Tibor Jagielski
“Die Situation ist ernst, aber nicht ernsthaft genug”
Przysłowie niemieckie
————————————————————————-
Teltow – Fleming, Brandenburg, 2010/8/9 (17:00)
– Przyznaj się – zamyka, ba, zatrzaskuje nagle solidną teczkę akt działalności ministerstwa, zwanego potocznie stasi tak, że o mały włos, obciąłby mi koniec nosa; co zdążyłem zobaczyć, to to, że duża część tekstu była zaczerniona, tak jak i prawie wszystkie nazwiska – …donosiłeś na mnie.
– Edward! – wybucham perlistym tenorem śmiechu – byłem chyba jedynym, który tego nie robił, ha, ha, ha, jeśli chcesz, to natychmiast idę do mojego adwokata i złożę w tej sprawie oświadczenie, ha, ha, ha – śmieję się, nadal rozglądając się po dziedzińcu; w jednym rogu stoi mężczyzna z psem, takim cielakiem, który, jak ugryzie, to adieu kończyno, a kilka metrów dalej siedzi na krześle kobieta z torebką, w której, zaczynam fantazjować, być może, znajduje się mały miotacz gazowy (snajpera na dachu na pewno nie ma, bo na coś takiego mojego Edwarda na pewno nie stać) – i to odkryłeś po, jezus, maria – śmieję się nadal – trzydziestu latach?!
– Po co ta cała maskarada? Ten wyjazd poza teren miasta? Po cholerę ci ten pies i ten wymoczek ze smyczą?
No i ta baba?
– To jest pani adwokat i członek największej partii w niemczech – mówi Edward
– Jakiej? Największej? – wręcz wyję ze śmiechu, a łzy zaczynają mi spływać po policzkach.
– Co to jest? Przesłuchanie? Czy już sąd? A wyrok tez zapadnie? I… – milknę nagle.
Biedne te psy, myślę, biedne, nieszczęsne zwierzęta.
————————————————————————-
Berlin, 2010/8/9/ (mniej więcej dwie godziny później, u Edwarda, przy swimming pool-u)
Dopiero teraz pojmuję, jaki on jest zniszczony, ledwo się porusza umysłowo, wspomina coś o Katyniu, o Smoleńsku…
Idziemy razem do jego biura w piwnicy, bo chce mi coś pokazać w kompie (…*)
————————————————————————-
…* Kilka miesięcy później Edward umarł. Choć dzielnie walczył o powrót do zdrowia, po tym jak otruto go w Moskwie, nigdy już naprawdę nie stanął na nogi, a katastrofa smoleńska dosłownie go dobiła.
Umarł także jego blog, na którym pisałem u niego (ponownie) w latach 2008 – 2010 i kilkaset godzin mojej, głównie translatorskiej, pracy poszło znowu na marne i zniknęło w elektronicznych czeluściach molocha zwanego internet.
————————————————————————-
Konstantinos Kavafis
Dla wielu ludzi nadchodzi godzina
gdy im przychodzi wielkie Tak powiedzieć lub
wielkie Nie.
Wtedy widzisz, kto już gotowe mając Tak,
wybiega prosto ku chwale swej i przekonaniu.
Ten, który przeczy – nie żałuje; spytany
znowu – Nie, powtórzy.
Lecz owo – sprawiedliwe – Nie, skrzywi mu
życie.
spolszczył T.J.
Wielkie Tak lub Nie powiedzieć.
Największe TAK jakie przydarzyło mi się w życiu, było na ślubie.
To było nawet 2 razy Tak – cywilne i kościelne.
W związku z czym trudno mi się odnieść do opisanego tutaj przypadku.
Tylko refleksja na temat rozpoczynajacego wpis przysłowia.
Znana mi polska wersja to:
Sytuacja jest dobra, ale jeszcze nie beznadziejna.
Sytuacja jest dobra, ale jeszcze nie beznadziejna.
dobrze minus,no, ale teraz ernst,
Semantycznie rzecz biorac:
a) dobro i beznadzieja, to cos zupelnie innego niz powaga i smiesznosc
b) Der Gott hat den Dutschen die Schraube geschenkt”
(bulgarisches sprichwort)
i co pan panie, panie lechu na to by odpowiedzial?
A ja t kolei znam:
“TAK, jak sobie poślisz, tak się wypisz”.
No i różnie się scieliło….🤣
Pozdrawiam, T.Ru
““TAK, jak sobie poślisz, tak się wypisz”. ciekawe tego nie znam,
co oznacza poslic?, bo wypisz jest jasne od pisac
moze tu chodzi o jakis rodzaj posilku, n.p. chili con carne, albo grysik?
Albo tez strawy duchowej , n.p. modlitwy, czy medytacji?
w jakim dialekcie sie, kochana tereso wychowals jesli sie moge zapytac,
czy jest to jakas gwara wiedenska?
Zgadza sie to byly glodne czasy, w obu wymiarach, trzeci pozostawmy sobie na inna okazje, ale do kosciola chodzilem regularnie i to z duza ochota,
co babcie bardzo martwilo, czego nie moglem wtedy zrozumiec;
mieso bylo na stole tylko od swieta, a mleka i jaj, jak kot naplakal pokolenie wyzu demograficznego skoszarowane w miastach przemyslowych bylych prus ciepialo na gruzlice i prochnice,a alkoholizm zaczynal sie juz w kolysce;
PÖŚCIELISZ, i WYŚPISZ miało być….Sorry
T.Ru
PS. Moja komórka zjada parę liter….Tak sobie oto pościeliłam…tym komentarzem
Tiborze, pozdrawiam ponownie..
T.Ru
no zobacz sen to jest oczywiscie rowniez praca, czasami ciezka robota, chociaz inni lataja w snie w powietrzu, rozumiem – przescieradlo?
z kim sie przespisz tak sie wyspisz!
jasne jak zimny lech!
TAK, TAK Tiborze dzięki za wyrozumiałošć i tę wielkoduszność, ale teraz Ty
z kolei zapytaj LECHA, czy chce byc zimnym….
Myślé, że NIE, NIE!
T.Ru
tereso kochana, widze, ze nie uczeszczasz na stadiony;
na przelomie drugiego i trzeciego tysiaclecia browar heineken prowadzil kampanie reklamowa pod tym wlasnie tytulem, po nabyciu pewnej poznanskiej marki piwa;
kto lubi cieple piwo, skarzi ty mnie golubczik? ,
“dobro i beznadzieja, to cos zupelnie innego niz powaga i smiesznosc”
Oczywiście, powaga i smieszność to przeciwieństwa, natomiast dobro i beznadzieja mogą się ze sobą łączyć – przykład – ludzie bez grzechu (czyli chyba dobrzy) pójdą do Raju.
Zimny Lech – akceptuję – jakoś więcej miłych wspomnień mam z zimnych klimatów.
“Der Gott hat den Dutschen die Schraube geschenkt”.
Oj, rzeczywistość zaczyna przypominać jakiś warsztat – pilniki, śruby.
Stropiło mnie to Dutchen – czy to Niemcy bez E (Nimcy) czy może Holendrzy?
W tym drugim przypadku ogarnia mnie strach.
nawet swiety antoni nie byl bez grzechu,a kuszony byl wielokrotnie
i to nawet w pustelni, panie lechu
dlaczego pan sie holendrow boi?
to tylko jedna z wielu nacji, ktore osiedlily sie nad renem, i dunajem
maja wiele zalet, w tym zamilowanie do techniki (slynne wiatraki n.p.)
inna sprawa: nie jestem pewien czy uchwycil pan sens wiersza kawafisa,
tutaj nie chodzi o wiernosc,czy obowiazki malzonkow, tylko milosc do podmiotu bardziej abstrakcyjnego ojczyzny, przypomne, ze milczenie jest forma
odpowiedzi, a: w wielkoposce istnial zwyczaj serwowania tzw. czarnej polewki, kiedy kandydatowi na malzonka panny na wydanie odmawiano;
pozdrawiam serdecznie
“nawet swiety antoni nie byl bez grzechu,a kuszony byl wielokrotnie..”
Czyli kuszenie się powiodło.
Awersja do Holendrów… to chyba wpływ książek J. Conrada.
Również w historii odkrycia Australii Holendrzy mają przechlapane.
Miłość do Ojczyzny… jako człowiek, który wybrał emigrację nie czuję się wiarogodny w tym temacie.
Na dodatek kraj, do ktorego wyemigrowałem, bije się obecnie w piersi i przeprasza.
Wyznam, że czuję się w tym sosie zupełnie zdezorientowany.
Co innego małżeństwo w czasach covidu.
Pozdrawiam
“Również w historii odkrycia Australii Holendrzy mają przechlapane.”
zgadzam sie kompletnie, ale kto nie ma, bo nawet szwajcarzy maja niezle za uszami; teraz wszyscy bija sie glosno w piersi, a ja gram czasami na dijeridoo, i instrumentach perkusyjnych, ciekawa muzyka!
aborigines posiadali ciekawy system pomiaru czasu, odpowiednikiem godziny byla piesn, minuty to piosenki, sekunda – oddech; ich swiat skladal sie z muzyki, a najwiekszym instrumentem byl czlowiek, rozkwitajacy kwiat na zboczu wulkanu;
i z ojczyzna, to ma pan racje, bo tak wyswiechtano to prawo,
ze lepiej zamilczec; do napisania!
Pozdrawiam Panów obu setdecznie, sprawdzam parę razy by to Handy nie wariowało już, bedąc powodem, że moje komentarze okażą się kijem w mrowisko wiedzy, wiary, a także
wyjdzie ta prawda na jaw, że ja nie piję piwa, lecz radlera…
A na dowód sympatii dla Was, podrzucam Hanię….
T.Ru
dziekuje, tereso!
– do you know the song to creek?
– yes,at first you sing directly one song to the black mountain, than sing all finger to the right hand throght the forest and you find a creek.