Mury

Kobiecy stan wojenny – praca Anny Krenz i Antona Lee Slaskiego

Dzisiaj rocznica wprowadzenia stanu wojennego, z tej okazji Mury, być może najsłynniejsza piosenka tamtych czasów i jej rodowód.

Lluis Llach, zwolennik i piewca autonomii w czasach reżimu generała Franco, stworzył w roku 1968 piosenkę l’Estaca, która szybko stała się hymnem ruchu niepodległościowego Katalonii. W dekadę później, przetłumaczona, czy raczej zinterpretowana przez Jacka Kaczmarskiego piosenka pod tytułem Mury, stała się hymnem Solidarności. Jednak obie piosenki różnią się znacznie od siebie.

Po pierwsze, Mury zmieniają metaforę użytą do przestawienia zniewolenia – Llach śpiewał o owcach przywiązanych do pala, u Kaczmarskiego rosną mury, bliższe nam kulturowo za sprawą murów warszawskiej cytadeli, jak i nieodległego muru berlińskiego.

Po drugie, Kaczmarski rozwinął historię przedstawioną w utworze, dopisując do niej pesymistyczną pointę. W katalońskim oryginale rewolucja nie wybucha – w ostatniej zwrotce śpiewający pieśń starzec odchodzi, pieśń natomiast trwa, podchwycona przez podmiot mówiący. U Kaczmarskiego doczekujemy rewolucji, i orientujemy się z rozczarowaniem, że nie rozwiązała ona problemów które rozwiązać miała: mury rosną, rosną, rosną, łańcuch kołysze się u nóg.

On natchniony i młody był
Ich nie policzył by nikt
On dodawał pieśnią sił
Śpiewał, że blisko już świt

Świec tysiące palili mu
Znad głów unosił się dym
Śpiewał że czas by runął mur
Oni śpiewali wraz z nim
Wyrwij murom zęby krat
Zerwij kajdany połam bat
A mury runą, runą, runą
I pogrzebią stary świat

Wyrwij murom zęby krat
Zerwij kajdany połam bat
A mury runą, runą, runą
I pogrzebią stary świat
Wkrótce na pamięć znali pieśń
I sama melodia bez słów
Niosła ze sobą starą treść
Dreszcze na wskroś serc i głów

Śpiewali więc, klaskali w rytm
Jak wystrzał, poklask ich brzmiał
I ciążył łańcuch, zwlekał świt
On wciąż śpiewał i grał
Wyrwij murom zęby krat
Zerwij kajdany połam bat
A mury runą, runą, runą
I pogrzebią stary świat

Wyrwij murom zęby krat
Zerwij kajdany połam bat
A mury runą, runą, runą
I pogrzebią stary świat
Aż zobaczyli ilu ich
Poczuli siłę i czas
I z pieśnią, że już blisko świt
Szli ulicami miast

Zwalali pomniki i rwali bruk
“Ten z nami, ten przeciw nam!”
“Kto sam ten nasz najgorszy wróg!”
A śpiewak także był sam
Patrzył na równy tłumów marsz
Milczał wsłuchany w kroków huk
A mury rosły, rosły, rosły
Łańcuch kołysał się u nóg

Patrzy na równy tłumów marsz
Milczy wsłuchany w kroków huk
A mury rosną, rosną, rosną
Łańcuch kołysze się u nóg

Po trzecie wreszcie, Kaczmarski, zmieniając postać starca na natchnionego śpiewaka który po wybuchu rewolucji pozostaje sam, uczynił z piosenki utwór autotematyczny, pieśń opisującą losy… pieśni, podchwyconej przez ruch masowy, jakim były ruch walki o niepodległość Katalonii jak i polska Solidarność. Autotematyczny charakter piosenki podkreślał jej wczesny tytuł – Ballada o pieśni.

Kaczmarski wiele lat później powróci do wątku utraty kontroli nad pieśnią przez autora, pisząc: zostały jeszcze pieśni, one – czy chcę, czy nie chcę – nie są moje.

***

Za ciekawe i częściowo nieznane mi informacje dziękuję autorowi poniższej strony:

2 thoughts on “Mury

  1. jacek kaczmarski napisal te piosenke pod koniec lat 70-tych u.w.,
    pare lat przed okresem sierpniowej rewolucji(1980/81) w polsce;
    on, grechuta, kelus i waly jagiellonskie stanowili wowczas muzyczna awangarde krytyki dogorywajacego systemu sowieckiego, gdzie skrzypialy juz zardzewiale kraty i zelazne kurtyny;
    ale dopiero w stanie wojennym ( 1981-83) staly sie mury nieoficjalnym hymnem “solidarnosci”;
    jacek napisal mnostwo wspanialych wierszy i piosenek o ktorych sie niestety zapomina;

  2. jacka kaczmarskiego spotkałem dwa razy:
    po raz pierwszy pod koniec lat 70-tych u.w.
    na festiwalu kultury studenckiej w poznaniu,
    a ostatni – podczas emigracyjnego konzertu
    pod koniec lat 80 – tych w berlinie zachodnim;

    podczas pierwszego spotkania
    poczęstowałem go w przerwie recitalu,
    na zapleczu prowizorycznej estrady,
    przy kolumnadzie neogotyckiej budowli
    herbata, koniakiem i papierosem;

    a podczas ostatniego odwdzieczył mi się
    tomikiem wierszy
    mój zodiak
    (dedykacja: “Tiborowi – Jacek, Berlin 8.11.86”).

    uszliśmy obławie,ale rany pozostały
    i bliźniły się trudno, albo wcale;

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Twitter picture

You are commenting using your Twitter account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.