I jeszcze raz mój kuzyn pięciocioteczny, tym razem jako ironizujący składacz rymów, który nawet w zabawkach piórem, krotochwilach i marginaliach nie zapomina o swej ulubionej epoce – Oświeceniu. Obok jego praca doktorska.
Jan Kozłowski
Troc* w podróży
Jadąc nocą
W swej karocy
Troc ustrzelił
Wilka z procy.
By dać odpór
Tej przemocy,
Wilki wparły
Do karocy.
Choć się bronił
Z całej mocy
Nie obronił
Troc karocy:
Chociaż dziarsko
Machał kocem,
Chociaż walił
Ksiąg swych klocem –
Sprostać wilkom
Nie był mocen…
*
Język polski
Traci Troca;
Troc – polszczyznę
Osieroca.
*
Morał z tego
Płynie taki:
Lepiej z procy
Strzelaj w ptaki.
* Michał Abraham Troc (ok. 1703-1769), tłumacz, wydawca, językoznawca, autor monumentalnego słownika francusko-niemiecko-polskiego.
Dykcyonarz Troca w zbiorach dr Jana Kozłowskiego
Przeżycia Jundziłła* w czasie publicznej prelekcji na Uniwersytecie Wileńskim, w obecności rektora i senatu
Opisując
Lot łabędzi
Poczuł Jundziłł
Kłucie lędźwi.
Omawiając
Puch łabędzi,
Poczuł, że Go
Ucho swędzi.
Biorąc temat
„dziób łabędzi”,
Poczuł, że coś
W nosie kręci.
*
Z powodu nasilających się, przejściowych dolegliwości oraz wskutek zaniku inwencji twórczej autora (brak nowych rymów i puenty!) Jundziłł, żegnany gwizdami zawiedzionej publiczności, opuścił audytorium i udał się do domu.
* Stanisław Bonifacy Jundziłł (1761-1847), botanik, profesor Uniwersytetu Wileńskiego, pijar.
Oświeceniowi panowie (i widoki) w pokoju Jana Kozłowskiego
Rozterki Poczobuta udającego się kolasą na zapusty
Kolor buta
Poczobuta
Nie pasował
Do surduta.
Znowuż surdut
– w ciemne pasy –
Nie pasował
Do kolasy.
A kolasa
Do mankietów,
Te zaś znowu
Do żakietu.
*
Z desperacji
I z rozpaczy
Nagi, dosiadł
Swojej klaczy.
* Marcin Poczobut-Odlanicki (1728-1810), działacz oświatowy okresu oświecenia, astronom. Od 1764 profesor Akademii Wileńskiej, którą po 1780 zreformował na zlecenie Komisji Edukacji Narodowej (KEN).
Widok Warszawy w Dykcyonarzu Troca
Kniaźnin* w wannie
Drążąc w wannie
Miejskiej łaźni
Zakamarki
Swojej jaźni
Muchę połknął
Pisarz Kniaźnin.
Rozmyślając
Nad niebytem
Drugą muchę
Połknął przy tem.
Więc opuścił
Mury łaźni
Widząc, że się
Srodze zbłaźnił.
* Franciszek Borgiasz Dionizy Kniaźnin (ok. 1750-1807), poeta, dramatopisarz, tłumacz.
Inny widok Warszawy, w manierze oświeceniowej, ale namalowany podczas II wojny światowej, nad sekretarzykiem z attyką w pokoju Jana Kozłowskiego
Uszy
Każdy z rodu
Linneuszy
Ponad rozum
Stawiał uszy.
Za nic dlań był
Rozwój duszy,
Nic nie znaczył
Rozwój tuszy,
Każdy tylko
Mył swe uszy.
Sodą, ługiem,
Piwem, winem,
Płukał każdą
Małżowinę.
Płukał każdą
Ślimacznicę
I jej bliskie
Okolice.
Miął, miętosił,
Międlił co sił,
Targał, turlał
I tarmosił,
Mył, pucował,
Tarł, masował,
Nad uszami
Wciąż pracował.
Tak traktując
Co dzień uszy
Przedzierzgnęli się
W geniuszy.
* Karol Linneusz (1707-1778), przyrodnik szwedzki, autor przyjętego w świecie systemu klasyfikacji organizmów.
Myślałam, że na żadnym wizerunku wielkiego szwedzkiego przyrodnika nie widać jego uszu, bo niemal zawsze pokazuje się go w peruce. A jednak – Linneusz z zimoziołem (Linnaea borealis) w ręku, portret namalowany przez Henryka Hollandera. Dla wyjaśnienia – zimoziół rośnie (i kwitnie) w Arktyce i jest reliktem glacjalnym. Więcej blogowych rozważań o Linneuszu i jego ulubionym kwiatku we wpisie Katarzyny Krenz na blogu “Kura…” TU. (Uwaga dopisek z roku 2021 – usunęłam linka, bo słynna “Kura” niestety zniknęła, kiedy Agora zlikwidowała platformę blogową blox.pl, a tym samym wywaliła na kosmiczny śmietnik tysiące blogów i miliony fantastycznych wpisów.)
Doprawdy dawno-m się tak nie uśmiała. Pyszna zabawa, a jakie rymy! No i Linneusz na deser.
Super wierszyki, coś z Szymborskiej. Super Heryng i mebelki. Plus nieznany szerzej malarz Hendrik Hollander. Nie wiedziałem, że Hollandrowie żyli w Holandii. W Europie Wschodniej ksywką taką oznaczano generalnie mieszkańców osad, zakładanych przez osadników holenderskich w dolinach wielkich rzek, no tylko nie etnicznych Holendrów, bo ci mieli wcześniej nazwiska. Było bardzo wielu Hollendrów, na ogół nie spokrewnionych, np. rodzina gorlickich nafciarzy, a także Heiman (Chaim?) Holländer, doktor medycyny z przełomu XVIII i XIX w., absolwent Uniwersytetu Odrzańskiego we Frankfurcie.
I teraz jeszcze o Ewie Marii. Także bardzo mi się podoba, ale chwila czasu to jest chwila, czy coś innego? Chwila puchu? Jak słyszę “okres czasu”, to jestem tak zdegustowany tą redundancją, że dopowiadam myzoginicznie: czas okresu!
O Mater Dei, ale Myzogyn! Dobra, jasne – czy “trochę czasu” będzie OK, a jak nie, to co Szanowny Myzogyn proponuje?
Nota bene, po zastanowieniu się, ośmielam się twierdzić, że Szanowny Przedmówca być może NIE ma racji, a w każdym razie JEGO RACJA nie musi być jedyna i wyłączna. Piszę to w zgodzie z własną intuicją językową, nie sprawdzając w słownikach ani w internecie.
Otóż wydaje mi się, że nieprawidłowe są zbitki takie np.
“Sędziom wystarczyła chwila czasu, żeby wydać wyrok skazujący” lub “Robotnicy pracowali tydzień czasu, zanim zniszczyli wszystkie rzeźby znajdujące się w kościele”.
Natomiast mam wrażenie, że określenie “miałam tydzień czasu na załatwienie wszystkich spraw urzędowych” lub “miałam jeszcze chwilę czasu do odjazdu pociągu” (a tak właśnie było) mogłoby było ewentualnie być prawidłowe, a w każdym razie nie aż tak naganne, jak to mi się właśnie przytrafiło :-).
Nie widzę różnicy; „miałam jeszcze chwilę do odjazdu pociągu” brzmi mi lepiej, chociaż… może jednak widzę… W Twojej wersji jest jakby zapowiedź, że będziemy mówili o czasie, zaś tego czasu to akurat była chwila, nic mniej ani więcej. Jest ciekawe, że “zapowiedź”, co będziemy mierzyć (czas), następuje PO określeniu jednostki miary (chwila). Ot, tajemnice języka.
Ale “okres czasu” to koszmar, nie?
Przyszło mailem od Anki Rosner do Jana Kozłowskiego:
Pozwoliłam sobie nieco rozpropagować Twoją twórczość. Uważam, że te wiersze są absolutnie kapitalne, w niesamowitym klimacie i stylu.
Bardzo lubię takie pisanie. Na dodatek bardzo przypadł mi do gustu dobór słów w wierszach.
Pokazałam, a raczej przeczytałam je na głos, matce, która przerwała mi w połowie i zapytała: “To Mickiewicz? Albo jakiś inny poeta z tamtego okresu, który pisał coś dla śmiechu?” Potem, kiedy
powiedziałam jej, kto jest Autorem, przyznała, że bardzo, bardzo się jej spodobały. Jest pod wrażeniem znajomości osób i kunsztu pisania 🙂 Tak jak ja uważa, że dobór słownictwa jest fantastyczny, takie pisanie stylizowane na stare, brzmi kapitalnie i bardzo się jej podoba. Zastanawiała się czy to nie coś z epoki, po prostu mało znanego.
Jeszcze raz – są absolutnie wspaniałe. Szkoda, by kurzyły się w szufladzie. Poproszę o więcej takich wierszy!!!!
Odpowiedź panu Hollenderowi: oczywiście “okres czasu”, “tydzień czasu”, “rok czasu” – wszystko to jest jak najbardziej koszmarne! A ja teraz z innej beczkki, czy malarz, który namalował Linneusza to jakiś krewniak Szanownego Pana Krytycznego? Bo jak tak, to może by można było poprosić o jakiś tekścik dla nas wszystkich o tym artyście. Wzruszył mnie on bardzo, bo gdy wszyscy malowali Linneusza w uroczystych perukach (patrz poniżej), on jeden pozwolił sobie na zupełnie inny portret. Nota bene – zachwycający.
Ja uwielbiam “kęs czasu” z “Dzienników” Samuela Pepysa w przekładzie Marii Dąbrowskiej. Czas, najbardziej abstrakcyjne pojęcie, aż się prosi o przecięcie go pojęciem konkretnym i przestrzennym (“punkt w czasie”, “przedział czasu”), a najlepiej właśnie wziętym “spod ręki”.
Nota bene ja tu już ostatnio też przypominałam Linneusza. Pojawił się przed miesiącem (haha! a nie przed “miesiącem czasu”!) we wpisie Miasta poza sezonem: Lund.

Po lewej ja, po prawej Linneusz.
To ja dodam coś jeszcze w sprawie kęsa czasu. Bo ja nie miałam czasu, pojęcie mieć czas oznacza mieć dużo czasu. A ja czasu miałam mało i to jest najważniejszy moment opowieści o tym, dlaczego Jan i ja się spotkaliśmy. Bo jak bym miała czas, to bym zamówiła do czytelni jedną z książek z dlugiej listy, z jaką zawsze przyjeżdżam z Berlina do Warszawy. Ale nie miałam czasu czy raczej miałam go nader mało i dlatego tylko powędrowałam palcem po półce z książkami o epoce. I tak znalazłam książkę o Heryngu, co wywołało lawinowe konsekwencje. Pan Krytyk jako człowiek bibliotek na pewno rozumie, że czas w bibliotece mierzy się inaczej niż na dworcu.
okres nie dał mi spokoju
bieżę więc dołożyć znoju
(bo akurat miałbym czas)
no i patrzcie – szast i prast:
(cytuję za SJP – wersja online, poradnia językowa)
Czy poprawne jest wyrażenie okres czasu? Rozstrzygnięcie tego właśnie pytania (podanego u Państwa w charakterze przykładu) niemożliwe jest w oparciu o zasób internetowego słownika języka polskiego. Bardzo więc proszę o odpowiedź, konieczną dla mnie z uwagi na redagowaną książkę. Załączam miłe pozdrowienia,
Beata Sierocka
Okres jest miarą czasu, tak samo jak np. bochenek jest miarą chleba. Mimo to niektóre osoby w sformułowaniu “okres czasu” dopatrują się pleonazmu i wolą zamieniać okres na odcinek. W wielu wypadkach najlepiej uczynimy, rezygnując z obu tych słów, np. przez tak długi czas jest lepsze niż przez taki długi okres czasu i znacznie lepsze niż przez tak długi odcinek czasu. Można też zamienić czas na okres, np. w tym czasie albo w tym okresie (znacznie gorzej: w tym okresie czasu).
Sytuacje, gdy okres czasu jest uzasadniony, są rzadkie (ale są – dopisek mój, K.P.) (zob. przykład w Małym słowniku wyrazów kłopotliwych PWN).
– Mirosław Bańko
i jeszcze:
Witam,
Mam następujące pytanie: czy poprawne jest określenie chwila czasu dla zaznaczenia konkretnego momentu, a nie okresu? Jeśli tak, to czy poprawne jest dołączanie rzeczownika czasu (np. powinno się mówić w danej chwili czy w danej chwili czasu)?
W. Machała
Zasadniczo chwila czasu to pleonazm, czyli masło maślane. Zaskakująco często jednak połączenie to spotykamy w polskich tekstach: w Korpusie Języka Polskiego mamy ponad sto wystąpień. Samo “ani chwili czasu” jest zaświadczone kilkanaście razy, głównie w tekstach literackich. Prawdopodobnie tak jak w wypadku innych, często używanych pleonazmów mówiący chcą podkreślić treść swojej wypowiedzi i dlatego dublują jej składniki znaczeniowe.
Są też sytuacje, gdy czas przy chwili jest nieodzowny. Tym razem zamiast eksploatować Korpus spróbujmy uruchomić wyobraźnię: „Jedna chwila ziemskiego czasu jest równa trzem chwilom na planecie X”. (ależ durny przykład panie Bańko – dopisek mój, K.P.) Trzeba tylko wymyślić tytuł, no i oczywiście napisać ciąg dalszy tego utworu.
– Mirosław Bańko
No więc jak dla mnie wychodzi na remis
K.P.
Sorki, zapomłem byłem puścić linki (nie, nie hamulcowe):
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/okres-czasu;4807.html
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/chwila-czasu;1274.html
A poza tym, to potwarz jakowaś i pomówienie: żaden ze mnie Gall.
I się też podpisałem
choć jeno inicjałem
Ale z drugiej strony Gurall Anonim? Czemu nie?
Znaczy tzw. łajnocik.
K.P.