
Lech Milewski
Kilka tygodni temu zauważyłem informację, że w marcu tego roku, wydawnictwo Znak, wydało książkę angielskiego autora Bernarda Newmana – Rowerem przez II R.P. – KLIK.
Rowerem przez II R.P. – wyznam, że przestraszyłem się dystansu i możliwych restrykcji po drodze i poszukałem skrótów. Znalazłem, w Amazonii – Pedalling Poland…
Po kilku minutach mój “kindel” pomachał ogonem na znak, że możemy jechać. Przed startem zajrzałem jednak do własnych wspomnień. Otóż po 2 roku studiów wybrałem się na wędrówkę rowerową po Polsce. Przejechałem prawie 1 500 km, odwiedziłem sporo ciekawych miejsc, ale jednak główne wrażenie jakie pozostało to – droga i pedałowanie.
Już po kilku stronach książki zauważyłem, że nie byłem wyjątkiem – jakieś 20% książki Bernarda Newman’a to uwagi na temat dróg, jazdy na rowerze i samego roweru – George’a – który czasami nabiera cech ludzkich.
Uwaga: Bernard Newman przejechał przez całą Polskę, ale ja ograniczę się tylko do pierwszego etapu podróży, gdyż wydał mi się najbardziej charakterystyczny dla ówczesnej oceny sytuacji w Europie.
Podróż zaczyna się w Wolnym Mieście Gdańsku, ale autor dość sceptycznie odnosi się do tego formalnego statusu.
Uwaga: podane w tym wpisie cytaty z książki to moje, dość luźne, tłumaczenie z angielskiego oryginału.
Danzig – w Anglii wiemy, że to niemieckie miasto, które zwycięzcy alianci zgodzili się przyznać Polsce wraz z dostępem do morza, ale nasz własny Lloyd George sprzeciwił się temu pomysłowi i stanęło na jego propozycji – Wolne Miasto. W tym miejscu pozwolę sobie przypomnieć, że dla tego miasta to nie nowina – rok 1454 – po rewolcie przeciwko Krzyżakom, Gdańsk był polski aż do roku 1793, kiedy to został wchłonięty przez Prusy podczas II Rozbioru Polski. Wspomnę jeszcze, że w latach 1807-1815 Gdańsk był pod kontrolą Francuzów i miał również status Wolnego Miasta. Jednak obecnie, tu na miejscu, byłoby głupotą dyskutować, że Danzig nie jest niemieckim miastem… Byłem wiele razy i w wielu miastach niemieckich, ale po kilku minutach pobytu w Danzig stwierdziłem, że bardziej niemieckiego miasta dotąd nie widziałem... Gdy pedałowałem przez jego ulice, byłem zdumiony. Oczywiście, nie wolno oceniać politycznych nastrojów miasta na podstawie wywieszonych flag, ale sądząc po ilości swastyk, Danzig wygląda na bardziej nazistowski niż jakiekolwiek inne miasto w Niemczech. Praktycznie na każdym domu wisiała nazistowska flaga, co druga osoba miała przyczepiony nazistowski znaczek, a co druga – dwa znaczki.
Autor podziwia stare budynki potwierdzające bogatą historię miasta. Na dłużej zatrzymuje się jednak tylko w Bazylice Mariackiej.
Dla niego jest to jednak …chyba największy na świecie kościół protestancki po londyńskiej katedrze św Pawła – pogrubienie moje.
Razi go monotonia gołej cegły i puste wnętrze urozmaicone tylko obrazem Memlinga – Sąd Ostateczny – namalowanym na zamówienie florenckiego bankiera i przeznaczonym dla kaplicy pod Florencją. Podczas żeglugi z Holandii do Włoch obraz został zrabowany przez gdańskich (hanzeatyckich) piratów i darowany gdańskiej katedrze, która nie miała oporów z przyjęciem daru.
Historia obrazu TUTAJ.
Autor łatwo sobie poradził z zaszufladkowaniem Gdańska, dużo bardziej interesuje go Korytarz – byłe tereny pruskie przydzielone Polsce w Wersalu.

Danzig opuściłem jadąc przez dzielnicę Schidlitz (Siedlce). Granicę przekroczyłem bez trudności, w samej rzeczy straż graniczna była kwintesencją grzeczności. Wkrótce otoczyły mnie łagodne, zielone wzgórza – politycy tyle bębnią o problemach tego rejonu, a żaden nie wspomni jak czarujące są to okolice. Wspomnę więc, że popularna nazwa tych terenów to Szwajcaria Kaszubska – nazwa pompatyczna, ale okolice tak piękne, że tę przesadę można wybaczyć.
Podczas kilku dni jazdy z Kartuz, przez Wejherowo, do Gdyni, autor wypatruje śladów tarć między mieszkającymi tu od lat Niemcami a ludnością o polskim rodowodzie i przekonuje się, że takich tarć tu nie ma. Większość mieszkańców to Kaszubi o słowiańskim rodowodzie, a Niemcy mieszkają tu od tak wielu lat, że nikt nie uważa ich za obcych.
Gdynia – tu autor nie kryje podziwu: Polska ma prawo być dumna ze swojego przedsięwzięcia, chyba nigdzie w Ameryce osiągnięto takiego tempa budowy. Miasto jest świetnie zaplanowane, budownictwo nowoczesne… Supernowoczesny port wciąż jest rozbudowywany… W pobliżu niewielka baza marynarki wojennej. Zaskoczyła mnie informacja, że polska marynarka nie miała kłopotów ze znalezieniem dowódców. Okazało się, że wielu Polaków służyło na dowódczych stanowiskach w marynarce rosyjskiej i z radością zmienili barwy. Co innego marynarka handlowa. W pobliżu portu w Gdyni zauważyłem szkoleniowy żaglowiec. Polska marynarka handlowa obsługuje nie tylko Bałtyk i Morze Północne, ale również Amerykę. Kadra oficerska to młodzi, świeżo wyszkoleni Polacy prowadzący świeżo zbudowane statki. Jakże smutno kontrastuje z tym Anglia.
Korytarz się kończy: Przez Orłowo dojechałem z powrotem na terytorium Wolnego Miasta. Zoppot – pretensjonalne miejsce zdominowane przez kasyno i podobne obrzydliwości. A chwilę później byłem znowu w Danzig, który po łagodnym spokoju Korytarza zrobił na mnie jeszcze bardziej nazistowskie wrażenie.
W tym miejscu autor poświęca sporo miejsca na ocenę sytuacji politycznej w Polsce i Europie.
Jest ona optymistyczna, do czego zapewne przyczyniła się podpisana kilka miesięcy wcześniej polsko-niemiecka deklaracja o niestosowaniu przemocy – KLIK.
Konkluzja autora:
Fala nazizmu może dokonać wiele dobrego, niezależnie od jego licznych ekscesów, gdy zetknie się z twardą rzeczywistością. Upokorzone i pobite Niemcy lat powojennych były równie niebezpieczne dla światowego pokoju, co Hitler i jemu podobni. Niemcy odzyskały dziś szacunek dla siebie samych, a jeśli zdołają uniknąć arogancji, rysuje się przed nimi jasna przyszłość. Dla Hitlera nadszedł czas próby.
Jeśli natomiast chodzi o przyszłość Korytarza…
Dwa punkty są dla autora oczywiste: Korytarz to rdzennie polskie ziemie i Niemcy powinni to uznać natomiast Gdańsk to niemieckie miasto i powinno zostać zwrócone Niemcom, gdzieś tak w 1945, 1950 roku i wtedy, …wspólnie z Gdynią oraz portami w Stettin i Königsberg, będzie obsługiwał niewyczerpany potencjał Polski.
Pozostała jeszcze jedna sprawa – opieczętowany pociąg (sealed train).
Miałem trudności ze znalezieniem polskiej strony internetowej na ten temat, Google zaproponowało niemiecką – KLIK. Chodziło o to, żeby pasażerowie podróżujący miedzy Niemcami a Prusami Wschodnimi nie musieli posiadać polskich wiz ani podlegać polskiej kontroli celnej. Dlatego na stacjach granicznych (Chojnice, Tczew) do wagonów wsiadali polscy kontrolerzy.
Autor bardzo się rozczula nad losem kanclerza Hindenburga, który musiał się poddawać tej procedurze, ilekroć chciał odwiedzić swoją rodzinną rezydencję w Neudeck (obecnie Ogrodzieniec) – KLIK.
Uważa, że z chwilą unormowania sytuacji Korytarza i Gdańska, Niemcy wybudują stosowny tunel lub most i problem zniknie.
Kilka słów o autorze.
Bernard Newman to niestrudzony wędrownik. Odwiedził 60 krajów, wiele z nich na rowerze. Efektem podróży było około 80 książek, co najmniej sześć z nich jest związanych z Polską.
Czas między podróżami wypełniał wykładami i spotkaniami z czytelnikami.
Podejrzewano go również o współpracę z brytyjskim wywiadem.
Faktem jest, że podczas I Wojny Światowej przebywał w Paryżu i był dorywczo wykorzystywany do zadań wywiadowczych.
Tematyka szpiegowska była mu bliska, napisał na ten temat kilka książek…
Interesującym zbiegiem okoliczności może być fakt, że podczas podróży rowerowej wokół Bałtyku zbłądził na tereny wojskowe na wyspie Rugii. Jego obserwacje z tego zbłądzenia były źródłem pierwszych raportów dotyczących budowy rakiet V-1. Więcej w Wikipedii – KLIK.
P.S. Anglik podróżuje na rowerze przez Europę.
Przypomniała mi się czytana dawno temu książka – Three Men on the Bummel – KLIK. Tytuł nie pozostawia wątpliwości – podróż przez Niemcy.
Ta książka została opublikowana w 1900 roku, więc znaczną jej część zajmują opisy funkcjonowania nowoczesnego roweru. Równie znaczna część to stereotypy na temat Niemców – przykład podany na zlinkowanej powyżej stronie.
Autor książki – Jerome K. Jerome.
To nazwisko kojarzy się z popularną w moich czasach powieścią – Trzech panów w łódce, nie licząc psa.
Wyznam, że od początku zainteresował mnie ten inicjał K w nazwisku autora.
Zainteresował jeszcze bardziej gdy odkryłem, że jest to skrót słowa Klapka. Tak, autor nazywa się Jerome Klapka Jerome.
Okazuje się, że autor na chrzcie otrzymał imiona Jerome Clapp.
Drugie imię zmienił gdy dowiedział się o bohaterskich czynach węgierskiego generała György Klapka podczas wojny 1848 roku.
ein passionierter fahrradfahrer war auch, am anfang des XX- sten jahrhunderts albert schweizer,
der berühmte organvirtuose und gefeierte menschenfreund war einer der ersten weissen,
der in afrika keine, von den einheimischen ( in gaboun, zentralafrika) gezogene rikscha benutzte;
trotzdem blieben damals viele der eingeborenen skeptisch:
” schon wieder ein fauler weisser, auch wenn er sich fortbewegt, bleibt er sitzen
Bardzo interesujący wpis i nie mniej interesujący komentarz Tibora.
Pozdrawiam Panów
T.Ru😁