Przychodzimy, odchodzimy leciuteńko na paluszkach Szczotkujemy wycieramy Buty nasze twarze nasze Żeby śladów nie zostawić Żeby śladów nie zostało Miasta nasze domy nasze Na uwięzi się kołyszą Tuż nad ziemią ledwo ledwo Jak wiatr mały to nie widać A jak wielki wiatr się zdarzy Wielka bieda puszczą cumy Zatrzepocą się zatańczą Miasta nasze domy nasze I polecą w stratosferę Przygarbionych w pustym polu Bez oparcia bez osłony Bez niteczki choćby coby Przytwierdzała nas do ziemi Wiatr nas porwie i poniesie Za kołnierze podniesione Porozrzuca gdzieś w przestrzeni Nam to nic przeczekamy A jak skończy jak ucichnie To wstaniemy otrzepiemy klapy nasze rączki nasze Żeby śladu nie zostało Od początku zbudujemy Miasta nasze domy nasze Sprzęty nasze lampy nasze Żeby wiatr miał czym kołysać Słowa J. Jęczmyk |
Ewa Maria Slaska
4 listopada 2018 roku odeszła od nas, leciuteńko, na paluszkach, nasza wieloletnia przyjaciółka Ewa Bielska, germanistka, tłumaczka, nauczycielka. Współpracowała z nami od założenia Polsko-Niemieckiego Towarzystwa Literackiego WIR.
Od kilku lat ciężko chorowała, dlatego jesteśmy szczęśliwi, że możemy tu napisać, iż odeszła w spokoju, tak właśnie jak w tej piosence Piwnicy pod Baranami: leciuteńko na paluszkach…
Przedstawiała się światu powściągliwie – taka była jej strona internetowa – dalej na stronie były już tylko dane kontaktowe, dziś niepotrzebne.
Monika Wrzosek-Müller
Była gorliwą czytelniczką, czytała książki z niesamowitym zapałem i zaparciem, dyskutowała żarliwie; najczęściej miała własne oryginalne zdanie na większość tematów, czasami nie pozwalała mieć innego, jeśli była bardzo przekonana o słuszności swojego.
Była kochającą matką, która uwielbiała swojego syna-przyjaciela; wymagała też od niego bardzo dużo, ale i dawała mu całą swoją uwagę, poświęcenie i serce.
Była wspaniałą nauczycielką, którą uwielbiały generacje obcokrajowców przybywających do Berlina. Miała dla nich często więcej wyrozumiałości niż dla znajomych i przyjaciół, od których dużo wymagała ale też i wyjątkowo dużo im dawała.
Była towarzyska, lubiła życie codzienne, z kawą, papierosem i kieliszkiem czerwonego wina. Wspaniale gotowała i z wielkim poświęceniem przygotowywała uroczystości i małe spotkania, na których śmialiśmy się, gadaliśmy i dyskutowaliśmy do późnych godzin nocnych.
Była towarzyszką dla wielu osób, którym było dane ją spotkać. Potrafiła słuchać i próbowała pomagać w rozwiązaniu problemów, zapominając często o swoich własnych.
Choroba przyszła niespodziewanie, walczyła z nią przez kilka lat, nie poddając się pesmistycznym diagnozom większości lekarzy.
Dla mnie odeszła moja bardzo bliska przyjaciółka, osoba wielkiej kultury
i charyzmy.
Pogrzeb odbył się 13 listopada 2018 o godzinie 11
St. Simeon u. St. Lukas – Friedhof
Tempelhofer Weg 9
12347 Berlin
wyrazy glebokiego wspolczucia
napisalam pierwszy moj komentarz nie znajac histori Pani Ewy