To mój tekst. Ukazał się na Wielkanoc 2012 na blogu Jak udusić kurę… Dlatego Alleluja! Ale do Wielkanocy daleko, a my z Tomaszem Fetzkim weszliśmy właśnie teraz na “ścieżkę cmentarzy”. Temat nas wciągnął. Może będzie z niego coś więcej niż same wpisy na blogu. Na razie staramy się zebrać to, co już napisaliśmy, bo tworzy się z tego pewna całość – polsko-niemiecko-pograniczna. To takie nasze, Tomasza i moje, Spoon River, trzeba więc było i tych zmarłych z innego blogu przenieść tu.
Ewa Maria Slaska
Cmentarze Alleluja!
Alleluja! Alleluja! Alleluja! Alle-lu-ja! Zaraz zmartwychwstanie, a w każdym razie już przestał cierpieć, po prostu leży w grobie…
Dziś opowieść o berlińskich cmentarzach. Mam po temu etnograficzne prawo, bo kiedyś Zaduszki czyli Dziady obchodzono cztery razy do roku, zawsze w okolicach Wielkich Dni Kalendarzowych – równonocy i przesileń. (Teraz zbliża się równonoc jesienna) Tradycyjna Wielkanoc była wiosennym świętem zmarłych. Bo żeby się odrodzić, trzeba najpierw umrzeć.
W Berlinie jest prawie 270 cmentarzy. Ogromna ilość! Na życzenie mogę (w osobnym wpisie) opowiedzieć, jak to się stało, że niespełna czteromilionowe miasto ma taką masę cmentarzy. Dla porównania Warszawa, o połowę mniejsza, ma cmentarzy zaledwie dwadzieścia kilka.
Na tych berlińskich cmentarzach moja przyjaciółka Ania i ja namiętnie tropimy polskie ślady. W Berlinie od XIX wieku mieszkały tysiące Polaków, którzy oczywiście również tu umierali, i tu ich chowano. Na każdym cmentarzu są więc nieprzebrane ilości polskich nazwisk, takich pisanych po polsku, jak Jda Szamatólski, i takich, które zostały zniemczone. Niekiedy nazwiska zniemczano, żeby się upodobnić do niemieckich mieszkańców Berlina, ale niekiedy – wręcz przeciwnie – po to, żeby nie znający polskiego Niemcy wymawiali je mimo wszystko po polsku. Na przykład Kwaczyński.
Opowiem jednak o nazwisku niemieckim, które okazało się… polskie. Zmarły nazywał się Paul Oswin Walter Manfred Zänker. Miał cztery niemieckie imiona i niemieckie nazwisko. A jednak na nagrobku znalazł się też napis “Malutki”, a poniżej jeszcze baranek wielkanocny i napis Wesołego Alleluja!
Nikt człowiekowi nie powie, że znajdzie taki grób. Nie ma żadnej książki o polskich śladach na berlińskich cmentarzach. A przelecenie się po 270 cmentarzach, niekiedy maleńkich, ale niekiedy ogromnych, to projekt badawczy na całe życie. Temu, co robimy z Anią, brakuje wszelkiej systematyki. Nic nie wiemy, po prostu chodzimy.
I czasem to mnie serce zaprowadzi do grobu poety Arnolda Słuckiego, a czasem Ani intuicja każe się obrócić i znaleźć grób Malutkiego czyli Manfreda Zänkera. (O Słuckim już TU na tym blogu pisałam)
A potem najczęściej jest tak, że Ania pamięta w Zaduszki o tym, żeby zapalić Malutkiemu świeczkę, a ja się niekiedy upieram, żeby znaleźć informację o takim człowieku. O Zänkerze opowiedzieli mi pracownicy firmy tłumaczeniowej Norbert Zänker & Kollegen. Nie są spokrewnieni z Manfredem, nie są też tłumaczami języka polskiego, oferują usługi w angielskim, francuskim, hiszpańskim, włoskim i rosyjskim. Ale jak do nich zadzwoniłam i opowiedziałam, o co mi chodzi, znaleźli mi kontakt z człowiekiem, który znał naszgo Zänkera. I bardzo dużo o nim wiedział.
Manfred Zänker był Niemcem o polskich korzeniach lub Polakiem ze zniemczonej rodziny, kto to wie, jak tych ludzi określać. W roku 1944 zdezerterował z Wehrmachtu – miał wtedy 20 lat – i uciekł do polskich partyzantów, do AK jak sądzę, bo po wojnie został aresztowany przez sowieckie NKWD i zwolniony z więzienia dopiero po śmieci Stalina. Mieszkał w Berlinie, pracował jako tłumacz z rosyjskiego i polskiego dla niemieckiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Miądzy innymi był tłumaczem Willy Brandta w latach 70 i towarzyszył kanclerzowi Niemiec do Polski podczas tej słynnej wizyty, kiedy to Brandt klęknął przed pomnikiem na ofiar warszawskiego Getta. Prezydent RP Aleksander Kwaśniewski odznaczył Zänkera Krzyżem Zasługi.
Tak to intuicja Ani, moja dociekliwość i uprzejmość pracowników firmy Norbert Zänker i Koledzy pozwoliły nam ochronić od zapomnienia fantastycznego człowieka. Nie urodził się w Wielkanoc i nie umarł w Wielkanoc. Alleluja na grobie to nadzieja zmartwychwstania.
Tego mu oczywiście nie zagwarantujemy, ale możemy sprawić, że wiele osób o nim pomyśli. Będziemy o nim pamiętać. To w końcu jedyne nasze życie wieczne. Pamięć, tych którzy żyją.
Alleluja!
Uważny czytelnik spostrzegł być może, iż jeszcze na blogu-Kurze jeden z gości zakwestionował niektóre dane dotyczące Malutkiego. Fakt – pewne sprawy trzeba przebadać dokładniej, ale to będą raczej drobne korekty, niż zasadnicze zmiany. Za moim pośrednictwem Ewa Maria obiecuje wam, iż rzecz będzie wykonana po jej powrocie z dłuższej podróży.
🙂
Poszukuję osoby zmarłej w Berlinie w 1914 roku. Nie wiem od czego się zabrać nawet, a już szukanie cmentarza to chyba nierealne 😦
Trudno będzie, ale coś się daje zawężać, jeśli się zna miejsce zamieszkania i wyznanie, bo wtedy trzeba zacząć od kościoła parafialnego. W kościołach z reguły są księgi, ale przede wszystkim wtedy mniej więcej wiadomo, na jakim cmentarzu chowano wtedy zmarłych. Dobrze jest też znać datę i śmierci, i urodzenia…
Jeśli była to osoba wyznania katolickiego, to trzeba zacząć od katolickich cmentarzy, których jest znacznie mniej. św. Jadwigi, św. Mateusza, św. Józefa…