


Czego to człowiek nie znajdzie w Berlinie na ulicy. Ten rysunek piórkiem, pokolorowany farbami wodnymi, który znalazłam kiedyś pod płotem, nosi tytuł Romancero Criollo (Romancero Kreolskie) i został wykonany przez Argentyńczyka, Ricarda Moreno Blanco w roku 1995, a ja go znalazłam w roku 2004, albo 2005, czyli gdy dzieło było jeszcze całkiem młode. Dziś ma już swoje lata i nawet mi dość smutno, że przetrzymałam je od wtedy za szafą.
Wystarczy wpisać w googla imię i nazwisko artysty, a natychmiast pojawiają się jego dzieła, głównie malarstwo (akryl) z przyjemną adnotacją “sold”. Tematyka podobna do mojego znaleziska – tańczące tango pary. O proszę, na przykład tu: https://www.liveauctioneers.com/item/56257258_ricardo-moreno-blanco-acrylic-painting-couple-dancing

Ta sama strona zachwala autora jako najlepszego współczesnego surrealistę w Argentynie. Ricardo Moreno, wspaniały artysta, urodzony w 1943 roku, cieszy się zasłużoną sławą zarówno w Argentynie, jak i na świecie. Jego dzieła odznaczają się wyrazistym, mocnym konturem. Blanco nie zapożycza się u nikogo, jest wiernym sobie surrealistą.
Na blogu Marthy Jacqueline Iglesias Herrera (blog de literatura y arte) znajduję następną notkę:
Ricardo Moreno Blanco, nació el 17 de Mayo de 1943 en Pasteur, Argentina. Estudió en la Escuela de Bellas Artes Manuel Belgrano y dedicó varios años a la docencia. Tiene su atelier en la calle Magallanes, No 852, la Calle de los Artistas, a metros del punto más sensible del Barrio La Boca, donde se mezclan los colores del viejo barrio de inmigrantes, los paisajes que pintó Quinquella Martín y la melancolía de la tierra lejana. Sus obras, expuestas permanentemente en la calle Caminito, forman además parte de numerosas Colecciones Privadas en distintos países de todo el mundo.



Uzupełnijmy to, co pisze Martha, małą informacją, że szkoła znajduje się w Buenos Aires i że tam również mieszka (mieszkał?) Ricardo Moreno.
To wszystko, co udało mi się znaleźć na temat tego rysunku. Już chciałam na tym zakończyć ten wpis, jak przypomniałam sobie pewną sytuację sprzed 35 lat. Rok wcześniej przyjechałam do Berlina i wciąż jeszcze trudno mi się było oswoić z myślą, że już nie mieszkam w PRL i że świat stoi przede mną otworem. Spacerowałam sobie po Kudammie, czyli głównej ulicy Berlina Zachodniego, i oglądałam wystawy. W jakiejś niewielkiej galerii zobaczyłam akwarelę Marca Chagalla. Kosztowała, pamiętam jak dziś, 600 marek. Było to na moje ówczesne zarobki dużo, ale wiedziałam też, że nie jest to suma zawrotna. Nie kupiłam Chagalla, ale od tego czasu wiedziałam, że żyję w świecie, w którym niewiarygodne może się stać wiarygodne. Tak dalece, że gdy 15 lat później znalazłam na ulicy Dzieło, nawet nie chciało mi się sprawdzić, jak niewiarygodne jest to, że je znalazłam.
Oj, Ewuniu…
w polowie lat 90-tych u.stulecia tango przezywalo w berlinie krotki revival razem z salsa
i istnialo kilka potancowek, niektore pollegalne, gdie mozna bylo dobrze potanczyc,
z czego czasami korzystalem, ale ta moda szybko sie skonczyla; dwa, trzy fajne lata
dla gimnastyki i nie tylko;