Ela Kargol
Berlin, Rüdesheimer Platz, „Niech żyje wolność! wiwat wino!”
Rüdesheimer Platz, jedno z najurokliwszych miejsc w Berlinie, ukwiecone w wiadomych porach roku, zazielenione krzewami i drzewami, które w upalne dni roztaczają cień nad siedzącymi na ławkach. Ławki od rana są już zajęte, a to przez właścicieli psów, których czworonogi biegają po jeszcze dość pustym placu, przez rodziców z wózkami, których pociechy budzą ich skoro świt. Sama kiedyś do nich należałam. Przychodziłam tu z wózkiem w miesiącach letnich jako pierwsza o 6 rano. Są też tacy, którzy skracają sobie drogę przez plac, nie zauważając jego piękna, nie słyszą świergotu ptaków ani szumu fontanny Zygfryda, nie czują zapachu róż. Potem przychodzą staruszkowie, tacy jak ja po 60-tce i starsi. Jak znajdą wolną ławkę, to przysiądą. Ci samotni wyjmą książkę, gazetę, zaczną czytać, co jakiś czas podnosząc głowę znad tekstu, ciekawi życia na placu. Niesamotni siadają, czasem rozmowa się klei, czasem milczą z wyboru. Karmią wróble, wiosną kaczki, uśmiechają się do dzieci, zwłaszcza tych najmniejszych, nieporadnych, stawiających pierwsze kroki.
Plac zaczyna się zapełniać, dzieciarnią, której pobliski plac zabaw nie wystarcza, mamami, więcej ich niż ojców, każdy już z kawą w biokubku, z lodem waflu. Wyczulone nozdrza wychwytują zapach pizzy. Obwoźny handel proponuje bułkę z rybą. Gwar tłumi świergot ptaków, gaworzenie dzieci. Plac żyje.
Taras nad Rüdesheimer Platz zaludnia się. Brzęk szkła i wino, które jak w piosence leje się strumieniami od zawsze, a na pewno od ponad 50 lat. Przyjeżdżają winiarze znad Renu, przywożą wino i śpiew, a my lubimy biesiadować i po drugim kieliszku cytujemy Fausta Goethe’go: „Niech żyje wolność! wiwat wino!”
Tych, którym miejsc zabraknie na górnym tarasie przy wyszynku wina, zaprasza plac, i choć ławki już zajęte, to wielu przynosi swoje meble turystyczne, można przysiąść na murku, na bruku, na poduszce przyniesionej z domu, otworzyć swoje wino i wyłożyć wiktuały, które do wina dobrze jest przekąsić.
Rheingauviertel to kwartał berlińskiej dzielnicy Wilmersdorf z głównym i reprezentacyjnym jego placem nazwanym na cześć miasta Rüdesheim nad Renem.
Rheingau to region w Niemczech na prawym brzegu środkowego Renu, region znany z najlepszych winnic i najlepszych, choć nie tylko, rieslingów.
Nazwy ulic i placów w berlińskim Rheingauviertel pochodzą głównie od miast i miejscowości położonych w Rheingau i okolicach: Bingen, Geisenheim, Lorch, Schlangenbad, Wiesbaden… Rüdesheim nad Renem dał nazwę nie tylko placowi, lecz też ulicy, wtedy jeszcze w Wilmersdorfie, od 1920 roku w Wielkim Berlinie. Tak również nazywa się stacja metra U3, nawiązująca wystrojem, ornamentami i współczesnymi fotografiami do winogron, winnic i wina.
Georg Haberland, inwestor i dyrektor spółki Terrain-Gesellschaft Berlin-Südwesten zainspirowany ideami architektury angielskiego Landhausstilu, zaplanował i rozplanował z początkiem XX wieku na mapie cały Rüdesheimer Platz.
Otaczać go miały budynki, których fasady miały być zaprojektowane tylko przez jednego architekta Paula Jatzowa w stylu angielskim. Prawdopodobnie również kompozycja placu jest jego dziełem. Okazałe kamienice stoją do dziś, a w miejsce tych, które nie przetrwały wojny, pobudowano podobne. Ich przedogródki pochylają się łagodnym zboczem w kierunku placu, wynosząc tym samym budynki na wyższe i ważniejsze miejsce. Sam plac przechodził różne koleje zagospodarowania, od ogrodów, którymi zajmowali się mieszkańcy „angielskich kamienic” po rabaty ukwiecone raz szczodrzej, innym razem mniej, w zależności od finansowych dotacji.
Nad całym placem góruje Zygfryd, próbujący dosiąść narowistego rumaka, po jego południowej stronie staruszek Ren, po północnej młoda dama Mozela. Alegoria Mozeli przedstawiona jest z winogronami jako najważniejszym jej atrybutem, a staruszek Ren ma przy sobie wiosło, kotwicę i trzciny. Postać Zygfryda wznosi się na stożkowatej sztucznej skale, po której, choć wbrew zakazowi, wspina się dzieciarnia. Na dole tryska woda, tworząc dość duży basen wodny, latem ku uciesze dzieci, wiosną zwabia kacze rodziny. Zygfryd i obie personifikacje rzek są dziełem rzeźbiarza Emila Cauera Młodszego. W czasie wojny rzeźby zostały dość mocno zniszczone, w latach 50 częściowo zrekonstruowane w uproszczonej formie, później kilka razy solidniej odnawiane. Razem z placem i „winnym tarasem“ tworzą całość. Rzeźby Zygfryda, Renu i Mozeli zwrócone są w kierunku placu, odwrócone tyłem do delektujących się winem biesiadników. Kilkaset metrów dalej w prostej linii, na końcu Landauer Straße jest mniejsza fontanna autorstwa tego samego artysty, Emila Cauera Młodszego – Erikabrunnen. Jedną z sześciu dziecięcych figur odlanych w brązie była Erika córka ówczesnego burmistrza Friedenau, dzielnicy graniczącej z Wilmersdorfem, stąd nazwa, Fontanna Eriki. Niestety podczas wojny całkowicie zniszczona, zrekonstruowana została, częściowo zgodnie z oryginałem, w roku 1982 przez artystę Heinza Spilkera.
Sama Landauer Straße jest przedłużeniem architektonicznego ciągu budynków i ogrodów z Rüdesheimer Platz, łączy dzielnice, kiedyś dwa odrębne berlińskie przedmieścia Wilmersdorf z Friedenau. A ponieważ nie jest długą ulicą, warto przejść się z kieliszkiem wina od Zygfryda do Eriki, od jednej fontanny do drugiej.
Właśnie to zrobiłyśmy, rozglądając się wokół, co rusz napełniając nasze szklanki napojem bogów.

My literatki pijemy wino z literatek, jak na literatki przystało, rozcieńczone z wodą mniej lub więcej lub wcale. Jest gitara i śpiew, róże kwitną, dalie, begonie, lato w mieście i święto wina.
In vino veritas, in aqua sanitas!
Piękne, profesjonalnie wykonane zdjęcia , ciekawy tekst, jak zwykle się świetnie czytało.
T.Ru
Tak zachęcająco napisane, że cóż! Trzeba będzie się tu kiedyś wybrać i przysiąść z książką na ławce, nawet gdy przyjdzie przyjść o 6 rano. Pamiętam, jak z Ewą Slaską w tym roku odkryłyśmy, ( Ewa odkryła), że jeszcze w tym parku nie była) również piękny park, gdzie tuz niedaleko pomieszkiwałam. była cudna wiosna kwitły magnolie, to przyroda powoduje w nas zadumę i piękne skojarzenia tak jak w tym artykule. Dziękuję za te wrażenia, bo wyobraźnia działa cuda