Z kim idę, za kim idę?

Ewa Maria Slaska

Przeczytałam właśnie w (prawie) codziennym doniesieniu Jacka Pałasińskiego nt. polityki polskiej i zagranicznej na Facebooku, że podobno przeciętny człowiek z tzw. przeciętnej strefy białego człowieka posiada przeciętnie 330 tysięcy przedmiotów.

330 000 przedmiotów.

Ach, fuj, aż się myśleć nie chce.

Kusi, żeby policzyć, ile ja mam – tylko jak się to liczy? czy dwie skarpetki to dwie skarpetki, czy jedna para? Czy każdą bombkę choinkową osobno, czy pudło ozdób? Ryż? Kasza? Jabłka?

Nieważne. Na pewno mamy za dużo i jeszcze wciąż wszyscy oczekują, że się wymieni stare na nowe, zasłoni rury i wyrzuci rozchwierutane krzesło, spostponuje umywalkę z pajęczynką cienkich popękań i dzikie astry, które się same zasiały na balkonie. “Nie wymieniasz”, powiedział mi ktoś niedawno. Z przyganą? Ze zdumieniem? Nie sądziłam, że to widać. Myliłam się. Widać. Stare wyrzucamy. Wszystko musi być nowe i nowoczesne. A ja, jak w (dawnym) życiu – nie wymieniam. Przypomniałam sobie fragment książki Schmidt czyta Prousta. Berliński pisarz Jochen Schmidt opisuje pojemnik z enerdowską trutką na owady, który w latach dwutysięcznych (czyli, jak to się dziś mówi, zerowych) wciąż jeszcze stoi na taborecie w jego wiejskim domu w Brandenburgii. Pisałam o tym i dużo o tym od tego czasu rozmyślałam.

Niedziela, 20.8.2006, Alt-Lipchen (Stara Lipka), przed południem

Turkot taczek na podwórku. Bzyczenie muchy, które zawsze będzie takie samo i nigdy się nie zestarzeje. Również układ krajobrazu nie wymaga aktualizacji. Dom, w którym każda zmiana będzie zakłóceniem. Spray na muchy produkcji enerdowskich zakładów aerozoli w Karl-Marx-Stadt od ponad trzydziestu lat stoi niezmiennie nieużywany w łazience. Kto dał nam prawo, by go wyrzucić? Każdy szczegół w domu oznacza jakiś problem, który kiedyś ludzie tu mieszkający musieli rozwiązać i nawet jeśli nie wiesz, co to był za problem, bo ci co ten dom budowali, dawno umarli, trzeba respektować rozwiązania, które wybrali. Gdyby to ode mnie zależało, ograniczyłbym się do jak najmniejszych poprawek, do prowizorki, która latami by wypełniała swoje zadania, stosowałbym tylko jakieś znalezione materiały.

***

Na facebooku znalazłam nowe grafiki Czesława Tumielewicza z cyklu Don Kichot.

Są zdecydowanie inne niż te poprzednie, bardziej wyraziste, mniej oniryczne i mniej barwne. Być Don Kichotem to nie jest miękki, kolorowy sen, to twarda rzeczywistość, która rani przy każdym podmuchu wiatru.

Dawniej Don Kichot był taki – i jakby kto go chciał kupić, np. pod choinkę, to niech znajdzie artystę na Facebooku. Drzeworyt kolorowany akwarelą, 350 złotych.

Przepraszam Czytelnika każdej płci i niepłci, że dodam tu dłuższy wywód o mnie samej. Bo oto pisząc to, co piszę (a napisałam to w tworzonej właśnie powieści o pokoleniu Solidarności), zrozumiałam ni stąd ni zowąd, w proustowskim wręcz olśnieniu, że od lat zajmowali mnie starzy biali mężczyźni, którzy całe życie idą. Idą i nic nie mają, a jeśli mieli, to zrezygnowali, stracili lub im odebrano.

Dariusz Bogucki, mój ojciec, żeglarz polarny

To archetyp mojego ojca, stary biały mężczyzna, który całe życie szedł. Jak byłam dzieckiem, ojciec był jeszcze młody, ale już wtedy był siwy, a poza tym dla dzieci wszyscy ludzie, którzy nie są dziećmi, są starzy.

Najpierw więc czytałam Odyseję.
Potem przez lata zbierałam informacje o Ahaswerusie, Żydzie Wiecznym Tułaczu. Legenda głosi, że był szewcem w Jerozolimie. Miał dom, który mu służył za warsztat, przy drodze prowadzącej na miejskie miejsce kaźni – Golgotę. Podobno Jezus idąc na Golgotę poprosił go o łyk wody. Odmówił. Idź swoją drogą, człowiecze, miał mu powiedzieć, a Jezus odparł, tak pójdę, ale i ty pójdziesz i nigdy nie ustaniesz. Zgodnie z legendą Żyd Wieczny Tułacz poszedł wtedy przed siebie i tak idzie dziś i po wsze czasy.
Markiz Bonifacy d’Oria był renesansowym bogaczem. Posiadał ogromne majątki na południu Włoch, a kiedy przystał do reformacji, zrezygnował z majątku, zabrał worek złota i cztery beczki książek i przez kilkadziesiąt lat wędrował po Europie, aż stary i ślepy dotarł do Gdańska, gdzie oddał swoje księgi Radzie Miasta Gdańska w zamian za rentę w wysokości jednego guldena miesięcznie. Zbiory markiza przetrwały do dziś w bibliotece Polskiej Akademii Nauk, tej, która ściana w ścianę sąsiaduje z liceum numer jeden w Gdańsku, czyli liceum, do którego chodziłam. Pisałam o nim przez wiele lat.
Alonso Quijano to Don Kichot, bohater, który wędruje po Hiszpanii, próbując pokonać Zło i zaprowadzić Królestwo Dobra. Trzeci zastępczy ojciec, zajmuje mnie od wielu lat. Na tym blogu jest o nim kilkaset wpisów.

Wszyscy wierzyli w Utopię, czyli miejsce bez miejsca. Ja też.


Wielu starych białych mężczyzn i nie mówcie mi, że Ahaswer, Żyd Wieczny Tułacz, był Żydem i wcale nie był biały, bo oczywiście w europejskim odczuciu, tak jak Jezus był białym człowiekiem, tak i inni osobnicy pojawiający się w Biblii, są umownie biali. Każdemu z tych mężczyzn oddałam wiele lat mojego intelektualnego życia, znacznie więcej niż kiedykolwiek poświęciłam jakiejkolwiek kobiecie, na przykład Nauzykai, która pojawia się tu nie bez przyczyny, ponieważ jest kobietą z Odysei, a przeczytałam o niej po raz pierwszy, gdy miałam siedem lat. Umiałam już czytać, leżałam chora w łóżku i kwękałam, że chcę coś do czytania, bo nic już nie mam. I rzeczywiście, przeczytałam już dawno wszystko, co było w naszej dziecinnej biblioteczce i wizja spędzenia w łóżku całego dnia bez książki była przerażająca. Ojciec wychodził do pracy, nie miał czasu na moje marudzenie, wszedł do swojego pokoju i wyjął z półki swoją ulubioną książkę, czyli Odyseję w przekładzie Jana Parandowskiego. I gdy teraz myślę o tym (a myślę o tym, uwierzcie mi, proszę, po raz pierwszy, teraz właśnie, pisząc do Was to, co piszę), to myślę, że wzorem tych wędrujących po świecie białych mężczyzn, którzy tak mnie przez całe moje życie zajmowali i o których mnóstwo napisałam, byli po równi Homer i mój ojciec. Zawsze myślałam, że zawdzięczam ojcu to, że sama wciąż i bez przerwy dokądś idę, jakby to było moje główne zadanie życiowe – iść. Dopiero teraz widzę, że zawdzięczam mu znacznie więcej, bo obsesję mojego życia, że idzie się po to, żeby znaleźć utopię, w Cervantesowskiej Baratarii, na Homerowej Scherii, wyspie Feaków, w Gdańsku albo na polarnej Wyspie Jan Mayen, do której ojciec dopłynął jako pierwszy polski żeglarz i bodaj czy nie drugi w ogóle. Przy okazji wyjaśniłam też sobie, niemal od niechcenia, dlaczego nieustannie czytam Prousta, dlaczego zajmował mnie Platon i skąd się wzięła moja wiara w magię wysp.

Idę i nic nie mam, aż dziwne, że nie jestem starym białym mężczyzną.

Fota Brigitte von Ungern-Sternberg

4 thoughts on “Z kim idę, za kim idę?

  1. Ewo, wszyscy gdzieś podążamy, każdy w swoim kierunku. Niezmiernie ciekawe spojrzenie, no i Twoja wiedza. Osobiście podążam za PRAWDĄ.- i to nie tylko w mojej twórczości. Nieświadomie wszyscy pędzimy za jakąś energią, ( tak myślę.) W kilku moich snach śniłam wędrowca w długiej barchanowej szacie, odwracał się i wzrokiem dawał znać, bym szła za nim. Droga na jakieś wzgórze była długa, wąska piaszczysta, jakbym była gdzieś na pustyni. Sny powtarzały się w różnej przestrzeni. Można myśleć metaforycznie, a można dosłownie, jako tułaczka życia. Kupujemy, zbieramy i nic na DRUGĄ STRONĘ nie zabierzemy. Ja “wietrzę magazyny” i oddaję niepotrzebne innym i przynoszę sobie radość. Po Twoim artykule mam noworoczne zobowiązanie- NIC NOWEGO W ROKU 2022 i to nie będą słomiane zapędy. Myślę Ewo, że droga każdego z nas, to taki sprawdzian CO ZROBIMY ZE SWOIM ZYCIEM. Myślę, że dostaliśmy zapasy empatii, wrażliwości i że w życiu doczesnym liczy się drugi człowiek. “Jesteśmy tylko przechodniami. Sami stwarzamy pejzaże. Tak naprawdę nie mamy nawet siebie, tylko ręce wyciągamy w stronę drogowskazu.(….).” ( z mojego tomiku.” lub inny ” Wciąż przemierzam krajobrazy. Zbliżam się do tunelu. Wiem! Śledzisz mnie z aniołami w puklerzach i karabelami u boku (….).” Pozdrawiam świątecznie z zapasem dobrych życzeń, czyli dobrej drogi w Roku 2022 dla Ciebie
    i Twoich czytelników.

  2. navigare necesse est;
    kazda i kazdy ma swoja odyseje,
    a kto ma szczescie na tego czeka penelopa,
    a kto nie ma – 40 rozbojnikow;
    jedne spotykaja nauzykae, a inni – circe,
    a happy end jest, jak to w kulturze antycznej bywa, rzadki;
    ale mimo wszystko navigare

  3. Dziekuje za, jak zwykle fantastyczny, leciutkim piorkiem pisany artykul Ewy, z oryginalnymi, inspirujacymi do myslenia refleksjami i super ciekawymi zdjeciami, a takze za ciekawe tutaj komentarze.
    Pozdrawiam wszystkich, Teresa.

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Twitter picture

You are commenting using your Twitter account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.