Po krótkiej przerwie wracam do poezji na lato. Poeci są jednak niesforni i poczynając od Łuby, któremu jeden wiersz rozmnożył się do 12 plus dedykacja (że o komentarzach nie wspomnę), wiemy już, że nie ma mowy o jednym wierszu dziennie, lecz o wierszach. Dziś dwa wiersze.
Karolina Kuszyk
***
Niektórzy debiutują w późnym wieku i to jest
wbrew naturze. Bo przecież mogliby dalej
ochoczo urządzać się w sobie, grać w te gry co wszyscy,
a oni nie. Zaczynają pisać, tym razem na śmierć i życie,
z powagą godną lepszej sprawy, tylko jakiej.
Szukają nowych słów na to, co dawno nazwane,
żłobią te swoje korytarze, kopią te swoje tunele,
badania jakieś prowadzą
rzeczywistosci, a ich miejsce, przeklętych,
ani po tej, ani po tamtej stronie.
Ten i ów próbuje raz jeszcze rozmach
wziąć, ruszyć z kopyta, wszystko to rzucić. Zostaje po nich
zaparowane lustro w łazience, niewyłączony komputer, cień
bez ciała.
***
Pan Jurek kierowca tira patrzy, jak noc odkleja się od drogi
i mruga dziewczynom z bułgarii spieszącym poboczem
na stanowiska, bo może akurat któremuś się zachce już z rana,
następnie mija pan Jurek lotnisko, widzi różowiejące
cielska samolotów i też by sobie chciał gdzieś polecieć,
na przykład do egiptu z żoną. Tyle jest pięknych miejsc na ziemi,
wzdycha pan Jurek. Tej ziemi, dorzuca z cicha papież z breloczka
i raźnie sobie dynda. Wstaje nowy dzień.
L. Dlugosz oczywiscie spiewa o stulatkach….
Pozdrawiam T.Ru.