Joanna Trümner, tekst
Ela Kargol, zdjęcia
Lichtenrade –Lichterfelde
O tym odcinku szlaku muru berlińskiego mówi się, że jest pod względem widoków jednym z najpiękniejszych etapów. Spotkałyśmy się na peronie S-Bahn Lichtenrade i ruszamy rowerami w drogę. Zabudowania kończą się dosyć szybko, wjeżdżamy na teren Brandenburgii, do Mahlow.
Pola kukurydzy i zboża, małe grupy drzew, w cieniu których można na chwilę odpocząć, odgłosy ptaków i piękny, słoneczny dzień – wszystko to jest idyllą, niczym nie zakłóconą letnią sielanką. Aż nie chce mi się wierzyć, że w tym miejscu stał mur, a enerdowscy żołnierze strzelali do ludzi próbujących przedostać się do „wolnego świata”. A tymczasem tylko na pierwszym etapie naszej dwunastokilometrowej trasy zgnięły trzy osoby. Wśród nich znajduje się prawdopodobnie ostatnia ofiara muru – czternastoletni Christoph Manuel Bramböck.
W dniu, w którym w Berlinie Wschodnim podpisano umowę regulującą przystąpienie Niemieckiej Republiki Demokratycznej do Niemieckiej Republiki Federalnej, 31 sierpnia 1990 roku, Christoph spotkał się z kolegą w dzielnicy Marienfelde. Zaopatrzeni w niezbędnie do odłupywania fragmentów muru narzędzia chłopcy ruszyli w drogę. Należeli oni do tysięcy tzw. „dzięciołów muru”, którzy wbrew apelom zachodnioniemieckiej policji rozbijali resztki muru na drobniejsze części. „Dzięcioły” robiły to z protestu lub w celach komercyjnych. Nie wiemy, jaka była motywacja Christopha i jego kolegi, może po prostu nudzili się w to słoneczne letnie popołudnie? W miejscu, w którym chłopcy rozbijali mur, był on zbudowany z poziomo umocowanych betonowych plyt. Jedna z nich spadła na Christopha i zabiła go na miejscu. Spoglądam na zdjęcie zaczepnie patrzącego w kamerę czternastolatka na tablicy pamiątkowej i myślę o absurdzie jego śmierci.
Ojcem ruchu „dzięciołów” stał się w latach osiemdziesiątych Kanadyjczyk John Runnings, noszący przydomek „biegacza po murze”. Ten kanadyjski rencista przybył do Berlina Zachodniego wiedziony wewnętrzną potrzebą przemienienia muru w symbol pokoju, wolności i sprawiedliwości. Na początku swojego pobytu w mieście apelował do ludzi z całego świata, żeby przyjeżdżali do Berlina i… sikali na mur (International Pee-in). Akcja zakończyła się niepowodzeniem, mur stał dalej.
Runnings zdecydował się na zmianę metody walki, zaopatrzył się w wielki młot i drabinę. Balansował po wysokim na 3,60 m murze uderzając w niego młotem. Przypominam sobie scenę z telewizji – starszy, siwy mężczyzna w nienajlepszej kondycji fizycznej wali z całej siły wielkim młotem w „koronę” muru. W chwilę później enerdowscy wartownicy ściągają go za nogi na swój teren. Po sześciu tego typu akcjach mur stał dalej, a zniecierpliwione władze NRD wsadziły Runningsa na trzy miesiące do więzięnia. Następnie skazano go na 18 miesięcy w zawieszeniu i profilaktycznie przetransportowano do kanadyjskiej ojczyzny. Latem 1989 Runnings wrócił do Berlina i próbował dokończyć misję rozwalenia muru, tym razem za pomocą auta i skonstruowanego przez siebie czterometrowego pala (są one dzisiaj eksponatami w Muzeum Muru Checkpoint Charlie). Po upadku muru Runnings wrócił do Kanady, gdzie zmarł w 2004 r.
Nasza trasa biegnie dalej wzdłuż pól, mijamy Aleję Wiśni, prezent stacji telewizyjnej TV Asahi Group. Z okazji upadku muru stacja zorganizowała wśród widzów w Japonii zbiórkę pieniędzy na upiększenie pasa granicznego aleją wiśni. Za zebrany milion euro zasadzono w Berlinie i Brandenburgii około 10.000 ozdobnych wiśni, z których tysiąc stoi przy Alei Wiśni na terenie Teltow-Siegridshorst. Patrzę na równo posadzone drzewa i próbuję wyobrazić sobie, jak pięknie wyglądają pod koniec kwietnia, na początku maja. Wtedy zakwitają, a miasto Teltow organizuje w tym miejscu od kilku lat Festyn Kwitnących Wiśni – Hanami Fest.
Nasza trasa dobiega końca, zbliżamy się do Lichterfelde. W miejscu, w którym teraz pasą się konie, znajdował się plac ćwiczeń armii amerykańskej – Parks Range, nazywane przez mieszkańców okolic „miastem duchów”. Ten opustoszały dzisiaj teren o łącznej powierzchni 70 hektarów służył stacjonującej w Berlinie Zachodnim armii amerykańskiej do ćwiczeń polowych. Tzw. Berlińska Brygada armii amerykańskiej pod dowództwem generała Parksa (stąd bierze się nazwa Parks Range) zarekwirowała ten teren po krwawo stłumionym powstaniu w Berlinie Wschodnim (17 czerwca 1953 r.)
Na terenie Parks Range powstała atrapa miasta (Doughboy City), w której amerykańscy żołnierze ćwiczyli walki w mieście. Atrapa składała się z drewnianych baraków z kościołem, ratuszem, podróbką stacji kolejki z autentycznym starym wagonem i wrakami aut na ulicach. Amerykańscy „Rambos” przeprowadzali ćwiczenia bojowe pod baczną obserwacją enerdowskich strażników
Drukowany w Berlinie Zachodnim plan miasta pokazywał w miejscu „Parks Range” białą plamę, plan drukowany w Berlinie Wschodnim zawierał dokładne detale terenu. Amerykanie do końca istnienia „Parks Range” ignorowali skargi mieszkańców Lichterfelde i Lichtenrade i wypróbowywali na tym terenie wszelkie rodzaje broni i czołgów. W roku 1994 wycofali się, a władze Berlina długo nie wiedziały, w jaki sposób zagospodarować to miejsce – niebawem powstanie tu największe osiedle mieszkaniowe w Berlinie.
Cdn.
Nie chce mi się wierzyć, że to już historia, która zresztą działa się na moich oczach.Piękna wycieczka sam bym się na taką wybrała.