Humanistyka

Dr Jan Kozłowski był moim kuzynem, późno odkryliśmy to nasze kuzynostwo, spotykaliśmy się rzadko (on mieszkał w Warszawie, ja, wiadomo, w Berlinie), trochę do siebie pisaliśmy, czasem telefonowaliśmy, ale – i myślę, że było to obupólne – lubiliśmy się. Teraz nie żyje i bardzo mi go brakuje.

Poniższy tekst nigdzie się (chyba) nie ukazał, Janek przysłał mi go kiedyś, podobnie jak wielu innym humanistom, jako propozycję do rozmyślań lub działań, poprosił też o dalsze opinie (kilka znajduje się pod spodem). Publikuję ten tekst, nie pytając Janka o zgodę, bo nie mam jak. Anonimizuję jednak komentarze pod tekstem.

Dedykuję dwóm moim autorom i rozmówcom: Konradowi i Markowi Włodarczakowi

Jan Kozłowski

Humanistyka oparta na danych, czyli prawdziwy koniec Wilhelma Windelbanda

Pomysł, który przedstawiam, to fragment szerszej całości, która nazywa się „infrastruktura badawcza dla humanistyki cyfrowej”. Pomysł dotyczy utworzenia platformy badawczej – baz relacyjnych (lub może lepiej bazy rozproszonej z indeksem dynamicznym), opartych na informatorach elektronicznych oraz papierowych, poddanych cyfryzacji. W badaniach historycznych platforma taka umożliwiłaby szersze stosowanie podejść badawczych opartych na analizie dużych zbiorów danych.

Pierwszym czytelnikom tekstu serdecznie dziękuję za nadesłane słowa zachęty i uwagi merytoryczne. W szczególności słowa podziękowania kieruję do prof. prof. Grzegorza i Wiesławy Osińskich z Torunia. Artykuł Osińskich Wizualizacja jako narzędzie badawcze historyka. W poszukiwaniu korzeni patrona 70-letniego Uniwersytetu1, w którym rozważają, czy współczesna neuronauka w połączeniu z analizą dużych zbiorów danych za pomocą metod wizualizacyjnych pozwoli odkryć nowe fakty, był jedną z inspiracji tego tekstu.

Dziedzictwo Windelbanda

Wilhelm Windelband (1848-1915) definiował nauki przyrodnicze i humanistyczne przez ich wzajemne przeciwstawienie sobie. Wg Windelbanda te pierwsze opisują przedmiot za pomocą ogólnych praw. Te drugie – mając do czynienia z jednorazowym, indywidualnym i jednostkowym przedmiotem – nie szukają regularności, tylko opisują.

Definicja humanistyki Windelbanda była odbiciem jej ówczesnego stanu. Po śmierci filozofa, wraz z ewolucją przedmiotu humanistyki (zainteresowanie dla źródeł masowych, stosowanie metod nauk społecznych2), stopniowo traciła adekwatność. Jednak dopiero epoka cyfrowa wrzuciła ją do lamusa.

„Humanistyka Windelbanda” pozostawiła po sobie ogromny dorobek, zawarty w książkach i czasopismach, na podstawie którego można budować humanistykę cyfrową. Jednak ten dorobek należy dopiero „odmrozić”. Jest to zadanie, które znacznie przekracza to, co robią nawet tak zaawansowane programy jak Europeanea.

Jak wiadomo, przez pierwsze dekady rewolucja Gutenberga przetwarzała na formę druku rękopiśmienny dorobek antyku i średniowiecza. Dopiero później książki drukowanej użyto jako sposób udostępniania nowych treści, z uwzględnieniem możliwości, jakie daje druk. Dziś zmiany zachodzą nieporównanie szybciej, gdyż Internet, w przeciwieństwie do druku, sam stwarza własny świat informacji, który ilościowo wielokrotnie przekracza zasoby epok rękopisu i druku. Jednak w odniesieniu do konwersji wcześniejszego dorobku, podobieństwo ze wczesną epoką Gutenberga jest uderzające. Nie potrafimy tego dorobku tak przetworzyć, aby skorzystać z szans otwieranych przez nowe technologie.

Dziedzictwo Langlois i Seignobosa

Równolegle z poglądami o nauce Windelbanda (a także Rickerta i Cassirera) swoje idee o metodzie dziejopisarstwa rozwinęli Charles-Victor Langlois (1863–1929) oraz Charles Seignobos (1854–1942). W książce Introduction aux études historiques (1897, przekład polski Wstęp do badań historycznych, 1912) chcieli oni uczynić z dziejopisarstwa nauki równie ścisłe jak nauki przyrodnicze. Dziejopisarstwo – twierdzili – opiera się na faktach wydobytych z dokumentów pisanych najbliższych opisywanym wydarzeniom. „Nie ma dokumentów, nie ma historii”, pisali. Fakty dzieli się na kategorie, poddaje krytyce zewnętrznej i wewnętrznej oraz pokazuje z różnych perspektyw, dzięki czemu osiąga się możliwie największy obiektywizm.

Przekładany na różne języki, wznawiany i zalecany studentom do dziś, był Wstęp – podobnie jak poglądy Windelbanda – dzieckiem swojej epoki. Obecnie jest synonimem nie tylko solidności, ale także naiwności. Wstęp przykuł wiedzę, wybraźnię i odwagę historyka – te trzy cnoty kardynalne każdego badacza – do skały dokumentu. Nie pozwalając historykom na bujanie w obłokach fantazji, sparaliżował ich kreatywność. Wstęp nie dostrzegł, że rzeczywistość odbita w zachowanych dokumentach jest rzeczywistością skrzywioną. Nie tylko dlatego, że dokumenty pisane opisują świat wybiórczo i wyłącznie w ramach przyjętych konwencji, ale i dlatego, że mechanizm transmisji dokumentów poprzez dzieje powoduje, że pewne typy dokumentów mają większą szansę przetrwania od innych. I są całe wielkie epoki, kiedy masowo produkowano dokumenty fałszywe. I to nie tylko w okresie reżimów XX wieku, co opisał Orwell, podając zresztą tylko jedną z licznych metod fałszowania rzeczywistości poprzez produkowanie dokumentów. Wielką epoką fałszerstw było średniowiecze. Teraz już powszechnie wiadomo, że tzw. Donacja Konstantyna była fałszerstwem. Ale znamy również tak wyrafinowane metody fałszerstwa, jak ukrycie sfałszowanego dokumentu, po to, by został odkryty po wiekach i zaświadczył o prawdzie tego, co głosiła polityka stulecia wcześniej – takim przypadkiem było np. ukrycie w klasztorze w Quedlinburgu dokumentu „zaświadczającego”, że cesarzowa Teophanu, żona cesarza Ottona II, była porfirogenetką. Było to zresztą podwójne oszustwo, bo była tylko siostrzenicą cesarza Jana I Tzimiskesa, a sam cesarz był uzurpatorem, nie pochodzącym z rodziny cesarskiej.

Wstęp ukierunkował historyków na opisywanie historii jako dokonanych wyborów, udokumentowanych w źródłach, przez co zgubił sens możliwych wyborów oraz wyborów nieudokumentowanych. A przecież dokonany wybór, podjęta decyzja, rozpoczęte działanie – jest z reguły poprzedzone rozważeniem wyborów możliwych. Ponadto, na każdy udokumentowany fakt przypadają tysiące nieudokumentowanych. Wnioskowanie na podstawie poddanych surowej krytyce konkretnych dokumentów pisanych musi być zatem uzupełnione nie tylko przez wnikliwą analizę innych typów źródeł – historii mówionej, artefaktów, danych geologicznych itd. – ale także przez wnioskowanie oparte na analizie dużych zbiorów danych. Analiza dużych zbiorów danych historycznych pozwala na stawianie pytań niemożliwych do wyobrażenia w tradycyjnej historiografii. Rozszerza ona widnokrąg historyka o nowe wymiary i przestrzenie. Historykowi, nachylonemu nad rękopisem z okularem w oku, daje nowe narzędzie, nawet do jego mikroanalizy.

Głównym źródłem takich danych są reference books, a jedną z metod ich analizy – wizualizacje.

Milczenie książek

Z punktu widzenia teleinformatyki, szczególną cechą książek jest fakt, że są zastygłe i „milczą”. Nie da się ich aktualizować, ani łączyć z innymi książkami (chyba że przez nowe edycje lub zszycie ich razem). Książki ani nie „rozmawiają” same ze sobą, ani z innymi książkami (skromną formą rozmowy książki samej ze sobą są spisy treści i indeksy, a rozmowy z innymi książkami – przypisy i odwołania). Ani też, nie „rozmawiają” z czytelnikiem.

Najczęściej także reference books, takie jak słowniki językowe i biograficzne, katalogi, bibliografie i encyklopedie, nie rozmawiają same ze sobą. Podobnie jak nie rozmawiają same ze sobą informacje w informatorach: informacje te, tak jak słowa w słownikach językowych, są postawione na stałych pozycjach, najczęściej w porządku alfabetycznym. Słowa w dykcjonarzach są zamrożone: a przecież znaczenie każdego z nich zależy od (zmieniających się w czasie i przestrzeni społecznej) powiązań z innymi słowami oraz od blasku, jaki rzucają na nie metafory, do których nawiązują. Chcielibyśmy zobaczyć je dynamicznej postaci wizualizacji sieciowej, ale forma druku na to nie pozwala.

Nic dziwnego, że humaniści, obcując na co dzień z tak zaaranżowanym światem wiedzy, rzadko rozmawiają ze sobą, a wraz z nimi rzadko rozmawiają ze sobą obszary badań. Gdy wrzuci się do Internetu dowolne nazwiska rozpoznawalnych badaczy, np. Maryla i Migonia, okaże się, że współwystępują oni tylko w bibliografiach i repozytoriach: nie ma takiej platformy, na której Maryl i Migoń mogliby poznać się i rozmawiać. Epoka druku to także okres bezokiennych monad.

Milczenie książek zaprzecza podstawowej charakterystyce piśmiennictwa, jaką jest intertekstualność, oraz życia społecznego, jaką jest sieciowość.

Ponowne narodziny książek

Jak „odblokować” książki?

Dotychczasowe próby były połowiczne.

Pierwsze polegały na umieszczaniu w Internecie skanu (np. Bibliografia Estreichera), kolejne na umieszczaniu wersji OCR (np. Academica) oraz, na koniec, wersji hipertekstowej (np. Polski Słownik Biograficzny). Ale to dalece za mało. Książki, nawet w wersji hipertekstowej, utrzymały swoją tożsamość, tak jakby obawiano się dokonać ich „dekompozycji” i re-aranżacji na zupełnie nowych zasadach.

Nic dziwnego, że nawet najbardziej obiecujące i zaawansowane technologicznie humanistyczne projekty badawcze, takie jak Mapping the Republic of Letters, poza efektowną estetyką wizualizacji, nie wniosły nic przełomowego do humanistyki.

Pomysł „rozhermetyzowania” tekstów dla wyłuskiwania z nich informacji, celem łączenia ich w nowe dowolne związki, nie jest nowy; to przecież istota pomysłów Paula Otlet’a (Promieniująca biblioteka, 1934) i Vannevara Busha (Memex, 1945). Słusznie podkreśla się, że to Internet pozwolił urzeczywistnić ich wizje.

Jednak sam Internet nie ma mocy stworzenia cyfrowej humanistyki.

Co wobec tego należałby zrobić, aby stworzyć platformę do dokonywania odkryć w humanistyce?

Rozhermetyzowane teksty staną się tylko Mare magnum danych, w których każdy zatonie. Potrzeba zatem rodzaju magnesów, które – tak jak magnes opiłki – ułożą dane w nowe wzorce.

Gdzie szukać takich magnesów?

Najlepiej – wśród koncepcji, które pozwalają na sensowne łączenie danych i organizowanie badań.

Sieć, system i struktura

Sieć, system i struktura to właśnie takie koncepcje.

Koncepcje sieci, struktury i systemu przeszły długą ewolucję, w trakcie której zaowocowały wieloma pomysłami badawczymi, a ostatnio zbliżyły się do siebie. Wszystkie trzy mają ambicje, by służyć jako centralne kategorie badawcze nie tylko nauk społecznych, ale nauk w ogóle. Powstaje np. coraz więcej prac opisujących sieci uczonych XVII i XVIII wieku. Tyle, że są one oparte na stosunkowo wąskiej bazie źródłowej, a zatem pozwalają na testowanie bardzo ograniczonej liczby pomysłów badawczych. Mają one charakter „historii anegdotycznej”, „studiów przypadku” (np. o sieci rywalizujących i współpracujących ze sobą fizyków XVII w.). Mimo że są pełne świetnych indywidualnych opowieści, nie dają tego, co mogą dać szersze badania oparte na większej ilości danych – wiedzy o sieciach, systemach i strukturach. Wiedzy o ukrytych zależnościach, możliwych do odkrycia wtedy, gdy pracuje się na dużych zbiorach danych.

W trakcie ewolucji sieć stopniowo rozszerzała swoje znaczenia. Najważniejsze były przejścia

  • od pojęcia sieci ujmowanej statystycznie, ogniwa i ich powiązania w danej chwili, do sieci dynamicznej, zmieniającej się w miarę narastania lub ubywania nowych ogniw i powiązań,
  • od sieci dynamicznej, uczącej się pod wpływem bodźca zewnętrznego, do sieci samoorganizującej się (SOM), struktury dynamicznej, która niejako rozmawia sama z sobą, zmieniając jednocześnie swoją strukturę. (Pierwsze próby zastosowania SOM dotyczyły pojedynczych słów i wyrażeń; czyni się próby budowy dynamicznych, nieliniowych, systemów semantycznych, takich jak dynamiczne modele samoorganizacji Włodzisława Ducha)3.
  • od sieci jedno-poziomowej, składającej się z ogniw tego samego rodzaju (np. osób lub słów), do sieci wielo-poziomowej, złożonej z ogniw różnych kategorii (np. osób i miejscowości).

Zmieniało się także pojęcie struktury. W naukach społecznych (Giddens, Bourdieu, Latour) przesunięto akcenty struktury od

  • struktury jako substancji do struktury jako procesu,
  • struktury jako rzeczy danej do struktury jako rzeczy stwarzanej,
  • struktury jako determinanty działań do struktury jako rezultatu działań.

Struktura to pojęcie wieloznaczne; najczęściej rozumie się przez nie zjawiska o względnej trwałości – gospodarcze, techniczne, społeczne, polityczne lub kulturalne – narzucające ograniczenia zjawiskom o charakterze koniunktur. (Rodzaj techniki rolnej ogranicza zasoby dostępnej żywności, a przez to i limituje wzrost ludności itd.). Przedmiotem zainteresowania są szczególnie: zmiany wewnątrz struktur i zmiany samych struktur – mutacje pozwalające przekroczyć istniejące bariery (w historii nauki – paradygmaty T. Kuhna); punkt początkowy i ciąg repetycji (w historii sztuki – teoria G. Kublera); współzależności między strukturami (w synchronii) oraz współzależności między koniunkturami i rewolucjami (w diachronii); współistnienie ze sobą struktur o różnych „czasach wewnętrznych”.

Podobnie, ewolucję przeszło pojęcie systemu. Nie tylko zwiększało ono zakres swoich zastosowań (cybernetyka, biologia, inżynieria, psychologia, antropologia, archeologia, historia, ekonomia, nauki polityczne), ale także, z upływem czasu, pogłębiano znajomość jego szczególnych cech, takich jak złożoność i adaptacyjność (uczenie się).

Te wszystkie zmiany uczyniły z tych pojęć kluczowe narzędzia badawcze w naukach społecznych i humanistyce, możliwe do stosowania wobec dużych ilości danych.

Infrastruktura badawcza dla humanistyki cyfrowej

Pomysł, który przedstawiam, polega na stworzeniu uniwersalnej platformy umieszczania i organizacji danych historycznych. Pomysł zostałby zrealizowany dzięki równoległej budowie – w ramach projektu europejskiego – wielu sieciowych, połączonych ze sobą systemów danych, uporządkowanych pod względem czasu, przestrzeni i tematów, takich jak osoby, zbiory (biblioteki, archiwa i kolekcje), korespondencje, instytucje (uczelnie, akademie, towarzystwa naukowe, salony…), teksty pisane (książki, czasopisma, rękopisy), gatunki piśmiennicze, idee, obiekty materialne i wiele innych. Źródłem danych byłby zarówno dorobek „humanistyki Windelbanda”, jak i nowej cyfrowej humanistyki.

Dane zostaną sklasyfikowane w ramach pewnych kategorii; każda kategoria danych stanie się osią odrębnej bazy.

Krótko można by ideę projektu przedstawić tak: budujemy bazę danych jednostek tej samej kategorii – niech to będą uczeni europejscy XVI-XVIII wieku. Każda jednostka otrzymuje swój „biogram” – uporządkowany zestaw informacji. Każda informacja, która odnosi się albo do innej jednostki tej samej kategorii (do innego uczonego), albo do jednostki innej kategorii (biblioteki, instytucji naukowej, publikacji itd.) zostanie podkreślona; jednocześnie utworzy się link, łączący dwa opisy, jednostki, którą opisujemy, oraz jednostki, z którą była ona powiązana.

Niech opisywany przez nas uczony nazywa się Johann Christian Schott. Miejscowości z życia Schotta – miejsce urodzenia, studiów, podróży, pracy i śmierci – zostaną połączone z bazą geograficzną. Biogramy uczonych, pod kierunkiem których studiował, z którym współpracował lub których uczył, zostaną połączone z biogramem Schotta. Uczelnie, na których studiował, dwory, na których służył, biblioteki, które prowadził, książki, które napisał itd., także zostaną olinkowane. Podobnie idee, które głosił (np. wolfianizm). Również i korespondencja Schotta oraz książki, które w listach recenzuje, zostaną połączone linkiem.

Wszech-sieciowość jest naturą świata. Można ją oddać tylko pokazując powiązania istniejące wewnątrz reprezentacji opisywanych jednostek, takich jak np. biogramy, opisy bibliograficzne książek, koncepcje, charakterystyki obiektów w katalogach zabytków, i wiele innych.

Przedstawiane przeze mnie idee nie są nowe, a jeśli – jak się zdaje – nie zostały jeszcze przedstawione w całości, to ze względu na ich radykalizm i przewidywaną trudność ich realizacji.

Między innymi zastąpienie artykułów w czasopismach korespondencją naukową jako podstawy opisu sieci badawczych proponował francuski badacz Yves Gingras (Mapping the structure of intelelctual field using citation and co-citation analysis of correspondences, 2010). W XVII wieku czasopisma dopiero raczkowały; brakowało standardów powołań i cytowań. Znacznie lepszym źródłem wiedzy o popularności publikowanych tekstów oraz o strukturze pól badań, pisze Gingras, jest lektura ówczesnej korespondencji uczonych.

Nie od razu Kraków zbudowano

Oczywiście, „nie od razu Kraków zbudowano”. Tak postulowaną platformę należy budować krok po kroku. Gdy tylko można, trzeba ją oprzeć na wspomnianych – „rozhermetyzowanych” – papierowych lub cyfrowych informatorach, słownikach bio-bibliograficznych, katalogach, leksykonach i encyklopediach. Takich, jak np. WorldCat OCLC, World Biographical Index Online, wydawnictwa De Gruyter, czy też A world bibliography of bibliographies and of bibliographical catalogues, calendars, abstracts, digests, indexes and the like Theodore Bestermana.

Zacznijmy zatem od pewnej wyodrębnionej grupy wewnątrz wybranej kategorii, niech to będą biolodzy XVIII wieku. Nie było ich tylu, co dziś, tworzyli znacznie mniejszy odsetek ówczesnego – niewielkiego, w porównaniu z dzisiejszymi czasami – środowiska naukowego. Są policzalni i opisani, np. w Historical catalogue of scientists and scientific books from the earliest times to the close of the 19th Century (1984) Roberta Mortimera Gascoigne. Fakty z życia biologów opisano w słownikach biograficznych. Rozpisując kolejne biogramy, wyłuskujemy z nich – automatycznie, tak dalece, jak się da – informacje pasujące do przyjętych przez nas kategorii.

Budujemy zatem bazę (powiązanych ze sobą) biogramów:

A jednocześnie tworzymy jednocześnie kolejne – powiązane ze sobą – bazy, np.:

Formuła technologiczna baz – bazy relacyjne czy może lepiej baza rozproszona ale z indeksem dynamicznym – to zagadnienie dla właściwie zaangażowanych techno-nauk4.

Baza (bazy) powinna być spięta z zbiorami danych warsztatowych:

Budowa platformy powinna postępować równolegle z badaniami pilotażowymi – zarówno testowaniem tez powstałych w różnych polach badawczych, takich jak studia nad sieciami, badania systemowe, systemy innowacji, bibliometria, historia i geografia nauki, jak i – to najważniejsza wartość platformy – odkrywaniem zupełnie nowych ustaleń i regularności.

Platforma nie powstanie bez współpracy historyków („przymiotnikowych” i „bezprzymiotnikowych”), geografów historycznych, informatyków, bibliometrów, a także statystyków i fizyków (ci ostatni stanowią największą grupę badaczy sieci). Konsorcjum DARIAH byłoby jego najlepszym adresatem. To heroiczne zadanie dla DARIAH, ale może sensowne, jeśli konsorcjum nie ma stać się tylko pojemnikiem dla wielu różnych, nie powiązanych ze sobą małych projektów.

Uwagi czytelników

WD

[Przedstawiony projekt] to dość oczywisty kierunek rozwoju dla DARIAH i warto go z tą grupą dyskutować, bo jakoś nie widzę dobrych projektów, chociaż ostatnio dyskutowaliśmy o ich potrzebie. 

Przypomina też trochę projekt Xanadu Teda Nelsona (pisałem o nim w książce o oprogramowaniu w 1997 roku), który nadal powoli się rozwija:
http://techsty.art.pl/?p=1701: „At its simplest, Xanadu lets users build documents that seamlessly embed the sources which they are linking back to, creating, in Nelson’s words, “an entire form of literature where links do not break as versions change; where documents may be closely compared side by side and closely annotated; where it is possible to see the origins of every quotation; and in which there is a valid copyright system – a literary, legal and business arrangement – for frictionless, non-negotiated quotation at any time and in any amount.”

NK-H

Projekty ‘totalne’ są kuszące, ale trudne do realizacji w realnym świecie. Znacznie lepiej sprawdzają się mniejsze akcje/projekty pod warunkiem, że są skoordynowane i mają wspólne podstawy metodologiczne i technologiczne, tak że dadzą się połączyć w jeden system i używać za pomocą tych samych narzędzi (choćby konsekwentne wprowadzanie TEI daje takie możliwości). Jak sam piszesz projektów jest bardzo dużo, są też już próby ich integrowania, np. COST Action dotycząca epistolografii [Reassembling the Republic of Letters, 1500-1800 A digital framework for multi-lateral collaboration on Europe`s intellectual history] http://www.cost.eu/COST_Actions/isch/IS1310

Takie ‘rozproszone’ działanie nie tylko jest łatwiejsze finansowo i organizacyjnie, ale też chroni przed ‘wielkimi’ błędami, tzn. łatwiej weryfikować przyjęte rozwiązania i korygować złe decyzje metodologiczno-technologiczne przy mniejszych stratach. Sądzę też, że to musi być działanie bottom up, bo narzucanie rozwiązań z góry dużej i różnorodnej grupie uczonych źle by się skończyło.

Ale oczywiście nie Ty jeden marzysz o takim utopijnym rozwiązaniu…

WM

Dziękuję bardzo za przesłanie tego interesującego projektu, który rzeczywiście mógłby wpisać się w prace teoretyczne europejskiego projektu Horyzont poświęconego renesansowi.

WO

Podobało mi się szczególnie, ze “książki milczą”. Musisz koniecznie zajrzeć do opublikowanej niedawno w formie interaktywnej naukowej książki: Piotr Celiński, Postmedia. Cyfrowy kod i bazy danych http://www.postmedia.umcs.lublin.pl/. Zupełnie inna filozofia czytania: wszystko poprzez odniesienia graficzne. To dopiero sprzężenie zwrotne! Grafiki, które zamieszczasz w tekście są abstrakcyjne. Dla humanistów trzeba je opisać.

GO

Warto wspomnieć o sieciach samoorganizujących się SOM, strukturach dynamicznych, które niejako rozmawiają same z sobą zmieniając jednocześnie swoją strukturę. Pierwsze próby zastosowania SOM dotyczą co prawda na razie pojedynczych słów i wyrażeń ale czynione są już próby budowy dynamicznych, nieliniowych, systemów semantycznych – dynamiczne modele samoorganizacji – W. Ducha.

Podziały nauk – Może zaproponować nowy podział bardziej adekwatny do sytuacji w XXI wieku, proponowany przez Andrzeja Zybertowicza „Samobójstwo Oświecenia” 2015 na „naukę” i „technonanukę”, gdzie ta druga, w oderwaniu od pierwszej, maszeruje obecnie do „samozagłady” i konieczne jest ściślejsze osadzenie w ramach nauki jako transcendentnej emanacji całościowej wiedzy ludzkości etc… to nowe koncepcje, nie wszystkie są dla mnie oczywiste, ale niewątpliwie wskazują cel inny niż prosta „oświeceniowa droga nowoczesności”.

AR

Projekt jest, używając pańskiego określenia, heroiczny. Ja bym może rozpoczął od stworzenia GIS-a, a właściwie należałoby powiedzieć HGIS-a, na który można by nanosić informacje dotyczące czasopiśmiennictwa. W ramach DARIAH być może grupa lubelska coś takiego będzie chciała robić – tylko w odniesieniu do wybranych elementów dziedzictwa historycznego Polski, a później Europy.

ARo

Moim zdaniem to zdecydowanie ma ręce i nogi. Podoba mi się pomysł i jako historyk chętnie bym korzystał z takiego narzędzia. Rzeczywiście nie ma nic podobnego, a stworzenie takiej mapy połączeń między uczonymi byłoby niezmiernie interesujące, ale i cholernie czaso- i finanso-chłonne.

1 https://www.researchgate.net/publication/273459482_Wizualizacja_jako_narzdzie_badawcze_historyka

2 Por. Krzysztof Pomian, L`ordre du temps, Gallimard 1984, tłum. pol. Porządek czasu, Słowo/Obraz/Terytoria 2014.

3 Za tę informację dziękuję prof. Grzegorzowi Osińskiemu.

4 Za tę propozycję dziękuję prof. Grzegorzowi Osińskiemu.

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.