Zbigniew Milewicz
Siła tradycji

Życie w górach jest twarde i prawdziwego Bawarczyka byle wirus nie załamie. Już drugi rok mija, jak monachijska Theresienwiese – adres znany piwoszom na całym świecie – świeci o tej porze pustkami, nie ma namiotów dla wielotysięcznej publiki, lunaparku, muzycznych decybeli i tłumów w metrze, ale pamięć o Oktoberfeście jak najbardziej trwa. Niby został z powodów sanitarnych, z uwagi na covid 19 odwołany, ale gastronomicy, którzy przed swoimi lokalami mają letnie ogródki, mogą go na skromną skalę obchodzić. Mnie osobiście cieszy, że osiągnięto przynajmniej taki kompromis, bo branża restauratorów, srodze dotknięta przez pandemię, trochę się odkuje, a konsumenci przy augustinerze i golonce przypomną sobie stare, dobre czasy.
W trzecią sobotę września przez starówkę przejechały więc jak co roku, pięknie udekorowane konne zaprzęgi miejscowych browarów, przy straganach Viktualienmarkt odbyło się tradycyjne O zapft is, czyli burmistrz wbił pierwszego szpunta w chmielowy antałek, politycy i piwowarzy wznieśli toast za ponowny „nie – początek“ Oktoberfestu i punkt 12 – a w tysiącach monachijskich knajp tudzież knajpeczek rozpoczęło się dwutygodniowe świętowanie.
My z Marysią Mayerhöfer dołączyliśmy do biesiadujących w niedzielę, po wieczornym nabożeństwie u św. Michała i miejsce, w którym udało nam się upolować wolny stolik było wyborne. Nürnberger Bratwurst Glöckl am Dom to nieduży, stary lokal, w jednym z zaułków starówki przy katedrze, nastawiony nie tylko na amatorów pieczonych kiełbasek, ale i innych specjałów bawarskiej kuchni. Strucla jabłkowa na ciepło z waniliowym sosem pod kufelek za bardzo nie pasuje, za to z czarną, aromatyczną herbatą komponuje się dobrze i kelnerowi nawet oko nie drgnie, kiedy przyjmuje to dosyć nietypowe dzisiaj zamówienie. Mają tutaj też dobrą, bawarską kapelę, której na zdjęciach niestety nie słychać, ale widać, jak paradnie się prezentuje.
Prawdziwego Bawarczyka na ogół rozpoznaje się po stroju. Bawarczycy kochają nosić swoje trachty przy różnych okazjach, są dumni ze swoich korzeni, ze swojej kulturowej odrębności i czas Oktoberfestu sprzyja takim paradom. Za prawdziwych uznałbym jednak również i tych, którzy nie noszą trachtów i nie mówią żadnym z bawarskich dialektów, ale tutaj żyją, uczą się i pracują. Często mają różne, cudzoziemskie akcenty i kolory skóry, ale jak ich zapytasz, skąd pochodzą, to zwykle usłyszysz: natürlich, aus Bayern! Czasami ten i ów jeszcze wykrzyknie z dumą: Lewandowski, Polska! I co takiemu powiesz, że plecie trzy po trzy? Tak się identyfikują, tak się identyfikujemy i trzeba to przyjąć zwyczajnie, po ludzku, z życzliwym uśmiechem.
Dzięki Zbyszku za fajny wpis o naszym świętowaniu Mini Oktoberfestu wspólnie z innymi monachijczykami, majac nadzieje że za rok nie bedzie odwolane.
Wspomnień czar – Siła tradycji, świetna publikacja. Ten Oktoberfest z poprzednich dekad przypadnie Tobie z pewnością do gustu!? Sprawia wrażenie jak by to było wczoraj! Z tą różnicą, że nie widać popularnych maseczek, ograniczeń – faktycznie, wolna stopa. W pozostałych aspektach prawie bez zmian……
Dziekuje Marysiu za komentarz, a braterstwu za przypomnienie dawnego spotkania w Hofbräuhaus. Troche nas czas zmienil, tylko Twoja Ewunia taka, jak dzisiaj. Ale clip technicznie swietny, gratuluje👍
Nein, auf dem Oktoberfest im Hofbräufestzelt, als Vip Besucher:-))
Hmmmm, w takim razie musialem wtedy wypic o jednego massa za duzo, ze pomylilem adresy😇