Zbigniew Milewicz
Dyplomacja, trudna sztuka…
Dezercjom żydowskich żołnierzy z Armii Andersa sprzyjały nadzwyczaj dogodne okoliczności. Palestyńscy ziomkowie przyjaźnie udzielali zbiegom pomocy, angielskie przepisy prawne nie nakładały na mieszkańców obowiązku meldunkowego, a ponadto każda gmina żydowska, każdy rabin czy notariusz mógł wydać dezerterowi dowód osobisty, stwierdzający, iż urodził się w Palestynie czy Jemenie. Angielskie władze wojskowe na ogół nie weryfikowały bliżej tych dokumentów.
Dezercje dobrze wpisywały się w antypolską politykę różnych sił, dążących do zdyskredytowania legalnych władz RP. Sylwester Strzyżewski, dokumentuje, że między innymi Czesi wydali w USA memoriał na temat ówczesnej polityki polskiego rządu, dotyczący mniejszości narodowych i zarzucający Polakom brak demokracji. Od ucieczek z Wojska Polskiego na Bliskim Wschodzie do poruszenia problemu przynależności Zaolzia było autorom tak blisko, jak z lewego brzegu Olzy na prawy. W szeregach armii brytyjskiej, stacjonującej w rejonie bliskowschodnim, w których również służyli Żydzi, dezercje się nie zdarzały, część Brytyjczyków uważała więc, że antysemityzm w Wojsku Polskim faktycznie istnieje. Wierzyła w to również część opinii publicznej w USA; w propagandzie obydwu krajów dominowali bowiem pro-kremlowscy komuniści, niechętni rządowi londyńskiemu. Wzrost antypolskich nastrojów wśród państw koalicji antyhitlerowskiej mógł zaś negatywnie wpłynąć na decyzje w sprawie przyszłego przebiegu naszych wschodnich granic.
„Dowództwo WP – pisze S. Strzyżewski – przestrzegało ponadto przed podejmowaniem decyzji o oficjalnym zwolnieniu żołnierzy narodowości żydowskiej, którzy deklarowali chęć przeniesienia się do jednostek brytyjskich. Takie rozwiązanie niosłoby ze sobą zagrożenie ogłoszenia przez propagandę sowiecką informacji, iż Armia Polska, tracąc swój wielonarodowościowy skład, rezygnuje zarazem z terenów zamieszkałych przez mniejszości narodowe i tym samym nie jest armią państwa o określonym przed wojną terytorium.”
***
Jak cię widzą, tak cię piszą. Aby poprawić ten polsko-żydowski profil armii, dowództwo zaprzęgło swoją kadrę do roboty oświatowej. Organizowano odprawy oficerów i podoficerów na temat antysemityzmu i jego konsekwencji, okolicznościowe spotkania z ludnością żydowską na terenie Palestyny, goszczono na różnych lokalnych uroczystościach, a tym, którzy może nazajutrz również planowali ucieczkę, urządzano ekstra pogadanki, p.t.: dezercja z wojska polskiego oznacza dezercję z pola walki o istnienie fizyczne Żydostwa polskiego i stanowi zdradę w kampanii o jego prawa w Polsce niepodległej. Informowano o możliwości powrotu do Palestyny po zakończeniu wojny, doszło też do oficjalnego spotkania żołnierzy z mieszkańcami kibuców i członkami Agencji Żydowskiej, mającego na celu rzeczowe omówienie tematu dezercji. Nie można więc było zarzucić dowództwu armii, że bagatelizuje problem. Kiedy jednak liczba dezerterów sięgnęła 800 żołnierzy, Ministerstwo Obrony Narodowej, zapytane o dalszą strategię postępowania, zaleciło… wstrzemięźliwość.
Wytyczne brzmiały: nie prowadzić poszukiwań i nie wcielać ponownie dezerterów, nie pozbawiać ich obywatelstwa i ograniczyć się jedynie do kartotekowania (ustalenia okoliczności i metod) dezercji oraz przekazywania wykazów uciekinierów władzom brytyjskim. W tych okolicznościach Żydzi otrzymali ciche pozwolenie polskiego dowództwa na dezercję.
W Palestynie zaczęły się tłumne dezercje żołnierzy żydowskiego pochodzenia zaagitowanych przez organizacje żydowskie – pisze gen. Anders w swoich wspomnieniach. – Ponad 3 000 Żydów opuściło szeregi Korpusu. (…) Nie zezwoliłem na poszukiwania dezerterów, i ani jeden dezerter nie został przez nas aresztowany. Postanowiłem nie stosować ściśle wobec mniejszości narodowych ustawy o powszechnym obowiązku służby wojskowej dla wszystkich obywateli polskich poza Krajem. Nie chciałem mieć pod dowództwem żołnierzy, którzy bić się nie chcą (…).
Wspomnienia te uzupełnia relacja z rozmowy przeprowadzonej przez Zbigniewa Siemaszkę z generałem, z 31 lipca 1967 r.: Wydałem ścisłe dyrektywy nie ścigania tych żołnierzy Żydów, którzy po przybyciu do Palestyny opuszczali szeregi. Uważałem, że ci Żydzi, którzy za swój pierwszy obowiązek uważali walkę o wolność Palestyny, mają do tego prawo.*
Dyrektywy te były wydawane w formie nieoficjalnych, ustnych poleceń, rozkazy na piśmie mogłyby sprowokować Brytyjczyków, od których polskie wojsko było uzależnione. Anglicy mieli zaś wszelkie powody ku temu, by przeciwdziałać dezercjom, ponieważ uciekający żołnierze wstępowali do podziemnej armii żydowskiej, która walczyła z nimi. Problem był więc bardzo skomplikowany. Polacy służyli pod dowództwem brytyjskim i utrzymanie neutralnego stanowiska w sprawie dezercji wymagało istnej ekwilibrystyki dyplomatycznej. Reasumując: dowództwo Armii Andersa pobłażliwie traktowało dezerterów, zważywszy, że za opuszczenie szeregów groziła im kara śmierci. Polacy mieli świadomość, że ta miękka polityka obniża autorytet ich wojska w oczach Żydów, ale jej zaostrzenie mogło doprowadzić do starcia z mieszkańcami Palestyny, którego starano się jednak uniknąć.
Z podobnymi problemami borykano się także w innych polskich jednostkach stacjonujących w Wielkiej Brytanii, ich skala była mniejsza, niż u Andersa ale wyrozumiałość dowództwa – podobna. Nie bez znaczenia był tutaj fakt, że rządowi londyńskiemu zależało na dobrych stosunkach z wpływowym, żydowskim lobby w USA, które (według niektórych teorii stało za koncepcją powstania Izraela) mogło odegrać pozytywną rolę przy ustalaniu przyszłych wschodnich granic Polski. Taką też funkcję spełniło, ale wobec komunistycznych doradców prezydenta Roosvelta, sympatyzującego ze Stalinem i jego osobistą wizją powojennej Europy.
„Żydzi, którzy pozostali w Armii Polskiej – stwierdza autor cytowanej pracy – dzielnie walczyli na froncie włoskim. W trakcie tej kampanii brali czynny udział w bitwie o Monte Cassino, Loreto, Bolonię. O ich dzielnej postawie świadczy fakt, że spośród 850 Żydów walczących pod Monte Cassino 6 otrzymało Krzyże Srebrne Orderu Wojennego Virtuti Militari, 68 otrzymało Krzyże Walecznych, a 52 nadano Krzyże Zasługi. Prawdopodobnie 77 Żydów zginęło na szlaku bojowym Armii gen. Andersa. Świadectwem postawy Żydów na polu walki jest relacja Melchiora Wańkowicza (…): Trup strz. Szapiry jak żywy, skręcony w sobie, gęstą czupryną na głazie. Żyd. Chory na czerwonkę, nie zgodził się zostać. Przy podchodzeniu, w ogniu, dręczony skurczami, musiał ciągle odbiegać na stronę, nie mógł się kryć, może by wyżył inaczej. Leży, jak ekspiacja wobec własnego narodu za 3 500 dezerterów żydowskich z 2. Korpusu Polskiego, jeden z jedenastu Żydów poległych w bitwie o Monte Cassino, którzy jednak chcieli się bić z Hitlerem.
Wśród żołnierzy, którzy postanowili odejść z szeregów Wojska Polskiego, było wiele osób, które wzięły czynny udział w późniejszym życiu publicznym Izraela. Najbardziej znaną postacią był Menachem Begin, premier Izraela, jego polskie nazwisko brzmiało Mieczysław Biegun, pochodził z Brześcia Litewskiego. Założyciel radykalnej partii Heut, która później – po połączeniu z liberałami – dała początek partii Likud. Przeszedł do historii jako polityk, który podpisał porozumienie pokojowe z Egiptem (18 września 1978 roku). 16 grudnia 1978 roku izraelski premier Begin oraz egipski prezydent Sadat zostali nagrodzeni Pokojową Nagrodą Nobla. Wiosną 1982 roku Begin przeprowadził ewakuację Półwyspu Synaj. Rok później na własne życzenie ustąpił z urzędu premiera i wycofał się z życia politycznego. Zmarł w marcu 1992 roku.
***
- Z.S. Siemaszko, Generał Anders, życie i chwała, [w:] „Kultura”, nr 5-8/1970, Paryż 1970, s. 36
Znam kogoś, kto w roku 1981, jako młody chłopak z wycieczki nie chciał wracać do Polski. Przyjechał do Wiednia, a stamtąd został zabrany przez byłych dzieci Andersa, którzy już jako dorośli, często na poważnych stanowiskach wystąpili do ówczesnego rządu RPA o ułatwienie Polakom procedur migracyjnych. Dzięki nim przedstawiciele największych korporacji przemysłowych wysłali wtedy do Wiednia swoich przedstawicieli z listami potrzebnych fachowców. Wśród tych wysłanników były Dzieci Andersa. Mojego znajomego przyjmował Pan Madejski, inżynier consultant dla grupy kopalnianej JCI ( Johannesburg Consolidated) Investment. ) Był między 50 a 60 rokiem życia. Mówił po polsku z obcym akcentem, ale b. dobrze. Było to dla niego wielkie przeżycie, bo pierwsze spotkanie z Polakami uciekającymi z Komuny. W Polsce nigdy nie był. Zaznaczał surowo, że działalność komunistyczna w RPA surowo zabroniona. Kolega z tym Panem więcej rozmawiał o ówczesnej Polsce niżeli o pracy. Mówiono, że dzięki tym dorosłym Dzieciom Andersa około 5 tys. Polaków wraz z rodzinami znalazło tam pracę. Wszyscy pojechali tam, do pracy z godnością, a nie dzięki charytatywności, często na poniewierkę, jak gdzie indziej. Kolega wszedł tam w dorosłe życie z impetem, optymizmem i nadzieją. Wtedy RPA było wymarzonym państwem do wyjazdu dla ludzi dużymi perspektywami rozwoju nadziej. Dlaczego o tym piszę? Bo wspomniał Pan o dzieciach Andersa. Chciałam dodać, jak to w życiu się plecie, że pomagając sobie nawzajem, nie wiemy, kiedy to my będziemy jej potrzebować. Te małe, okaleczone psychicznie wtedy sieroty, którymi zaopiekował się gen. Anders ( wśród nich dzieci żydowskie) wyciągały pomocne dłonie, jako dorośli już ludzie. Czyż nie pięknym jest teraz o tym mówić, kiedy na granicy białoruskiej koczują osoby potrzebujące tej pomocy. Nie zamykajmy serc na kłódki. Życie jak Fortuna -kołem się toczy. Może i nie temat w związku z tym artykułem ale tak mi się ta historia skojarzyła z Jurkiem Zgłobickim ( bo to o nim mowa) i tych Dzieciach Andersa o których Pan wspomniał, że musiałam o tym nadmienić. Jurek pięknie opowiadał o tych czasach w reportażu dziennikarki Izy Patek dla Radia Zachód w lipcu tego roku. Obecnie Jurek przebywa i pracuje w Londynie. Może zajrzy na tę stronę ktoś z RPA i ktoś z dzieci, dzieci Andersa? Czasami cuda się zdarzają. Pozdrawiam autora tej szerokiej historycznej rozprawy.
Lucy, dziekuje Pani serdecznie za ten piekny komentarz. Ma Pani racje, wszystko do nas wraca, kazde wyswiadczone w zyciu dobro rowniez. Co do dzieci Generala, mysle, ze nawet nie mogly inaczej postapic. Wzorce rodzinne wzorcami, ale kto wie, czy takze sklonnosci do czynienia dobra w zyciu nie dziedziczymy czasami w genach…Pozdrawiam Pania serdecznie.
no, nareszcie ktos kompetentny w sprawie dziewic;
Mysle Epikurze, ze mozesz miec problemy z wejsciem do tego raju, a Lucy przepraszam, ze zbyt pobieznie przeczytalem jej komentarz i nabzdurzylem o genach. Czesto te nasze niebiologiczne dzieci wiecej dobra potrafia nam wyswiadczyc, niz wlasne.
Zobacz Zbyszku,
jaką inspiracją do dyskusji
są Twoje wpisy, oj dzieje sie tu dzieje… gratuluję
i pozdrawiam.🤣🤣🤣
Teresa