Wiktor Ostrowski
Stos ofiarny
Warsz z kilkoma innymi niewolnymi zostali doprowadzeni nad rzekę. Tam już pod strażą czekają inni niewolni, schwytani wcześniej, skierowani są oni do ciężkiej pracy. Warsz – jako rybak – ma teraz dla Prusów łowić ryby. Otrzymuje sieć i małą łódkę. W ciężkich dwóch łodziach zbrojni Prusacy pilnują więźniów. Praca jest i musi być wytężona. Za każde nieposłuszeństwo winny karany jest chłostą. Nawet bez powodu okrutni oprawcy biją swe ofiary, ponaglając ich do bardziej wytężonej pracy. Warsz jednak nie rezygnuje z zamiaru ucieczki, wypatrując sposobnej chwili. Na razie jednak praca jego jest wytężona, chce on bowiem zaskarbić sobie zaufanie i przez to osłabić czujność Prusów.
Komora w chacie Rosława
Na wiązce słomy leży Bożenka. Już zdjęto jej więzy, ale komora jest zamknięta. Ryś i Kyś, zmieniani przez innych pachołków, cieszących się zaufaniem Rosława, pilnują i nie dopuszczają do chaty nikogo. Wiadro z wodą, kawał chleba, a dwa razy dziennie pachołek nosi jej miskę kaszy. Dziewczyna, mimo osłabienia i rozpaczy, zmusza się do jedzenia – jednak ma nadzieję, jednak chce odzyskać siły, jednak marzy ciągle o ucieczce, o wyzwoleniu.
Słychać kroki zbliżających się mężczyzn, wchodzi dwóch pachołków, bez słowa chwytają Bożenkę, wiążą jej ręce z tyłu i wychodzą. Wchodzi Rosław z pletnią w ręku i również milcząc, bez litości smaga już i tak obitą Bożenkę po całym ciele. Nasyciwszy swój gniew, rozwiązuje jej ręce, kopie pogardliwie i odchodzi.
Na polanie, pod starym rozłożystym dębem, zbiera się wiec starców. Siadają oni dostojnie na kłodach. Rosław zagaja wiec. Mówi najpierw o połowach, zbiorach żyta, konieczności zwiększenia dostaw suszonej i wędzonej ryby dla księcia i jego wojowników ze względu na pochód przeciwko Prusom, a następnie mówi o pożarze lasu i tu prosi Dziwomira o omówienie sprawy ofiary dziękczynnej dla Dadźboga. Przy dźwięku tego słowa wszyscy pochylają się w kornym pokłonie. Dziwomir mówi krótko. To – jego zdaniem – Bożenka w czasie swej ucieczki zaprószyła ogień w lesie. On, Dziwomir, uprosił Dadźboga o darowanie klęski, ale obiecał za to krwawą ofiarę. Nie baran, nie wół ma być spalony na ofiarę, ale dziewczyna. Tą ofiarą nie może być nikt inny, jak Bożenka, ona właśnie przecież – dowodzi kłamliwie wróż – zawiniła, ona spowodowała klęskę, która tylko dzięki modłom i obietnicom została oddalona.
Wiec uchwala spalenie Bożenki na stosie – na ofiarę dla Dadźboga. Ta decyzja zostaje podana do wiadomości przez obwoływacza. Dziwomir osobiście zawiadamia o niej rodziców Bożenki i czyni to tak, że Dabor i Rada są przekonani, że spalenie Bożenki wywyższy ją i wsławi. Są oni tak przekonani o konieczności posłuszeństwa wobec Dziwomira i Rosława, że nawet nie protestują i nie biadają.
Chata Rosława
Wyprowadzają z komory Bożenkę. Jest ona w strzępach giezła. Na ramionach, plecach i nogach widać bardzo liczne ślady od uderzeń pletni. Trzy stare kobiety, prawdziwe wiedźmy, narzucają Bożence na jej łachmany giezło godowe, białe i stroją ją w kwiaty. Na głowę zakładają jej również kwietny wieniec. Osmagane ramiona zakryły się zielenią i kwiatami. Ręce wiążą jej do tyłu i do rąk przywiązują dwa sznury, również przeplecione kwiatami. Teraz dwóch starców bierze za końce sznura i prowadzą ją na błonie za grodem. Na błoniu zbity tłum, przeważają starsi rybacy i rybaczki. Młodzież ciśnie się z tyłu. Dziewczęta płaczą, a chłopcy bezsilnie zaciskają pięści. Jest ich zbyt mało na bunt i nieposłuszeństwo. Wśród śpiewów, dźwięków kapeli i okrzyków doprowadzają Bożenkę do wzniesionego na błoniach stosu ofiarnego i tam uroczyście wprowadzają na stos. Przywiązują dwa sznury do dwóch pali i wróż rozpoczyna przed stosem modły ofiarne. W momencie ich rozpoczęcia obecni padają na twarz, nie śmiejąc podnieść głów. Wróż w stroju obrzędowym, z końską skórą na ramionach, w czapie z kory brzozowej, z długą laską w ręku, wydaje z siebie niesamowite głosy, wyje, piszczy, drgawki nim wstrząsają, wpada w trans, skacze i obraca się, przypada do ziemi i zrywa się w podskokach, wreszcie zamiera bez ruchu w nieprawdopodobnej pozie. W tym momencie Rosław daje znak i dwóch pachołków z dwóch stron trzymanymi przez nich cały czas płonącymi łuczywami podpalają stos.
Śpiew i krzyki wzmagają się, stos powoli rozpala się, dym zaczyna się wznosić ku górze. Nagle, od strony grodu słychać sygnały: bębny i chrapliwy dźwięk rogu. Trwoga! Na gród widać następuje nieprzyjaciel! Tłum bezładnie gna schronić się za wały grodowe. Z dala widać jak ludzie chwytają sprzęty, gnają bydło i spieszą do bramy grodowej.
Kilka chwil i całe błonie, i całe podgrodzie pustoszeje. Pozostaje tylko płonący stos i dymy. Kurz odgradza zupełnie stos od grodu. Ogień rozpala się coraz mocniej i zajmują się już te belki, na których stoi przywiązana Bożenka.
Ale ogień, zanim do niej dotarł – doszedł do pali. Jeden z nich, widać bardziej smolny zapłonął jasnym płomieniem. Sznur przepalony głośno trzasnął i z jednej strony zwolnił dziewczynę.
Bożenka ze stanu półprzytomnego bezruchu przeszła natychmiast do czynu. Rzuca się w stronę drugiego słupa i, nie zwracając uwagi na to, że godowa jej szata już od dołu płonie, zdołała podpalić drugi sznur płomieniami. Dwa kroki i od strony tylnej, jeszcze nie palącej się, stosu, skacze w dół – prosto w bajorko. Przewraca się i – tarzając się w błocie i wodzie – gasi płomienia na gieźle, zrywa się, dziko krzycząc, biegnie w stronę puszczy, wlokąc za sobą długi sznur. Dym i kurz zasłaniają dziewczynę całkowicie od strony grodu. Biegnie bez wytchnienia, przewraca się, zrywa i dalej biegnie, aż znika wśród pierwszych krzewów puszczy.
W grodzie nikt już nie dba o spaloną zapewne dziewczynę. Od strony przesieku w puszczy zbliża się silny oddział wojowników. Wrota od strony podgrodzia są już zamknięte – brama spuszczona, dyle mostu zerwane. Rosław nie każe jeszcze zrywać dyli od głównej bramy, ale dwóch ludzi z toporami są gotowi do wykonania tego w jednej chwili. Rosław zarządza obronę grodu, rozstawia ludzi na wałach gotują gary z wrzątkiem. Jest on niespokojny, bowiem brak trzydziestki Warsza mocno osłabił obronę.
Wreszcie na drodze zjawia się – już dobrze widoczny z grodu – idący oddział, w którym wkrótce ludzie poznają oddział Warsza. Trwoga zmieniła się w radość. Rosław dowiaduje się, ku swojej uldze, że oddział wrócił, ale bez dowódcy. Dagniew oznajmia grododzierżcy, że Warsz albo jest zabity, albo ranny i został po tamtej, pruskiej stronie.
Razem z oddziałem Warsza przybył do grodu silny, kilkadziesiąt ludzi liczący oddział przysłany tu na odpoczynek i dokarmienie. Ich dowódca, Sułek, starszy woj, zaprawiony w bojach, wita się z Rosławem, żąda wygodnych legowisk dla swych ludzi, a przede wszystkim dla siebie. Rosław obiecuje wszystko, liczy tylko na to, że nowi woje pomogą mu utrzymać porządek wśród jego gromady. Sułkowi tylko w to graj. Obiecuje sobie, że przy okazji utrzymania tego porządku potrafi on niejedno zrabować i że żyć tu będzie wygodnie i syto.
Dziwomir – zaraz po stwierdzeniu, że Warsz nie powrócił, wymyka się z grodu i spieszy na błonie. Stos się już dopalił. Wróż szuka zwęglonych kości i nie znajduje. Obchodzi zgliszcza stosu i odnajduje opalone skrawki gíezła, ślady stop Bożenki, widoczne w błocie, a potem w piasku. Widzi, że dziewczyna uratowała się z płomieni i zbiegła do puszczy.
Wróż zaciera starannie ślady i wraca do grodu.
Tam rozmawia z młodymi ludźmi, którzy już wiedzą o spalaniu Bożenki i pałają chęcią wywarcia pomsty. Wróż przekonywa ich, że to Rosław, mszcząc się za zniewagę, kazał Bożenkę spalić, choć on się temu sprzeciwiał í zaleca młodzieży zachowanie spokoju przez dwa dni, a potem Rosława spotka zasłużona kara.
Następną rozmowę wróż przeprowadza z Rosławem. Mówi mu o tym, że Bożenka zdołała uwolnić się z więzów i zbiegła w puszczę. Namawia go, wobec wrzenia w grodzie, żeby Rosław udał się w pogoń za zbiegłą. Podczas jego nieobecności zdoła on, przy pomocy Sułka i jego wojów, zaprowadzić ład w grodzie. Bożenki trzeba szukać wzdłuż rzeki, tylko brzegiem może ona wędrować. Ona – rybaczka – w rzece są ryby i tylko idąc wodą może się czuć bezpieczna.
Zatem – dobra łódź i dwóch pewnych ludzi – najlepiej Rysia i Kysia – obu dobrze uzbrojonych. Po schwytaniu Bożenki – cichcem zabrać ją do komory, tak, żeby nikt o tym nie wiedział. Sprawą Rosława jest zmusić dziewczynę do posłuszeństwa. On – Dziwomir – bierze na siebie objaśnienia ludziom, skąd się Bożenka wzięła. A potem, kiedy już ona z wolą, czy bez niej, zostanie żoną Rosława – jego sprawą będzie, jak się dalsze losy potoczą, ale chyba po raz drugi już jej Rosław nie każe spalić. Będzie miał w domu piękną i pokorną niewolnicę. To już sprawa Rosława.
Długo tak radzą dwaj starcy, chodząc nocą po brzegu rzeki. Wreszcie Rosław zgadza się na ten projekt.
Tej samej nocy Ryś i Kłyś wyładowują łódź zapasami żywności, przenoszą swe tarcze i miecze do łodzi i czekają na Rosława, obiecując sobie wesoła i korzystną wyprawę. Oddzielnie wróż mówi z nimi. Obiecuje chłopcem dostojeństwa i dostatek za wykonanie takiego rozkazu: Po schwytaniu Bożenki mają znienacka zabić Rosława i dowieść Bożenkę do grodu, do chaty Dziwomira.
Wróż jednak ma inny zamiar: da pachołkom syty í zatruje ją. Kiedy już obaj będą nieżywi, załaduje ich nocą na łódź i z dala od grodu wrzuci do wody. Wodą ciała spłyną daleko. A Bożenkę – projektuje z lubieżnym zadowoleniem wróż – przechowam u siebie. Potrafię zmusić ją do uległości.
Następnie rozmawia z Sułkiem. Przy dzbanie miodu wróż mówi o jakiejś tajemniczej wyprawie, którą przedsięwziął Rosław, wyraża powątpiewanie w jej powodzenie i napomyka, że przecież Sułek mógłby lepiej być grododzierżcą. Obaj zgadzają się, iż w razie objęcia grodu przez Sułka – przymierza między nim a Rosławem będzie trwałe i korzystne dla obu. Jednak pierwszy warunek – to surowy rygor w grodzie, zwłaszcza ostre postępowanie z młodymi.
Noc księżycowa. Do łodzi, w której pachołki czekają, wchodzi Rosław w zbroi, z sulicą, łukiem, tarczą i strzałami. Wróż żegna się z grododzierżcą i łódź cicho odpływa. Zaczyna się pogoń.