Pokolenie Solidarności (14)

Ewa Maria Slaska

Eli

Czterdziestolatek (1975)

W latach 20 w Ameryce ideałem była mała stabilizacja – każdy uczciwie pracujący człowiek miał mieć dom, samochód (czarnego Forda T!), radio, pralkę, wodę w domu i ogrzewanie.

Zamieniwszy słowo dom na mieszkanie zwane M z cyferką, a zatem M2, M3, M4, i dodawszy telewizor, Polacy w drugiej połowie lat 70 wyprodukowali marzenie, które wyglądało dokładnie tak, jak amerykańskie pół wieku wcześniej. Kultowy serial Czterdziestolatek był orgiastyczną pochwałą peerelowskiego dorabiania się, czego symbolem stał się słynny „łuk Karwowskiego”, czyli wycięty w ścianie mieszkania w bloku łuk, mający udawać, że znaleźliśmy się we wnętrzu szlacheckiego dworku, a może nawet arystokratycznego pałacu.

Dorabianie się jest wprawdzie ideałem drobnomieszczańskim, ale jednak niezaprzeczalnym. W roku 2022 media doniosły, że w Brazylii zmniejsza się gwałtownie ilość katolików. Brazylijczycy opuszczają kościół katolicki i przenoszą się do sekty zielonoświątkowców, ci bowiem głoszą pochwałę dorabiania się. Im więcej zarobiłeś, tym bardziej Bóg Cię kocha, mówią zielonoświątkowcy. Kościół Powszechny pod wodzą Franciszka postawił na reprezenztowanie interesów biednych, biedni zaś postawili na zielonoświątkowców.

Jakie więc było nasze życie według Karwowskich? Zacznijmy od prostego pytania, czy w Czterdziestolatku były kartki? Tak, macie rację, nie było, bo jednak Karwowscy, którzy byli parę lat starsi niż Stefek i Basia, niż ja i mój mąż, wstrzelili się w świat gierkowskiego dobrobytu. Mieli mieszkanie w blokach, na podwórku stał trzepak, młoda Karwowska miała więc gdzie wykonywać fikołki na trzepaku. Mieli samochód. Gdy zaangażowali się społecznie w rozwiązanie jakiegoś lokalnego problemu i przyszła dziennikarka nagrywać z nimi wywiad, Karwowski prezentuje się w garniturze plus modne baczki, a Karwowska wkłada luźną czarną sukienkę z elany i ma długie sztuczne perły na szyi. Oczywiście oboje mają pracę, a dzieci się dobrze uczą. Standard Polski gierkowskiej nie zakłada innych możliwości. Na obiad była pomidorowa, schabowy, tłuczone ziemniaki, ale już się nieśmiało zaczął czas udziwnionego jedzenia – na jakiś proszony obiad Karwowscy przygotowują indyka na słodko i wytrawny deser.

My już nie żyliśmy w idealnym raju PRL-u, my znaliśmy kartki od 76 roku, kiedy na dziesięć lat pojawiły się i ustabilizowały swój byt kartki na cukier. Mój syn, podobnie jak Małgosia Szarzyńska, córka Basi i Stefana, od urodzenia znali tylko cukier na kartki. I był to szarawobiały cukier w szarawo-granatowych torebkach. Jacek i Małgosia nawet nie wiedzieli, że istnieje cukier w kostkach. Kiedy Jacek zobaczył taki cukier w sklepie, prawie się rozpłakał z potrzeby dostania takiego cuda do zjedzenia. Wiedziałam, że nic z tego nie będzie, ale mimo to zapytałam, jak można by było „dostać” to coś i dowiedziałam się, że jest to towar reglamentowany, tylko dla cukrzyków, którzy mają na ten luksus specjalne kartki.

Potem to już w ogóle zaczęły się kartki w iście kubańskim stylu – w kraju cukru, ludzie dostawali cukier na kartki, kilogram miesięcznie, ale z wymaganej przez partię oszczędności cukru, tylko przez 11 miesięcy w roku.

Były kartki, a i tak się stało w kolejce. Był tłok, wszyscy się pchali na wszystkich, Jackowi kiedyś w takiej kolejce jakieś dziecko wyrwało z ręki bułkę z serem i ją zjadło. To wtedy właśnie mój ośmioletni syn powiedział, że można by poustawiać takie płoty z lewa na prawą i z prawa na lewą, żeby ludzie porządnie stali w kolejce.

Gdy w roku 1985 wyjechaliśmy do Niemiec, wszystkie kolejki w Policji dla Cudzoziemców były regulowane takimi metalowymi płotami z lewa na prawą i z prawa na lewą, żeby ludzie porządnie stali w kolejce.

Tak to się niekiedy spełniają nasze marzenia. Spełniają się, a Los wykrzywia przy tym gębę w ironicznym uśmiechu.

Chciałeś płoty?
No to masz!

One thought on “Pokolenie Solidarności (14)

  1. Wraz z żoną śledziliśmy z uwagą losy 40-latka, ja byłem kilka lat młodszy, ale mój los niepokojąco przypominał los inżyniera Karwowskiego – gdy bohater serialu doznał ciężkiej kontuzji nogi, ja złamałem nogę, gdy on został dyrektorem, ja awansowałem na stanowisko kierownicze.
    Na przełomie lat 1975/76 przeżyłem pewien wstrząs.
    Pracownia projektowa, w której byłem zatrudniony eksploatowała system informatyczny WEKTOR, który kontrolował postęp najważniejszych inwestycji w Polsce. Nasze raporty były wysyłane do Komisji Planowania i do KC Partii.
    Pod koniec roku 1975 nasze raporty sygnalizowały duże opóźnienia i wyraźne braki w koordynacji projektów.
    Rezultat – zarówno KC jak i Komisja Planowania, oficjalnie powiadomiły nas, że nasze usługi nie są już potrzebne. Oznaczało to dla naszej pracowni utratę sporych dochodów. Jednak nas szef nie skapitulował – przecież właśnie teraz te informacje są najbardziej potrzebne, tam musi był kilka rozsądnych osób, które potrafią to wykorzystać.
    Zdecydował, że będziemy kontynuować pracę na koszt pracowni. Chyba w marcu 1976 wysłaliśmy komplet raportów do KC i Komisji Planowania.
    Kilka dni później, gdy przyszedłem rano do pracy, zastałem milicję przy drzwiach naszego biura, odesłali mnie do domu.
    Nasza pracownia została zlikwidowana pod zarzutem niewłaściwego przechowywania materiałów najwyzszej rangi państwowej.
    To była prawda. Stosy dokumentów leżały na podłogach w kilku pokojach. To był wynik gierkowskiego dobrobytu, sklepy meblowe dostały zakaz sprzedawania mebli instytucjom, wszystko miało być dla młodych małżeństw w nowych mieszkaniach. Nasza pracownia nie mogła kupić szaf.
    —-
    Patrząc z innej strony – rok 1979 – pracowałem w ul Koszykowej więc codziennie, podczas przerwy śniadaniowej szedłem na bazar Koszyki sprawdzić czy “czegoś nie rzucili”.
    To była dobra pora, przy pustej ladzie ustawiało się sporo osób… nagle otwierało się okienko i na ladę wysypywało się kilka opakowań z zamrożonym mięsem.
    Kilku szczęśliwców łapało co padło najbliżej i paradowało dumnie do kasy.
    Pewnego razu wybuchła awantura – jakaś pani czekała w kolejce do kasy i wtedy stojacy za nią klient przełożył mięso z jej, do swojego koszyka.
    Pani w krzyk – Milicja!!! Złodziej!
    – Jaki złodziej, przecież pani jeszcze za to nie zapłaciła.
    Nie czekałem na wyjaśnienie tej sprawy tylko kurczowo ściskałem swój kawałek mięsa.

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.