Wspomnienia o Maryli (8)

Magdalena Ciechomska

Książki

Zamiłowanie do książek, pasja czytania – to łączyło nas, mnie, mojego męża i jego siostrę, od początku. Maryla zawsze dużo czytała. Właściwie to czytała ciągle, bo jeśli akurat nie pracowała nad jakimś tłumaczeniem, to przy zwykłych, codziennych czynnościach towarzyszyła jej zawsze książka lub czasopismo. Gdy przyjeżdżała do Warszawy, zaraz na dworcu kupowała najnowszy numer Polityki i Newsweeka. W domu czekały numery Tygodnika Powszechnego z całego miesiąca, ponieważ my kupujemy go regularnie od lat. Ten najnowszy numer przeważnie mi podbierała, orientowałam się po niewczasie, gdy chcąc po niego sięgnąć, nie znajdowałam go tam, gdzie go ostatnio położyłam. Jeśli Maryla była u siebie i akurat coś jadła, to oznaczało, że ma mój Tygodnik. Jak większość moli książkowych, do których i siebie zaliczam, Maryla uwielbiała czytanie przy jedzeniu.

Pewnego razu przyjechała z Berlina i od razu oświadczyła, że jest bardzo zmęczona, niewyspana i zaraz musi się położyć. Poprzedniego dnia skończyłam czytanie książki Joanny Olczak-Ronikier pt. W ogrodzie pamięci. To historia rodzin Mortkowiczów i Horwitzów, przodków autorki. Ponieważ książka jest fascynująca, podsunęłam ją Maryli, a ona zabrała ją i poszła do siebie. Do wieczora nie pojawiła się, więc uznaliśmy, że śpi, staraliśmy się nie chodzić na górę i upomnieliśmy syna, żeby nie hałasował i nie budził zmęczonej cioci. Na drugi dzień, gdy siedzieliśmy w kuchni przy śniadaniu, a Maryla zeszła z góry, zauważyliśmy, że nie wygląda na wypoczętą. Zapytana jak się czuje, popatrzyła na mnie i powiedziała: „ Wiesz co? Dałaś mi wczoraj tę książkę, a ja zajrzałam do niej chcąc poczytać trochę przed snem… No i jak zaczęłam czytać, tak nie mogłam się od niej oderwać, przeczytałam do końca! Skończyłam nad ranem. Jest świetna! Niesamowita! A teraz coś zjem i napiję się herbaty a potem muszę się przespać.”

Maryla nieraz mawiała, że zazdrości polonistom, którzy chlubią się bogatym zasobem rozmaitych cytatów literackich na każdą okoliczność. Sama wręcz je kolekcjonowała. Ona i jej brat, a mój mąż, oboje obdarzeni doskonałą, fotograficzną pamięcią i ja jako polonistka, dorzucaliśmy stale coś nowego do naszych codziennych rozmów. Mieliśmy też ulubione lektury, z których czerpaliśmy, np. Mistrza i Małgorzatę Bułhakowa, powieści Gombrowicza. Do kota, który wskoczył na stół przemawiało się słowami: Kotom nie wolno! Z kotami nie wolno! i kot natychmiast rozumiał o co chodzi. Na drugi dzień po zakrapianej imprezie witaliśmy się cytatem z Lalki: Jak to mawiał Ignacy Rzecki? Katz, stary przyjacielu! Ciemne piwnice w starym domu na Mokotowie nosiły nazwę Moria, a gdy w nowym domu na poddaszu odkryliśmy obszerną garderobę z dodatkowym schowkiem, nasz syn od razu stwierdził, że jest to stara szafa, która prowadzi do Narni.

Są takie książki, do przeczytania których zachęciła mnie Maryla. To między innymi Moby Dick Melville’a i fantastyczne opowiadania Lovecrafta, powieść Marion Zimmer Bradley Mgły Avalonu, feministyczna wersja legend arturiańskich, która tak mi się spodobała, że kupiłam w Berlinie jej niemieckie wydanie, ponieważ nie mogłam dostać polskiego przekładu. Nie przekonała mnie natomiast do twórczości Elfriede Jelinek, choć sama była nią zafascynowana. Tłumaczyła mi , że Jelinek można w pełni zrozumieć jedynie w oryginale a polskie przekłady są nie najlepsze.

Wśród wspomnień literackich pojawiają się takie, jak przednia zabawa, którą mieliśmy przy wspólnym czytaniu Lema w niemieckim przekładzie. Ale też i takie, jak wieczór poezji Wisławy Szymborskiej na berlińskim spotkaniu feministycznym. Wiersze w tłumaczeniu Karla Dedeciusa nabierały nowego znaczenia, brzmiały dla mnie jakoś bardziej dobitnie i przejmująco.

Po śmierci rodziców Maryla zajęła się porządkowaniem rodzinnych zbiorów bibliotecznych. Z czasów przedwojennych nie zostało wiele, z opowiadań teścia wiedzieliśmy, że mokotowski dom Ciechomskich po wysiedleniu rodziny został przez Niemców spalony miotaczem ognia. Gdy w 1945 roku wrócili do niego, mury stały. Teść opowiadał, że po wejściu do pokoju, w którym znajdowała się biblioteka, zobaczyli całe, stojące regały z książkami. Wszystko było czarne jak węgiel, a przy dotyku rozsypywało się w popiół… To, co przetrwało, latami leżało w szafach i pudłach, teściowie, przytłoczeni problemami codzienności nie mieli czasu, żeby się tym zająć. Maryla za każdym przyjazdem do Warszawy wydobywała woluminy, odkurzała, niektóre dawała do oprawy. Są wśród tych pamiątek pięknie ilustrowane akademickie podręczniki starszego brata mojego teścia, studenta medycyny, który zginął w obozie koncentracyjnym. Jest kilka roczników czasopisma literackiego z końca XIX wieku. Jest prawosławne wydanie Biblii pisane cyrylicą.

Po śmierci Maryli, postanowiliśmy przewieźć z jej berlińskiej biblioteki do Warszawy tylko książki w języku polskim. Niemieckie zostały rozdane wśród przyjaciół i znajomych oraz przekazane bibliotekom publicznym. Ponieważ jestem bibliotekarką, teraz przede mną zadanie uporządkowania rodzinnego księgozbioru.

PS od Adminki: Maryla (Maria Gast-Ciechomska) była też autorką; poniżej okładka jej książki z 1999 roku. Tę książkę warto nadal czytać, jest pełna świetnych opowieści.


Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.