Adam Slaski
Isfahan albo witajcie w Krakowie Wschodu
Do Isfahanu przyjechałem autobusem. Kierowca nie mówił oczywiście po angielsku, ale bardzo się cieszył, że ma na pokładzie obcokrajowca, tytułował mnie “mister Adam” i był bardzo miły. Miły był również pewien uchodźca z Syrii, który pomógł mi trafić do hotelu.
Jeszcze tego samego wieczoru znalazłem się w zgoła odmiennych okolicznościach. Spotkałem się mianowicie z pewnym couch surferem, który zaproponował, że oprowadzi mnie trochę po mieście. Szybko dowiedziałem się, że ma głęboką depresję, gdyż nie ma przed nim żadnych perspektyw i w ogóle jego życie nie ma sensu oraz że wrogowie oskarżają go o paranoję lub schizofrenię. Gdy rozpoznał zagrożenie w chłopcach bawiących się w berka na ulicy, zrozumiałem, że wrogowie mają pełną rację. Oczywiście nie spotkało mnie nic złego z jego strony, ale nie czułem się w jego towarzystwie przyjemnie, a że okazał się bardzo opiekuńczy (nie chciał mnie zostawić samego, bo wszędzie widział niebezpieczeństwo), bardzo trudno było się od niego uwolnić. Niestety, couchsurfing ma w sobie coś z hazardu.
Sam Isfahan wygląda jak Kraków przeniesiony na Bliski Wschód. Jest zauważalnie bardziej konserwatywny niż Teheran (widzi się więcej kobiet w nikabach), ale też ludzie mniej się tu spieszą, ruch dużo spokojniejszy, sporo rowerzystów. O ile Teheran jest miastem biznesowym, o tyle Isfahan jest bardzo turystyczny. Na tym analogie się nie kończą. W Isfahanie są planty (Hasht Behest), rynek z sukiennicami (Maydan-e Imam), na rynku dorożki. A przy rynku meczet z dwoma wieżami, z którymi wiąże się pewna legenda. Brzmi znajomo?
Legenda głosi, że król zabronił muezinom wchodzić na minaret, bo mogliby zajrzeć do jego prywatnych ogrodów.
Właśnie uciąłem sobie pogawędkę z recepcjonistą. Skarżył się, że jest z wykształcenia technologiem żywności, ale nie ma pracy w jego zawodzie, więc pracuje w hotelu za psie pieniądze. I bardzo mu to doskwiera, bo ciężko się uczył i guzik z tego ma. A potem zwierzył mi się, że jego dziewczyna jest od niego 11 lat młodsza (on ma lat 31, a ona 20) i nie wie czy ich związek ma szansę.
Widziałem dziś po raz pierwszy modlącego się Irańczyka. Wszedłem w boczną ulicę, był tam zakład samochodowy i mechanik rozłożył na ziemi swój dywanik i odprawiał modlitwę. Oczywiście wiem, że to nie jest jedyny praktykujący muzułmanin w Iranie, ale dotąd widywałem tylko ludzi wchodzących lub wychodzących z meczetu, a samą modlitwę widzę po raz pierwszy. Byłem też dziś w kilku meczetach, ale to wszystko zabytki i nikt się tam nie modlił.
Isfahan nazywany był dawniej połową świata. Sympatyczny Syryjczyk podsumował dowcipnie, że odkąd rzeka wyschła, jest to już tylko ćwiartka świata. I rzeczywiście, koryto jest suche jak pieprz, a słynny most Se-o-se (o 33 przęsłach) wygląda kuriozalnie. Zobaczyłem dziś kilka muzeów, dwa pałace i jeden meczet. Wszystkie interesujące, ale żadne nie powaliło, być może ze względu na trwające remonty. Isfahan się intensywnie odnawia.
Odwiedziłem te miejsca, zjadłem obiad w porządnej restauracji i wreszcie zacząłem wydawać pieniądze, bo dotąd ta wycieczka odbywała się praktycznie za darmo. Wydawanie pieniędzy jest w Iranie szczególnie nieprzyjemne, bo wszystkie banknoty wyglądają dość podobnie i na każdym jest dużo zer. Za każdym razem, gdy płacę, zastanawiam się, czy przypadkiem nie dałem 10 razy za dużo.
Nie kupiłem na razie żadnych suwenirów i chyba ich nie kupię, bo w plecaku nie mam zbyt wiele miejsca.
Muszę jednak przyznać, że sklepy z rękodziełem w Isfahanie nie sprzedają tandetnej cepelii. Niektóre z wystaw wprost zapierają dech w piersiach. I nie chodzi tylko o dywany, lecz także o porcelanę, biżuterię, wyroby blaszane.
Właściwie w sklepach widziałem więcej pięknych przedmiotów niż w tych muzeach.
Na ulicy zaczepił mnie pewien dziadek, który opowiedział kilka ciekawostek o historii Isfahanu i zaprosił na wieczór na pokaz Irańskich zapasów. Oczywiście spodziewałem się, że w pewnym momencie każe mi za to wszystko zapłacić, ale i tak zrobiło mi się przykro. W Teheranie traktowano mnie jak gościa, a tu jestem tylko turystą.
Opowiedziałem o tym Shayenowi i ani trochę nie był zdziwiony. Isfahańczycy mają w Iranie fatalną opinię ludzi skąpych i kłótliwych.
Wygląda wspaniale! Nigdy nie byłam w Iranie i chyba trochę bałabym się tam pojechać. Ale zawsze ciekawiło mnie jak naprawdę wygląda! Dzięki! 🙂
Iran – jeden z moich przyszłych celów – dzięki za ten tekst 🙂