
Zapytano założyciela Dubaju, Szejka Raszida, jak widzi przyszłość swojego kraju, a on odpowiedział:
– Mój dziadek jeździł na wielbłądzie, mój ojciec tak samo, ja jeżdżę mercedesem, mój syn land roverem, mój wnuk też będzie jeździł land roverem, ale mój prawnuk prawdopodobnie znowu pojedzie na wielbłądzie…
– Dlaczego?
– Jest kilka odwiecznych zasad, które rządzą wszystkim w życiu. Wiadomo, że trudne czasy kształtują silnych ludzi, silni mężczyźni tworzą dobre czasy, dobre czasy rodzą słabych, a słabi tworzą ciężkie czasy. Wielu nie zrozumie, ale dobrobyt w naszym kraju produkuje pasożyty, a nie bojowników życia…
***
Mądra myśl, która mnie od dawna zaprząta. Wreszcie pewnego czerwcowego poranka postanawiam przyjrzeć się bliżej temu zdjęciu i tej rozmowie.
I jakże prawdziwe okazuje się to przemyślenie.
Szejk Raschid bin Said Al Maktum (1912-1990) nie był wprawdzie jak podaje autor powyższej opowieści założycielem Dubaju, tylko ósmym jego władcą, słynnym myśliwym, którego specjalnością były polowania z sokołami. Wydawałoby się więc, że jest przykładem bajkowego wręcz władcy orientalnego, ale to właśnie on rozpoznał wyzwanie nowoczesności, to on zainicjował i umożliwił gospodarczy rozwój Dubaju i jest politycznym ojcem zarówno Zjednoczonych Emiratów Arabskich, jak i wspaniałego miasta, jakim stał się Dubai w ciągu sześciu ostatnich dziesięcioleci.
Szejk miał czterech synów, z których pierwszy już nie żyje, a trzeci rządzi obecnie Dubajem i jest wiceprzewodniczącym Zjednoczonych Emiratów.
To ten syn, jeden z synów, o których Rashid powiedział, że oni też będą jeździć land roverami. To ci, którzy żyją w dobrych czasach i są słabymi ludźmi.
Muhammad bin Raszid Al Maktum, urodzony w roku 1949, studiował w Cambridge, jest patronem fantastycznego projektu budowy najwyższego budynku na świecie – Burj Khalifa. Jest znanym dobroczyńcą i patronem wielu akcji kulturalnych. Ma sześć żon i 24 dzieci. Jedna z jego żon uciekła od niego z dziećmi, dwie córki też próbowały uciec, zostały złapane, zmuszone do powrotu do Dubaju i uwięzione w rodzinnym więzieniu.
Zza zasłon skrywających orientalną baśń o potędze i nieprzebranych bogactwach wyziera wykrzywiona maska okrutnika, prześladowcy kobiet i dzieci, człowieka odpowiedzialnego za uprowadzenia, tortury i śmierć członków swojej rodziny. W marcu 2021 roku szejk został przez sąd w Londynie zaocznie skazany, ale wypiera się wszystkiego i zapewne nigdy nie dosięgnie go sprawiedliwość.
Taka historia.
Moje wspomnienie z Kuwejtu, które trochę pokrywa się z treścią tego wpisu.
Pracowałem na Kuwait University. Jednego dnia wyjeżdżając z pracy zajrzałem przez okno do wartowni przy bramie, a tam, na podłodze siedzieli dwaj wartownicy i wicerektor Uniwestytetu, dobrze mi znany dr Ali i jedli coś nabierając jedzenie dłońmi ze wspólnej michy.
Szybko się cofnąłem, ale za kilka dni spotkałem dr Ali, a on – widzialeś mnie na wartowni?
– Tak, nie, tego…
– Widziałeś. To jest w porządku. To Beduini, jak my tu wszyscy. Tak żyli moi rodzice. Allah zrządził, że na nasz kraj spadło bogactwo. Nasz Szejk stara się, żeby z tego skorzystali wszyscy. Co z tego wyjdzie – zobaczymy.
Większość z nas nie będzie jednak zaskoczona jeśli to się skończy i wrócimy na pustynię, do której nalezymy.
Jeśli chodzi o starania Szejka i innych… w mojej sekcji pracowały jako programistki 2 rodowite Kuwejtki. To była rzadkość żeby Kuwejtczyk pracował na szeregowym stanowisku.
Powiedziały, że robią to tylko po to żeby dać przykład miejscowym kobietom, ich wynagrodzenie było zupełnie nieistotne w budzecie domowym, miały kłopoty z akceptacją w rodzinie. Na szczęście mężowie je popierali.