Zbigniew Milewicz
W służbie Najjaśniejszej…
Wiódł życie o jakim marzą mężczyźni. Ciekawe i pełne przygód, pozbawione trosk materialnych, miał ogromne powodzenie u kobiet, z czego czerpał pełnymi garściami i z każdej opresji wychodził obronną ręką, tylko pod koniec się wszystko popsuło. 81 lat temu, 17 czerwca 1939 roku oficer polskiego wywiadu, Jerzy Sosnowski został skazany na karę 15 lat pozbawienia wolności i grzywnę w wysokości 200 tysięcy złotych, za zdradę i współpracę z Niemcami.
Urodził się 3 lub 4 grudnia 1896 roku we Lwowie, w rodzinie ze szlacheckimi korzeniami; to był mniej więcej rocznik mojego dziadka, a więc jako młody człowiek aktywnie uczestniczył w patriotycznych i parawojskowych organizacjach – w konnym oddziale Sokoła i ćwiczeniach Strzelca. W sierpniu 1914 roku wstąpił jako ochotnik do formowanego właśnie przez Piłsudskiego 1 pułku piechoty, chrzest bojowy miał szybko, w bitwie pod Karczówką, pod Kielcami. Przeszedł szlak Pierwszej Brygady od Kielc przez Chmielnik, Pińczów do Szczucina, walczył koło Opatowa, pod Wiślicą, w Czarkowie i Szczytnikach. Później pod Laskami koło Dęblina i w odwrocie Brygady do Krakowa. Kiedy dowództwo armii austriackiej sprzeciwiło się dalszemu werbunkowi żołnierzy do Legionu i zaczęło ich wcielać do swoich formacji, Sosnowskiego skierowano do szkoły oficerów kawalerii w Holicach.
Pół roku później awansowano go do stopnia podchorążego i powierzono mu dowództwo plutonu w austriackim pułku kawalerii. W kwietniu 1916 roku promowany na stopień podporucznika i od razu wyjazd na front rosyjski. Wraca w marcu 1917 roku z pięcioma medalami i odznaczeniami. Kończy szybki kurs dowódców broni maszynowej i już w stopniu porucznika udaje się do Wiener Neustadt na kurs lotniczy, gdzie po trzech miesiącach zdobywa kwalifikacje obserwatora i pilota. Dostaje przydział do 13 kompanii lotniczej i walczy w niej aż do końca wojny – na froncie rosyjskim, m.in. w Odessie oraz na froncie albańskim, najpierw jako oficer techniczny, później jako pilot. Za skrzydlate zasługi otrzymuje Wojskowy Krzyż Karola (cesarza).
Z takim wojennym wianem byłby znakomitą partią dla niejednej Emmy czy Johanny nad pięknym, modrym Dunajem, z błogosławieństwem mamusi i majątkiem tatusia żyli by sobie beztrosko i szczęśliwie w otoczeniu gromadki dzieci, choć niedługo by to trwało, bo następna wojna była już za rogiem…Sosnowski poszedł jednak za swoim brygadierem Piłsudskim, bronić ojczyzny przed bolszewikami. Zgłosił się do elitarnego 8 pułku ułanów Księcia Józefa Poniatowskiego w Krakowie, gdzie dowodził szwadronem karabinów maszynowych i przez pewien czas pełnił w zastępstwie funkcję dowódcy pułku.
Za akcję pod Maniewiczami otrzymał pochwałę Dowódcy Grupy, gen. Rydza-Śmigłego. Był czterokrotnym kawalererm Krzyża Walecznych. 23 stycznia 1920 roku na wniosek dowódcy pułku, ppłk. Henryka Brzezowskiego, odznaczono go orderem Virtuti Militari V klasy. W uzasadnieniu napisano m.in.: „Po ciężkich walkach z przeważającymi siłami (…) w krytycznym momencie rzuca się porucznik Sosnowski na czele swego szwadr. na zbliżające się szwadrony Budzionnego i brawurową szarżą wpędza je do bagna, gdzie przez ogień km zostały dziesiątkowane. 25/7 wysłany jako straż boczna pułku przez Dżekrwiny zdobywa tę miejscowość wyrzucając pułk bolszew. zadając mu duże straty (…) Przy zdobyciu Beresteczka 25/7 przez 8 p.uł. wpada jako pierwszy w konnym szyku do miasteczka”( pisownia oryginalna). 1 września 1920 r. zostaje rotmistrzem.
W styczniu 1920 roku rotmistrz Sosnowski był już na Litwie, najpierw w Lidzie, później w Wilnie, w dyspozycji II Odziału 2 Armii, co było kryptonimem polskiego wywiadu. Po wojnie polsko-rosyjskiej skierowano go do 13 pułku ułanów w Nowej Wilejce, był szefem sztabu dywizji kawalerii, a później brygady kawalerii Wojsk Litwy Środkowej w Wilnie. W trakcie służby wykonał szereg tajnych zadań rozpoznawczych. We wrześniu 1921 roku dostaje się do Sztabu Generalnego w Warszawie, na stanowisko referenta kawalerii i instruktora jazdy konnej, i tutaj mogłaby się zacząć fikcyjna historia Rittera von Nalecza, bogatego, polskiego barona, bez pamięci zakochanego w hippice, który pewnego dnia przyjechał do Berlina i zatrzymał się tu na dłużej. Wojsko Polskie mogłoby się jednak wydać Niemcom podejrzane, więc niby baron się nim nie afiszuje, natomiast nie kryje swojej obecności na zgrupowaniu ekipy olimpijskiej w Grudziądzu, a następnie na międzynarodowych wyścigach konnych w Paryżu, dokąd przed Berlinem wyjeżdża na krótko. Jest bogaty i nikt nie zabroni mu podróżować.
Prawdziwy rotmistrz Sosnowski w styczniu 1921 roku zmienia stan cywilny, jego żoną zostaje starsza o 18 lat Aleksandra Gabriela Knaapowa, o której względy konkurował z samym pułkownikiem Rómmlem. Małżeństwo to zostaje rozwiązane krótko po rozpoczęciu przez Sosnowskiego misji szpiegowskiej w Berlinie. Do czego polskim władzom potrzebny był szpieg w Berlinie? Od początku lat 20 ubiegłego stulecia napływały do Polski wysoce niepokojące informacje o licznych przypadkach, kiedy to Republika Weimarska nie respektowała postanowień Traktatu Wersalskiego odnośnie zakazu zbrojeń. Już w 1919 roku utworzono w Niemczech nielegalnie Reichswehr, Sztab Generalny, który powstał pod niewinną nazwą Truppenamt, Biuro Wojsk. Twórca i szef sztabu, stary generał Hans von Seeckt był gorącym orędownikiem zbliżenia z sowiecką Rosją i równie wielkim przeciwnikiem istnienia odrodzonego państwa polskiego. 11 września 1922 roku w liście do ministra spraw zagranicznych Republiki, był nim Ulrich von Brockdorff-Rantzau, napisał: „Istnienie Polski jest nie do zniesienia, jako sprzeczne z warunkami życia Niemiec. Polska musi zniknąć i zniknie”. Sytuację pogorszyło zbliżenie pomiędzy Związkiem Radzieckim i niemiecką Republiką Weimarską na mocy układu z Rapallo, zawartego 16 kwietnia 1922 roku. Stał się on m.in. podstawą nawiązania bezpośredniej współpracy zbrojeniowej pomiędzy obydwoma państwami. Zatem polski wywiad wojskowy starał się o aktualne informacje i przy pełnej aprobacie “góry” rozbudowywał siatkę szpiegowską w Niemczech.
31 grudnia 1924 roku rotmistrz Sosnowski zostaje przeniesiony w normalny, żołnierski stan spoczynku i z nowym rokiem jest żołnierzem wywiadu WP – Oddziału II SG WP, Referatu „Zachód”. 25 lutego 1925 roku, po krótkim przeszkoleniu, jedzie wraz z żoną i swoimi końmi najpierw dla niepoznaki do Paryża, a stamtąd w kwietniu do Berlina, gdzie rozpoczyna organizowanie placówki wywiadu głębokiego „In-3”*. Pretekstem przyjazdu do stolicy Niemiec były kolejne, międzynarodowe zawody jeździeckie. Sosnowski pełnił służbę wywiadowczą z pozycji nielegalnej, bez immunitetu dyplomatycznego, pod przykrywką polskiego arystokraty, niechętnego Józefowi Piłsudskiemu, zwolennika nawiązywania przyjaznych stosunków z Niemcami oraz członka ponadnarodowej organizacji do walki z bolszewizmem. Przedstawiał się tam jako wielbiciel niemieckiej kultury i zagorzały przeciwnik barbarzyńskiej (unkultur) sowieckiej Rosji. Znany na skalę europejską doskonały jeździec konny, będący jednocześnie wielbicielem kobiet i wystawnego nocnego życia, które (ze szczodrze przydzielanych mu pieniędzy operacyjnych Oddziału II) finansował swym towarzyszom, a zwłaszcza towarzyszkom, w zubożałym po wielkiej wojnie Berlinie. Taka postawa młodego i przystojnego rotmistrza wraz z jego wyjątkową inteligencją, urokiem osobistym i poczuciem humoru zjednywała mu śmietankę towarzyską stolicy Republiki Weimarskiej.
Szybko zdobył popularność w berlińskich kręgach towarzyskich. Pierwszym, istotnym z punktu widzenia wywiadu, był kontakt z jego dawnym znajomym – Richardem von Falkenhayn, z którym kiedyś skutecznie rywalizował na torach wyścigów konnych. Już na terenie kompleksu hippicznego w Hoppegarten zdobył pierwsze informacje o udziale niemieckich oficerów i generalicji w sowieckich ćwiczeniach wojskowych oraz o spodziewanej rewizycie w Niemczech “oficjeli” na fałszywych, bułgarskich paszportach, w tym Marszałka ZSRR M. Tuchaczewskiego, głównego przegranego wojny polsko-bolszewickiej. Nie czas jednak i miejsce na opis działalności agenturalnej rotmistrza Sosnowskiego w Niemczech, bo to temat na grubą książkę. Napisał ją już inny były agent wywiadu, PRL-owskiego, gen. Marian Zacharski, który działał w Stanach Zednoczonych. Książka nosi tytuł „Rotmistrz“ i jest często cytowana przez Wikipedię, z której ja z kolei korzystam.
Mnie jednak interesuje przede wszystkim polski proces sądowy Jerzego Sosnowskiego, a nie napiszę o nim, póki bodaj krótko nie opowiem o jego wsypie w Niemczech, bo to fakty ze sobą powiązane.
Niemiecki kontrwywiad deptał baronowi von Nalecz (ojciec naszego bohatera był herbu Nałęcz) po piętach już od samego początku jego pobytu w Berlinie, jednak chroniły go przyjaźnie z establishmentem, a później jeszcze Günther Rudloff, wysoki oficer Abwehry. Rozpracowywał barona, ale jako namiętny hazardzista miał spore długi, więc pozwalał sobie pomagać finansowo, a później przystał na współpracę z polskim wywiadem, jako podwójny agent. Ponieważ były różne donosy na Sosnowskiego, które groziły dekonspiracją, Rudloff zarejestrował go jako współpracownika Abwehry, oficerem prowadzącym czyniąc… samego siebie, póki co więc wszystko było pod kontrolą. Zmieniło się to mocno na niekorzyść, kiedy naziści doszli w Niemczech do władzy. Jesienią 1933 roku Gestapo wpadło na trop polskiej siatki wywiadowczej. Mimo że Sosnowski otrzymywał informacje o grożącym niebezpieczeństwie, kontynuował działalność z zamiarem przeorganizowania działalności szpiegowskiej tak, by mogła funkcjonować bez jego udziału.
O wydanie Sosnowskiego był podejrzewany porucznik Józef Gryf-Czajkowski, podwójny agent, współpracownik niemieckiego wywiadu, a wcześniej poprzednik Sosnowskiego na stanowisku w Berlinie. Do rozpracowania Ritter von Nalecza została użyta także aktorka Lea Kruse, jego kolejna kochanka, którą poznał jesienią 1933 roku. Mimo kolejnych ostrzeżeń o jej działalności, otrzymał on z centrali zadanie zwerbowania jej do pracy dla polskiego wywiadu. Posiadał również informacje o nielojalności służącego, Hermanna Spiegla, które zbagatelizował. Wiedząc, że znajduje się pod stałą obserwacją, zdołał 25 lutego 1934 ostrzec trzech polskich agentów, którzy zbiegli z Niemiec. Sam planował ucieczkę dwa dni później, podczas balu, jaki wyprawił dla śmietanki towarzyskiej Berlina po wieczorze w operze.
27 lutego 1934 roku na zaproszenie majora Sosnowskiego zjawiła się cała socjeta Berlina: elita towarzyska i artystyczna, politycy i dyplomaci, biznesmeni i przedstawiciele prominentnych rodów, a także… Abwehra. Pierwsza część uroczystości odbyła się w Sali Bacha opery berlińskiej, wybranych 80 gości zaproszonych było do berlińskiego mieszkania barona przy Lützowufer 36. Gestapo aresztowało Sosnowskiego w trakcie odbywającego się tam hucznego przyjęcia wraz ze wszystkimi gośćmi. Aresztowani zostali przewiezieni dwiema przygotowanymi wcześniej ciężarówkami do głównej siedziby Gestapo przy Prinz-Albrecht-Straße 8. Korowód szykownych dam z najwyższych sfer w kapiących złotem kreacjach i najważniejszych berlińczyków we frakach i smokingach został przeszukany, przesłuchany i powędrował do cel. W ciągu najbliższych kilku dni do aresztu trafiło kilkadziesiąt osób, w tym Benita von Falkenhayn, Renate von Natzmer i Irene von Jena, które miały dostęp do niemieckich tajnych dokumentów i były głównymi informatorkami wywiadowcy. Aresztowania uniknął tylko Günther Rudloff, który twierdził, że znajomość z Sosnowskim miała mu pomóc w uzyskiwaniu informacji operacyjnych. Proces Sosnowskiego i jego agentek rozpoczął się rok później, wyrok zapadł 16 lutego 1935 roku. Benitę von Falkenhayn i Renate von Natzmer skazano za zdradę na karę śmierci. Hitler nie skorzystał z prawa łaski i wyroki na młodych arystokratkach wykonano. Jerzy Sosnowski i Irene von Jena otrzymali wyroki dożywotniego pozbawienia wolności i horrendalne grzywny.
Wyroki śmierci wykonano dwa dni po ogłoszeniu wyroku w więzieniu Plötzensee. Obie kobiety zostały w obecności Sosnowskiego ścięte toporem przez kata Karla Gröplera. Wykonanie kary śmierci na młodych niemieckich arystokratkach przy użyciu średniowiecznego narzędzia, nie stosowanego od setek lat w Europie, zszokowało światową opinię publiczną. Było ono równie patologiczne, jak cały faszystowski system.
Skutkiem sprawy Sosnowskiego służby bezpieczeństwa Rzeszy sporządziły dwa dekrety o zwalczaniu szpiegostwa, które weszły w życie 1 stycznia 1935 roku. Pierwszy zobowiązywał wszystkich członków NSDAP do zwracania uwagi na treść rozmów toczonych w miejscach publicznych, drugi dekret nałożył na dozorców kamienic obowiązek donoszenia o podejrzanych zachowaniach lokatorów i przesyłkach do nich adresowanych.
Nazajutrz po wsypie siatki w centrali w Warszawie wybuchła panika. Minister spraw zagranicznych, Józef Beck, wraz z płk. Mayerem, powiadomiwszy Naczelnika, postanowili aresztować całą znaną niemiecką agenturę na terenie Polski i natychmiast wystąpić do Niemców z propozycją wymiany więźniów. Intensywne próby uratowania majora – ów awans otrzymał Sosnowski 1 listopada 1929 roku – były ponawiane, m.in. w czasie wizyty w Warszawie ministra propagandy Rzeszy, Goebbelsa, oraz późniejszej – Göringa. Kiedy 12 maja 1935 roku zmarł Józef Piłsudski, przychylny Sosnowskiemu do końca, nastąpiły liczne zmiany kadrowe w polskim wojsku, w tym także w służbach wywiadowczych. Do władzy doszli zawzięci przeciwnicy Sosnowskiego – płk. Stefan Mayer, kpt. Stefan Maresch i kpt. Adam Świtkowski, którzy od dawna gromadzili w zaciszu swych gabinetów materiały mające go skompromitować. M.in. pomówienia niemieckich służb specjalnych, że as polskiego wywiadu przez szereg lat był ich płatnym współpracownikiem. W niepamięć poszły doskonałe opinie byłych przełożonych majora i uznanie Naczelnika Państwa dla jego dokonań, za które w 1929 roku otrzymał Srebrny Krzyż Zasługi. Kiedy więc w kwietniu 1936 roku udało się wreszcie sprowadzić go do Polski , w ramach wymiany szpiegów, zaraz po przekroczeniu granicy został przewieziony do centrali wywiadu w Sztabie Głównym i tam osadzony w areszcie domowym.
Przesiedział w nim w całkowitej izolacji od otoczenia 17 miesięcy, bez możliwości skontaktowania się z rodziną, prawnikami, szefostwem II Oddziału i… bez jakichkolwiek zarzutów. 17 miesięcy trwało śledztwo, w którym prowadzący oficerowie starali się udowodnić mu nierzetelność finansową, zawodową łatwowierność i przede wszystkim zdradę. Po roku zdesperowany podciął sobie żyły, ale go odratowano, więc rozpoczął głodówkę. Gdy stan zdrowia majora się pogorszył, wezwano lekarza i podjęto próby przymusowego odżywiania, na szpital śledczy nie wyrażono zgodzili. Wreszcie, wobec zagrożenia życia zatrzymanego, zostało wystosowane zawiadomienie do Wojskowej Prokuratury Okręgowej, na podstawie którego orzeczono dwumiesięczny, tymczasowy areszt wobec majora Sosnowskiego. Przewieziony został do wojskowego aresztu śledczego przy ul. Gęsiej w Warszawie i dopiero wtedy przerwał głodówkę. Prowadzący jego sprawę prokurator ppłk. Porębski w piśmie do sądu stwierdził, że na razie nie ma żadnych materiałów dowodowych, obciążających zatrzymanego, ale wdrożył postępowanie. Na wokandę Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie sprawa weszła dopiero pod koniec marca 1938 roku; w celu uniknięcia rozgłosu rozprawy odbywały się w miejscu odosobnienia majora, przy ul. Gęsiej. W ciągu 15 miesięcy trwania procesu sędziemu – był nim płk. Górecki – nie udało się również zebrać żadnych dowodów winy przeciwko delikwentowi, poza wziętą z księżyca korespondencją, dotyczącą budowy willi ze zdefraudowanego, wojskowego mienia. Dodajmy – w sytuacji, kiedy ten nadal znajdował się w ścisłym areszcie, bez kontaktu z otoczeniem i najbliższymi. Tak sztucznie sfabrykowanych dowodów prokurator nie zdecydował się zastosować.
W procesie, podobnie jak w postępowaniu przygotowawczym, oskarżony zaprzeczył wszystkim stawianym mu zarzutom. Skazujący go wyrok urągał prawu i tzw. sędziowskiej niezawisłości. Był nieprawomocny, ale do rozpatrzenia sprawy w kolejnej instancji już nie doszło, ponieważ wybuchła wojna. Jakie były dalsze losy majora Jerzego Sosnowskiego, tego nie wiemy. Najprawdopodobniej był ewakuowany z więzienia na Wschód, później jedne źródła podają, że został zastrzelony przez konwojentów w okolicach Jaremcza, albo Brześcia nad Bugiem, a inne, że tylko został ranny i dostał się w ręce NKWD. Data zgadzałaby się, to miało się wydarzyć około 17 września 1939 roku. Jeżeli zastrzelił go konwój, to działał na mocy ustnego polecenia służb więziennych, aby w razie wybuchu wojny po cichu „likwidować” więźniów, których uwolnienie mogło być niebezpieczne dla państwa polskiego. Natomiast w drugiej wersji miał wylądować na Łubiance, gdzie przekonano go do współpracy z rosyjskim wywiadem, albo nie przekonano, jak twierdzą jeszcze inni, więc później przewieziony został do więzienia w Saratowie, gdzie podjął kolejną głodówkę i zmarł z wycieńczenia. Data śmierci majora nie jest więc dokładnie znana, zmarł między 1939 a 1945 rokiem – podaje Wikipedia.
*Do 1934 roku placówka „In-3” uważana była za główne źródło informacji Polski o Reichswehrze. Przez cały okres swojej działalności pochłonęła 2 miliony złotych. Major Sosnowski przekazał do centrali w Warszawie charakterystyki dwustu kandydatów do potencjalnego werbunku, ze szczególnym uwzględnieniem ich stanowisk i rozpoznanych słabości.

rtm. Jerzy Sosnowski, 13 Pułk Ułanów Wileńskich
PS: Każdy areszt, nawet ten domowy kiedyś się na szczęście kończy. Granice otwarte, można znowu podróżować, więc od następnego tygodnia będę pisał “z wolnej stopy”.