Zbigniew Milewicz
Dudek, czyli sposób na życie
Dzisiaj mija 56 lat od pierwszego, premierowego spektaklu kabaretu „Dudek“ w stołecznej kawiarni „Nowy Świat“, o którym mawiano, że był najlepszym przedwojennym kabaretem w powojennej Polsce. Miał on charakter literacko-aktorsko-satyryczny. W ciągu 10 lat działalności dał około 1000 przedstawień, na które złożyło się blisko 200 skeczy, monologów i piosenek kilkudziesięciu kompozytorów i autorów. W pamięci jego sympatyków, w tym także i mojej, żyje nadal, w słowach ze skeczy i piosenek, głosach wykonawców i obrazach, na szczęście uwiecznionych w zapisach fonograficznych oraz filmowych. Pewnie najsłynniejszy jest Sęk, ale wybór jest ogromny. Dudek kształtował gusta intelektualne całkiem sporej rzeszy rodaków w PRL-u i pochodził w prostej linii od Edwarda Dziewońskiego, który „był klasycznym przykładem artysty – przedwojennego warszawskiego inteligenta. I dlatego nie wyobrażał sobie życia bez towarzyskich spotkań, bez wymiany myśli, dowcipów, bon motów. Jego sposobem na życie towarzyskie stał się kabaret Dudek, gdzie umiał otoczyć się najwspanialszymi aktorkami i aktorami, (…) niekiedy bardzo zajętymi. Poza tym, że był doskonałym aktorem i reżyserem, (…) był niezrównanym animatorem kabaretowego życia. Przez te dziesięć lat, trzy razy w tygodniu, dobrze po godzinie 22, spotykali się ludzie w „Nowym Świecie”, żeby oklaskiwać swoich ulubieńców. Mimo że za szybami tej kawiarni panował socjalizm, było szaro, ponuro i nudno, Dziewoński przeciwstawiał się temu, kreując świat barwny i interesujący. Umiał doskonale ‘obchodzić’ cenzurę, wykłócał się z cenzorami, żeby przepuszczali co odważniejsze teksty. Pod koniec życia był już oczywiście panem leciwym i niedołężnym, ale zapamiętam go jako człowieka niesłychanie aktywnego, pełnego dynamiki – takiego, jakim był w Dudku.”
Tak wspominał go Wojciech Młynarski, który jako autor tekstów współpracował Dudkiem-Dziewońskim od początku istnienia kabaretu. Dudek to był pseudonim artysty, nad sceną kawiarni widniała łacińska nazwa tego pstro upierzonego ptaka: upupa epops. Poza Młynarskim stałym tekściarzem kabaretu był Stanisław Tym, pisywali dla Dudka Agnieszka Osiecka, Andrzej Jarecki, Jerzy Jurandot, Jonasz Kofta, Sławomir Mrożek, Jaremi Przybora i wielu innych, znanych twórców. Na scenie Dudka występowali regularnie Irena Kwiatkowska, Wiesław Gołas, Jan Kobuszewski, Wiesław Michnikowski i oczywiście sam jego założyciel.
Życiorys artystyczny Edwarda Dziewońskiego jest barwny, jak upierzenie dudka. Urodził się 16 grudnia 1916 roku w Moskwie, w rodzinie ze scenicznymi tradycjami. Ojciec, Janusz Dziewoński był znanym i dobrym aktorem, dziadek Romuald Wasilewski – basem, a także dyrektorem Opery Moskiewskiej. Potomek poszedł ich śladem. Po maturze zdanej w Berlinie i rozpoczęciu studiów aktorskich, postanowił kontynuować je w Warszawie. Tuż przed II wojną światową ukończył Wydział Aktorski w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej, ale dyplom odebrał dopiero w 1945 roku. W tymże roku zadebiutował na deskach łódzkiego teatru Syrena, a dwa lata później na wielkim ekranie – w roli gestapowca w Zakazanych piosenkach, którą mu zapewniła biegła znajomość niemieckiego. Potem był Ostatni etap Wandy Jakubowskiej, po czym przyszły role w innych filmach, m.in. w Ulicy Granicznej i Przygodzie na Mariensztacie. Prawdziwym sukcesem aktorskim okazał się jednak jego Dzidziuś Górkiewicz w Eroice Andrzeja Munka z 1957 roku.
Jako Dzidziuś Górkiewicz w Eroice
W audycji radiowej Anny Napiórkowskiej * poświęconej historii Dudka i jego twórcy, Stanisław Tym tak mówi o tej roli: zagrał w tym filmie wymyślonego antybohatera Powstania Warszawskiego, który robił wszystko co możliwe, aby uniknąć narażania życia i uciec z ogarniętej rewoltą Warszawy, paradoksalnie przyczyniając się do zwiększenia szans walczących powstańców. Ten niezwykle przewrotny film był polemiką z bogoojczyźnianą wizją historii najnowszej, a postać Dzidziusia, między innymi dzięki znakomitej kreacji Dziewońskiego, stała się tej polemiki symbolem.
Po czterech latach spędzonych w Łodzi, Dziewoński przeniósł się do Warszawy, do Teatru Narodowego. Później było Ateneum, Kabaret Wagabunda, Teatr Współczesny, Ludowy i Komedia. Z jego aktorskim i reżyserskim udziałem powstało około 74 spektakli. Jak głosi plotka, zaangażowano go w teatrze, bo miał … tupet. Dziewoński stanął przed dyrektorem teatru i oznajmił, że słyszał, iż ten poszukuje zdolnego aktora.
– Ma go pan przed sobą – dodał.
Dyrektor nie miał innego wyjścia, jak zatrudnić pewnego siebie młodzieńca.
Anegdot o nim opowiadało się wiele. Przytoczę jeszcze jedną, którą wspominałem już we wpisie Moja Kalina, ale to było tak dawno temu, że ją odświeżę. Wtedy zdarzenie wspominał Andrzej Łapicki, dziś mówi Gustaw Holoubek, a więc trochę się będą różnić te wersje od siebie:
W jednym z teatrów na próbie Kalina Jędrusik zapaliła papierosa. Na scenie nie wolno palić papierosów. Zbliżył się strażak i powiedział: “Proszę zgasić papierosa, bo tu nie wolno palić”. A Kalina jak Kalina – z wdziękiem odparła: “Odpie… się, strażaku”. I on strasznie się zamyślił, poszedł za kulisy i tam trwał jakiś czas. Potem nabrał powietrza, wrócił na scenę, ale tam już nie było Kaliny, tylko Basia Rylska. On jednak tego nie zauważył, bo oczy zaszły mu bielmem z wściekłości, i krzyknął do Rylskiej: “Ja też potrafię przeklinać, ty ku… stara!”. Kompletnie zdumiona Basia pobiegła do Edwarda Dziewońskiego, który był reżyserem spektaklu, i powiedziała mu, że strażak zwariował, bo ją zwyzywał bez żadnego powodu. Dziewoński strasznie się zezłościł, poszedł do strażaka i powiedział: “A pan jest ch….!” Przy czym strażak był inny.
– Jesteśmy na Ziemi, żeby się pośmiać. Nie będziemy mogli ani w czyśćcu, ani w piekle. A w niebie nie będzie wypadało – wygłosił Dziewoński w pierwszym programie swojego kabaretu na Nowym Świecie i od tamtej pory nieustannie bawił Polaków, żartując sobie ze wszystkiego i wszystkich.
Tak go zapamiętałem, razem pewnie z większością fanów – jako wybornego komedianta, choć sam całe życie bronił się przed szufladkowaniem. Wielomilionowej widowni telewizyjnej znany był przede wszystkim z Kabaretu Starszych Panów, z postaci Dosmucacza, operatywnego Kuszelasa czy frywolnego sędziego Kocia. Erwin Axer, współtwórca Teatru Współczesnego w Warszawie, wybitny reżyser teatralny tak wspominał Edwarda Dziewońskiego: był aktorem sceny i kabaretu, reżyserem, konferansjerem, recytatorem; bywał szefem teatrów i pamiętnikarzem. Wyróżniał się i zabłysnął we wszystkich tych dziedzinach. To zdarza się nieczęsto, ale się zdarza. Stworzył jednak coś jeszcze, co zdarza się znacznie rzadziej. Wykreował sam siebie: niepowtarzalną postać znaną wszystkim, co się z nim w życiu prywatnym i publicznym zetknęli. Postaci tej zapomnieć niepodobna, opisać ją bardzo trudno.
“Dudek” kochał kobiety i trzykrotnie stawał na ślubnym kobiercu. Pierwsza z jego wybranek była o 14 lat starsza od niego a ostatnia – młodsza o 20. W rozmowach z przyjaciółmi żartował, że teściowa jest od niego starsza tylko o cztery lata. Z drugiego małżeństwa z tancerką baletową, Janiną Smoszewską miał syna Romana.
Na zdjęciu z Ireną Małcużyńską
– Rodzice rozstali się trzy lata po ślubie i ojca jako takiego w domu nie pamiętam – wspominał w rozmowie z Tele Tygodniem Roman Dziewoński. – Mama nigdy nie powiedziała o nim złego słowa. Powtarzała, że jest genialnym aktorem i powinien mieć swój teatr.
W późniejszych latach kontakty ojca z synem przybrały charakter głównie zawodowy. Ich wspólną fascynacją był teatr. – Odwiedzałem ojca w kabarecie Dudek – opowiadał Dziewoński. Ostatecznie wybrał reżyserię, kończąc wcześniej architekturę. – Potem tak się potoczyło moje życie, że zostałem sam z pięcioletnim synem Piotrem i to był najwspanialszy okres mojego życia – dodał.
Swoje zaległości rodzinne dziadek nadrabiał z wnukiem. – Uwielbiali się. To taka przewrotka życiowa, z której bardzo się cieszę – zdradził Roman Dziewoński. Piotrek odziedziczył po mieczu talenty i zainteresowania. Skończył teatrologię i zajmuje się m.in. reklamą, pisaniem książek, scenariuszy oraz muzyką. Swoje relacje z dziadkiem opisał w ostatnim rozdziale książki Dożylnie o Dudku.
Choć Dudek nie wyobrażał sobie życia bez spotkań i wymiany myśli – mawiał wszak z upodobaniem, że jedyne życie, które ma sens to życie towarzyskie – nigdy nie przeszkadzała mu samotność. W dzieciństwie nie miał zbyt wielu kolegów, a w dorosłym życiu otaczał się tzw. przyzwoitymi ludźmi. Zaledwie do kilku osób miał zaufanie absolutne. W jego najbliższym kręgu do końca pozostały aktorki: Gabriela Kownacka, Ewa Wiśniewska, Magdalena Zawadzka, Agnieszka Kotulanka i Grażyna Barszczewska. – Dudek miał też inną twarz, smutną – wspominała Magda Zawadzka.** – Często ludzie, którzy proponują nam komedię, radość, wcale nie są w życiu tak zabawni. On był znakomitym przyjacielem, ale bardzo często miał smutną twarz, podejrzewam, że będąc sam ze sobą, wieloma rzeczami się martwił i przejmował – mówiła.
Wycofanie się Dudka z życia zawodowego było związane z usunięciem go w 1982 roku z Teatru Kwadrat, który założył po zamknięciu kabaretu na Nowym Świecie. Był jego głównym animatorem i kierownikiem artystycznym, bardzo więc przeżył swoją dymisję, co się odbiło na zdrowiu. Pod koniec życia największą radość sprawiały mu wizyty wnuka. Z zapartym tchem słuchał jego opowieści o tym, jak zmienił się świat i ludzie. Ostatni film, w którym zagrał, to Straszny sen Dzidziusia Górkiewicza, w reżyserii Kazimierza Kutza, z roku 1993. Przedstawiał on dalsze dzieje głównego bohatera noweli Scherzo alla polacca z filmu Eroica. Górkiewicza ponownie zagrał Edward Dziewoński. Oba filmy powstały na podstawie scenariuszy Jerzego Stefana Stawińskiego. Artysta zmarł 17 sierpnia 2002 roku, w wieku 86 lat, w Warszawie.
Autor wyszukał dla Państwa materiał radiowy, który pozwoliłam sobie nazwać po prostu:
* Historia kabaretu w rozmowie Anny Napiórkowskiej z Edwardem Dziewońskim w audycji z cyklu Sekrety, konkrety
* Rozmowa z Romanem Dziewońskim
*Edward “Dudek” Dziewoński we wspomnieniach. Audycja Natalii Grzeszczyk z cyklu Powtórki z rozrywki
No, a tu najsłynniejszy skecz Dudka, czyli Sęk (kolejne znajdą się same, jak się wejdzie na youtube’a):
Zbyszku, super wpis, a mnie niestety jak zwykle, wpadl jakis kompletnie nieadekwatny szczegol w oko, ktory juz nie odpusci!
Tak juz jakos glupio zawsze mam. 😪😪😪
Tym razem jest to piesek, pieseczek na kolanie prawym Dzidziusia.
To ratlerek, albo jakis inny “mnieszaniec “.
Mialam jako dziecko kiedys takiego, nazywal sie Tupta.
Byl to chyba pieseczek “uciekniety” z cyrku. Znaleslismy go wyglodzonego na ulicy, a w domu, jako juz nasz, zaskakiwal nas ciagle nowymi sztuczkami,
a szczytem umiejetnosc bylo nagle salto wykonane na stole, nad waza z zupa.
Gdyby nie refleks mego brata, mogloby sie zakonczyc to… zupa z….wkladka.
I tak patrze sobie na Dzidziusia z moim psem na kolanie i bol mi serce sciska, ze nie ma juz Dudka, ani Michnikowskiego, ani tez mojej Tupty (to byla psia dziewczynka)..
Niby popelnilam ogromna tutaj mieszanine wszystkiego,(wpychajac Ci sie w tekst znakomity, sorry), ale majaca jednak, cos wspolnego:
to przemijanie.
Wzruszylam sie cieplo…
Dziekuje, ze sprowadziles mnie troche, tez i na manowce Dudka.
Teresa.
Tak,narozrabiał ten Dudek, szczególnie rozważając jakie pieski mogłyby spodobać się Hipkowi a na końcu ” dupelek” odegrał losowa rolę bo tak nazwałam siostrę czego nie mogła się przez długie lata pozbyć .Mea culpa ale nie tylko moja…
Zostały wspomnienia.
Tereso, dziekuje Ci za te odniesienia i wzruszajaca opowiesc o Tupci. “Duchy” zawsze wywoluje sie po cos, najczesciej po to by nas ogrzaly wtedy, kiedy jest nam zimno. Gdzies przeczytalem, ze czlowiek umiera dwa razy, najpierw fizycznie a pozniej wtedy, kiedy jego ostatni przyjaciel po raz ostatni go wspomni. Wspominajmy wiec to co bylo dobre i wartosciowe w naszym zyciu, jak najczesciej, bo to jest rowniez odtrutka na realne zlo. Pozdrawiam serdecznie, rowniez janciowodnika ( czy czke ? ). Spiesze sie wspominac, zanim mnie dopadnie skleroza 😉
Wspaniale napisane Zbyszku, jak zawsze. Niestety, pomimo obecnych talentów tych małych i dużych kabaretów, fenomen kabaretu Dudek jest niezrównany i taki pozostanie. Pozdrawiam serdecznie.
Tak tez to widze Krysiu. Pominalem to w tekscie, ale na ostatnim wystepie “Dudka”, ktory odbyl sie rowniez 13 stycznia ( 1975 r. ) Dziewonski siegnal po czarny humor. Artysci odspiewali hymn kabaretu w wersji ” Spotkamy sie na tamtym swiecie…”, zamiast na Nowym Swiecie. I tego oczywiscie nam absolutnie nie zycze 😉 Z serdecznymi pozdrowieniami, Z.
Pies by mi mordę lizal gdybym zapomniała Ci Zbyszku podziękować za ten,jak zwykle, udany interesujący wpis o Edwardzie Dziewońskim wdniu Jego a także i Twojego ojca Imienin.Ilez to warte w obecnym trudnym czasie móc się rozweselić. Gratiae mille!
Ach te stare kabaretu…
Perelki.
T.Ru
Oczywiscie mialo byc KABARETY, sorry,
T.Ru
Ostra jestes Marysiu jak ten topor, nic dziwnego, masz go przeciez w herbie😇 Z podziekowaniem, Z.
Tereso, dziekuje za przypomnienie Dlugu, rzeczywiscie perelka aktorska, ale jaki pouczajacy jednoczesnie…