Reblogi po 10 latach: Dzień Matki po niemiecku

laurka

W Niemczech obchodzi się dzień matki w drugą niedzielę maja i uważa się go za jedno ze świąt wprowadzonych przez Hitlera. Nie jest to prawdą, bo Międzynarodowy Dzień Matki od drugiej połowy XIX wieku usiłowały wprowadzić w życie Amerykanki, co im się w końcu udało zalegalizować w roku 1914. W Niemczech jest to oficjalne święto od roku 1923, a jego inicjatorem był Niemiecki Związek Kwiaciarzy a nie Hitler. Miało to zresztą miejsce na 10 lat przed dojściem Hitlera do władzy. Ale w Niemczech istnieje wyraźna tendencja, by negować każde święto pod jakimkolwiek pozorem – co najwyraźniej daje się odczuć przed Halloweenem i dniem świętego Walentego, ale i Boże Narodzenie nie jest wolne od antyświątecznych reakcji. W Polsce święto to obchodzi się od roku 1914 i w tym dniu dzieci rysują laurki dla mam. Na świecie są zresztą różne daty obchodzenia Dnia Matki – Polska jest jedynym krajem, w którym przypada ono na 26 maja.

Krystyna Koziewicz 

O matce i dorosłych dzieciach
“Miłość matczyna się nie starzeje” (niemieckie)

Jednym z najpiękniejszych dni w roku jest 26 maja  – DZIEŃ MATKI.
MATKA, Mama, Mamuśka, Mamcia, Matula, Mateńka… Wszystkie te słowa, którymi ją nazywamy, zawierają w sobie potężny ładunek uczuć i emocji. Kojarzą się z domem rodzinnym, którego była OPOKĄ. I choć zmieniają się ludzkie dzieje – ONA zawsze ta sama: DOBROĆ i PRZEBACZENIE, WIELKODUSZNOŚĆ i – jak mówi o ksiądz Twardowski w jednym ze swoich wierszy – “bardzo ludzka MIŁOŚĆ”…
Jej ofiarność i dobroć serca na zawsze pozostaje w pamięci tych, którzy ją mieli…
Ale oczywiście nie każdy ją miał. Bywa, że jej brakuje, a przyczyny tego są przeróżne. Jednym LOS przedwcześnie ją zabiera, innym daje, ale ona sama nie potrafi udźwignąć ciężaru odpowiedzialności, jaki spoczywa na jej barkach, zwłaszcza, gdy przyjdzie jej wychowywać dziecko czy dzieci samotnie. A wtedy, no cóż… Jedne Matki podejmują ten trud, inne, niczym kukułki, “podrzucają pisklę” do obcego gniazda, a jeszcze inne całkowicie się go wyrzekają, albo – co najgorsze – zabijają… To skrajne przypadki, ale się zdarzają. I każdy z nich ma swoją przyczynę, dlatego tak trudno jest osądzać matkę, która nie umiała być matką…

Jakkolwiek jednak by nie było, każde dziecko, i to z pełnej rodziny. i to z niepełnej, powinno darzyć matkę szacunkiem, choćby z racji tej, że dała mu życie… Powinno otoczyć ją opieką i miłością, bo może tego najbardziej brakowało jej w życiu?! Powinno… Dla wielu matek pobożne życzenie. Z odwzajemnieniem miłości bywa różnie, niejednokrotnie zastanawiamy się, skąd u dorosłych dzieci taki brak uczuć, zrozumienia dla sytuacji matki i problemów związanych ze starzeniem się, często samotnością.

Istnieje wiele sposobów, by odpędzić myśli o dzieciach, dla których jesteśmy ciężarem. Szukamy dla siebie aktywności, ale i ona nie zawsze cieszy dorosłe dzieci. Niekiedy nawet drażni. Jak więc? Czy mamy się tłumaczyć, że po prostu odrabiamy zaległości z okresu, kiedy świat był mniej kolorowy? Życie w socjalizmie nie przypominało raju, choć nasza młodość niosła prawdziwą radość i emocje, nie mieliśmy życia wirtualnego.  Dzisiaj młodzi patrzą na nas, jak na istoty z epoki dinozaurów, a może jednak ze skrywaną  zazdrością, ale, o dziwo, wcale nie radością, że życie matki ma sens.

Niejednokrotnie zdarza mi się słyszeć matki, które się żalą, że są psychicznie gnębione przez własne dzieci. Tak, tak – żadna ściema. Zdarza się, ale najbardziej szokuje, że psychiczny terror pojawia się ze strony dobrze wykształconych córek, synów. Rozumiem – dzieci nie chcą naszych rad, złoszczą się, kiedy ich zdaniem ingerujemy w ich życie, co tak naprawdę oznacza po prostu, że wypowiadamy nasze zdanie czy poglądy. Nie chcą i nie lubią rozmawiać o problemach, potrafią pouczyć matkę, że najlepiej by było, jakby się wcale nie odzywała? I co wtedy, gdy to usłyszymy? Zamilczeć i puścić koło uszu? Trudno, ale może i dałoby się zrobić, ale najczęściej to oni sami, ci co to mówią, zaczynają dyskusję trudne tematy. To straszne, że nie można przekazać naszych doświadczeń, bo one są ważne.  Dlatego dajemy dzieciom wolną rękę, niech same uczą się na własnych błędach, po co mamy z matczynej miłości i ostrzegać? Nie wrogości, jak to często  bywamy odbierane. Z miłości i życzliwości!

Nie ulega wątpliwości, że nasze dzieci nas kochają, ale to głęboko, pod spodem. A na powierzchni… Owszem, czasem zadzwonią, zapytają, co słychać. Być może w pewnym sensie uspokajają własne sumienie, albo tylko tyle serca mogą okazać. Dwa słowa: „wszystko w porządku?” lub – jeszcze gorzej – „co u ciebie, wszystko dobrze?” i koniec rozmowy. Jak można na takie pytanie odpowiedzieć, że nie, nie wszystko jest dobrze i że powodem tego są one same?

Teoretycznie więc dzieci nas kochają, ale teoretyczna wiedza nie wystarczy! Chciałoby się to poczuć. To posłuchajcie, kochane dzieci. Nadchodzi lato, czas pikników, na pewno nie raz i nie dwa w gronie rówieśników wybierzecie się nad jezioro, do Tiergarten czy na Lotnisko Tempelhof, a tam zobaczycie piknikujące tureckie rodziny. I zobaczycie, jaki jest stosunek dzieci do rodziców. Szacunek przez duże S. Nie ukrywam, że z zazdrością przyglądam się matkom, wokół których „świat się kręci”. Nie będę w tym miejscu szczegółowo opisywać i moralizować, bo nie o to chodzi. Choć właściwie, nieprawda, bo to właśnie o to chodzi. O miłość dziecka do rodziców, taką nie przesadną,  nie jakoś specjalnie wylewną, ale jednak choć trochę odczuwalną…

Przykładów lepszego lub gorszego traktowanych rodziców można by mnożyć, nie chcę pokazywać skrajności, spiszę tu tylko te typowe.

Znajomy na prośbę syna przez pół dnia pomagał w przygotowaniu ogrodowego party dla kolegów. Po wielogodzinnym wysiłku na końcu usłyszał: „Dziękuję, teraz możesz już sobie iść”. Nie załapał się nawet na jedną kiełbaskę z grilla.
Syn, zapytany delikatnie przez matkę, czy mogłaby zabrać się razem, samochodem na wycieczkę do Zakopanego (było wolne miejsce w aucie), usłyszała: „Chyba sobie żartujesz, chcesz by koledzy mnie wyśmiali?”
Córka znajomej ciągle instruuje matkę, jak ma się ubrać i zachować, gdy przyjdą koleżanki, żeby tylko jej wstydu nie narobiła. Najlepiej, gdyby wyszła z domu.
Jeśli matka mieszka daleko od dzieci, słyszy zapytanie, kiedy przyjedzie, a pytający nie zwracają uwagi na wiek, zdrowie czy koszty. Wygodniej zaprosić mamę, by się samemu nie wysilać.

Ale mimo to powinnyśmy pomagać. A jakże. Kochane dzieci potrzebują nas, matek, gdy są w potrzebie. Czasem pilnej, czasem wcale nie pilnej, ale ułatwiającej życie. A my jak te głupie owce, mimo że potrafimy doskonale rozpoznać prawdziwe i wynikające z wygodnictwa potrzeby naszych dzieci, i tak zawsze chętnie pędzimy „ku pomocy”.
Pędzimy, pomagamy, często dopłacamy, a potem, na pożegnanie i tak usłyszymy, że ułożyłyśmy życie bez sensu, że dzieci były chowane przez babcie, że tata odszedł, że nie zrobiły majątku, że nie jesteśmy obywatelami świata… tylko Polska, Polonia, Polska, Polonia!
Znam sporo osób pozytywnych przypadków, pięknych postaw, kiedy dzieci regularnie odwiedzają Matkę, zapraszają, fundują, obdarzają… Ale i tak do końca nie wiem, czy i tam, w tych pokazowych rodzinach, pod spodem nie czają się te same zdania – jesteś biedna, wstyd mi za ciebie, nie odzywaj się…

Przyjrzyjcie się tym zdaniom: jesteś biedna, wstyd mi za ciebie, nie odzywaj się…  Rozpoznajecie siebie w tym lustrze? Słyszycie, jak to mówicie? Słyszycie to wieczne poczucie, że macie rację, gdy nam to mówicie?

A przecież to my, dzielne, zaangażowane, inteligentne kobiety. Nie jesteśmy kołtunami i babsztylami z Ciemnogrodu. Jesteśmy nowoczesne, samodzielne i zaradne. Nie żądamy i nie wymagamy. DAJEMY. Zrobiłyśmy w życiu sporo, nadal sporo robimy, a mimo to mamy czas dla Was i dla Waszych dzieci.

Kochane dzieci, nam nie potrzeba wiele, by się wspólnie cieszyć, ważne by choć przez chwilę pobyć razem i NIE słyszeć wiecznych uwag!
Nawet jeśli nie zawsze spełniamy Wasze oczekiwania, to może uznacie, że jednak nic złego się Wam nie przytrafiło, a zatem jakoś nam się udało Was ochronić.
Naprawdę próbowałyśmy dać Wam MIŁOŚĆ i POCZUCIE BEZPIECZEŃSTWA.
Na MIŁOŚĆ nigdy nie jest za późno, a MAMĘ ma się tylko jedną, więc parafrazując słowa księdza Twardowskiego powiem:
spieszmy się cieszyć
że mamy matkę,
zanim odejdzie…

Hommage à Jan Buck

Lidia Głuchowska

„HOMMAGE À JAN BUCK” – PROJEKT NAUKOWO-BADAWCZY
Instytutu Sztuk Wizualnych Uniwersytetu Zielonogórskiego

Jan Buk/Jan Buck (1922-2019) uchodzi za najwybitniejszego artystę serbołużyckiego, gdyż wytyczył serbołużyckim sztukom pięknym, dotąd ograniczonym do sfery przeeksponowanego folkloryzmu i prowincjonalizmu, całkiem nowe założenia, apelując o duchowe przełożenie sztuki serbołużyckiej na europejski modernizm.
Szczególnie inspirującą fazą w twórczości Jana Bucka był czas jego edukacji we Wrocławiu. Przez całe życie utrzymywał on kontakt z polską sceną artystyczną. To sprawiło, iż Instytut Sztuk Wizualnych Uniwersytetu Zielonogórskiego zainicjował projekt towarzyszący jego wystawie jubileuszowej, by uhonorować go jako nestora sztuki serbołużyckiej – z serią wystaw polskich artystów współczesnych oraz międzynarodowych sympozjów badawczych.
W ramach I cyklu wydarzeń projektowych odbyły się m.in. wystawa ISW UZ „Hommage à Jan Buck (I): ŻYLIŚMY JUTRO” w muzeum – Energiefabrik Knappenrode oraz wystawa retrospektywna twórczości Jana Bucka i międzynarodowe sympozjum naukowe „Jan Buck: Droga do sztuki” w Muzeum Serbołużyckim w Budziszynie/Bautzen.

Kierownictwo naukowe projektu:
dr Lidia Głuchowska

Continue reading “Hommage à Jan Buck”

Góry Prania

Marianna Lorenc na FB 22 maja 22 roku

Za Górami Prania i za Lasami Wybujałych Pajęczyn był sobie inny świat, pełen zapachu ziół i ksiąg o pięknie historii Człowieka Szczęśliwego. Człowiek ów żył w Ogrodzie Zgody Ze Sobą, miłowany był przez tych, których kochał bezgranicznie, tak jak bezgraniczne było jego oddanie niesieniu światła szczęścia i poczucia bezpieczeństwa.

Góry Prania były jednak nieprzebyte, pokolenia dzielnych wojowników i amazonek próbowały je pokonać, lecz żadne eskapady ani najodważniejsi bohaterowie nigdy nie dotarli dalej niż do Doliny Widnokręgu, z której rozlegał się widok na niedostępną krainę. Zmęczeni wysiłkiem ponad miarę, ratując życie, odjeżdżali z powrotem do swoich domów, które znajdowały się w rozległych lasach rozsnutych gęsto pajęczyn. Wszystko w ich domach pachniało i smakowało Marzeniem, Snem, którego rozmytą, oniryczną treść trudno było oddzielić od życia na jawie. Toteż marzyli, śnili owi dzielni wojowie o dotarciu do krainy z owej mitycznej księgi, żyli nadzieją, że następnym pokoleniom uda się wychynąć z ciemnej głębiny i poznać świat odwiecznej, pięknej historii Człowieka Który Był (Na) Zawsze Szczęśliwy.

Frauenblick. Kapadokien (3)

Monika Wrzosek-Müller

Derwische – der spirituelle Weg

Noch ein Text über meine Reise nach Kappadokien, in die Türkei.

Natürlich haben wir der Zeremonie der Tanzenden Derwische in einer unterirdischen Höhle beigewohnt. Auch wenn sich das sehr touristisch anfühlt, und auch ist, zwingt die Veranstaltung selbst zum Nachdenken. Denn jeder sucht seinen Weg, einen Sinn im Leben, etwas, was darüber hinausweist, was in schwierigen Momenten an etwas Höheres glauben lässt. Schon lange liefern unsere Religionen nicht genug Nahrung oder sie sind zu rigide, zu hermetisch, ihre Institutionen zu schwerfällig, als dass man sich ihnen anvertrauen möchte. Unsere Ewa macht sich mit dem Don Quijote auf die Reise und sucht auf dem alten, ewigen Weg nach konkreten Lösungen oder nach Konzepten für ein Weiterkommen.

Die Autorin hat sich auf den Yoga-Weg begeben, ohne sich dabei auf die sektenähnlichen Verstrickungen einzulassen, ohne auf ihre andere, „normale“ Lebensroutine zu verzichten. Ein bequemer Yoga-Weg, der manches besser zu verstehen, zu meistern erlaubt, der Körper und Geist einen Ausweg bietet und die Seele auch nicht vergisst.

Continue reading “Frauenblick. Kapadokien (3)”

Spaziergang im Stehen

Ewa Maria Slaska

Für Ela K., Kasia K. & Julita B.

Versuch nach Georges Perec


Georges Perec, einer der wichtigsten Schriftsteller der Französischer Literatur-Gruppe OuLiPo, und vielleicht auch einer der wichtigsten Schriftsteller der Weltliteratur nach dem 2. WK und Holocaust, ist vor allem für seine Sprachexperimente bekannt. Diesmal hat er aber einen Gehexperiment gewagt. Versuch, einen Platz in Paris zu erfassen, ist eine Probe, eine Antwort zu finden auf die ganz ungewöhnliche Frage:

Was passiert, wenn nichts passiert?

Continue reading “Spaziergang im Stehen”

Ostateczne rozwiązanie

Ewa Maria Slaska i Adam Slaski

Było tak.

W roku 2021 mój siostrzeniec Adam znalazł w sieci taką reklamę:

Odkurzacz bezprzewodowy Dyson V8 Absolute jest ostatecznym rozwiązaniem kwestii odkurzania. To kompaktowe urządzenie pozwoli Ci pozbyć się brudu z wszystkich rodzajów podłóg oraz tapicerek, mebli i zakamarków. Wytrzymałość, wysoka moc ssania, poręczna i lekka budowa oraz bogaty zestaw akcesoriów sprawią, że Dyson V8 stanie się Twoim ulubionym odkurzaczem.
Siła 15 cyklonów
Firma Dyson nieprzerwanie ulepsza technikę cyklonową w swoich odkurzaczach od czasu jej wynalezienia ponad 20 lat temu. 15 cyklonów systemu 2 Tier Radial ułożonych w dwóch obręczach pracuje równolegle, aby powiększyć przepływ powietrza i wychwytywać minimalny kurz. Cyklon firmy Dyson wychwytuje więcej brudu i kurzu mikroskopijnej wielkości niżeli jakikolwiek inny. Bez worków. Bez utraty siły ssania…

Continue reading “Ostateczne rozwiązanie”

Wiersze z brodą i bez 22

Charles Bukowski (1920 – 1994)

Fasola z czosnkiem

To jest ważne, nie zapomnij
zapisać, jak się czujesz,
lepiej to niż golenie, albo 
gotowanie fasoli z czosnkiem. Ta odrobina,
którą możemy zdziałać, trochę odwagi,
aby zrozumieć samego siebie, no i
strach i szaleństwo tej wiedzy,
że jesteś częścią zegara, który
kiedyś stanie i nikt go
więcej nie nakręci.

Teraz jednak
bije coś pod twoją koszulą
a ty mieszasz fasolę
łyżką…
jedna kochanka umarła, druga odeszła,
trzecia…
Ach! Tyle kochanek jak fasolek
tak, chwileczkę, policz je wszystkie –
smutne, smutne
gdy twoje uczucia
rozgotowują się na piecyku.
Zapisz to.

Sarah Kirsch (1935 – 2013)

Sama (Alleine)

Stare kobiety przed czerwonymi domami
Czerwonymi hortensjami kalekimi drzewami
przyniosły mi herbatę. Pełne powagi
Odniosły tace i zajęły posterunki obserwacyjne i podsłuchowe
Za upstrzonymi w esyfloresy firankami.

Józef Czechowicz (1903 – 1939)

Na wsi

Siano pachnie snem
siano pachniało w dawnych snach
popołudnia wiejskie grzeją żytem
słońce dzwoni w rzekę z rozbłyskanych blach
życie – pola – złotolite

Wieczorem przez niebo pomost
wieczór i nieszpór
mleczno krowy wracają do domostw
przeżuwać nad korytem pełnym zmierzchu.

Nocami spod krzyżów na rozdrogach
sypie się gwiazd błękitne próchno
chmurki siedzą przed progiem w murawie
to kule białego puchu
dmuchawiec

Księżyc idzie srebrne chusty prać
świerszczyki świergocą w stogach
czegóż się bać

Przecież siano pachnie snem
a ukryta w nim melodia kantyczki
tuli do mnie dziecięce policzki
chroni przed złem

MEINE MASKEN

so sieht die weisse aus


und hier eine andere


(links daneben ein teller aus kürbis)

Krystian

Zbigniew Milewicz

Krystian Cichowski, zdjęcie z albumu Polonia w obiektywie Stefana Dybowskiego, tom 2, 2009 – 2011.

Dwa biołe psy…

Rzadko rozmawialiśmy ze sobą po śląsku. U Krystiana w domu, podobnie jak w moim, mówiło się na co dzień czystą polszczyzną, co nie znaczy, że tej gwary nie znaliśmy. Żeby nadać czemuś specjalne znaczenie, coś szczególnie zaakcentować, sięgało się do śląskiej godki, zamiast przedpokoju był antryj, zamiast garbu pukiel, zamiast młodzieńca karlus itd, itd. Lubiliśmy też sobie po naszymu pośpiewać. Na ostatniej berlińskiej wycieczce na Ukrainę, zorganizowanej parę miesięcy przed pandemią covida, hitem w autobusie były dwa biołe psy, które śpiewali wszyscy, nie tylko hanysy. Z Krystianem Cichowskim już tego kawałka razem nie zaśpiewamy, bo niestety odszedł na zawsze.

Continue reading “Krystian”

Walka o mikrofon

Tekst ukazał się na Facebooku kilka dni temu. Publikuję tak, jak dostałam, nieco chaotyczny, ale cóż, niestety prawdziwy,

Ewelina Jaworska-Bone

Wczorajszy* piknik z okazji Dnia Polonii, na którym doszło prawie do rękoczynów, bo szefowa robiąca Kulturmanagment nie była odporna na krytykę. Powiedziałam, że fajne dożynki zorganizowała i gdzieś na wsi to byłaby super impreza, wkurzyła się i zaczęła za mną biegać, chcąc wziąć mnie za fraki i wyrzucić z terenu za sceną, gdzie podobno tylko artyści biorący udział w koncercie mogą przebywać… choć wszystkich wpuszali do toalety itp… oprócz mnie. Pan ochroniarz dostał informację, że jestem osoba non grata. Dobrze, że Bloody Kischka, jak zawsze, dała czadu, szkoda, że się spóźniłam 20 minut i szkoda, że mieli tylko pół godziny… I też zostali przez organizatorkę przegonieni ze sceny jak bydło. Było im naprawdę przykro, bo grają i śpiewają całym sercem, na najwyższym poziomie i kompletnie za darmo. Na koniec usłyszeli jeszcze od tej Pani, że jak będą się tak zachowywać, to w następnym roku w ogóle ich nie zaprosi. To chyba jakaś Królowa jest… a wie ktoś w ogóle kto to taki? Bo jakoś nie kojarzę Człowieka z żadnej diasporowej, kulturalnej, naszej polonijnej imprezy, ani z buchbundu, ani ze SprachCafe, ani u mnie w teatrze jej nigdy nie widziałam. Who ist this women???? I kto dał jej władzę absolutną, aby organizowała tak dużą imprezę? Co na to Biuro Polonii i inne instytucje, Instytut Polski, Instytut Pileckiego, Ambasada Polska w Berlinie? Rozumiem, że pewnie macie ważniejsze sprawy niż wgląd w tak dużą imprezę, do mnie też się nikt nie zgłosił, a działam od tylko 15 prawie lat, nigdy nie dostałam złamanego ojro od was, ale wiem, że przecież sami musicie się utrzymać, wszystko kosztuje, utrzymanie biur itp, a artysta może być biedny, zwłaszcza ten niezależny, nie wchodzący nikomu w d.
Pozdrawiam wszystkich odpowiedzialnych za kulturę Polską w tym mieście b. serdecznie. Miało być fajnie, wyszło jak zawsze, no, ale urzędnik pensję zawsze dostanie taką samą, więc wszystko git i who cares?!

* 13 maja

Continue reading “Walka o mikrofon”

Wędrówki po Westendzie

Ela Kargol

Wędrówki po zdrowie, zapach bzu i figury w parku


Dzisiaj kolejny szpital w moich wędrówkach po zdrowie, DRK Kliniken Berlin Westend w Charlottenburgu na Westendzie, dzielnicy, która swoją nazwę zawdzięcza londyńskiemu Westendowi i ma wiele wspólnego z Westendem szczecińskim. To Heinrich Quistorp, brat szczecińskiego Johannesa był jednym z założycieli berlińskiego Westendu.

Ale szpital powstał później.

Continue reading “Wędrówki po Westendzie”