Ela Kargol
Na moście Feuerbacha
nie Ludwika,
lecz Anzelma,
spotkałam Ewę i Marię.
Usiadłyśmy przy herbacie,
przy piwie
przy stoliku rozchwianym ze starości i bylejakości.
Był chłodny letni wieczór,
poprzedzony upalnymi nocami,
jeden z tych długich dni,
które nie wiadomo czemu nagle stają się coraz krótsze.
Piwo smakowało,
herbata też,
choć była z tych podlejszych.
Zapach starego oleju,
odgrzewanej pizzy i sosu czosnkowego
roznosił się wokół i drażnił nozdrza.
Powoli zapadał zmierzch,
ale miasto nadal jaśniało,
autostrada szumiała wieczorną kołysankę,
a Feuerbach?
nikt o nim nie myślał.
samo zycie;