SYLWESTER GOŁĄB
Wiersze (jeden niepublikowany)
Floryda
dozorcy sypią popiół
autobusy zostały w zajezdni
popołudniem ruszyły w teren piaskarki
i cały budżet gminy rozjechały prywatne samochody
więc odjechała
w tym dniu gmina miała jeszcze kilku zmarłych na głowie
rozpychających się bądź co bądź na niewielkim metrażu
Śmiertelność i pudel
W trzydziestym roku życia pojąłem
własną śmiertelność
w Wigilię stłukłem bombki
będące rodzinną pamiątką
ojciec umierając machnął ręką
myślę że na sanitariuszy by spierdalali
pamiętam mówił bym panował
nad językiem w którym nie myślę
że
każdy pudel ma panią która słucha arii
potrafi przewidzieć śnieżyce otulić róże w waciane onuce
swoich kochanków przenosić przez próg jedną ręką
dla pikantności nacierając piersi papryczkami
kicając jak zając w miłosnym uniesieniu
Hotel Robotniczy DG3
wjeżdżamy sobie
na ambicję
czekamy na rozwój wypadków
na sprężynowej wersalce
w sprężynowych nożach
w bazarowych uniformach
nie czytamy Dostojewskiego
nie piszemy wierszy
gromadzimy materiały
takie studium literackie
czekamy na rozwój wypadków
zwiastowanie
groźniejszych w obyciu
tych przy opisach których
pojawia się archaiczna blizna
wpadają
w rękach trzymają
kwiaty
skończył się świat
mówią
zostańmy kochankami
Jan
płatami odchodzić będziemy od stołu
mała Natasza podbiegnie
w jej oczach błyśnie księga Jana
Janka
Janeczka
który wywiódł nas z niewoli domowego miru
który rozdarł koszulę pod wiatr
który powierzył się ziemi
więc zrzucimy się na krówki dla ukojenia sumień
obmyślimy plan samozniszczenia w coraz lepszych wierszach
jak Jaś który wieszczy Armagedon w zakolu rzeki
Oczka Judei
a zęby będziesz miał jeszcze po śmierci
jak przeleci kometa uśmiechniesz się do niej
dzieci będą leczyć skaleczenia chlebem i śliną
przypną twoje zdjęcie do lodówki obok informacji
nakarm psa blado wygląda
a jak będą skubać kaczkę
archaniołowie zaniepokoją się takim stanem rzeczy
i przysłonią oczka Judei
Statham
czuję satysfakcję
akupunktura barbarzyńcy
przybrała formę totalną
mogę sobie wyobrazić jak
ze słodyczą papieskiej kremówki
mówisz
że przypominam ci Beckhama
przecież grywałem z kumplami
do późnych nocy
wracając poręczami
mimo działającej windy
mimo
miejsca zamieszkania
znacznie oddalonego od wypiętrzonych
kikutów socrealizmu
mogę sobie wyobrazić
jestem podobny do Stathama
przetrącając szczęki
w kaszlu chrząszcza
wybrzmiewa syrena po
chama
Těšín
zawiesina w gęstwinie
pościeli
testujemy
wytrzymałość ruchomych schodów
humanizm miśków Haribo
moc czeskiego spirytusu
w Polsce wydawał się słabszy
więc wracaliśmy przez pokój klatkę
klatkę stop
do otwarcia do pierwszego ziewnięcia
zza lady w Asia Večerka
nadrzecze sprowadziło tłumy
będzie śniło w niepokoju
stężenie w czarne płaty
wdech
targiem
strażą
rybi salatem
puzonem
Radegastem
wydech
co za kulturalne miasto
Granica
zbieraliśmy łuski
przekraczaliśmy granice
po jednej stronie komuniści znaczy się my
dumne dzieci Ojczyzny Ludowej
po drugiej Iluminaci
jak się miało okazać po wielu latach demokracji
w Republice Czeskiej
dowódca zdobywa najwyższą hałdę w okolicy
dobrze że nie jestem z tych stron
krew moja mniej czarna
mam własne inne góry
z żaróweczką na szczycie
z korytarzem powietrznym
Warszawa–Budapeszt
czerwony Szwejk
ma nas na muszce
odpali? przymknie na to jedyne oko?
przecież nie strzeli
skoro i tak mamy wejść do Schengen
w osiemdziesiątym siódmym mógł tego nie wiedzieć
i my chyba też tego nie wiedzieliśmy
w dziewięćdziesiątym siódmym
zostanie bohaterem sobotniego Peříčka
zdradziecko obwieściły to jego umięśnione wąsy
jedni zostali poetami
inni nie istnieli
las rośnie jakby wolniej
wysypisko rośnie jakby wolniej
na zasadach umowy o rozbrojeniu
Mark Zuckerberg
Deszcz obmywa ulice samochody
stertę złomu pozostawioną przez bezdomnego
Gdyby Pan Bóg był tak mądry jak
Mark Zuckerberg
Wymyśliłby portal
matkiboskie.pl
dla polskich Matek Boskich
I na przykład Matka Boska Licheńska
chwali się zdjęciami z Egiptu
a Matka Boska Częstochowska
jest nieco skromniejsza
Wiersze
wysłałem kilka wierszy
do redaktora naczelnego
Pisma Świętego
nadal czekam na odpowiedź
zuchwałe posunięcie
wiem
ale posunę się jeszcze dalej
jutro wysyłam do naczelnego
Twórczości
Struny
w teorii strun nie chodzi o zależność
chodzi o studnię plującą resztkami sójek wodę której nie było
całą historię nieporozumienia od wybuchu syczeń na przełęczy
pociągów dokądś
do których nie zdążyłem wsiąść przez które
przychodzi mi słowo na rękach
przez które przychodzi serce wielkie jak Boga
dyndające na włóknach jedwabników
jeszcze przyjeżdżam na pogrzeby
wyciszam kuchnię potencjometrem radia
składam ubrania w kostkę
ulegam rytuałom taktycznym strąceniom
święcę pola w chwili przesilenia kumulujących się
sprzeczności
wciskam w kieszeń pamiątki z prowincji wzgórz i szyldów
do momentu gdy groby przykryje śnieg i nikt nie upomni się o nie
tak jak w dziewiećdziesiątym piątym gdy oddychałem mroźnym powietrzem
tak jak w dziewiećdziesiątym piątym gdy sarny ginęły na torach
SYLWESTER GOŁĄB (ur. w 1980) – pedagog, animator kultury, redaguje magazyn literacko-emigracyjny „Obszary Przepisane”. Wiersze publikował m.in. w czasopismach: „Czas Kultury”, „Migotania”, „Cegła”, „Nowy BregArt”, „LiteRacje”, „Tekstualia”; na stronach internetowych czasopism: „Latarnia Morska”, „2Miesięcznik”, „Odra”, „Helikopter”; na stronie Fundacji na Rzecz Kultury i Edukacji im. Tymoteusza Karpowicza oraz w norweskich magazynach literackich. Jego wiersze ukazały się w antologii magazynu Helikopter „Przewodnik po zaminowanym terenie”. Autor tomiku poetyckiego Garda (wyd. MaMiKo 2016). Mieszka w Stavanger w Norwegii.