Jacek Krenz
Wspomnienia z lat 50. i 60. – kolejny fragment z przygotowywanej do wydania ksiązki: Jacek Krenz „Latem w Jastarni”
Zimowy kontrapunkt
Pewnej zimy, wiedzeni nostalgią, wybraliśmy się z Michałem Ozdowskim do Jastarni. Gdy pociąg wjeżdżał na półwysep, odnieśliśmy wrażenie, że to statek uwięziony na zamarzniętym morzu. Zatoka i podmokłe łąki pokryte były lodem. Jakby wszystko usnęło, ścięte mrozem. Unieruchomione.
Gdy wysiedliśmy w Jastarni, zobaczyliśmy chaty przycupnięte pod śniegiem i nisko ścielące się dymy z kominów ponad nimi. Wilgotny wiatr znad sztormowego morza pokrył szyby lodowymi kwiatami. Pusto, tu i ówdzie ktoś przemykał, opatulony. Wszystko pozamykane, stragany pozabijane deskami. Jedynie kino „Żeglarz” ciągle działało i restauracja „Meduza” na Portowej, gdzie rozgrzaliśmy się szklankami gorącej herbaty, wzmocnionej wysokoprocentową wkładką. Znaleźliśmy jakiś nocleg. Zimno. W nieprzeniknionej czerni nocy za oknem tylko pełgające gdzieniegdzie pojedyncze światełka.
Zima to był trudny czas dla rybaków. Mniejsze łodzie wyciągano na brzeg, kutry z zamarzniętego portu przeprowadzano na stałe do Helu. Praca bowiem nie ustawała. Co wieczór rybacy jechali do Helu pociągiem, skąd o świcie wypływali na połów. Koło południa, po rozładowaniu ładunku, wracali do domu na obiad i krótki odpoczynek, by na noc znów wyruszyć w drogę.
Na brzegu zwały spiętrzonej sztormem morskiej wody, skute lodem. W mroźnej ciszy nawet morze przestawało falować, oddychać. Tylko krzyk mew i sygnały buczka mgłowego brzmiały niczym obietnica letniego ożywienia, które kiedyś przecież nadejdzie.

Granat zachmurzonego nieba, antracytowa tafla zatoki i sine z zimna wszechobecne morze. Mocny kontrast z bielą śniegu, żadnych półtonów – gotowy krajobraz do niemal monochromatycznej akwareli, tak różnej od swojej kolorowej wakacyjnej wersji…