Ewa Maria Slaska i Tomasz Grochal
EMS: Mam takie nazwisko, które aż się prosi o przekręcanie. Nie jest to zresztą moje nazwisko, tylko mojego (byłego) męża, no ale w jakimś stopniu jest też moje, bo używam go już od kiludziesięciu lat. Nazywamy się Slascy. Dokładnie tak – S bez kreski, a bez ogonka. Slaska, Slaski, Slascy. Tym niemniej KAŻDY wie lepiej. Zdarzało się, że ktoś na moich oczach poprawiał mi nazwisko na tę nieszczęsną Śląską. Redaktorzy i korektorzy robią to po prostu nagminnie. Również w internecie pojawiam się tysiące razy jako Slaska i jako Śląska. Redaktor Giedroyc wydając moją książkę w paryskiej Kulturze oszczędził mi wprawdzie ą, ale już Ś nie mógł sobie (ani mnie) odmówić. Po przyjeździe do Niemiec zrobiło się jeszcze gorzej, bo nie tylko KAŻDY w Niemczech wiedział lepiej niż ja, jak się nazywam, ale jeszcze był pewien, że zniemczyłam sobie nazwisko, żeby nie denerwować niemieckiego otoczenia albo żeby się ukryć z tym, że jestem Polką, albo zresztą cokolwiek innego…
Czasem się złoszczę, czasem się śmieję, czasem wyjaśniam, zawsze jak zaczynam współpracę z jakąś nową redakcją, piszę błagalne listy i maile, żeby uszanować to piękne, stare, polskie nazwisko, które już wiele stuleci temu tak właśnie brzmiało.
O proszę, tu – wpis w Wikipedii: http://pl.wikipedia.org/wiki/Slascy.
Tak więc nic nie zapowiadało specjalnej niespodzianki, gdy w początku listopada dostałam maila od Tomasza Grochala z Gdańska:
TG: Szanowna Pani Ewa Slaska,
witam Panią z przekonaniem, że zwracam się do Autorki wiersza
Dni jesienne
Dni jesienne…
Złocistości pełne
Z czerwonym liściem
we mgle
Zanim wiatr
uszarga je w błocie
Zanim deszcze
opłaczą stokrotnie
Zanim jesień
swój smutek uprzędzie
Dni jesienne…
Trawy jeszcze zielone
Z łkającym ptakiem
w niebie – hen
Gdy krwistą jarzębiną
alejkę wiatr spina
Tańczą.., tańczą
szalone
liście w Łazienkach
przed zimowym snem
………………autor Ewa Śląska
Droga Pani, z tym utworem zetknąłem się dawno temu – w prasie, gdzieś w 1987 roku, i towarzyszy mi… bagatela, od około 40 lat. Stosunkowo niedawno dopiero ustaliłem Autora i wiedziony od zawsze tą potrzebą, szukam z uporem sposobności, aby wyrazić gorące podziękowanie za ten miły utwór, który w okresie złotej polskiej jesieni, która w tym roku dopiero co minęła, staje mi co roku przed oczyma częściej niż w innych porach roku. Może wreszcie tu i teraz nadarza się ta, oczekiwana przeze mnie, okazja.
Mógłbym tu dodać więcej szczegółów i okoliczności z mego życia związanych z tym wierszem, ale zostawmy to na inną okazję.
Z podziękowaniami łączę wyrazy szczerej sympatii
Tomasz Grochal
EMS: Zadumałam się nad nadesłanym mi wierszem. Wiersze, bywało, owszem, wprawdzie dawno temu, ale co ja tam wiem, mogłam zapomnieć, a wiersz też dawny i z dawna w pamięci pana Tomasza. No i sam ten wiersz, tańczą…, tańczą szalone liście w Łazienkach. Czy ja kiedyś coś takiego napisałam? Jasne, pisałam wiersze, każdy pisał, niektórzy nawet znają swoją lirykę na pamięć, ja nie, ale mimo to – szalone liście w Łazienkach? Odpisałam więc:
Dziekuję Panu bardzo, choć nie jestem pewna, czy to naprawdę ja byłam autorką i się chyba nigdy nie dowiemy, bo nie mam już moich starych wierszy. Ale jakoś wydaje mi się, że to nie ja. Była jeszcze druga Ewa Maria Slaska, też w Gdańsku, ale wg moich informacji nie pisała wierszy, choć oczywiście – kto wie? Ta druga Ewa Maria Slaska nie żyje, ale mogę przy okazji zapytać jej Mamę, czy coś znalazłoby się w spuściznie.
A może Pan wie, w jakiej to prasie się ukazało?
Serdecznie pozdrawiam
Ewa Maria Slaska
nie Śląska
I to byłby koniec tej korespondencji, gdyby nie odpowiedź.
TG: Miła Pani, w sowieckiej Rosji w porcie Tuapse na Morzu Czarnym, na jesieni 1987 roku, nabyłem w kiosku kilka starych numerów Kobiety i Życia. Wówczas to były jedyne polskie gazety dostępne w kiosku. W jednym z nich w nr 48/1905 z dnia 02.12.1987 natknąłem sie na ten wiersz. Po latach, niedawno ustaliłem kilka szczegółów, między innymi autorkę wiersza, odwiedzając pięknie wyremontowaną biblioteke i czytelnię czasopism na Przymorzu, gdzie dotarłem do archiwalnego egzemplarza tego czasopisma. Pani nie zaprzecza, że tworzyła w przeszłości utwory poetyckie. Rozumiem jednak, że autor czuje ducha swoich utworów i pewnie się nie myli w ocenie.
Pamiętny numer Kobiety i Życia wydrukował wiersz wzbogacając go kolorowymi jesiennymi zdjęciami z urokliwych warszawskich Łazienek, nawiązującymi do treści utworu. Strony z wierszem i zdjęciami przymocowałem na szocie kabiny i w chwilach odpoczynku wpatrywałem sie w nie przez wiele miesięcy, znając treść utworu na pamięć. Tak było do momentu zmustrowania ze statku. Wiersz na papierze tam pozostał, chociaż zabrałem go w swojej pamięci i uczuciach, i towarzyszy mi nadal przy różnych okazjach zwłaszcza jesiennych pejzażach.
EMS: Wiem na pewno, że to nie ja. W roku 1987 byłam już na Zachodzie i nie wysyłałam nic do żadnej redakcji w Polsce. No jak nie ja, to poniekąd sprawa się wyjaśniła, ale tylko poniekąd. Bo teraz dzielę z Tomaszem pamięć tej linijki o tańczących szalonych liściach. Po kilku dniach postanowiłam poszukać autorki wiersza w internecie. Niestety w wyszukiwarce pojawiam się przede wszystkim ja sama, co oczywiście tłumaczy, jak Tomasz do mnie dotarł. 2.500.000 wpisów. No, ale to oczywiście nie tylko ja, nie przesadzajmy, pojawia się też Śląsk we wszystkich odmianach, kiełbasa śląska, Ruda Śląska, śląska oczyszczalnia ścieków, biblioteka śląska, powstania… Ale oczywiście znajduję wreszcie inną Ewę Śląską… Oglądam jej zdjęcie. Ładna. Ona? Jeśli to ona, to pisząc wiersz miała 20 lat. W tym wieku pisze się wiersze. Postanawiam nie pytać, tylko opublikować tu ten wiersz i wysłać jej linka. A nuż… Piszę więc do Tomasza, proponuję wpis i proszę o skan.
TG: Witam Pani Ewo, jestem z lekka zaskoczony propozycją. Sądziłem, że sprawa wyczerpała swój potencjał, wytraci bieg i ja z kompanem-wierszem odejdę w siną dal. W odpowiedzi na Pani sugestię postaram się dotrzeć do właściwego źródła, aby uzyskać zdjęcie, skan lub ect. Może zejdzie parę dni, zanim to zadanie wykonam, bo walczę ze swoimi zdrowotnymi słabościami. Zapewniam też, że może Pani robić użytek z korespondencji zgodnie ze swoimi potrzebami.
TG (już następnego dnia):
Pani Ewo, z czytelnią wyszło szybciej niż przypuszczałem, bo dzień był ładny i podjechałem na Przymorze. Przesyłam zdjęcia.
EMS: A teraz wyślemy linka do Ewy znalezionej w Internecie i pokażemy wpis na FB. Może znajdziemy tę, która naprawdę nazywa się Śląska. Ale może nie – bo ta, którą wyszukał polski google mieszka na Śląsku i może tylko taki sobie wybrała pseudonim.
Zobaczymy.
I co, i co dalej? Taka historia powinna mieć ciąg dalszy….
Ewo, wprawdzie w roku 1987 byłas już na Zachodzie i nie wysyłałas nic do żadnej redakcji w Polsce, ale mogli wziac tekst z archiwum. Wierze, ze to moglby byc jednak twoj wiersz, taki piekny, choc poza berlinska estetyką.
Współautor wpisu napisał w mailu: Witam Pani Ewo,
Dziękuję za maila. Współczuję z powodu licznych komplikacji związanych z poprawną pisownią Pani nazwiska. Tak na marginesie, jeszcze brzmią mi w uszach nazwy polskich statków handlowych podawane przez obcojęzyczne obsługi kanałow morskich i tak dziwacznie poprzekręcane, że stawały sie nierzadko w codziennych rozmowach marynarskich nowymi nieformalnymi nazwami. Jako ciekawostkę podam przykład nazwy jednego ze statków brzmiącej – whisky…piansky ( tu chodziło o… Wyspiańskiego).
Wracając do naszego tematu – przeczytałem wpis z dużym zainteresowaniem jakby to była nowa historia nie ta opisana przeze mnie. Podobnie jak bigos nabiera smaku w miarę upływu dni, tak ta z pozoru drobna sprawa nabiera dodatkowego aromatu. Ku mojemu miłemu zaskoczeniu dostrzegam też komentarz Pani Katarzyny Krenz, która zna tę sprawę sprzed kilku miesiecy.
Miejmy nadzieję, że spotka nas jeszcze niejedna niespodzianka.
Z pozdrowieniami
Tomek G.
To komentarz będący odpowiedzią do obu panów. Niestety Jacku, to NA PEWNO nie mój wiersz! Panie Tomaszu, Pan przecież wie, że Katarzyna to moja siostra, czy nie wie Pan tego?
Pani Ewo, wiem o więzach rodzinnych łączących Panie.
A może, może… “tamta” Ewa Śląska naprawdę mia,la nazwisko z ogonkami i była np. siostrą Aleksandry Śląskiej? Może syn wielkiej aktorki mógłby odpowiedzieć na to pytanie? Na jego ślad trafiłam na plotkarskim portalu “plotek.pl”, ale niestety nic z tego nie wyniknęło
Powsinoga znalazła dodatkowe ciekawostki do tego, jak można przerobić moje nazwisko. Na portalu bibliotecznym znajduje się w bazie danych taka oto książka.
Zbliżenia
Tłumaczenie: Buchner, Antoni
Redaktor: Skalska, Ewa Maria
Wydanie: 2004, Wir
Język: polski
ISBN: (brak)
1 wydanie w 1 bibliotece
Pięknie, to zaiste ja wydałam tę książkę. Tyle że: ja nazywa się Ewa Maria Slaska, publikacja nazywała się Nahaufnamen-Zbliżenia, wydaliśmy ją po polsku i po niemiecku, nazwa wydawnictwa – WIR – powinna zostac zapisana samymi dużymi literami, a tłumaczy było ośmiu a nie tylko Antoni Buchner.
Ciekawe – jeden mały zapis i 5 błędów.
Skończyłam właśnie książkę “Ryszard Kapuściński. Autoportret reportera”, złożoną z wypowiedzi R.K. w wywiadach, przeprowadzonych z nim przez wielu dziennikarzy.
Zabrałam się za przeglądanie bibliografii, w której autorka wyboru i wstępu do książki, Krystyna Strączek, umieściła 48 takich wywiadów. Większość nazwisk nie jest mi znana, ale przy czternastym się zdziwiłam. Punkt ten wygląda tak:
14. Jestem człowiekiem pogranicza, z Ryszardem Kapuścińskim rozm. Ewa Maria Skalska, film dokumentalny Korespondent, Berlin, marzec 1995.
(Tytuły: “Jestem człowiekiem pogranicza” i “Korespondent” są podane italikiem)
Już Ewa Maria Skalska bardzo mi przypominała znane nazwisko, tylko jakby ktoś pomieszał środkowe litery i dodał jedno “k”. Ale jak doszłam do Berlina, to i do wniosku.
Napisałam do Ewy Marii, która mi potwierdziła, że tak, to ona rozmawiała z Kapuścińskim.
Ciekawi mnie, gdzie Krystyna Strączek przeczytała nazwisko “Skalska”. Oj, chyba spróbuję do niej do niej napisać i zapytać.
Wywiad został zaczerpnięty z jednego z tomów WIR-u bez pytania nas jako redakcji czy autorów o zgodę
Minęły dwa lata z kawałkiem. Ta inna Ewa nigdy się nie odezwała i nikt jej nigdy nie znalazł. Szkoda…
Minął kolejny rok. I wciąż nic.
Jesień jeszcze u nas jest. A zatem szukajmy śladów autorki.
Historia piękna i wiersz piękny. Życzę Ci sukcesów w poszukiwaniu autorki, może jej twórczość jest obszerniejsza.
A co do nazwiska, u Ciebie nie ma ogonków, u mnie jest ich kilka, ale problemy z poprawnym zapisem czy wymową osoby postronne mają takie same. Na palcach rąk mógłbym wyliczyć ludzi, którzy za pierwszym razem przeczytali, bądź wymówili je poprawnie. Nie musisz więc czuć się w tym względzie osamotniona.
Bardzo ciekawa historia.
Mieszkam w Austrii.
W niedziele od 9.00-11.00 slucham audycji radiowej “Frühstück bei mir”rodzaj Interview ze znanymi osobami, roznych zawodow, w roznym wieku. Tematy dotycza ich sukcesow, porazek, dnia codziennego.
Czesto pomyslalam, ze nie ma czlowieka ,ktorego historia zycia nie bylaby ciekawa, gdyby mu zadano odpowiednio pytania…
A propos nazwiska SLASKA, dokladnie tak napisanego, jak tutaj:
spotkalam sie z nim bardzo dawno w Lublinie.
Pan Slaski w latach 60-tych, a moze i wczesniej, byl burmistrzem w tym miescie.
Poznalam, juz dawno po jego smierci jego rodzine…
Początek listopada 2022 roku. W sieci pojawiła się Bożena Śląska. Już się z nią zaprzyjaźniłam na Facebooku i pytam o koneksje i historie. Może zna Ewę Śląską jesienią? Zrebloguję ten tekst po 9 latach!
“Z łkającym ptakiem” ,
przepraszam, to sztandarowa poezja oporu i walki polskiego zniewolonego orla,
oraz kaczek, ktorym ukradziono korony, ale mimo to pokazały gest kozakiewicza !
pod butem sowieckiej pogardy i wladimira wladimirowicza,
o ktorym słusznie nie tylko monika wrzosek müller pisze,
ze jest okropny i tak jak prawie wszyscy rosjanie not woke…
tak jak wspominałam ponizej jestem on the road,
no i jeszcze sie odezwe,
jak bede musiał sie zatrzymac
i mojego ptaszka, tego, tamtego,wiadomo co,
ale na pewno w łazienkach, ich schwöre! uwolnić…
sajonara
wpis ten zrobil mi wczoraj (wtorek, 22.11.2022) poranek, trzymal do wieczora i ze zdazylem te historie polecic do przeczytania paru osobom. zycie jednak pisze najciekawsze historie! dziekuje!
pozdrawiam
wiadomo kto 😉