Wspomnienia o Maryli (4)

Magdalena Ciechomska

Feministki

Gdy wyszłam za Tadeusza, Maryla już działała jako feministka. Nasze pierwsze rozmowy na ten temat, nie licząc dyskusji o tym, kto właściwie powinien sprzątać, gotować lub pozmywać naczynia (tu poglądy zmieniały się zależnie od okoliczności), miały związek z literaturą. Zaczęło się od pewnej książki dla młodzieży, którą wygrzebaliśmy wśród szpargałów, zalegających w jakimś zakamarku naszego starego, mokotowskiego domu. Była to powieść z gatunku science fiction, autorstwa Andrzeja Janickiego, pt. Porwany w przestrzeń, wydana w 1959 roku w Londynie, przez katolickie wydawnictwo Veritas. Dość atrakcyjnie skonstruowana rzeczywistość fantastycznego świata przedstawionego tworzy w niej kostium dla dydaktyzmu i moralizatorskiego przesłania, w duchu katolickiego wychowania młodzieży. Rzecz dzieje się na planecie Wenus, co niewątpliwie ma znaczenie symboliczne, ponieważ tematem utworu są miłosne perypetie głównego bohatera, młodego ziemianina i atrakcyjnych mieszkanek drugiej planety Układu Słonecznego. Wenusjanie również są przedstawicielami gatunku homo sapiens, więc darmo szukać tu problematyki konfrontacji z Obcym, jaką znamy ze Star Treka. Nas interesowało przede wszystkim operowanie damsko-męskimi stereotypami obyczajowymi i ogranym schematem romansu, który dla autora stanowił pretekst do przekazania umoralniających pouczeń na temat przyzwoitości, czystości przedmałżeńskiej, a także rycerskości w stosunku mężczyzn do kobiet oraz niewinności i czułości tychże. Odkrywanie i demaskowanie tych schematów tak nas rozbawiło, że zabrałyśmy się do dalszych poszukiwań. Dobrałyśmy się do naszej narodowej klasyki. Maryla przyjęła rolę inspirującą, powiedzmy, ideowo, ja, z racji mojego zawodu nauczycielki języka polskiego, zajęłam się wyszukiwaniem przykładów literackich. W ten sposób odkryłyśmy temat: kobieta w literaturze polskiej. Uwagę skierowałyśmy przede wszystkim na twórczość romantyków i pozytywistów. No i się zaczęło! Po pierwsze dość szybko okazało się, że najtrafniej całą prawdę na ten temat wyraził Cyprian Kamil Norwid: „(…) literatura nasza nie określiła jeszcze ani jednego skończonego typu kobiety (…)”*. Po drugie, zaczęłyśmy odkrywać mizoginizm naszej dziewiętnastowiecznej literatury narodowej i tę prawdę, że, wbrew pozorom, „Polska nie jest kobietą”. Najbardziej chyba pastwiłyśmy się nad Sienkiewiczem. I świetnie się przy tym bawiliśmy, we trójkę, bo i Tadeusz dał się w to wciągnąć. W końcu Maryla podsunęła mi pomysł spisania naszych odkrywczych interpretacji.

Niedługo potem zajęła się sprawą wyjazdu do Berlina. Kiedy pojechałam do niej, zabrałam ze sobą wszystkie notatki. Właściwie nie bardzo wiedząc jeszcze po co i dla kogo, raczej „sobie a Muzom”, zaczęłam składać z nich jakąś całość. Traktowałam to jako rodzaj intelektualnego fitnessu po całodziennym trudzie pracy w „sprzątalnictwie”. Polskie książki pożyczałam od Romana, znajomego Szwajcara, studenta polonistyki. Kolejne fragmenty dawałam Maryli do przeczytania i oceny. Udało nam się wyodrębnić kilka typów, którym dałyśmy nazwy od bohaterek literackich: „dziewica-bohater”, „Matka Polka”, „niewinna Zosia”, „anielska Marynia”, „niezłomna Oleńka”, „Hajduczek”, „Siłaczka”. Najbardziej interesująca wydała mi się postać Matki Polki. Napisałam na ten temat rodzaj szkicu krytycznego; później powstał na jego podstawie tekst, z którym wystąpiłam na kilku spotkaniach poświęconych tematyce feministycznej, w Krakowie i w Berlinie. Mój udział w tych spotkaniach zawdzięczam Maryli, która nie tylko mnie tam ściągnęła, ale także tłumaczyła na żywo to, co czytałam i mówiłam.

W 1993 roku urodziłam syna. Sama zostałam Matką Polką. To był czas wielu przemian w Polsce; z postkomunistycznego śmietnika wyłaniała się nowa rzeczywistość państwa, które wracało do Europy. Feminizm odbierany był wtedy jak coś zupełnie nowego, dziwnego, choć przecież miał już swoje miejsce w naszej historii, w pismach warszawskich pozytywistów, w wystąpieniach kobiet, które po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku upomniały się o swoje prawa. Ale w Polsce lat 90 budził często zdziwienie, obawy i niechęć, zwłaszcza ze strony kościoła katolickiego i środowisk z nim związanych. Przez same kobiety był postrzegany jako zjawisko niszowe, rodzaj dziwacznego hobby wielkomiejskich intelektualistek, niemających pojęcia, jak wyglądają prawdziwe problemy tzw. „zwykłych kobiet”. Coraz częściej w rozmowach z Marylą przyjmowałam też punkt widzenia takiej zwykłej kobiety. Stawałam się coraz bardziej krytyczna; irytowała mnie elitarność ruchu, który w trudnym czasie polskiej transformacji zdawał się reprezentować interesy tylko pewnej grupy kobiet, w dodatku tych, które już były samodzielne, wykształcone, miały dobrą pracę. Maryla, pryncypialna w swoich poglądach, starała się odpierać moje zarzuty. Później przekonałam się, że jednak uważnie słuchała.

cdn

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Twitter picture

You are commenting using your Twitter account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.