Bardzo dużo chodzę do kina, co zdaje się jest w przypadku pań w moim wieku już dość rzadkie, bo często jest tak, że jestem jedyną siwowłosą osobą na sali. Nie przeszkadza mi to. Lubię kino, lubię magię chodzenia do kina, a przede wszystkim lubię ten inny świat, który na dwie godziny zastępuje mi moje własne życie.
Filmy, które obejrzałam latem 2019 roku były, jak rzadko, prawie wszystkie świetne. Widziałam ich w tym roku tyle, że nawet nie wiem, czy wymienię je tu wszystkie.
Roma, film Alfonsa Cuarón (Meksyk), który wygrał w biegu do Oskara z Zimną wojną i chyba słusznie. Podobnie jak film Pawlikowskiego również Roma jest filmem, którego znaczenie rozumie się tylko wtedy, jeśli zna się tło polityczne filmu. W filmie Polaka – czasy stalinowskie, u Meksykańczyka – rok 1971 i masakrę rewolty studenckiej przez rządowe oddziały paramilitarne w dniu Bożego Ciała.
Ból i blask Pedro Almodovara (Hiszpania) z Penelopą Cruz i Banderasem.
Deszczowy dzień w Nowym Jorku Woody Allena, który nikomu się chyba nie podobał, tylko mnie, jak sądzę głównie z uwagi na wspaniałą rolę młodego aktora francusko-amerykańskiego Timothée Chalameta.
Wszystkie trzy filmy po części autobiograficzne, opowiadają o dzieciństwie i dorastaniu wrażliwych młodych ludzi.
Podobnie jak w Romie, również w nowym filmie Tarantino nie da się dobrze zrozumieć intencji reżysera bez znajomości historii. Pewnego razu w… Hollywood – Quentin Tarantino, znakomity jak za czasów Pulp Fiction, ze wspaniałymi kreacjami Brada Pitta i Leonarda di Caprio (obejrzałam dwa razy – raz po niemiecku z dubbingiem i raz po polsku z oryginalnym głosem i podpisami – dubbing to doprawdy kretyński wynalazek dla analfabetów). Film jest nową, tarantinowską wersją historii morderstw, jakich dopuściła się banda Mansona w willi Romana Polańskiego w Hollywood, ma więc mnóstwo polskich odniesień. Samego Polańskiego gra polski aktor Rafał Zawierucha.
Burning, koreański film Lee Chang-donga wg opowiadania Murakamiego. Również ten film był w tym roku typowany do Oskara jako najlepszy film nie-angielskojęzyczny.
Gdy go obejrzałam byłam zachwycona jakością wykonania, precyzją scenariusza, grą aktorów, ale zniechęcona do treści filmu i jego zapowiadającego się od pierwszych scen okrucieństwa.
Co ciekawe, dokładnie tak samo oceniłam drugi film koreański, który obejrzałam w tym roku – Parasite Bong Joon-ho’a.
Oba mi się nie podobały, ale oba obejrzałam z zainteresowaniem, ba – fascynacją. I przyznaję, że najbardziej w obu filmach interesowała mnie nie akcja, lecz po prostu Korea. Niezwykłe inne życie. Czułam się jak w czasach Komuny, gdy chodziliśmy do kina, żeby oglądać, jak się żyje na Zachodzie, tylko że teraz interesujący jest przeciwnie – Wschód. I to nie Japonia i nie Chiny, lecz właśnie Korea.
Film Bong Joon-ho’a zyskał w Korei niemal natychmiast status kina kultowego, nic więc dziwnego, że podczas projekcji w Berlinie sala była pełna Koreańczyków.
I jeszcze jedno zaskakujące podobieństwo – w filmie Parasite i oczywiście w Deszczowym dniu pada wściekły deszcz.
byłam na Romie i bardzo mi się podobała
Lubię filmy Woodego Allena, ale ten najnowszy również mi się nie podobał.
Musze zobaczyć ból i blask
Jak tylko zaczęli grać PEWNEGO RAZU W…to byłam pierwsza na seansie bo lubię dobre kino ambitne kino Chodzę do kina tzw 6o krzeseł w Gorzowie i zawsze kiedy jestem na seansie to smucę się z powodu, bo nigdy nie ma więcej jak kilka osób. Kinomanka nie jestem ale filmy Pedro Almodovara uwielbiam. Tarantino zreszta też.Tarantino odkryłam parę lat temu i dzięki Ci Boże.i wstyd zarazem że tak późno Zastanawiam mnie dlaczego ludzie siedza w domach i oglądaja jakieś seriale i czy chodzi o to żeby naród zidiociał.?
.
Nie przepadam za koreańskim kinem, ale pozostałe uważam za ciekawe.
A księgi już napisałeś, Jakubie?