dowódcy, kapelana czy z incjatywy wartownika szli z pomocą innym. Zbierano gotówkę, papierosy czy czekolady i oddawano to na potrzeby dla dzieci lub chorych w szpitalach, często też na potrzeby więźniów. Szczególną formą pomocy od samego początku istnienia Oddziałów Wartowniczych były szkoły, w których uczyli się sami wartownicy, ale także w których uczyli się Polacy w wieku od lat 6 do 40. Najwięcej kosztowała wartowników Wyższa Szkoła Techniczna w Esslingen, kształcąca polskich inżynierów. Szkoła ta powstała jeszcze w roku 1945 z incjatywy grupy polskich inżynierów. Istniała tam Staatliche Ingenieurschule Esslingen, której gmach, bogato zaopatrzony we wszystkie laboratoria, oddany został na potrzeby polskiej uczelni technicznej. Uczelnia przetrwała do roku 1947. Ponadto finansowano m.in. gimnazium w Regensburgu, Bratnią Pomoc w Stuttgarcie, Marburgu, Frankfurcie czy Szkołę Techniczną w Schrambergu.

W książce „Biała Księga Polskich Oddziałów Wartowniczych” Stanisław Łysiak pisze:

Powołano Fundusz Społeczny Oddziałów Wartowniczych, dzięki któremu wyszkolono spore zastępy doktorów, dentystów, inżynierów i wielu innych specjalistów i złagodzono nędzę wielu byłym wartownikom, w trudnej sytuacji socjalnej w rodzinie, na skutek braku opieki socjalnej. Polscy inżynierowie pracują przy budowie cmentarzy dla poległych żołnierzy Armii Amerykańskiej, pozostałych w Europie. Ci sami inżynierowie pracują przy zakładaniu instalacji wojskowych. Lekarze polscy zajmują godne stanowiska w szpitalach amerykańskich. Wartownicy pracują w warsztatach samochodowych i innych, a wielu pracuje przy obsłudze specjalnych maszyn elektornicznych.

W „Polsce Walczącej” nr 27 z 1947 roku Tadeusz Nowakowski tak pisze o akcji oświatowej wartowników:

Żołnierze polscy z amerykańskich kompanii wartowniczych fundują stypendia, zrzekają się papierosów (papierosy w tym czasie były najlepszym środkiem płatniczym – przyp. autora), składają wysokie ofiary pieniężne. Chłopcy z zapadłych poleskich i wołyńskich wiosek, sami bez szkoły, ciężko pracujący – daniną swoją umożliwiają młodzieży studia. Spracowana ręka chłopska i robotnicza dobrowolnie wyciągnięta – czyż trzeba lepszego symbolu i dowodu, jak dalecy jesteśmy na obczyźnie od nienawiści czy niechęci warstwowej. Jakże wysoki jest ten dług serdeczny młodej inteligencji polskiej w Niemczech i jak wyraźnie domaga się spłaty w przyszłości.

Z końcem 1946 roku władze amerykańskie przystąpiły do ekshumacji zwłok żołnierzy armii Stanów Zjednoczonych, pochowanych na cmentarzach tymczasowych i umieszczenia ich na stałych cmentarzach wojennych. Dal tego celu sprowadzono z Niemiec do Francji na dwa lata jedynostki transportowe Labor Service. Po nich wysłano następne kompanie do innych zadań. I to jeszcze przez wiele lat. I z tego zadania polscy wartownicy wywiązali się wzorowo. Niektórzy pozostali na stałe we Francji, zakładając tam rodziny.

Polscy żolnierze w Labor Service służyli przy Armii Amerykańskiej do końca lat osiemdziesiątych, przechodząc międzyczasie różne zmiany organizacyjne i umundurowania. Powyższy opis jest tylko zasygnalizowaniem historii Polskich Oddziałów Wartowniczych i ich wiekiego wkład w pomoc dla polskich emigrantów w Zachodniej Europie, szczególnie w Niemczcech, a także wielki wkład w stabilizację życia społeczności niemieckiej i europejskich po zakończeniu wojny i budowanie podwalin pod dzisiejszą Europę.


Na podstawie książki „Dziesięciolecie Polskich Oddziałów Wartowniczych przy Armii Amerykańskiej w Europie”, praca zbiorowa i z bezpośrednich rozmów z byłymi wartownikami z Oddziałów Wartowniczych.

Dwadzieścia lat temu

Czy we wrzasku Bóg, Honor, Ojczyzna i tupocie butów podczas nacjonalistycznych marszy, w wojnie z lewacką zarazą i ideologią LGTB ktoś to jeszcze pamięta o tym przesłaniu?

Ewa Maria Slaska

Mea Culpa

Był chory. Cierpiał. W niemieckich mediach z regularnością odlotów i przylotów bocianów pojawiały się uwagi, że jest chory i najwyższy czas, żeby ustąpił, że może, powinien, musi ustąpić, że jest to w jego mocy, dlaczego więc nie ustępuje? Po jakimś czasie już nie tylko media, ale każdy w Niemczech zadawał to pytanie. Również moi niemieccy przyjaciele. Dziennikarze i nie-dziennikarze. Od końca lat dziewięćdziesiątych Niemcy “wiedzieli”, że Papież powinien ustąpić. Mój stosunek do tych wypowiedzi był ambiwalentny.
Był chory. Cierpiał. Gdy go widziałam w telewizji, cierpiałam wraz z nim. Serce mi się ściskało na myśl o jego cierpieniach.
Ale z drugiej strony… dlaczego akurat Niemcy z takim uporem zadawali to pytanie, które w gruncie rzeczy było przede wszystkim żądaniem? Przyznaję, nie była to myśl elegancka. Nie była też zgodna z regułami “political correctness”. Przypisywałam Niemcom zadawnioną niechęć do Polaków. Zakładałam, że gdyby Papież był Anglikiem, Włochem albo Francuzem, a nie Polakiem, prasa niemiecka nie stawiałaby takich pytań, a w każdym razie formułowałaby je oględniej. Ale moje rozmyślania szły dalej i – taką mam nadzieję – to “dalej” zgadzało się być może z jakąś częścią myśli samego Papieża. Czas, w którym żyjemy, wymaga od nas, żebyśmy byli młodzi, ładni, sprawni i, najlepiej, bogaci.  Ci, którzy nie pasują, niech znikają. Niech nie rażą oczu, uszu i wydelikaconych uczuć. Ten, kto “się przeżył”, ma dobrowolnie odesłać samego siebie na japońską górę Narajami. Im więcej słyszałam wokół siebie głosów, że ma odejść, tym bardziej wszystko się we mnie buntowało. Tym bardziej podziwiałam go za to, że nie reaguje na te głosy, choć na pewno musiał je słyszeć.
Dnia 12 marca 2000 roku wygłosił homilię Mea Culpa. Siedziałam przed telewizorem i płakałam ze wzruszenia. Zadzwoniłam do moich niemieckich przyjaciół dziennikarzy. Też byli poruszeni. Uznali, że jest to być może najważniejszy tekst w historii Kościoła. Zgodziłam się z nimi. I co? – zapytałam. – Co by było, gdyby ustąpił ZANIM wygłosił najważniejszy tekst w historii Kościoła?

Napisane w kwietniu 2005 roku, po śmierci Papieża.

Ten tekst, opublikowany w książce Marii Kalczyńskiej i Leonarda Paszka, Jan Paweł II we wspomnieniach polsko-niemieckich, nabrał w ciągu 15 lat wielu nowych znaczeń. Przede wszystkim już, gdy to pisałam, następcą papieża Polaka został Papież Niemiec, Benedykt XVI (Joseph Aloisius Ratzinger, ur. 16 kwietnia 1927) – niemiecki duchowny rzymskokatolicki, od 19 kwietnia 2005 do 28 lutego 2013 papież. Nikt w Niemczech tego nie oczekiwał i nie żądał, ale jednak Benedykt to zrobił – w roku 2013 ustąpił. Jest emerytowanym papieżem, pierwszym od XV wieku, który dobrowolnie zrzekł się swojego urzędu.

Cóż, ironia losu! Myślę, że w międzyczasie niemieckie media zapomniały już “na śmierć”, że kiedyś oczekiwały, iż Papież Polak ustąpi. Ciekawe, że w przypadku Benedykta XVI właściwie nie wiadomo, dlaczego ustąpił, zwłaszcza że miał za sobą wybitnie krótki, siedmioletni, pontyfikat. W swoim oświadczeniu podkreślił, że jest w podeszłym wieku i odczuwa osłabienie sił fizycznych i duchowych. Jednak dziś, w siedem lat później, Ratzinger nadal żyje, ba nawet nadal pełni od czasu do czasu posługi kapłańskie. Jako emerytowany papież, cztery razy tj. 19 listopada 2016, 28 czerwca 2017, 28 czerwca 2018 oraz 5 października 2019 roku przyjmował w swojej rezydencji nowych purpuratów, którzy tego samego dnia otrzymali insygnia kardynalskie. W październiku 2019 roku papież miał 92 lata. Oczywiście podeszły wiek, ale czasy się zmieniły, wszyscy znamy co najmniej kilka osób, które są w tym wieku i wciąż jeszcze zachowują intensywny kontakt ze światem.

Jeszcze bardziej znamienne wydaje mi się, że owa wypowiedź – „milenijne mea culpa” – została całkowicie zapomniana. W internecie nie znalazłam jej tekstu, a i wzmiankowana jest tylko w nielicznych wpisach internetowych. Pomyśleć, że przed 20 laty oceniliśmy ją jako “najważniejszą w historii Kościoła” i że Jan Paweł II przeprosił za wszystkie grzechy, jakie w swej liczącej 2000 lat historii popełnił Kościół katolicki: nawracanie siłą na wiarę, krucjaty, inkwizycję, antysemityzm, nietolerancję, dyskryminację kobiet i godzenie w prawa człowieka.
Obserwatorzy pisali, że wierni zgromadzeni w kościele, ale również duchowni, biorący udział w mszy ekspiacyjnej, nie byli przygotowani na słowa Papieża. Na stronie pius.org czytamy:

Wydarzenia te zapoczątkowały nie kończącą się rzekę ceremonii pokutnych, podczas których episkopaty wszystkich krajów świata prosiły o przebaczenie za prawdziwe i urojone grzechy nie żyjących z reguły od co najmniej kilku wieków katolików. W Polsce „liturgia” taka miała miejsce 1 maja w Warszawie. (…): kardynał Glemp przeprosił Boga m.in. za akty kolaboracji niektórych księży w okresie w PRL, za życie duchownych ponad stan i uleganie nałogom oraz tolerowanie przejawów antysemityzmu. Osobiście Ksiądz Prymas przepraszał za „lęk” w okresie stanu wojennego oraz za to, że nie zdołał „ocalić życia ks. Popiełuszki, mimo wysiłków podejmowanych w tym kierunku”. Prymas prosił także Boga o wybaczenie grzechów społecznych, obecnych w życiu dzisiejszej Polski. Wśród nich wymienił na pierwszym miejscu brak powszechnego dostępu do pracy, brak zapewnienia dostatecznego bezpieczeństwa oraz brak dostatecznego poszanowania wartości moralnych w demokracji.

Ciekawe. Dokładnie 20 lat temu. Jak, w gruncie rzeczy, niedawno! Jak całkowicie zapomniana została w polskim kościele ekspiacyjna idea Papieża.

Odeszła…

Nie mam siły pisać. Kopiuję z internetu. Ja sama w ciągu ostatnich czterech dni Jej życia spędziłam z Nią w szpitalu bardzo wiele godzin. Również po śmierci byłyśmy z nią w tak zwanym pokoju ciszy w szpitalu – Mirka Kozak, Gudrun Koch, Iwona Dadej i ja, rozmawiałyśmy o Niej, czytałyśmy Jej wiersze i modlitwy, piłyśmy z Nią herbatę. Jednak nie od razu wpadłam na to, że trzeba przecież zawiadomić przyjaciół i że najlepiej będzie, jeśli użyję w tym celu Facebooka.

Ewa Maria Slaska

Kochani, smutna wiadomość.
Dziś, 26 marca 2019 roku, o godzinie 13.45 odeszła na zawsze znana berlińska tłumaczka, Maria Gast-Ciechomska czyli Maryla lub Marlena.
Jeszcze kilka tygodni temu, podczas niemieckiej premiery filmu “Siłaczki” w Regenbogenfabrik i potem, podczas projekcji filmu w kinie “Lichtblick”, mogliśmy po raz kolejny zachwycić się jej kunsztem translatorskim. To bowiem ona znakomicie przetłumaczyła ścieżkę dźwiękową filmu. Maryla od zawsze angażowała się w sprawy kobiet i wydaje mi się znamienne, że ostatnia jej wielka praca też była związana z tą tematyką.
RiP

Anna Krenz, Dziewuchy Berlin, Ryss e.V.

Berlińsko, feministycznie, smutno

26 marca 2019 roku odeszła Maria Gast-Ciechomska, 62, autorka, tłumaczka, działaczka i feministka.
Była współzałożycielką Polskiego Stowarzyszenia Feministycznego i inicjatywy Ruch Przeciw Kryminalizacji Aborcji.

Napisała książkę “Od matriarchatu do feminizmu”.
** o książce:
“Feminizm nie jest ruchem płciowym, lecz raczej świadomościowym, bo męskość i kobiecość to wielkości tyleż płciowe co ideologiczne i symboliczne. Książka ujmuje temat bardzo ogólnie, dając zaledwie zarys problematyki. Dotyczy ona historii kobiet i myśli feministycznej, sytuacji kobiet w świecie współczesnym, miejsca, jakie wyznaczają kobietom najpopularniejsze religie i ideologie, a także głównych nurtów i obszarów zainteresowań współczesnego feminizmu.”
***
W czasie stanu wojennego była internowana w obozie dla kobiet w Gołdapi – była najmłodszą więźniarką stanu wojennego. Później wyjechała do Berlina, gdzie nadal działała na rzecz kobiet i relacji polsko-niemieckich, między innymi w Polsko-Niemieckim Towarzystwie Literackim WIR i w Inicjatywie Kobiecej Berlin-Warszawa.

Jeszcze na premierę filmu “Siłaczki”, którą organizowałyśmy 7 marca 2019, już ciężko chora, po części w szpitalu, przygotowała wspaniałe tłumaczenie dialogów do filmu.

Jej wspomnienia na temat Berlina, upadku muru, Solidarności i Polski – na blogu Ewa Maria Slaska

ewamaria2013texts.files.wordpress.com

Christine Ziegler, Kulturprogramm Regenbogenfabrik

Ich denke an sie voller bewunderung! 2005. Wir waren zusammen in Poznań.

Anna Kuzio, WIR e.V.

Dorota Danielewicz, Autorin

Była skromna, odważna, niezłomna, zdolna. Niezwykła kobieta. Wielka szkoda, że tak wcześnie odeszła…

Jakub Szadaj, kuzyn

Najpierw na messengerze:

No cóż, Marlena już nam książki o swoim ciekawym życiu nie napisze, pozostaje nam własna pamięć (póki co).

Potem na FB:

Dziś w Berlinie odeszła moja siostra cioteczna Maria Ciechomska zwana Marlenką. Wnuczka ostatniego sołtysa Mokotowa, germanistka i świetna tłumaczka, działaczka antykomunistyczna, członkini Solidarności Mazowsze, działaczka ROPCiO, internowana w Gołdapi. Miała 62 lata. Bardzo mi będzie Jej brakowało.

Sławomira Walczewska
Bardzo smutna wiadomość, to wielka strata. Maryla zawsze tyle robiła dla innych, więcej, niż dla siebie. Była najmłodszą więźniarką stanu wojennego, internowaną w obozie kobiecym w Gołdapi. Od połowy lat 80 współtworzyła w ruch feministyczny w Polsce.

***
Maryla Ciechomska, zawsze po stronie wolności i godności. Jako działaczka opozycji Solidarnościowej i najmłodsza więźniarka obozu dla internowanych w Gołdapi. Jako współtwórczyni nowego, feministycznego ruchu kobiecego i autorka pionierskiej książki “Od matriarchatu do feminizmu”. Skromna, uśmiechnięta, nieugięta – taka była.

https://www.facebook.com/plugins/video.php?href=https%3A%2F%2Fwww.facebook.com%2F100000626704314%2Fvideos%2F2353221211375413%2F&show_text=0&width=560

Maria Szewczyk, Klub Polsko-Niemiecki

Maryla Ciechomska prowadziła kilkakrotnie w Klubie Polsko-Niemieckim już w latach 90 spotkania na temat Ruchu Feministycznego w Polsce. Będzie brakowało jej ciepłego uśmiechu i dyskretnego, ściszonego sposobu bycia, nawet jeśli mówiła o najtrudniejszych sprawach.

Marta Dzido, reżyserka
Bardzo smutna wiadomość. Wczoraj zmarła Maria Gast-Ciechomska, w stanie wojennym internowana w ośrodku w Gołdapi, germanistka, tłumaczka, autorka książki “Od matriarchatu do feminizmu”. Mieliśmy przyjemność poznać Marię trzy lata temu w Berlinie przy okazji rozpowszechniania filmu Solidarność według kobiet w Niemczech. A jeszcze niedawno współpracowaliśmy przy opracowaniu ścieżki dźwiękowej filmu Siłaczki, którą Maria Gast – Ciechomska wspaniale przetłumaczyła na język niemiecki.


Krzysztof Okoński, Uniwersytet Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy

Pani Ewa Maria Slaska,
bardzo mi przykro. Pani Gast-Ciechomska była razem z Panią na naszej bydgoskiej konferencji o murze berlińskim: http://www.mur-polskie-konteksty.ukw.edu.pl/…/pages/53.htm

***

***

***

Na stronie UNIKATU:

AGNIESZKA OSIECKA                                             Pożegnanie z poetką

Gdy zniknie z gazet szpalt
twój ostatni rym,
a twój srebrny alt
rozpłynie się jak dym,
tam w obłoku hen
nie zapominaj nas,
niech ci się wieczny sen
rozjaśnia raz po raz.

Czasem zanuć sobie o nas od niechcenia,
do widzenia, do widzenia, do widzenia,
my po kilku długich zimach i jesieniach
zasiądziemy obok ciebie – do widzenia.
Charakteru i figury tam nie zmieniaj,
do widzenia, do widzenia, do widzenia.
Zostajemy tu na ziemi jak sieroty,
czasem przefruń tuż nad nami jako motyl.

Gdy zniknie z naszych klap
twój ostatni włos,
sforę nowych bab
przyniesie hojny los,
tam na obłoku hen
surowo nie sądź nas,
niech ci się wieczny sen
rozjaśnia raz po raz…

Czasem zanuć sobie o nas od niechcenia –
do widzenia, do widzenia, do widzenia,
my po siedmiu przedpokojach, siedmiu sieniach
zasiądziemy obok ciebie – do widzenia.
Pozostaniesz w naszych sercach i marzeniach,
do widzenia, do widzenia, do widzenia.
My jesteśmy tu na ziemi naprzeciwko,
zamów dla nas tam na górze małe piwko.

Alicja Czańka: Wieczne odpoczywanie racz dać Jej Panie… Niech Miłosierny ukoi ból Najbliższych i przyjaciół. Pamiętam ją jako kobietę, która zawsze poruszała wszystkim wokół siebie i zaskakiwała projektami oraz determinacją.

Kazimierz Bocian: Głębokie wyrazy współczucia dla Was wszystkich. Wspaniałych ludzi jak Maryla nie zapomina się łatwo

Ewa Kowara (Stalówa): Bardzo mi smutno!!! Choć Maryli nie widziałam całe wieki, bo drogi nasze się rozeszły, bardzo ciepło ją wspominam. Zawsze roześmiana, serdeczna i gotowa na dobrą zabawę! Gdzieś widziałam jej zdjęcie z Tadziem Bocianem przebraną za punka. Mam je przed oczami, ale nie mogę go znaleźć.
Żegnaj Marylko! Tak szkoda, że tyle lat minęło i nic o sobie nie wiedziałyśmy!

Katarzyna Tyman: Tak smutno, byłyśmy tak blisko, a potem tak daleko i już nie ma nadziei na zmianę.

Ewa Karbowska, poetka (“pani Ewa z Warszawy”)

Pani Ewo z Berlina,
Pozwalam sobie zamieścić u Pani na profilu fotografię Maryli Gast-Ciechomskiej i cztery moje – napisane dla Niej – już po odejściu – ostatni dziś rano wiersze. Tekst o Niej – już prozą – musi zaczekać na zebranie myśli i na oficjalną premierę płyty TAKI TYP. Maryla miała być na koncercie, więc Jej go zadedykuję. A tymczasem…
Ewa Karbowska – moje wiersze dla Maryli G-C:

1.
NA DROGĘ DO, KOCHANA
– Pamięci Maryli Gast-Ciechomskiej –

mając naturę wojowniczki
nigdy nie kroczy się powoli
bo szkoda czasu

mówi się też szybko
i myśli
o tym co jeszcze dobrego można zrobić

bez głębi analiz
porywem serca i intelektu
bo ktoś potrzebuje pomocy

nawet jeśli się odchodzi
to też bez zbędnych ceregieli
po co innym głowę sobą zawracać

już nie ma Marii, Maryli, Marleny
a była jeszcze przed chwilą
na dotknięcie, na odległość głosu

co za bzdury ja tu opowiadam
przecież zaraz wpadnie
za chwilę, za miesiąc, za dwa

zawsze jak po ogień

(ek – 26.03- 2019)

2.
POŻEGNANIE MARYLI
– której – mam nadzieję – przy Jej miłości do ludzi i kotów –
/i Jej poczuciem humoru by się podobało/

się trafiło
przeżyć życie
mądrze, pięknie, przyzwoicie

nie dla fanfar i honorów
a zwyczajnie
tak z wyboru

tak z potrzeby
dla zasady
bo inaczej nie da rady

ostatecznie ciut za szybko
jak ten kot
gdy gna za rybką

rzecz ostatnią
chwycił w lot
czarny kir – ten czarny kot

z czernią nuty
co dziś warta
jak rekwiem Mozarta

co wyśpiewał
lub wyryczał?
czarny kwadrat Malewicza

lub przyleciał
bo zaloty? – tuż nad głową? –
czarny motyl

po finale życiorysu
dziwny stan
czas braku bisów

i fakt taki
na agendzie
iż więcej nie będzie

bez odwołań i retuszów
czarna łza
po do rzęs tuszu

(ek-28.03.2019)

3.
I DOBRY OBIAD
– przy stole Maryli – na 12. kwietnia 2019 –

bezsenności w myślach kłębowisko
pamiętania z dopiero co
a już jakby z urojeń

te dyskusje sprzed chwili
o Ojczyźnie i zdrowiu
o deficytach i w jednej i w drugim

oraz o byciu wojowniczką
tak w ogóle
jednak zwłaszcza w szczególe konkretnie tej chwili

i o pięknie rekwiem Mozarta też
ale tak jakoś na marginesie
prawie żartem bo niemal serio

a teraz dobry obiad
taki z rosołem – którego jeszcze nie jadłam
bo będzie dopiero jutro

przy okazji konsolacji
na okoliczność stypy
po Maryli

a Ona
skutkiem siedzenia u góry na chmurze
nogami do nas macha – obiema zresztą

uśmiechnięta jak na zdjęciu
pierwsza z prawej
w turkusie swetra – być może tuniki? – i z różem

na minutę przed strzepywaniem kurzu z elfów

(ek 11-04- 2019 – wieczorem)

4.

I NIE MA PEWNOŚCI

najpierw jest wnętrze kościoła
zabytkowego choć po renowacji
i mężczyzna w sutannie z objawami podziębienia

mówi o Marii
a nawet o Marii Magdalenie
ale nie o tej którą zna z Biblii

za to tej o której mówi
Jej właśnie
poznać nie zdążył

więc stara się neutralnie i życzliwie
tak żeby i Bogu i ludziom…
uwzględniając obecnych w świątyni

na chwilę przed spacerem
niezbyt długim
jednak wyczerpującym dziwnie – odprowadzeniem do…

gdzie nie wiadomo tylko co skuteczniej
osusza łzy na twarzach
wywołując lekki uśmiech wspomnień –

czy to słońce które przez chmury
czy wiatr w porywach
krótkich i chłodnych?

ale okoliczność trwa na pewno – boleśnie oczywista
cmentarna, pogrzebowa, pożegnalna
choć dla większości obecnych raczej nie do końca

kwiecień
dnia dwunastego
tego roku

(ek – 13.04.2019)

5.

I NIE – A TAK

ręce Maryli zasiniaczone pokorą
wprawdzie jak zawsze zajęte
ale czym innym niż zwykle

w tym splątaniu atrybutami wieczności, stygmatami ciszy
jest COŚ
ale ono zupełnie do Niej nie pasuje

bo Ona to działanie i z efektem
zawsze na ludzki pożytek
jeśli przypadkiem i na własny – to mimochodem –

specjalistka od bycia tu i teraz
oraz tam gdzie akurat trzeba
– oczywiście równocześnie –

bez pytania jak to zrobić w tym samym czasie
o ile z przekonaniem że jest po co
albo dla kogo, dla czego

i dlatego umierać nie chciała
bo wykłócała się – niestety nie ze mną –
o pstrąga zamiast szczupaka na nadchodzącą Wielkanoc

a odeszła – nie uzyskawszy na to pozwolenia od siebie samej

(ek – 14.04.2019)

6.
Na stronie Fanclubu PEJZAŻ Z PODEJRZANĄ

WYBACZYSZ?
– Maryli – Marii Gast-Ciechomskiej –

kiedy jeszcze mogłaś je przeczytać
nie napisałam dla Ciebie ani jednego
pisanie wierszy dla człowieka czynu i konkretu?…

wydawało mi się przesadnie, patetyczne
jakoś nie pasowało do Ciebie
miało się nijak do pędu i zadań

było trochę śmieszne
zwłaszcza w zestawieniu
w połączeniu z gotowością przynoszenia ulgi – każdemu

i wszędzie gdzie ktokolwiek
czegokolwiek
w dowolnym miejscu i czasie –

ten wiersz jest już szósty odkąd zmieniłaś wymiar istnienia
i nie mogę obiecać że ostatni
PRZEPRASZAM

(ek – 14.04.2019)

Stowarzyszenie Partnerstwo Miast Szczecin – Kreuzberg/Friedrichshain (Städtepartner Stettin e.V. Berlin)

26 marca 2019 roku umarła w Berlinie autorka, dziennikarka i tłumaczka – Maria Gast-Ciechomska zwana Marylą. Maryla współpracowała wielokrotnie z naszym stowarzyszeniem, była tłumaczką podczas organizowanych przez nas seminariów, spotkań i wycieczek.

Pogrzeb odbył się 12 kwietnia na cmentarzu kościoła św. Katarzyny na Fosie w Warszawie. Pożegnałam ją tam we własnym imieniu i w imieniu wszystkich jej berlińskich przyjaciół
i współpracowników.

Z Białorusi po białorusku 2

Natalia Miziarska / Наталля Мізярска

Гісторыя храмаў Ушаччыны ў савецкія часы (1917 – 1991 гг.)

Артыкул прысвечаны гісторыі хрысціянскіх храмаў на тэрыторыі Ўшацкага раёна ў савецкі перыяд. Упершыню разглядаюцца абрадавыя функцыі храма ў жыцці беларусаў Вушаччыны.

The article concerns the history of Christian temples at the Uschachi Territory in the Soviet Union’s period and is the first publication about the temple’s religious customs of the people’s life in Ushachi.

З прыходам да ўлады ў кастрычніку 1917 г. бальшавікоў і ўстанаўленнем савецкай улады на Беларусі, становішча ўсіх канфесій змянілася: пачалася доўгая, палітая крывёю многіх пакаленняў канфрантацыя дзяржавы і царквы. Такая палітыка была выклікана тым, што марксізм-ленінізм разглядаў барацьбу з рэлігіяй як адзін з напрамкаў класавай барацьбы пралетарыята з капіталам. Як пісаў К. Маркс: “Рэлігія ёсць опіум для народа”. Распрацоўваючы пытанні адносін бальшавікоў да рэлігіі ў рабоце “Сацыялізм і рэлігія”, Ленін падкрэсліваў неабходнасць жорсткіх адносін да рэлігійных вераванняў [13, с. 155-156].

Былы дамініканскій касцёл (пазней царква) ва Ушачах пасля
Другой Сусветнай
вайны

Па меркаванню М.І. Калініна рэлігію і яе сакрамэнтамі: хрышчэнне, вянчанне, адпяванне, павінны былі замяніць новыя абрады і традыцыі – савецкія святы, тэатры і тэатралізаваныя прадстаўленні [14, с. 6 ].

У сярэдзіне лістапада 1917 г. ва Ушачах Сход валрэўкома пастанавіў: безагаворачна прызнаць савецкую ўладу, актыўна падтрымаць усе мерапрыемствы ўрада. Было вырашана канфіскаваць маёмасць мясцовых памешчыкаў і царкоўныя землі на Ушаччыне. Адабранай зямлёй павінны былі надзяліць батракоў і малаземельных сялян Ушацкай воласці [15]. Супраць рэлігійных традыцый з’явіўся дэкрэт Савета Народных Камісараў ад 20 студзеня 1918 года “Аб аддзяленні царквы ад дзяржавы і школы ад царквы”. У студзені 1920 года дазвалялася для нованараджонага даваць любое імя, нават калі такога не было ў царкоўным календары. Па меркаванню камуністаў царква часта навязвала непрыстойныя імёны, якія нібы зневажалі чалавека: Авель, Зілота, Глікія [14, с.31].

Касцёл Святой Веранікі ў вёсцы Селішчы пасля вайны

Архіўныя дадзеныя сведчаць аб тым, што на Ушаччыне ў школах праводзілася выхаваўчая праца з антырэлігійнай накіраванасцю: “Антырэлігійныя вераванні праводзіліся з праграмным матэрыялам. Вучні ўдзельнічалі ў правадзімых мерапраемствах аб шкоднасці каляд і вялікадня. Заняткі ў школе праводзіліся ў царкоўныя дні” [ 2, ф.150, оп.1, д.25].

У 1919 – 1922 гг. у каталіцкай парафіі на Ушаччыне працаваў ксёндз Язэп Барадзюля, які быў абвінавінавачаны савецкімі ўладамі ў шпіянажы і высланы ў Сібір на 25 год. Пасля смерці Сталіна, ксёндз Я. Барадзюля ў 1954 г. быў вызвалены і атрымаў парафію ў Літве.

Царква Святой Параскевы Пятніцы ў Арэхаўна. Фундатар Мікалай Юзаф Грабніцкі.
Выгляд у сучасны час

Пік антырэлігійнасці на Ушаччыне прыпаў на 1929 – 1939 гг. Савецкая ўлада не толькі садзейнічыла распаўсюджванню атэізму сярод дарослых і моладзі, але і вынішчэнню сакральных аб’ектаў. Пасля 1930 г. была часткова разабрана праваслаўная царква (былы дамініканскі касцёл) ва Ушачах, які знаходзіўся на вуліцы Кастрычніцкай. Першы паверх царквы, аднак, ацалеў, на якім пазней пабудавалі Дом культуры, дзе збіраліся партыйныя актывісты [16, с. 470-471].

Пра лёс Кубліцкай царквы, якая некалі была ўніяцкай, успамінаў Васіль Быкаў: “ У 30-я гады з царквы садралі крыжы з царкоўных купалоў, але бурыць царкву пачалі самі. Усё царкоўнае майно сканфіскавалі або проста расьцягалі ваяўнічыя атэісты, якімі абавязаны былі быць усе піянеры, камсамольцы, бальшавікі, настаўнікі і актывісты. І мы піянеры-актывісты, цягалі з царквы і дралі старажытныя фаліянты, клеілі з царкоўных рукапісных пергамэнтаў папяровых зьмеяў, якія запускалі ў ветраныя дні. З царкоўных жа рызаў раённы быткамбінат пашыў цюбіцейкі, у якіх шмат год хадзілі нашы хлопцы” [ 1, с.19-20].

Выгляд касцёла ва Ушачах у сучасны час

У 1942-1948 гг. пад час бамбардзіроўкі немцамі Кубліч храм быў разбураны і ў такім стане заставаўся да канца вайны. У 1948 г. жыхары вёскі разабралі рэшткі касцёла на цэглу. Сёння можна ўбачыць толькі фрагменты фундамента [16, с. 490].

У гады Вялікай Айчыннай вайны нямецкія акупанты на беларускіх землях распрацавалі сваю палітыку ў адносінах да канфесій, якая прадугледжвала адраджэнне царквы ў жыцці насельніцтва. З гэтай мэтай забаранялася працаваць у нядзелю. Парушальнікі дадзенага загаду падвяргаліся штрафам і нават расстрэльваліся. Насельніцтва акупіраваных трыторый павінна было адзначаць рэлігійныя святы па старым стылі, у кожным доме мець іконы, насіць крыжы на шыі, хрысціцца перад і пасля ежы. Усе ранейшыя грамадзянскія акты (рэгістрацыя дзяцей, вянчанні, пахаванні) лічыліся несапраўднымі. З архіву Вермахта, вядома што ва Ушачах у гады Вялікай Айчыннай вайны немецкія захопнікі хавалі сваіх салдат ля сцен касцёла, які працаваў у той час [11].

Царква Стрэчання Гасподняга ў Мосары ў сучасны час (таксама два малюнка ніжэй)

Нямецкія акупанты не перашкаджалі адкрыццю храмаў, асабліва праваслаўных, якія былі зачынены ў перадваенныя гады. Абавязковай умовай рэлігійнага жыцця з’яўлялася беларуская мова. Часам фашысцкія захопнікі не толькі дазвалялі адкрываць храмы, але і спальвалі іх, як толькі даведваліся аб сувязях вернікаў прыхода з партызанамі [13, с. 216-219].

Касцёл Найсвяцейшай Марыі ў Селішчах вядомы з апісанняў Я. Фібека з 1913г.: “Касцёл узносіўся над возерам, пры ім быў збудаваны двухпавярховы кляштар. Касцёл меў 5 метраў у вышыню. Над галоўным алтаром вісеў абраз Божай Маці, які быў перавезены з Кубліч. Ён быў пакрыты срэбрам. Захрыстыя ў касцёле была вельмі багатай, бо тут было сабрана шмат рэчаў з суседніх храмаў: арнаты, упрыгожаныя срэбрам і золатам, пашытыя са слуцкіх паясоў” [17, с. 411-412]. Касцёл у Селішчах быў зруйнаваны ў перыяд з 1944 па 1989 гг. [16, с. 494].

Пасляваенныыя гады заставаліся складанымі ў жыцці канфесій. Вайна нанесла храмам вялікія матэрыяльныя страты: некаторыя храмы былі цалкам разбураны, многія моцна пашкоджаны. Зноў пачалося згортванне рэлігійнага жыцця, якое адрадзілася ва ўсіх рэгіёнах у ваенны час. Большай лаяльнасцю вызначаліся адносіны партыйна – дзяржаўных структур да праваслаўнай царквы, чаму садзейнічыла пашырэнне кантактаў І. Сталіна і яго акружэння с Патрыярхам Маскоўскім і ўсея Русі Алексіем І [13, с. 234-235].

На Ушаччыне ў паслеваенныя гады атэізм адраджаўся хуткімі тэмпамі. Асабліва вострай была барацьба супраць каталіцкага касцёла і яго ўплыву на насельніцтва. Праваслаўная царква некаторы час працавала, але таксама была знішчана: ушачане разабралі яе для сваіх патрэб у гаспадарцы [16, с. 495].

Сярэдзіна 50-х і пачатак 60-х гг. азнаменаваліся паступовым разгортваннем чарговага рэлігійнага ўціску. Калі раней, у 20-30-я гг. царква разглядалася як “Класавы вораг” і барацьба з ёй з’яўлялася чаткай барацьбы за сацыялізм, то ў 50-я гг. на змену прыйшло бачанне рэлігіі як рэакцыйнай, “ідэалагічна чужой” сацыялізму з’яве. Рэлігія разглядалася ў якасці галоўнага ворага навуковага светапогляду, а вернікі залічваліся ў разрад свядомых ці несвядомых носьбітаў чужых поглядаў і нораваў. У дзяржаве была абвешчана ідэя камуністычнага будаўніцтва, дзе не было месца для рэлігіі [13, с. 264].

Успамінае інфармант з вёскі Мосар Ушацкага раёна: “ Мой бацька летаў у адным самалёце з Берагавым, быў яго механікам, а як вернуўся с вайны, стаў прадседацелем калхоза. На то время я помню баба наша Аляксандрына перасялілась к нам з Чарсвяд, перевезла і старынныя іконы свае. Ну бацька мой как камуніст і значыт председацель, тапаром іх пабіў, пакрышыў. А что было делать, нада было прімер падаваць астальным гражданам” [8].

Тых людзей, якія ў савецкія часы руйнавалі храмы, напаткаў несшчаслівы лёс. Успамінае жыхарка з вёскі Пліна Ушацкага раёна Леановіч А.А.: “Гаварылі, з тых, хто разбураў святыні, вырывалі крыжы, палілі абразы, ніхто не памёр сваёй смерцю. Здараліся розныя страшныя выпадкі, напрыклад, старшыню калгаса, які прымаў удзел у ліквідацыі храмаў, задавіла машына. Стаяў у двары, а машына сама пакацілася, прыціснула яго да сцяны і ён памёр” [6].

Па словах інфарманткі, некаторых людзей, якія руйнавалі Ушацкі касцёл, таксама напаткала бяда: “С рассказаў старэйшых ізвестна, что адзін чалавек зрываў у нас бляшаную крышу з касцёла, бо яна была з жэсці і рабіў вёдры дома патом. З ім здарылася бяда, і ён памёр” [4].

У 1967 г. у дакладзе “50 гадоў вялікіх перамог сацыялізму” было заяўлена, што ў СССР пабудавана “развітое сацыялістычнае грамадства”, якому ўласцівы непарушная ідэйна-палітычная згуртаванасць працоўных, іх самаахвярная адднасць ідэалам партыі, вернасць прынцыпам марксізма-ленінізма, высокая ступень сталасці ўсіх грамадскіх адносін. У такім грамадстве для рэлігіі не было месца. Існаваў неабгрунтаваны тэзіс “аб крызісе рэлігіі”. Таму працягвалася палітыка закрыцця цэркваў, зняцця з рэгістрацыі праваслаўных абшчын. На ахове дзяржавы стаяла і заканадаўства, якое ўсё больш абмяжоўвала магчымасці вернікаў весці актыўнае рэлігійнае жыццё. Быў прыняты ўказ Прэзідыума Вярхоўнага Савета БССР “Аб адміністрацыйнай адказнасці за парушэнне заканадаўства аб рэлігійных культах”, прыняты 1 красавіка 1966 г. Гэты ўказ прадугледжваў за правядзенне рлігійных сходаў і іншых цырымоній штраф у памеры 50 рублёў. Для ўтаймавання найбольш актыўных вернікаў штрафныя санкцыі лічыліся недастатковымі, таму адначасова быў прыняты ўказ Прэзідыўма Вярхоўнага Савета БССР “Аб унясенні дапаўненняў у артыкул № 139 Крымінальнага кодэкса”, які прадугледжваў пакаранне пазбаўленнем волі тэрмінам да трох гадоў асоб, “якія раней судзіліся за парушэнне законаў аб аддзяленні царквы ад дзяржавы і школы ад царквы, а таксама арганізацыўную дзейнасць, накіраваную на ўчыненне гэтых дзеянняў” [13, с. 293-294].

Важным кірункам аховы насельніцтва, у першую чаргу моладзі ад рэлігійных уплываў з’яўлялася ўкараненне новай сацыялістычнай абраднасці. Была прынята пастанова “Аб рабоце савецкіх органаў па ўкараненні грамадскіх абрадаў”, згодна з якой пры гарадскіх, раённых, сельскіх і пасялковых Саветах пачалі дзейнічаць грамадскія камісіі па абрадах. Асноўную ўвагу яны ўдзялялі правядзенню ўрачыстай рэгістрацыі шлюбаў і нараджэнняў. З’явіліся камсамольскія вяселлі і хрышчэнні. У такіх мерапрыемствах прынімалі ўдзел мясцовыя савецкія органы, партыйныя, камсамольскія арганізацыі [ 13, с. 295].

Успамінае жыхарка Ушаччыны Каплеўская Марыя Сяргееўна: “ Я приехала работать сюда в 1958г., в Дольцах, Ушачах, Глыбочанах, где я работала церковь не работала. Работала в Лепеле і Полоцке церковь. Тогда за учителями назначались деревни, и они были ответственные, агитаторы. И если у тебя что случилось: перекрестил кто и ты не знаешь, могли тогда тебя с работы снять, так как ты за это всё отвечаешь. Некаторые верующие тайно крестили детей. Вот, родился у меня сын Серёжа, ну значит по традиции как тогда делали: собрали всех родственников, была крёстная мать, хотя никого не крестили. Надо было садить кого-нибудь за крёстную матку и батьку. Приходили представители партийные из сельсовета посвящали новорожденного красным налстуком пионерским. Дарили такой наборчик: портретик Ленина, галстук и звёздочка октябрятская” [12].

Некаторыя ушачане, па словах інфарматкі Каваленка А.Б., якія займалі пасады і працавалі настаўнікамі, аднак імкнуліся патаемна ахрысціць сваіх дзяцей: « Я крестила своих детей в начале 1980-х тайно. Поздней ночью я и ещё несколько моих коллег-учителей собрались и повезли в Прозороки в церковь детей крестить. Батюшку попросили в церковную книгу не записывать, а детям строго-настрого запретили рассказывать в школе о том, что с ними было. Очень рисковали и боялись, так как могли нас выгнать с работы» [ 9].

Па словах інфарманткі Клімавай І.С. вядома, што: “Моя мама рассказывала, что был такой момент, что вывешивали списки в сельсоветах и потом начинали людей гнобить. И потом если у тебя у власти знакомых нету, то могли и уволить с работы. Мама наша боялась крестить, сами покрестились, когда уже можно было” [5].

Непажадана было насельніцтву Ушаччыны таксама мець абразы ў сваёй хаце, што вядома са слоў інфарманткі Відзевіч В.П.: “Калі брат уступіў у партыю камуністычную, то ён загадаў маці зняць са сцяны лепшага пакою абраз старажытны. Мама вельмі растроілася, але ж прыхадзілі да нас братавыя калегі-настаўнікі, партыйцы. Святы царкоўныя мы святкавалі патаемна ў сваёй хаце без брата, але можа, першай прычынай аднак была не вера ў Бога, а таму што на стол ставіліся дэлекатэсы розныя. Бо кожны дзень есці дэлікатэсы ў 1970-я гады ніхто не мог сабе дазволіць з прычыны дэфіцыту” [3].

Камуністычная ідэалогія налажыла свой моцны адбітак на падрастаючае пакаленне савецкіх школьнікаў. Успамінае Каваленка Н.А. свае школьныя гады: “Когда я училась в шестом классе несколько отличников и хорошистов из нашего класса первыми посвятили в пионеры. После торжества, которое проходило в нашем музее, я пришла домой сняла пионерский галстук и значок и положила в секцию за стекло на самое почётное место. Когда бабушка это увидела, то гневу её не было предела, она Ленина идолом назвала и убийцей, рассадником зла. Я не понимала тогда её гнева, так как нам в школе по-другому говорили всё. А моя одноклассница даже повязывала галстук на ночную сорочку ” [10].

У заходняй частцы Віцебшчыны веруючыя людзі аднак насуперак партыйным уладам наведвалі храмы, аб чым вядома з успамінаў жыхаркі з вёскі Опса Браслаўскага раёна: “Касцёлы грамілі яшчэ раней, чым я нарадзілася. Мая мама казала, што калі руйнавалі Браслаўскі касцёл, то камуністы спачатку маліліся: сталі на калені, перажагналіся, прачыталі літанне і ружанец, а ўжо потым руйнавалі. На мой час касцёлы ператварылі ў склады, дзе сядзелі галубкі, паўсюдна загадзіўшыя храм. Уціск вернікаў прыйшоўся на 1980-е гады. Мае матка і бацька заўсёды выклікаліся ў школу на бацькоўскія сходы, бо я старалася наведваць касцёл. Наш класны кіраўнік пастаянна казала, што ў яе ёсць чорны сшытак, і папярэджавала нас, хто пойдзе да касцёла на Вельканац, будзе запісаны ў гэты сшытак. Але ўлічваючы, што такіх як я было з класа чалавек дванаццаць, а гэта была ўжо большасць, то напужаць нас было цяжка. Кожны раз, пасля наведвання касцёла, маіх бацькоў выклікалі у школу, ругалі і папярэджвалі. А потым у 1989 г., калі я заканчвала школу, ужо была трошкі такая адліга, але аднак усе мяне пужалі, што я не закончу школу. На сёняшні розум, я не магу зразумець, як гэта не закончыць школу? Напэўна былі іншыя ўстановы, якія патрабавалі каб вучань выпускаўся з адзнакай са школы, а рэлігійная самасвядомасць у дакуменце ж не была ўказана ў базавай, ці сярэдняй адукацыі? Мы баяліся, хваляваліся, што так будзе, але ж так былі выхаваны, што сядалі ў нядзелю ў аўтобус і ехалі ў Браслаў да касцёла” [7].

З прыходам да ўлады ў СССР М.С. Гарбачова ў 1985 г. паступова змяніліся адносіны дзяржавы да рэлігіі. Аб гэтым сведчыць вынікі работы Усесаюзнай партыйнай ХІХ канферэнцыі ў 1988 г. і святкаванне 1000-годдзя Хрышчэння Русі. У БССР, як і ў цэлым па краіне, упершыню за гады савецкай улады юбілей прайшоў без ідэалагічнага ўціску. Актывізацыяй рэлігійнага жыцця спрыялі і абвяшчэнне палітычнай і эканамічнай незалежнасці новай дзяржавы – Рэспублікі Беларусь [13, с. 315-317].

Рэлігійнае жыццё ва Ушацкім раёне пачынае адраджацца з 1989-х гадоў: будуецца праваслаўная царква святых пакутніц Мінадоры, Мітрадоры і Німфадоры; праваслаўная царква ў Арэхаўна Параскевы Пятніцы; аднаўляецца рымска-каталіцкі касцёл Святога Лаўрэна. Кожнаму грамадзяніну нашай краіны прадстаўлена права спавядаць любую рэлігію і наведваць храм.

Спіс літаратуры:

  1. Быкаў, В. Доўгая дарога дадому. Кніга ўспамінаў. – Прадмова аўтара; Мастак А. Бохан. – Мн.: ГА БТ “Кніга”, 2004. – 544 с.

  2. Занальны дзяржаўны архіў у г. Полацку. Фонд. 150. «Матэрыялы аб рабоце Мосарскай школы». Вопісь 1, справа 25.

  3. Запісана Мізярска Н.А. у 2017 г. ад Відзевіч Валянціны Пятроўны, 1952 г.н. у г.п. Ушачы

  4. Запісана Мізярска Н.А. у 2017 г. ад Ісаковіч Валянціны Эдуардаўны, 1947 г.н. у в. Усвея Ушацкага раёна.

  5. Запісана Мізярска Н.А. у 2018 г. ад Клімавай Інэсы Сяргеяўны, 1969 г.н. у в. Шніткі Сарочанскі с/с

  6. Запісана Мізярска Н.А. у 2017 г. ад Леановіч Алены Антонаўны, 1953 г.н. у в. Пліна Ушацкага р-на.

  7. Запісана Мізярска Н.А. у 2017 г. ад Любачка Марыі Казіміраўны, 1972 г.н. у г.п. Бешанковічы.

  8. Запісана Мізярска Н.А. у 2017 г. ад Каваленка Аляксандра Фѐдаравіча, 1949 г.н. у г.п. Белае Ушацкага р-на

  9. Запісана Мізярска Н.А. у 2018 г. ад Каваленка Алены Баляславаўны, 1950 г.н. у г.п. Ушачы

  10. Запісана Мізярска Н.А. у 2018 г. ад Каваленка Наталлі Аляксандраўны, 1976 г.н. у г.п. Ушачы

  11. Кавалеўская, К. “Рэха вайны пад сценамі касцёла” / К. Кавалеўская // Ушацкая раѐнная газета Патрыѐт – 2018 г. – № 9 (9726) – С.3

  12. Запісана Мізярска Н.А. у 2018 г. ад Каплеўскай Марыі Сяргеяўны, 1934 г.н. у г.п. Ушачы

  13. Канфесіі на Беларусі (к. XVIIIXX ст.) / В.В. Грыгор’ева, У.М. Завальнюк, У.І. Навіцкі, А.М. Філатава; Навук. Рэд. У.І. Навіцкі. – Мн.: ВП “Экаперспектыва”, 1998 г. – 340 с.

  14. Мелешко А.А. Современные гражданские обряды и традиции. – Мн.: Полымя, 1985. – 143 с.

  15. Міхайлаў, А. Наш родны кут. Да 50-годдзя савецкай улады / М. Міхайлаў // Ушацкая раѐнная газета ―Патрыѐт‖. – 1967г. – № 16 – С.

  16. Fibek, J. Dzieje parafii i klasztorów katolickich na Białorusi. Tom 1 Wschodnia część Diecezji Witebskiej. Łomża : Zakon Braci Mniejszych Kapucynów, Prowincja Warszawska, 2016 r– 692 s.

17. Zyskar, J. Nasze koscoly/ T.1 Archidjecezja Mohylowska – Warszawa. Petersburg 1913 r. – 443 s.

Z Białorusi. Po białorusku. O polskiej wiosce.

Валерый Тухта / Walery Tuchta

Весялова. Польская вёска ў беларускай глыбінцы

Весялова – вёска ў складзе Валосавіцкага сельсавета Лепельскага раёна. Але на картах пачатку мінулага стагоддзя мы не знойдзем гэтага паселішча. Чаму? А таму што яго на той час не існавала. Калі і як узнікла Весялова? Каб даць адказ на гэтае пытанне, мала адшукаць патрэбную інфармацыю ў архівах. Варта зазірнуць у саму вёску, старажылы якой могуць распавесці шмат чаго цікавага пра тое месца, дзе лёсам было наканавана не толькі нарадзіцца, але і пражыць доўгае і багатае на ўспаміны жыццё.

Антаніна Кашко распавядае пра сваю сям’ю.

Таму чарговае краязнаўчае падарожжа даследчыкаў мінулага са Слабадской школы ў Весялова. Дабрацца сюды не так ужо і складана. З дзясятак кіламетраў лясной дарогі, якая бяжыць паўз Далікі, неіснуючую ўжо вёску Іван Бор, мінае Качаноўскі мост праз рэчку Свядзіцу, прывядзе ў патрэбнае месца.

Перадгісторыя.

Як ужо згадвалася вышэй, у пачатку мінулага стагоддзя вёскі Весялова не існавала. Па наваколлі было раскідана каля двух дзясяткаў хутароў. Фларэнцінава, Зафіеўка, Потак, Рамальдова, Стайск, Уладзіслава – толькі невялікі пералік з іх. На гэтых хутарах жылі этнічныя палякі, якія набылі землі ў валосавіцкага пана Зацвіліхоўскага на пачатку ХХ стагоддзя. Першапачаткова жыллём для перасяленцаў служылі зямлянкі, якія яны спехам выкопвалі на сваіх выкупленых надзелах.

Віктар Стажык і даследчыкі мінулага Слабадской школы.

У 1921 годзе Валосавіцкая воласць была падзелена на сельсаветы. Сярод іншых быў утвораны сельсавет з цэнтрам на хутары Белы клён. У яго склад увайшло шаснаццаць хутароў, дзе пераважна жылі колішнія польскія перасяленцы. Старшынёй прызначылі Ігната Кашко, сакратаром – Мікалая Кацылу.

Утварэнне вёскі

Пакуль застаецца невядомым паходжанне назвы Весялова. У пераліку населеных месцаў Валосавіцкай воласці ні хутара, ні вёскі з такой назвай не значылася. Першыя згадкі Весялова як цэнтра сельсавета адносяцца да 1926 года, калі праводзіўся першы ўсерасійскі перапіс несельніцтва. На той час у Весялоўскім сельсавеце, які лічыўся польскім, налічвалася 29 населеных пунктаў з агульнай колькасцю жыхароў 1003 чалавекі. І зноў ніводнага паселішча з аднайменнай назвай зафіксавана не было.

На картах пачатку 1930-х гадоў хутары падаюцца пад агульнай назвай – Польскія. На карце 1935 года яны аб’яднаныя пад назвай Пушча. Па выніках перапісу 1926 года насельніцтва Пушчы налічвала 576 чалавек.

Ганна Станіцкая (справа) падчас вучобы ў Віцебскім педвучылішчы. 1940 г.

У 1936 годзе пачалася кампанія па ліквідацыі хутароў. Не прамінула гэта падзея і хутаран-палякаў. На працягу пэўнага часу ўсе хаты былі сцягнуты ў адзіны населены пункт, які і атрымаў назву Весялова. Старажыл вёскі Віктар Стажык са слоў сваёй маці ведае, што вёску назвалі Весяловам у гонар “застройшчыка”, ці прараба, які кіраваў сцягваннем хутароў. Так гэта ці не, сцвярджаць не будзем. Косвенным пацвярджэннем таго, што ў аснову назвы лягло ўласнае імя, з’яўляецца назва мясцовага калгаса – імя Весялоўскага. Кім з’яўляўся насамрэч Весялоўскі, калі ўвогуле існаваў чалавек з такім прозвішчам, і якое дачыненне меў да палякаў, што імя яго ўвекавечылі ў назве паселішча? Пакуль адказу на гэтае пытанне няма.

Людзі і лёсы.

Сярод жыхароў новастворанага паселішча была сям’я Казіміра Цупрыняка родам з польскай вёскі Вулька Гастунская. У тутэйшыя мясціны ён патрапіў ужо падлеткам, калі бацькі прыехалі абжывацца на новым месцы. З цягам часу Казімір займеў уласную гаспадарку на хутары Зафіеўка, стварыў сям’ю, у якой было шасцёра дзяцей. Казімір не паспеў як след уладкавацца на новым месцы. У жніўні 1936 года быў абвінавачаны ў шпіянажы на карысць Польшчы і арыштаваны. Такі лёс напаткаў многіх весялоўскіх палякаў.

Дачка Казіміра Антаніна і сёння жыве ў Весялове. Перад самай вайной яна паспела скончыць першы клас. А пасля вучыцца дужа не было калі. З шаснаццаці год працавала ў калгасе, затым – у школе тэхнічкай і ў бальнічнай кацельні. Разам з мужам Казімірам Кашко жывуць у ладзе ды згодзе шэсцьдзясят два гады.

Бацькі Віктара Стажыка – таксама карэнныя палякі, але сябе ён лічыць беларусам. Яго жонка з прыгожым імем Жазэфіна паходзіць з мясцовага шляхецкага роду Кажарскіх. Віктар нарадзіўся ў тутэйшых мясцінах, на хутары Потак, незадоўга да таго, як сям’я перасялілася ў Весялова. Бацька працаваў кавалём, а ў 1937 быў рэпрэсаваны. Нічога не вядома і пра лёс бацькавых братоў. Пэўны час адзін з іх, Юзэф, працаваў старшынёй Весялоўскага польскага сельсавета.

Леанід Камінскі, вадзіцель Весялоўскага дзіцячага дома. На заднім плане
будынак Весялоўскай (колішняй польскай) школы. 1953 г.

Працоўная дзейнасць Віктара Васільевіча звязана з сельскай гаспадаркай. На пенсію пайшоў з пасады загадчыка свінафермы. За высокія вытворчыя паказчыкі двойчы ўзнагароджваўся ордэнамі – Кастрычніцкай рэвалюцыі і “Знак пашаны”.

Восіп і Соф’я Станіцкія прыехалі ў 1914 годзе. Пасяліліся на хутары Тоні, адкупіўшы ў пана дванаццаць дзесяцін зямлі. Сям’я была вялікая – восем дзяцей. Станіцкія шмат працавалі, нажываючы пакрысе дабра. Усё пайшло прахам у час калектывізацыі. З раскіданага бацькоўскага гнязда разляцеліся па свеце дзеці. Іван працаваў настаўнікам у Пухавіцкім раёне. У 1938 годзе быў рэпрэсаваны. У гэтым жа годзе былі арыштаваны мужы яго сёстраў Вікі і Веры. Другая сусветная вайна назаўсёды забрала Лявона і Болека. Ганна пасля заканчэння школы паступіла вучыцца ў Віцебскае педвучылішча, дзе і застала вайна. Дзяўчына вымушана была вярнуцца да-дому. Пасля вайны вучыцца магчымасці не было, так і засталася ў Весялове. Большую частку працоўнага стажу займае праца ў калгасе. У 2005 годзе Ганна адышла ў лепшы свет.

Вацлаў Лабода на фоне будынка Весялоўскай школы, які быў збудаваны ў
1960-я гг. Фота пачатку 1970-х гг.

Продкі Марыі Міцькінай па бацькоўскай і матчынай лініі таксама з’яўляюцца палякамі. Сем’і Вжос і Лабода былі ў пераліку тых, хто шукаў сялянскага шчасця на чужыне. Пра дзеда па бацькоўскай лініі, Баляслава Лабоду, жанчына амаль нічога не ведае. Нават ніякіх разгавораў пра яго лёс у сям’і не вялося. Як апынулася, Баляслаў Лабода таксама стаў ахвярай рэпрэсій. Яго сыны Баляслаў і Вацлаў, бацька Марыі, ваявалі ў Другую сусветную вайну. Вацлаў застаўся жывы, толькі пабываў у нямецкім палоне. Пасля вайны працаваў брыгадзірам у калгасе, затым у саўгасе “Валосавічы”. Быў камуністам. Баляслаў загінуў недзе ў Літве. Пра тое родзічы даведаліся з ліста, які ў пачатку 1970-х гадоў прыйшоў з Прыбалтыйскай рэспублікі. У ім юныя следапыты паведамлялі падрабязнасці гібелі і месца пахавання Баляслава.

“Польскія шпіёны”

У адкрытым доступе ў інтэрнэце маецца шэраг сайтаў, дзе размешчаны звесткі пра рэпрэсаваных. Ёсць там таксама звесткі і пра весялоўцаў. Нам удалося адшукаць імёны адзінаццаці чалавек. Але ўпэўнены, што пры больш пільным пошуку трагічны спіс ахвяр будзе нашмат даўжэйшы.

Будынак касцёла ў Весялове.

Па сведчанні старажылаў, не было сярод весялоўцаў ніводнай сям’і, якая б не пацярпела ад рэпрэсій. Амаль у кожнай сям’і быў арыштаваны нехта з дарослых мужчын. Усе яны абвінавачваліся ў шніянажы на карысць Польшчы. Асноўнай правінай весялоўцаў перад савецкай дзяржавай была іх этнічная прыналежнасць. Ужо гэта выклікала падазронасць з боку карных органаў НКВД, якім не было ніякіх цяжкасцей навесіць ярлык “польскага шпіёна” вяскоўцам, якія жылі з цяжкай сялянскай працы. Прысуд быў адзін – вышэйшая мера пакарання. Нямногія пазбеглі гэтага трагічнага лёсу. Ніводзін з асуджаных больш не вярнуўся ў тыя мясціны, якія за некалькі дзесяцігоддзяў паспелі стаць роднымі. Памяць аб іх жыве ва ўспамінах родзічаў.

Рэпрэсіі 1930-х гадоў пакінулі глыбокія раны ў свядомасці весялоўцаў, на доўгія дзесяцігоддзі пасялілі страх.

Школа

У 1924 годзе ў Пушчы ўжо існавала польская школа першай ступені. Два настаўнікі навучалі ў ёй сорак чатыры дзіцяці. У 1930-я гады новы будынак школы быў узведзены ў цэнтры нанава створанай вёскі. З пачатковай навучальная ўстанова была пераўтворана ў няпоўную сярэднюю. Павялічылася і колькасць настаўнікаў.

У другой палове 1930-х гадоў рэпрэсіі закранулі таксама настаўнікаў Весялоўскай школы. Нам сталі вядомы імёны чацвярых чалавек:

1. Германовіч Юзэфа Іванаўна 1915 г.н. Ураджэнка в. Акалова Плешчаніцкага р-на. Полька. Настаўніца Весялоўскай НСШ. У 1938 годзе асуджана на 10 гадоў ППЛ як агент польскай разведкі.

2. Віславух Антон Антонавіч 1915 г.н. Ураджэнец в. Кустаўніца Нараўлянскага р-на. Настаўнік Весялоўскай НСШ. У 1938 годзе арыштаваны як член контррэвалюцыйнай арганізацыі. Расстраляны.

3. Парахаўнік Сцяпан Іванавіч. Украінец. Настаўнік Весялоўскай НСШ. Абвінавачваўся ў дзейнасці ў складзе Польскай арганізацыі вайсковай. Расстраляны ў 1938 годзе.

4. Стэфановіч Франц Сцяпанавіч 1911 г.н. Паляк. Ураджэнец в. Шэпічы (?) Лепельскага р-на. Дырэктар Весялоўскай НСШ. Абвінавачваўся як член Польскай арганізацыі вайсковай. Расстраляны ў 1937 г.

Складваецца ўражанне, што ў школе была раскрыта цэлая шпіёнская арганізацыя. Арышт настаўнікаў стаўся моцным ударам па культурніцкім і асветніцкім асяродку Весялова і навакольных вёсак. А ў хуткім часе польскую школу ўвогуле ліквідавалі, пераўтварыўшы ў беларускую.

Весялоўская школа праіснавала да сярэдзіны да 1980-х. Год ад году скарачалася колькасць вучняў, рамонт карпусоў школы патрабаваў вялікіх капіталаўкладанняў. Паскорыла працэс закрыцця школы тое, што ў Новых Валосавічах была збудавана больш сучасная навучальная ўстанова, куды і перавялі весялоўскіх вучняў.

Зараз недалёка ад бальніцы, у зарасніках кустоўя і дрэў ад цікаўных вачэй схаваныя рэшткі той бетоннай, збудаванай “да вайны” школы. Цікавасць выклікае тэхналогія будаўніцтва. Звонку і знутры сцены атынкаваныя, там дзе ад даўнасці часу тынкоўка адвалілася, можна пабачыць, з чаго зроблены сцены. А зроблены яны з раствору цэмента з дамешкамі тоўчанай чырвонай цэглы. Час паказаў іх трываласць. Вось які парадокс. У пачатку 1960-х быў узведзены з цэглы яшчэ адзін корпус школы, але ён выпрабаванне часам не вытрымаў – засталіся адны разваліны.

Мясцовыя славутасці

У 1944 годзе, адразу пасля нямецкай акупацыі, у Весялове аднавіў працу калгас. На той час ён насіў назву імя Чапаева. У 1950 годзе гаспадаркі Весялова, Стайска і Валосавічаў аб’ядналі ў калгас імя Дзяржынскага. У 1959 ён змяніў статус і стаў называцца саўгасам “Валосавічы”. Да сённяшняга дня на ўскрайку вёскі захаваліся рэшткі фермы, будынак якой ужо працяглы час стаіць закінуты з-за непатрэбнасці.

Сямейнае пахаванне роду Радзішэўскіх – Галумбіцкіх.

Захавалася ў вёсцы алея з дрэў, пасаджаная выхаванцамі дзіцячага дома, які працаваў на працягу некалькіх дзесяцігоддзяў – у даваенны і пасляваенны перыяд. Потым у адным з карпусоў, які быў пабудаваны ў 1930-я гады, размясцілася Весялоўская ўчастковая бальніца. Прайшло ўжо колькі год, як зачынілі і бальніцу. Новы гаспадар будынка пакуль не знайшоўся і наўрад ці знойдзецца.

Ад блізкага лесу вёску аддзяляе невялікае азярцо, утворанае дамбай, якая перагароджвае рэчку Каменку. Вадаём надае пэўную прыгажосць і каларыт навакольным краявідам Весялова. Асабліва прыгожа глядзяцца вясковыя краявіды з “пятачка” – невялікай плошчы, ад якой у розныя бакі разыходзіцца некалькі вуліц. Месціцца на плошчы будынак каталіцкага касцёла, пад які вернікі прыстасавалі пустуючую пэўны час калгасную хату. Час ад часу правесці святую імшу прыязджае ксёндз лепельскага касцёла. Захаваўся будынак магазіна, стаіць зачыненым. Ля бетоннага прыпынка спыняецца рэйсавы аўтобус, што некалькі разоў на тыдзень заязджае ў вёску.

Капліца і могілкі.

Маюць весялоўцы ўласныя могілкі. Сюды вязуць памерлых сваякоў і жыхары суседняга Стайска, дзе таксама жывуць нашчадкі этнічных палякаў-перасяленцаў. На надмагільных плітах пераважна польскія прозвішчы. Здзіўляе тое, што надпісы зроблены на рускай мове, адзінкавыя – на польскай. У першую чаргу ўвагу прываблівае невялікае надмагілле, выкладзенае з камення, а звонку атынкаванае. На тынкоўцы з трох бакоў помніка нанесены надпісы, якія сведчаць пра тое, што гэта сямейнае пахаванне роду Радзішэўскіх – Галумбіцкіх датуецца першай паловай ХХ стагоддзя.


Старая каталіцкая капліца.

Крыху воддаль ад могілак ёсць невялікая драўляная каплічка. Усё яе начынне складаюць распяцце і тумбачка, дзе захоўваюцца рэлігійныя малітоўнікі на польскай мове. Бачна, што капліца даўно не выкарыстоўваецца па прызначэнні. Дах крыты дошкамі і толлю месцамі ўжо патрабуе рамонту. Самім вяскоўцам ужо не адолець яе рамонт.

Добра бачна, што каплічка знаходзіцца на штучным узвышэнні правільнай прамавугольнай формы, якое, магчыма, з’яўляецца месцам колішняга падмурка самай першай капліцы, збудаванай польскімі перасяленцамі. У трыццатых гадах капліцы ўжо не было. Людзі баяліся адкрыта праяўляць сваё стаўленне да рэлігіі. Маглі прылічыць “ да польскіх шпіёнаў”. Таму і маліліся ўпотай, па хатах. У гады Вялікай Айчыннай вайны, каб абараніць вёску ад бед і напасцяў, вырашылі весялоўцы аднавіць страчаную святыню. Мужчыны ўзяліся з дошак будаваць капліцу, а жанчыны наткалі палатна для ўнутранага ўбрання.

***

Змянілася не адно пакаленне весялоўцаў, і сёння яны захоўваюць памяць пра сваю этнічную радзіму – Польшчу. Памяць, якая жыве і перадаецца з пакалення ў пакаленне ў мове, звычаях і традыцыях. Але кожны з вяскоўцаў і іх нашчадкаў ведае, што сапраўдная радзіма – гэта невялікая лепельская вёсачка Весялова.