Mucha Kierkegaarda 4

Animalsi, czyli o komunikacji międzypokoleniowej

(Powiedzmy, że ja, ale to chyba głos pokolenia)
Ewa Maria Slaska

Na początek przypomnę, że naukowcy, którzy patrzą na nas jak na szczury w labiryncie, podzielili nas na pokolenia. Już o tym pisałam.
Chcę tu opowiedzieć o moich rozmowach. Jestem osobą z pokolenia Wyżu Demograficznego (Baby Boomers), a rozmawiam z przedstawicielem Pokolenia Z. Zetowcy są już dorośli, studiują, pracują, w Polsce pozakładali już rodziny.

Ale są wciąż jeszcze młodzi, a niektórzy, zwłaszcza ci, którym wiek odliczają lata nowego tysiąclecia, są wręcz obłędnie młodzi. Gdy millenialsi już ćwierć stulecia temu mówili do nas, “nie mam z tobą o czym rozmawiać, jestem z epoki komputerów, a ty w dzieciństwie pluskałeś się w wannie z gumową kaczuszką”, myśleliśmy sobie, że guys dodają sobie wagi i nadymają się ponad normę. Pokolenie Z wcale tego nie mówi, bo już nie ma o czym mówić. Choćbyśmy się nie wiem jak starali, my, którzy spaliśmy z misiem i kąpaliśmy się z kaczuszką, nie mamy im nic do powiedzenia.

Z założenia zadecydowali, że zanegują nasze znawstwo i zasób zebranej przez nas wiedzy. (Chciałam całe to zdanie napisać ze słów “na zet”, ale poległam.) Wszystko, co mówimy, nawet, jeśli jest to ciekawe, podlega natychmniastowej kontroli. To nie brak zaufania do nas, a w każdym razie nie tylko. Wiedza pochodzi z sieci. To jest FAKT.

Do niedawna myślałam że naszym atutem w rozmowie pokoleń jest nasza własna pamięć, nasze osobiste wspomnienie o tym, jak było. Jak na przykład było w PRL-u, jak wyglądała gra w kapsle, a jak koncert Animalsów w Stoczni Gdańskiej. Ale jeśli nie mamy zdjęcia tego, jak było na koncercie Animalsów, to jak możemy udowodnić, że tam byliśmy? A dalej to już w ogóle kompletna porażka. O której był koncert? Czy tramwaj dojeżdżał pod samą halę? Jaki był numer tramwaju? Ile osób było na widowni? Co grali Animalsi?

I jaka jest moja odpowiedź? Było super, było głośno, byłam młoda. NIE MAM NIC PONAD TO DO POWIEDZENIA. Miałam 16 lat, 2 miesiące, 10 dni. I ten dziesiąty dzień zaważył na moim życiu.

Więc proszę, co zatem Zetowiec znajdzie w sieci.
Koncert odbył się 12 listopada 1965 roku. Piątek.
To była setlist:

I’m Crying (Play Video)
It’s My Life (Play Video)
We’ve Gotta Get Out of This Place (Play Video)
Don’t Let Me Be Misunderstood (Nina Simone cover) (Play Video)
Encore: Boom Boom (John Lee Hooker cover)

Patrzę i oczom nie wierzę. Grali pięć piosenek, w tym dwa covery! Pięć?! Nic nie pamiętam.

Dziury w pamięci, dziury w faktach.

Nagle olśniewa mnie, że nie, że żadna setlist z sieci nie udowodni mi, że było tak, a nie inaczej. Animalsi grali Dom Wschodzącego Słońca. Grali na pewno. Pamiętam, mimo że miałam wtedy 16 lat, a teraz mam, ile mam.

Niektóre źródła w sieci twierdzą, że koncert odbył się 14 listopada. Ale sieć i tak przypomina przede wszystkim koncert Animalsów w Trójmieście 7 lipca 2002 roku, który zdaniem fanów był oszukany, bo z całego dawnego zespołu do Gdańska przyjechał tylko preksusista John Steel. A to już jest problem z cyklu tytułowego, nazwanego przeze mnie Muchą Kierkegaarda. Czy jeśli w zespole gra jeszcze jeden (ale tylko jeden) z dawnych muzyków, to jest to wciąż tamten kultowy zespół?

Uważam, że nie i wiem, że w ciągu ostatniego dziesięciolecia przeżyłam w Berlinie mnóstwo koncertów zespołów, które na to miano wcale nie zasługiwały. Polskich i nie polskich. Lombard bez ‎Małgorzaty Ostrowskiej, Czerwone Gitary bez Seweryna Krajewskiego i Krzysztofa Klenczona. Z nie polskich przypomnę choćby berliński koncert Madre Deus bez Teresy Salgueiro.

Sieć opowiada to, co opowiada. Koncert Animalsów w Gdańsku odbył się 12 listopada, w Krakowie – 14, w Warszawie 16. Animalsi nie pojechali potem do Pragi, jak to wynika z filmu o Nico, tylko wrócili do Ameryki.

Nie byliśmy ubrani jak odjechane nastolaty, mieliśmy na sobie to, co mogliśmy mieć. Dziewczyny spódniczkę i bluzeczkę, chłopaki – spodnie, koszulę, marynarkę. Dlatego mogli w trakcie koncertu kręcić tymi marynarkami nad głową.

No i najważniejsze: jako słuchacze nie byliśmi porażeni i zgorszeni tekstami Animalsów, a zwłaszcza Domem Wschodzącego Słońca, bo po pierwsze akustyka była koszmarna, a myśmy się darli, więc niczego nie można było zrozumieć. A po drugie nie znaliśmy angielskiego i dopiero PO koncercie Animalsów, a zwłaszcza potem Rolling Stonsów, zaczęliśmy się tego angielskiego uczyć. Zresztą jeśli to nie jest recital solo osoby, która ma piękną dykcję, jak Ewa Demarczyk, do dziś niewiele albo nic nie rozumiemy z tego, co się śpiewa na scenie.

Ale jedno trzeba przyznać – dzięki Sieci, jeśli dziś chcemy na widowni śpiewać z artystami, którzy są na scenie, to możemy. I wtedy cała sala śpiewa z nami.

I to jest w Sieci piękne.

Konkluzja: No ale jednak przegrałam z Siecią. Nie pamiętałam przecież ani dnia, ani godziny, ani nawet roku.

Ciąg dalszy za tydzień, a potem za tydzień.

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.