Równoległy świat

Ewa Maria Slaska

Na blogu tak się ostatnio dobrze dzieje, że prawie nic nie muszę robić – oczywiście wstawiam Wasze wpisy, oczywiście czasem je redaguję, a zawsze layoutuję, oczywiście usuwam trolle (tego to się jakiś czas temu namnożyło, ale ostatnio jakby trochę lepiej), ale dawniej często było tak, że musiałam błagać i żebrać, żeby ktoś mi przygotował wpis, a jak i tak nic nie dostałam, pisałam własny tekst, choćby na kolanie. A teraz jest Was dużo i wypełniacie mi cały mój blogowy świat, a czasem wręcz musicie się naczekać na “swoją kolejkę”.

W takich sytuacjach, jeśli nie ma jakiegoś specjalnego powodu, że koniecznie trzeba akurat właśnie opublikować wpis mój własny, kiedy przysyłacie mi wpisy, a ja już zapełniłam bloga, wszystko musi się poprzesuwać. A wtedy pierwsze wpisy, jakie przesuwam na kiedy indziej, to właśnie te moje własne, pomyślane, zaplanowane, zapisane w kalendarzu, a potem, ot, przesunięte. Przy czym ogólnie wiadomo, że jeśli coś się w tym przesuwaniu ma ostać, to będą to przede wszystkim rocznice, cmentarze i Barataria. Tak więc wpis o okrągłym kościółku św. św. Feliksa i Adaukta w Krakowie czekał od maja. Uprzedzam jednak. To nie jest zwykły wpis, to wpis-problem, próba znalezienia odpowiedzi na pytanie, co się dzieje z moją pamięcią?

Bo zasadniczo pamięć mam dobrą, a nawet niekiedy przypuszczam, że znakomitą. Jeszcze dziś obudzona w środku nocy mogę Wam opowiedzieć o układzie pokarmowym królika, a uczyłam się tego 60 lat temu i nigdy nie powtarzałam.

Ale tu tymczasem moja pamięć przypomina mi coś, czego teoretycznie i formalnie nie ma, a zatem zapewne nie było. Możliwe, że nigdy. A przecież było, dam za to głowę. Mało tego, kiedyś o tym napisałam w wypracowaniu szkolnym. I gdy zaczęłam drążyć temat, zeszyt z tymżeż wypracowaniem wychynął na powierzchnię z czeluści szafy, w której trzymam różne rzeczy, ale, przysięgam, nie własne zeszyty szkolne. Po prawdzie, to głowę bym dała, że nie mam żadnych swoich zeszytów szkolnych. Dowiedziałam się jednak, że lepiej nie dawać głowy, bo posiadam zeszyt, który ewidentnie przeniosłam ze sobą, gdy przemieszczałam się z tamtego świata, do tego, który wprawdzie jest równoległy i niemal identyczny, ale jednak inny.

W tym tekście piszę więc o kaplicy świętych Feliksa i Adaukta i lokuję ją tam, gdzie ją do dziś lokuje moja wyobraźnia. Piszę o niej również dlatego, że do poprzedniego roku w czasie wakacji zawsze ją odwiedzałam. Widziałam ją więc wielokrotnie – nieduży okrąglutki kościół romański z absydami, posadowiony w lewo skos za Kościołem Mariackim w Krakowie.

Makieta kaplicy św. Feliksa i Adaukta, wykonana w latach 20 przez Stanisława Kolowca (1904-1968); fotografia ze zbiorów Muzeum Miasta Krakowa (ale w muzeum makiety nie ma).

Tymczasem tego kościoła na pewno nie ma! Chciałam go w tym roku pokazać Konradowi – nie ma i, jak się zdaje – nigdy nie było! Ale jak to? Przecież widziałam go na własne oczy wielokrotnie!

Bywałam w Krakowie z Karusią, moją ukochaną cioteczną babką, Karoliną Lubliner-Mianowską, która w roku 1963 umarła. Karusia przez kilka cudownych lat zabierała mnie na wakacje w góry. Poznałam wtedy jej przyjaciół, Marię Kann, Zofię Radwańską-Paryską i jej męża, pana Paryskiego, autorów Encyklopedii Tatrzańskiej. Mieszkałyśmy u górali w drewnianych chatach – na obrzeżach Zakopanego, w Bukowinie czy Murzasichlu, chodziłyśmy na spacery lub niezbyt wyczerpujące wyprawy – do Jaworzyny, na Nosal, na Gubałówkę, do Doliny Kościeliskiej, Wąwozu Kraków, do Morskiego Oka i Doliny Pięciu Stawów, na Miętusią, obejrzeć Wantule, las na kamieniach. Tknięta przeczuciem sprawdzam, czy ten las istnieje. Pamiętam go znakomicie, pamiętam też książkę Marii Kann, która się tam rozgrywa. Zaglądam więc do Wikipedii i czytam: Teren Wantuli zarastał górnoreglowy las świerkowy. W 1968 roku wyłamała go potężna wichura, obecnie odtwarza się on na nowo.

A więc lasu na kamieniach też nie ma. Ale przynajmniej odtwarza się na nowo. A kaplica nie.

Ta historia to tajemnica. Wspomnienie nałożone na przypomnienie, a może zapomnienie. A może by tak użyć tu zagubionego słowa: odpomnienie?

Każdy, komu, odkrywszy nieistnienie kaplicy, opowiedziałam o tym, był pewien, że musiał to być kościół na Wawelu, kościół, który nie istnieje od kilku setek lat, a którego domniemany plan i wygląd przedstawiają zdjęcia na stronie 22 książki o nieistniejących kościołach w Krakowie. Zarysy kościoła odsłoniły dopiero wykopaliska archeologiczne i jak się teraz pójdzie na Wawel, to widać w odległym kącie wrastające w mur zamkowy kawałki romańskich ścian w głębi wykopu.

Grzegorz Bednarczyk, Nieistniejące kościoły Krakowa, pdf 2017

Wykopaliska wyglądają tak jak na górnych zdjęciach, a ja pamiętam tę rotundę tak, jak została zrekonstruowana. Pytanie tylko, dlaczego, skoro tego od średniowiecza nie ma i było ukryte w murach Wawelu, dlaczego więc ja to widziałam, i to w pełnej krasie – z murami, dachem, drzwiami i niezrujnowanymi absydami, w kolorze? No i dlaczego widziałam to koło Rynku a nie na Wawelu?

Próbuję odtworzyć pewien hipotetyczny bieg zdarzeń. Przez kilka lat, powiedzmy, że było to w latach 1958-1962, jeżdżę z Karusią na wakacje w góry. Za każdym razem robimy postój w Krakowie, oglądamy i Rynek, i Wawel. Dzieje się tak przez długi czas. Kiedyś pokazuje się mi może jakąś planszę albo książkę z obrazkiem zrekonstruowanej Rotundy z Wawelu. A może nawet samą makietę. Pokazuje mi ją na przykład pan Paryski. Być może oglądam to podczas spaceru po Rynku, mówi mi się, że to kościół Feliksa i Adaukta z Wawelu, ja tego słowa Wawel nie słyszę, a obrazek zmienia mi się w kościół i przykleja się tam, gdzie akurat go widziałam, czyli z tyłu za Kościołem Mariackim, na obrzeżach Rynku. Wszystko pięknie. Możemy założyć, że tak było.

Tylko…

Tylko, że gdy przekonałam się naocznie, że tej kaplicy nie ma, zapytałam moją siostrę, Kasię, czy ją pamięta, a ona natychmiast odpowiedziała: tak, z tyłu za rynkiem, na skos.

Czy mogłam mojej siostrze przekazać moje wyobrażenia i to z tak dokładną lokalizacją?

Czy jednak istnieje rzeczywistość równoległa i myśmy obie, moja siostra i ja, tam były i widziały tę rotundę z tyłu w skos po lewej za Kościołem Mariackim?

PS. Inną pamięcią ze świata równoległego jest moje przekonanie, że w roku 1966, w rocznicę Chrztu Polski, Czesław Niemen wjechał do morza na białym koniu, śpiewając pieśń wojów Bolesława Krzywoustego.
I otóż w TYM świecie Niemen nadal śpiewa tę pieśń, ale na żadnym koniu nie wjechał do żadnego morza. Nie wjechał, bo nikt w internecie o tym nie pamięta, a przecież wiemy, że jak czegoś nie ma w internecie, to tego nie ma i nie było.

A tu rzeczona pieśń

4 thoughts on “Równoległy świat

  1. Kaprysy pamięci.
    Na początku tego roku, podczas mszy, drugie czytanie – List św Pawła do Efezjan…
    Moja wyobraźnia podążyła do Efezu – no tak, świątynia Artemidy, jeden z siedmiu cudów starożytnego świata.
    Zaraz, przecież tę świątynię spalił… kto ją spalił, KTO ją spalił???
    Przecież wiem, czytałem o tym w książce K. Buscha – Olympias, ta książka jest na dolnej półce, po lewej stronie, w środkowej części półki z książkami… świątynię spalił…. w mózgu biała plama.
    Jak to dobrze być we właściwym czasie w kościele, ksiądz czytał Ewangelię a ja przypomniałem sobie okoliczności.
    Otóż świątynię spalił obogi szewc, szybko go odnaleziono i postawiono przed sądem –
    – Szaleńcze, dlaczego to uczyniłeś?
    – Bo jestem tylko ubogim szewcem, który wkrótce umrze i nikt mnie nie będzie pamiętał, ale teraz, po tym czynie, cały świat mnie zapamięta na wieki.
    Wyrok – zatłuc kijami na śmierć a nazwisko wymazać z wszelkich dokumentów, kto ośmieli się je wymienić zostanie skazany na banicję.
    Uśmiechnąłem się – moja pamięć jest w porządku, po prostu, przebywając w kościele, dostosowałem się do wyroku dotyczącego innej świątyni – logiczne.
    Na marginesie wspomnę, że w momencie pożaru świątyni w Efezie, urodził się Aleksander Macedoński. Artemiza tłumaczyła się, że to wydarzenie tak ją zafrapowało, że nie dopatrzyła świątyni swojego imienia. Aleksander odbudował świątynię.
    Wyszedłem z kościoła i spojrzałem na obecny świat.
    Efezu już nie ma, zatem, w pewnym sensie wszyscy jesteśmy banitami – google znajduje nazwisko podpalacza ćwierć miliona razy.

  2. Pamiec tez potrafi sie niezle “maskowac”, i czasem zgadza sie tylko to “z kim”, ale niezupelnie to “gdzie”.
    Wazny jest tu czesto jakis emocjononalny czynnik, ktory reszte przesuwa na mapie pamieci, jak mu sie podoba.
    Pytanie: czemu bardziej wierzyc, uczuciu, czy tez wew “geografii”, lub tez zludnej “wiedzy”, ktora zreszta nam natychmiast Google wyprostuje ?
    “”Pamięć o rzeczach przeszłych niekoniecznie musi być wspomnieniem rzeczy takimi, jakimi były. Marcel Proust”.
    (Swiatcytatow.pl)
    Dziekuje Ewo, za ten super wpis.
    T.Ru

  3. A ja Wam podpowiem, że może to być EFEKT MANDELI. Stało się akurat tak,( pozazmysłowe porozumiewanie się ?!) że mam ze sobą tu w Danii książkę ” Znaleźć wyjście” wyd. Nowae Res, czyli, jak mówi sam autor Radosław Kowalski “Lopeza mroczne strona” – jest to książka o nieświadomym przekraczaniu progu do innych rzeczywistości. Autor w sieci o swojej książce pisze tak. ” W książce omawiane zjawisko dotyczy jednej osoby, podczas, gdy często w przypadku Efektu Mandeli mówimy o większej ich grupie. Bierze ono swą nazwę od Nelsona Mandeli oczywiście, który zmarł w 2013 roku. Wtedy to okazało się, że wiele różnych, w żaden sposób nie powiązanych ze sobą osób twierdziło, jakoby pamiętało jego śmierć w latach 80-tych. To wrażenie, zbiorowe fałszywe wspomnienie, pamięć o czymś, co nie miało miejsca lub wyglądało inaczej niż w rzeczywistości, nazywamy właśnie efektem Mandeli. Prawdopodobnie każdy z Was kiedyś czegoś podobnego doświadczył. Problem ten opisała po raz pierwszy pewna blogerka, Fiona Broome. Od tej pory zgromadzono ogromną liczbę przykładów na istnienie tego zjawiska, dotyczących w największym stopniu wspomnień z zakresu popkultury, ale też pewnych wydarzeń. Ten fenomen da się oczywiście wytłumaczyć na gruncie psychologii. Ponieważ jednak mało kogo interesuje takie przyziemne wytłumaczenie, przedstawię też kilka alternatywnych wniosków.” – koniec cytatu, a ja odwołuję do tej strony autora książki. Sama mam takie wspomnienia i doświadczenia wieloświatów i efektu Mandeli. Wierzę, że ten efekt ma związek z alternatywną rzeczywistością, historią. Zgłębianie mechaniki kwantowej pokazuje, że świat złożony jest z nakładających się na siebie rzeczywistości, które ludzie jakoś składają w to, co nazywamy codziennością. Choć ta teoria brzmi egzotycznie, to koncepcja równoległych wszechświatów ma coraz więcej zwolenników wśród naukowców. Mechanika kwantowa dotyczy tez dziwacznej natury mikroświata ( fizyk Hugh Everett,) gdzie mikrocząstki element mogą istnieć w każdym możliwym fizycznym położeniu. Dzieje się tak do momentu obserwacji, czy pomiaru, które sprawiają, że przybiera ona określony stan. To człowiek aktem obserwacji lub świadomości powołuje rzeczywistość do istnienia. Teoria wieloświatów Everetta ma wielu zwolenników, którzy popierają alternatywne rzeczywistości, a fizyka nie wyklucza naszej z nimi interakcji. A tak naprawdę, nasze życie, to wielka TAJEMNICA, SEN może, MISTYFIKACJA, a PRAWDĘ poznamy, jak będziemy opuszczać materialną, cielesną powłokę.?! Ciekawostką jest, że A. Einstein nie wykluczał istnienia innych wymiarów, a ja Jemu wierzę i już.

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Twitter picture

You are commenting using your Twitter account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.