Ewa Maria Slaska
2 października 2007 roku. Poniedziałek
Schronisko w Sarrii zostało zbudowane na surowym kamieniu. Wiem, w powiedzeniu jest to surowy korzeń czyli lokalizacja przeprowadzona w miejscu dotąd niezagospodarowanym i niezamieszkanym, ale schronisko w Sarrii zostało zbudowane na surowym kamieniu. Kamień na kamieniu, kamienny dom zbudowany na wielkiej skale. Skała buduje ściany i podłogi. Po deszczu skała spływa wodą. Dosłownie.
Schronisko jest pełne Niemców, którzy przybyli tu chyba jako zorganizowana grupa. Są to po części nie tyle Niemcy, co ludzie z Niemiec, między innymi smutne małżeństwo Polaków. Oboje koło czterdziestki, on wygląda młodziej niż ona, ona prosta, mało atrakcyjna, on z pewnymi ambicjami, zapatrzony w przywódcę grupy, wielkiego przystojnego Niemca, może księdza w cywilu. Widzę tu coś więcej niż tylko intelektualną fascynację i naśladownictwo. Jako pisarka czuję, że życie napisało tu jakąś tragedię, jakiś kozi tan.
Gdy rozmawiam w łazience z tą kobietą, potwierdza moje przypuszczenia, choć oczywiscie nie wszystkie. To pielgrzymka ewangelików, przystojny Niemiec jest pastorem, właśnie się ożenił. No tak, idę do knajpy, ale marna, i do kościoła, gdzie bardzo składny chór wiernych śpiewa piękną pieśń, mam wrażenie, że pielgrzymkową, w każdym razie powtarzają się w niej słowa Peregrinos caminantes, pielgrzymi wędrujący po drodze. A może nawet po Drodze. Wśród wiernych przepiękna starsza pani. Wygląda jak hiszpańska Szymborska.
Okazuje się jednak, że jest tu wprawdzie mowa o pielgrzymowaniu, ale nie jest to pieśń pielgrzymkowa.
Hacia ti morada Santa, hacia ti tierra del Salvador, peregrinos caminantes, vamos hacia ti. X Venimos a tu mesa, sellaremos tu Pacto, comeremos tu carne, tu sangre nos limpiará. X Reinaremos contigo, en tu morada santa, beberemos tu sangre, tu fe nos salvará. X Somos tu pueblo Santo, que hoy camina unido; Tú vas entre nosotros, tu amor nos guiará. X Tú eres el camino. Tu eres la esperanza Hermano entre los pobres. Amen, Aleluya. |
Do Twojego domu do Twojej zbawczej ziemi, my pielgrzymi wędrujemy, i przybywamy do Ciebie. X Przychodzimy do Twego stołu, zawrzemy z Tobą przymierze, będziemy jeść Twoje ciało, Twa krew nas oczyści. X Będziemy z Tobą królować w Twoim świętym przybytku, będziemy pić Twą krew, która nas zbawi. X Jesteśmy Twoim świętym ludem, co dziś kroczy zjednoczony, idziesz z nami, Twoja miłość nas prowadzi. X Jesteś naszą drogą, jesteś naszą nadzieją, bratem jesteś ubogich. Amen Alleluja |
Tłumaczyła Kinga KWIK TV
Rano stajemy wobec strasznej prawdy, wszystko, co wczoraj przemokło, dziś jest nadal mokre. I oto muszę zareklamować moje wspaniałe skarpetki. Wkładam na stopy mokre skarpetki, na to mokre buciory i… noga jest przyjemnie sucha! Tyle, że mokre buty są potwornie ciężkie, a schnąc z powrotem zmoczą skarpetki.
Wyruszam o szarym świcie, idę ciemnymi ścieżkami, pod jakimś rozwalonym mostem, z którego zwieszają sie szare pnącza. Nader romatycznie. Podoba mi się, że nie boję się tak iść sama po ciemku w obcym miejscu. Ale też pielgrzymie ścieżki w Galicji są znacznie ładniejsze niż gdzie indziej, lepiej się więc nimi wędruje.
O godzinie 10 mijam słupek z napisem 100 kilometrów. To ważny punkt na trasie, bo trzeba pokonać minimum sto kilometrów, żeby święte oficjum w Santiago de Compostela uznało cię za pielgrzyma. Obok ogromny parking, pełen autobusów. Stąd rusza nawałnica, która będzie nam towarzyszyła aż do celu.
Po drodze wspaniała ogromna rzeka, długi most, a na przeciwległym brzegu duże górskie miasto – Portomarín. Nie zostaję tu jednak, choć piękne miasto kusi, po raz pierwszy bowiem od kiedy wyruszyłam do Hiszpanii, muszę pilnować czasu, bo moja siostra i szwagier, którzy już od kilku lat mieszkają czasowo w Portugalii (szwagier jest profesorem na uniwersytecie w Covillah), umówili się ze mną 4 października wieczorem pod katedrą w Santiago de Compostela.
Dochodzę do Gonzar, skąd już tylko 82 kilometry do Santiago de Compostela. W schronisku nieskazitelnie czysto i samoobsługa – sami sobie wbijamy stemple, sami się wpisujemy do książki gości, sami wrzucamy datek do skrzynki. I sami z siebie mamy się jutro do 8 rano wynieść ze schroniska. Pięknie, tylko tu nie ma NIC DO ROBOTY. Nie ma ludzi, nie ma gazet, nie ma książek, nie ma internetu, nie ma knajpy, nie ma gdzie pospacerować, bo naokoło same pola… No tenga! No tenga! No tenga!
Przychodzi jakaś Hiszpanka, wymieniamy uwagi o schronisku, ona robi siusiu, ja pakuję plecak i uciekamy w te pędy do następnej wioski. Nieważne co tam będzie, na pewno będzie lepiej niż tu.
I jest tokowisko. Jak miło!