Ela Kargol
Kilka dni przed niedzielą palmową wybrałyśmy się z Krysią do Domäne Dahlem w Berlinie i na pobliski cmentarz.
Dahlem była kiedyś osadą, później wsią skupioną wokół średniowiecznego kościoła św. Anny, potem przedmieściem Berlina z dużym gospodarstwem Domäne Dahlem, do dzisiaj działającym, choć uszczuplonym o tereny przeznaczone na początku XX wieku na budowę wspaniałych willi, na które stać było tylko tych bogatszych berlińczyków.
Tak jak kiedyś Dahlem i okolice przyciągały mieszczuchów na łono natury, tak jest do tej pory. Majątek Dahlem jest celem wycieczek rodzin, które swoim dzieciom chcą pokazać żywą krowę, kurę, barana i chcą poczuć zapach stajni, obory lub chlewa.
Nie przyciągała mnie długo ta sztuczna wieś w mieście, może dlatego, że nie była mi obca prawdziwa wieś, na której spędzałam prawie wszystkie wakacje i inne wolne chwile. Nie przychodziłam tu z dziećmi, zaczęłam dopiero z wnukami.
Przyglądaliśmy się krowom, koniom, wiosną cielakom, źrebakom, jagniątkom. Prosiaków moje wnuki nie chciały oglądać, prosiaki śmierdziały. Pokazywałam im oziminę i zboże jare, ziemniaki, kapustę, kukurydzę, kupowaliśmy jabłka z robakami i drogi miód z pobliskich pasiek. Kiedyś urwałam wnuczce kilka kolb kukurydzy i pokazałam jej, jak można robić z nich lalki z długimi włosami. Moje wnuki patrzyły już inaczej niż ja na to muzeum wsi, tym bardziej, że każda wyprawa kończyła się przejażdżką na traktorze lub na karuzeli.
Folwark Domäne był kiedyś majątkiem rycerskim, dużo większym niż teraz. Gospodarstwo w wersji uszczuplonej przetrwało, w dworku wzniesionym w XVI wieku powstało muzeum, w którym można zapoznać się z rozwojem rolnictwa w Dahlem i z historią wsi. W innych budynkach i poza nimi możemy przyglądać się hodowli zwierząt, poznać pracę tkaczy, garncarzy, farbiarzy, kowala. Liczne festyny przyciągają dorosłych i dzieci. Mam nadzieję, że zanim wnuki podrosną, wybierzemy się jeszcze raz na rycerski turniej lub jarmark wielkanocny czy adwentowy, które teraz z wiadomych powodów się nie odbywają.
Pola jednak trzeba zaorać, obsiać, bydło wyprowadzić na pastwisko, a więc jest na co popatrzeć. Spacerujemy powoli i zachwycamy się drewnianym, skrzywionym płotem. Nad stawem kwitną bazie „niedzielnopalmowe”. Choć dorodniejsze znalazłyśmy później w sercu dawnej wsi, przy kościele św. Anny.
Drewniany kościół stanął w tym miejscu prawdopodobnie już w XIII wieku. Na jego miejscu powstał potem budynek murowany z kamienia polnego – kilkakrotnie przebudowywany, powiększany i odbudowany po zniszczeniach wojennych, stoi do dziś.

Kościół otoczony jest starym cmentarzem, do którego na początku XX wieku dołączono nowy. Architekci Friedrich i Wilhelm Henningowie zaprojektowali nową bramę i kaplicę cmentarną oraz otoczyli oba cmentarze, ten kościelny i miejski, równym kamiennym murem. W latach 30 ubiegłego wieku i później kościół był miejscem ruchu oporu przeciw narodowemu socjalizmowi, miejscem spotkań członków i sympatyków Kościoła Wyznającego (Bekennende Kirche). Ówczesna plebania znana jest teraz jako Martin-Niemöller-Haus, w 2017 roku otwarto tu miejsce pamięci Martina Niemöllera.
Martin Niemöller był od 1931 pastorem luterańskim parafii w Dahlem. Początkowo był zwolennikiem partii NSDAP, na którą głosował w 1933 roku. Dopiero ustawy norymberskie skłoniły go do innego myślenia. Odtąd sprzeciwiał się prześladowaniom Żydów. Wraz z teologiem Karlem Barthem był współautorem Deklaracji z Barmen, która negowała współpracę protestantów z nacjonalistami.
Z innym działaczem antyhitlerowskiem, Karlem Bonhoefferem utworzył Kościół Wyznający. Był więźniem Sachsenhausen i Dachau. Po wojnie stał się zdeklarowanym pacyfistą.
W domu parafialnym naprzeciwko kościoła św. Anny też odbywały się spotkania członków Kościoła Wyznającego. Na cmentarzu jest sporo grobów członków ruchu oporu, członków lub sympatyków Kręgu z Krzyżowej (Kreisauer Kreis). Nie wszystkie są grobami honorowymi miasta Berlina. O niektórych opowiadają zaangażowani członkowie parafii. O niektórych wiem bezpośrednio od ich dzieci, którym jeszcze kilka lat temu nie bardzo chciałam wierzyć, myśląc, że teraz to każdy przyznaje się chętnie do znajomości z Bonhoefferem lub do uczestnictwa w zamachu na Hitlera. Tym bardziej, że w Dahlem mieszkało podczas wojny dużo wysokich rangą urzędników państwowych III Rzeszy, jej zwolenników i tzw. Mitläufer (osób wspierających reżim), często zajmujących domy żydowskich właścicieli.
***
Cmentarz, jak każdy berliński cmentarz, wyjątkowy, a sztuka nagrobna jest przekrojem wielu epok sztuki niekoniecznie nagrobnej.
Wspomnę tu o trzech grobach nie związanych z Kościołem Wyznającym. Leżą tu Rudi Dutschke, lewicowy przywódca ruchów studenckich z lat 60, Waldemar Grzimek, rzeźbiarz i Bernhard Heiliger, też rzeźbiarz, urodzony i wykształcony w Szczecinie, o którym napiszę szerzej w innym tekście.
Są też, jak na każdym cmentarzu berlińskim, a może niemieckim, groby wojenne, groby chłopców dwudziestoletnich, często ochotników, którzy zginęli za ojczyznę.
***
Wróćmy jednak do niedzieli palmowej – właśnie tu, na cmentarzu, niedaleko kościółka znalazłyśmy wielkanocne drzewko, w pełnym rozkwicie baź, kotków, które w naszej szerokości geograficznej stają się na tę jedną niedzielę „jerozolimskimi palmami”. Ta wierzba przyciągnęła nas nie tylko bujnym kwiatostanem, ale też szumem pszczół i świergotem ptaków. Gdy podeszłyśmy bliżej, uginała się nie tylko od bazi, ale też od zawieszonych skarbów.
Wspomnę jeszcze o jednym drzewie. Gdzieś między kościołem a domem parafialnym, na skrzyżowaniu dwóch dość ruchliwych ulic, z kilkusetletniego ściętego pnia wiązu wyrasta młode drzewo. Ktoś zadał sobie trud i prosi o zachowanie młodego pędu wyrastajacego ze starego pnia. Stary wiąz był pomnikiem przyrody i niejedno widział. Był świadkiem niejednej wojny, rozwoju wsi, a potem miasta.
Idąc dalej do stacji metra Dahlem Dorf mijamy zabudowania dawnej wsi. Obok pomnika ofiar I wojny światowej jest wejście do piwnicy, w której przechowywano lód, mijamy dawny dom mleczarza (teraz, a prawdopodobnie już na początku XIX wieku, mieści się tu restauracja Alter Krug).

Budynek dworca Dahlem Dorf został zaprojektowany przez braci Friedricha i Wilhelma Henningów (tych, którzy projektowali kaplicę cmentarną) w stylu wiejskiego domu szachulcowego, pokrytego strzechą.
Strzecha po ostatnim pożarze nie jest już strzechą tylko podróbką. Dahlem nie jest już wsią, ale bogatą dzielnicą Berlina, leżącą już nie na jego obrzeżach. Tam gdzie kiedyś stała karczma „Zum Wilden Eber” (Pod dzikim knurem), na Placu przy Dzikim Knurze (Platz am Wilden Eber), na granicy z dawną wsią Schmargendorf, kwitną wiosenne krokusy, a knur z brązu autorstwa Paula Grusona ozdabia plac (z przerwami) już od stu lat.
Wszystkiego dobrego z okazji ŚWIĄT WIELKANOCNYCH! WESOŁEGO ALLELUJA! 🙂 ❤
Auf dem Friedhof in Dahlem Dorf befindet sich auch das Grab von Erich Mühsam, der von Berlin nach München ging, um in der Räterepublik eine bedeutende Rolle neben Kurt Eisner zu spielen. Als Anarchist wurde er eines der
ersten Opfer des Nazi-Regimes.
Da er kein Ehrengrab vom Berliner Senat bekam, ist seine letzte Ruhestätte nicht leicht auf dem Friedhof zu finden.
Gegenüber der ehemaligen Post an der Königin-Luise-Str. wurde ein kleiner Platz nach Jürgen Fuchs benannt. Jürgen Fuchs wurde wegen seiner Widerstandsarbeit in der DDR inhaftiert und den Strahlen eines sogen. Röntgengerätes ausgesetzt. Nach seiner erzwungenen Ausbürgerung erkrankte er in West-Berlin an einer Strahlenkrankheit.
Die Texte von Jürgen Fuchs wurden von Pannach und Kunert, Mitgliedern der Renft-Combo, vertont.