Ewa Maria Slaska
Niedziela
Niedziela jak niedziela. Dla tych co pracują na etacie niedziela to rzeczywiście dzień, kiedy się nie dziela, nie działa, się więc odpoczywa jak Pan Bóg po zakończeniu Stwarzania Świata. Inaczej jest z osobami wolnego zawodu i to rzeczywiście wolnymi czyli takimi jak ja. Nie mamy kancelarii, gabinetów lekarskich, warsztatów, salonów fryzjerskich ani pralni ekologicznych, które, z uwagi na potrzeby klienta, muszą mieć ustalone godziny pracy. A my nie. My pracujemy, jak nam świśnie albo przyciśnie. W pojęciu osób postronnych luzacy nie pracują nigdy i zawsze mają niedzielę, we własnym odczuciu – pracujemy cały czas i niedzieli nie mamy nigdy. Myślałby kto, że wobec tego nie znamy też tęsknoty za piątkowym wieczorem, za weekendem, za wolną sobotą, nie zatruwa nam też życia poniedziałkowy poranek, kiedy naprawdę nie sposób ucieszyć się z faktu, że się wstało i hop, radośnie można ruszać do pracy. Bo nie można. Bo się naprawdę nie chce…
Otóż, uwierzcie mi, nam się też nie zawsze chce! My też znamy ponure poniedziałkowe poranki i radosne wieczory sobotnie, najlepszy czas w życiu człowieka, jeszcze lepsze niż niedziele, bo w niedzielę już człowiekowi życie zatruwa fakt, że jutro trzeba znowu do kieratu. U nas po prostu się zdarza, że sobota, niedziela czy poniedziałek przypadają w inne dni. Nazwa to dźwięk i dym…
Niedziele mają jednak swoje nazwy. Nie wiedziałabym tego, gdyby nie roczny kurs komputerowy, w którym wzięłam udział w roku 2000. Jednym z tzw. modułów tego kursu było nauczenie nas, jak się mamy prezentować. Każdy z nas miał przygotować wykład lub pokaz o tym, co umiemy najlepiej. Jeden z kolegów pokazał nam jak się walczy kijami, ja opowiedziałam o miłorzębie japońskim i poezji, chłopak, z którym się zaprzyjaźniłam, grafik i poeta, opowiedział nam o… niedzielach w kalendarzu chrześcijańskim. Patrzyliśmy na niego z otwartymi ze zdumienia buziami, a on recytował: Estomihi, Invocavit, Reminiscere, Okuli, Laetare, Judika, Quasimodogeniti, Misericordias Domini, Jubilate, Cantate, Rogate…
Na zakończenie powiedział, że sam nie jest religijny, ale babcia go nauczyła wszystkiego, co sama wiedziała o liturgii, i zawsze myślał, że mu się ta wyuczona w dzieciństwie wiedza do niczego nie przyda. Okazało się jednak, że i owszem, przydała się, wysłuchaliśmy świetnego wykładu, a Ronald dostał najwyższą ocenę.
Niektóre z tych nazw znałam, niektóre rozumiałam, jak na przykład Jubilate, Cantate, Rogate… raduj się, śpiewaj, módl się… Ale niektórych nie rozumiałam nic a nic… Na przykład laetare, cieszyć się…
Albo Okuli… zdałoby się oczy, ale dlaczego. A to dlatego że antyfona na ową niedzielę, trzecią Wielkiego Postu, brzmi:
Oculi mei semper ad Dominum,
quia ipse evellet de laqueo pedes meos:
respice in me, et miserere mei,
quoniam unicus et pauper sum ego.
(Oczy moje są zwrócone ku Panu,
bo On uwalnia moje nogi z sidła.
Wejrzyj na mnie i zmiłuj się nade mną,
bo jestem samotny i nieszczęśliwy.)
Najdziwniejsza była jednak nazwa dzisiejszej niedzieli: Quasimodogeniti. Quasimodo… Tym sposobem, mociumpanie, mociumpanie me pisanie… Garbaty dzwonnik z Notre Dame, klub jazzowy w Berlinie. Geniti, coś z rodem, narodzinami lub płcią… Tym sposobem narodzony. Tak bym to sobie tym sposobem czyli na zdrowy rozum przełożyła. Jakiś renatus. A tymczasem internetowy poradnik liturgii polskiej tłumaczy, że jest to Niedziela Miłosierdzia Bożego. Nie może być! Miłosierdzie to Misericordia. Bzdura! Ten internet! Tyle wie, co zje… Niemcy tłumaczą, że jest to Biała Niedziela, bo tego dnia chrzczono dzieci, które chrzest obmywa z grzechu, tak że stają się czyste, białe, lśniące… Zamyślam się nad tą informacją i nagle olśnienie, czyste, białe i lśniące: chrzest czyli ponowne narodziny, quasi modo geniti infantes, tym to sposobem, dziecino, narodziłaś się jako Chrześcijanin… Polska wykładnia jest trochę inna od niemieckiej, bo po polsku pełna nazwa dzisiejszej niedzieli brzmi: «niedziela po zdjęciu białych szat». Nowo ochrzczeni pierwszy raz przychodzili do kościoła w zwykłym odzieniu i zajmowali miejsca wśród innych wiernych. Ale tak czy owak chrzest i tym sposobem…
I rzeczywiście: Quasi modo géniti infántes, allelúia: rationabiles, sine dolo lac concupíscite, allelúia, allelúia allelúia czyli jak nowo narodzone niemowlęta, zapragnijcie nie sfałszowanego duchowego mleka, abyście przez nie wzrastali ku zbawieniu, jeżeli tylko zasmakowaliście, że słodki jest Pan. To pierwszy list świętego Piotra do wybranych, przybyszów wśród rozproszenia w Poncie, Galacji, Kapadocji, Azji i Bitynii.
Peter Paul Rubens
Słodki jest Pan jak mleko, które piją noworodki. Podobno tak właśnie jest, mleko matki jest słodkie, jest to pierwszy smak, który poznajemy, dlatego tak lubimy to, co słodkie. Natura zresztą też nas do tego smaku przyzwyczaja i zachęca. Nie wiem, czy to prawda, ale podobno nic, co w naturze jest słodkie, nie jest trujące, czyli od pięciu milionów lat nauczyliśmy się, że do słodkiego możemy mieć zaufanie, bo na pewno nas nie zabije. Pan jest słodki. Może nie każdy Bóg czyli Pan jest słodki, ale judaistyczny na pewno. Ten przymiotnik wciąż się w Biblii powtarza.
Ciekawe jednak, skąd święty Piotr, brodaty stary Żyd, wiedział, jak smakuje mleko, które piją noworodki? Pamiętał z dzieciństwa, czy też pokosztował go jako dorosły, gdy na przykład jego żona, Perpetua, urodziła mu córkę Petronelę?
Pozostaje jeszcze Quasimodo, dzwonnik z Notre Dame. Nie pamiętam tej książki w ogóle, nigdy jej nie lubiłam, czytałam tylko raz, dawno temu. Filmu nie widziałam, musicalu też. Ale oczywiście Wikipedia od razu na początku rozwiewa wątpliwości. Tak to to samo “quasimodo”. No i na szczęście istnieje jeszcze portal chomik, który jest podobno paskudnym kapitalistycznym oszustwem, ale ja nie wiem, na czym ono polega (można mnie, proszę bardzo, “objaśnić” jak świecę). Mnie on zawsze cudownie służy, gdy chcę tu coś szybko zacytować.
Victor Hugo, Dzwonnik z Notre Dame.
Jest rok 1468… w poranek niedzieli przewodniej (Quasimodo) jakieś niemowlę zostało złożone po mszy w kościele katedralnym we wgłębieniu lewej ściany katedry. Było we zwyczaju kłaść w tej wnęce dzieci opuszczone na łaskę osób miłosiernych. Brał je stąd kto chciał… Po chwili nadszedł poważny i uczony Robert Mistricolle, protonotariusz królewski, z ogromnym mszałem pod jedną ręką, a z żoną —pod drugą.
— Podrzutek! — rzekł obejrzawszy niemowlę.
— Mości protonotariuszu — spytała jakaś kobieta — jaki nam stawiasz prognostyk z tego podrzutka?
— Prognostyk największych nieszczęść — odpowiedział Mistricolle.… słowom protonotariusza królewskiego przysłuchiwał się od pewnego czasu młody kapłan. Była to postać surowa, o szerokim czole i głębokim spojrzeniu. W milczeniu rozsunął ciżbę i przyjrzał się niemowlęciu.
— Biorę za swoje to dziecko — powiedział po chwili. Ukrył je pod sutanną i zabrał….
Litość niewypowiedziana ścisnęła mu serce i zabrał z sobą niemowlę. Znalazł je w istocie nad wyraz bezkształtnym. Niemowlę miało brodawkę na lewym oku, głowę wciśniętą w ramiona, grzbiet powyginany, mostek wystający, nogi powykręcane.Współczucie Klaudiusza wzmagało się właśnie wskutek tej brzydoty . (…) Ochrzcił przybrane dziecko i nazwał je Quasimodo; chciał tym sposobem upamiętnić dzień, w którym je znalazł i zaznaczyć, do jakiego stopnia to biedne, małe stworzenie urodziło się ułomne. I rzeczywiście: jednooki, garbaty, koślawy podrzutek był chyba tylko niby-czymś (quasi-modo).
***
Powieść została napisana w roku 1831, a już w kilkanaście lat później, bo w roku 1844, powstał oparty na jej motywach balet Esmeralda. Muzykę napisał Cesare Pugni, a choreografię ułożył sam wielki Petipa. Dziś jest to staroć wręcz niemożliwa i na Zachodzie w ogóle już nie wystawiana. Angielska Wikipedia twierdzi, że Esmeraldę wystawia się jeszcze tylko w krajach byłego Związku Radzieckiego i Europy Wschodniej. I rzeczywiście, jak to często bywa, kiedy człowieka coś zainteresuje, już następnego dnia po spisaniu tego wszystkiego, w książce Utracone serce Azji natrafiam na notatkę o balecie Esmeralda. Autor, angielski pisarz i podróżnik, Colin Thubron, we wczesnych latach 90 przebywał przez kilka miesięcy w Azji Centralnej. W Taszkencie (uwaga! taka jest podobno prawidłowa wymowa tej nazwy!) poszedł do teatru miejskiego, który wystawiał Esmeraldę, “staroświecki balet z udziałem cygańskich porywaczy dzieci, nieszczęśliwie zakochanej heroiny i krwiożerczego zakonnika”. Balet okazał się “bezwstydnym wyciskaczem łez” – “pod koniec kulawy dzwonnik odniósł zwycięstwo nad despotyzmem religijnym, zrzucając lubieżnego zakonnika z wieży. Widzowie nagrodzili go gromkim aplauzem”. Gdy czytam te słowa, mam dziwne poczucie, że Thubron jest być może, jak zapewnia tekst na okładce książki, znamienitym angielskim erudytą, ale w ogóle nie ma pojęcia o tym, że ta baletowa historia ma jakikolwiek związek z “naszą” kulturą europejską i traktuje ją jako kolejną dziwaczną pozostałość po umarłym imperium sowieckim.
Oto taniec Esmeraldy:
Cudowny wpis!!! To mogła napisać tylko tylko Panna Prymarna po 30-tce, która wie jak ugotować kurę 🙂 Dziękuję.
🙂