Wspomnienia o Maryli (12)

Magdalena Ciechomska

Moje rozmowy z Marylą, ciąg dalszy

Nie jest mi łatwo pisać o rozmowach z Marylą, bo gdy usiłuję przypomnieć sobie ich treść, spostrzegam, jak łatwo wymykają się mojej pamięci. Znajduję w niej tylko urywki, nieokreślone wrażenia, emocje, nastrój chwili. Niemożliwe jest zorientowanie się w czasie, określenie, czy ta rozmowa odbyła się wtedy? A może innego dnia, w innych okolicznościach? Zostały w pamięci sytuacje zapisane jakby na pojedynczych kadrach, bez dalszego ciągu, który zaciera się, ginie jakby we mgle. Próbuję przywołać niektóre z tych kadrów. Letni zmierzch i spacer po parku zdrojowym w Rymanowie, kiedy rozmawiałyśmy o problemie dobra i zła. Rozmowa zeszła na powiązania etyki z estetyką. Ja chyba powiedziałam coś o tym, że zło czasem przybiera pozory dobra i bywa atrakcyjne estetycznie. Na co Maryla odpowiedziała, że zło jest zawsze paskudne. A ja zapytałam, czy w takim razie można powiedzieć, że ludzie piękni są jednocześnie zawsze dobrzy? No nie – zgodziła się jakby z wahaniem. Dalej pamiętam już tylko alejkę w parku, ławki wokół fontanny, pewnie o czymś jeszcze rozmawiałyśmy, nie wiem już o czym. Innym razem była to dyskusja o Bogu, o grzechu i Maryla obraziła się na mnie, bo na jej wątpliwości odpowiedziałam, że powinna skonsultować temat nie ze mną, tylko z Katechizmem KK. A ja miałam na myśli tylko to, że katechizm lepiej niż ja objaśnia problem, zgodnie z nauką kościoła. Parę lat później, przy podobnej rozmowie, poradziłam jej, żeby temat omówiła z jakimś mądrym księdzem. Tym razem moją radę przyjęła dużo spokojniej. Wiem też, że koniec końców z niej skorzystała.

Tematyka religijna powracała w naszych rozmowach. Problem Boga i wiary – niewiary Maryla przerabiała stale. Kiedyś, jako nastolatka, zbuntowała się przeciwko tradycyjnej, nieco dewocyjnej religijności rodziców, ale nie odrzuciła wiary do końca. Moim zdaniem przyjęła postawę, którą można nazwać nieustannym wadzeniem się z Bogiem. A skoro nie można się kłócić z kimś, kogo nie ma, trzeba uznać, a przynajmniej założyć ewentualność jego istnienia. Na pewno nie chciała zgodzić się na tradycyjny wizerunek Boga Ojca. Feministycznie odrzucała wszystkie jego patriarchalne atrybuty. Poszukiwała obecności pierwiastka żeńskiego. Interesował ją kult maryjny, w pewnym sensie kolekcjonowała wizerunki Matki Bożej, fotografowała figurki Maryi, zwłaszcza te, które wprowadzały motywy dekoracyjne ze świata przyrody. Odnajdywała w nich relikty pogańskich żeńskich bóstw natury i płodności. Gdy przyjeżdżała do Warszawy w maju, zawsze przynajmniej raz musiała być w kościele na nabożeństwie majowym. Odmawiała różaniec. Jednym z prezentów gwiazdkowych, na który składała co roku zamówienie, był polski kalendarz z ilustracjami o tematyce religijnej. Najchętniej maryjnej. I z zaznaczonymi katolickimi świętami kościelnymi. Ważny był dla niej rytm roku liturgicznego oraz połączenie go z cyklicznością wegetacji i prac rolniczych. Jeśli nie mogła tego zrobić sama, prosiła, żeby kupić jej w okolicy danych świąt ich tradycyjne, symboliczne atrybuty: wielkanocną palmę, wianek na Piotra i Pawła, tzw. „ziele” na święto Matki Boskiej Zielnej.

Bywało, że mówiąc o swej religijności, żartowała, oświadczała, że wierzy w wielu bogów, albo że Bóg w rzeczywistości jest Boginią… W ogóle często podczas dyskusji, obojętnie na jaki temat, nagle obracała wszystko w żart. Jakby chciała tym zamknąć dysputę albo częściowo ją unieważnić. Śmiech był rodzajem bezpiecznika. Nie należało posuwać się za daleko w pewnych dywagacjach, bo nie wiadomo, dokąd mogły zaprowadzić… Pamiętam, jak przyjechała z wycieczki do Szwajcarii, gdzie zwiedziła m.in. miasto założone przez wyznawców antropozofii. Pokazywała zdjęcia, które tam zrobiła, wśród nich zwłaszcza jedno, przedstawiające cmentarne krematorium z kominem w kształcie kłosu zboża. Wskazywała mi to jako przykład związków mitów agrarnych z wiarą w życie wieczne.

Ten temat pojawił się w całej ostrości wraz ze śmiercią rodziców, a później ciotek, z którymi była mocno związana. Pustka, jaką zostawia odejście bliskich osób, często domaga się wypełnienia myślami i wiarą o charakterze konsolacji. Ale dla Maryli to chyba nie było tylko proste szukanie pocieszenia. Raczej jakby stawianie pytań o ciąg dalszy. Przypominam sobie jedną z rozmów, w której powoływałam się na zakład Pascala. Myślę, że Maryla w końcu przyjęła ten zakład.

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Twitter picture

You are commenting using your Twitter account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.